25 października 2013

Epilog + Podziękowania


-Mamo,mamo!-mała,ciemnowłosa dziewczynka wyłoniła się zza drzewa i zaczęła lecieć prosto w moją stronę.Jej długie włoski rozwiewały w każdą inną stronę,a wielkie,brązowe oczy,które odziedziczyła po swoim tacie,same się uśmiechały.Stanęłam na jej drodze i gdy się zbliżała,podłożyłam jej nogę.Momentalnie przewróciła się,ale zaraz szybko się podniosła i obdarzając mnie srogim spojrzeniem wytarła brudne kolanka,po czym popędziła dalej.
-Co się stało?-Olivia odłożyła książkę i przykucnęła przy niej.
-Oprócz tego,że ONA podłożyła mi nogę..-mała wskazała na mnie palcem,a ja jej odmachałam.-..to chodź,pokażę Ci co znalazłam!-chwyciła swoją mamę za rękę i pociągnęła ją w kierunku domku na drzewie.Westchnęłam i udałam się na taras,gdzie cała reszta właśnie zabierała się za jedzenie kiełbasek z grilla.
-Mary,z łaski swojej,nigdy więcej nie pozwalaj twojemu narzeczonemu zbliżać się do grilla.-Niall uniósł czarną jak węgiel kiełbasę i zniesmaczony ugryzł połowę za jednym zamachem.Zayn,stojący przy grillu odwrócił się i wzruszył ramionami.
-To jest Badboy z Bradford,musi wyżywać się chociażby na kiełbasach.-usiadłam obok rodziców i Maxa.-Twoja córka mnie nienawidzi.-szepnęłam mu do ucha,a on podniósł wzrok znad swojego talerza.
-Dziwisz jej się?-zachichotał i zaczął się bić z Louisem o ketchup.
-Jak Ci idą projekty,córciu?-spytała mama,zabierając małą Suzie na kolana,która przydreptała do stołu tuż za Olivią.
-Nie najgorzej,ale pogubiłam się przy jednej sukience.Nie mam pojęcia ją zakończyć,jak tylko o tym myślę,to mam pustkę w głowie.-wyjaśniłam i przesiadłam się na miejsce obok Sam i Harry'ego,puszczając przy tym Olivię do swojego męża.
-To musisz się sprężyć,bo do poniedziałku musisz oddać wszystkie projekty do szycia.-przypomniała mi Rosalie,a ja wybałuszyłam oczy.
-To już w poniedziałek?!
-No dzień dobry.-parsknęła.Patrzyłam na nią zamyślona,jak rozmawia z Niallem o planach na przyszły tydzień i doszłam do wniosku,że jak szybko czegoś nie wymyślę,to całą sukienkę trafi szlag.-W środę dzieciaki mają u mnie lekcje pianina,ale możemy się spotkać w czwartek,przyjadę do was pod studio.-powiedziała do niego,a ja uśmiechnęłam się pod nosem.Nareszcie coś ich ku sobie popchało! Od straty Maxa,Rosalie zaczęła kręcić z Michaelem,ale on delikatnie dał jej do zrozumienia,że na razie nie szuka poważnego związku.I wtedy wydawałoby się,że załamie się tak jak za pierwszym razem,ale stało się coś zupełnie odwrotnego: zrobiła się pewniejsza siebie i zaczęła flirtować z różnymi facetami.Miała na koncie kilka przelotnych związków,ale to dalej ją nie satysfakcjonowało.Dopiero gdy jeden z jej ''chłopaków'' umawiał się równocześnie z nią i z jej koleżanką ze studiów,dala sobie spokój z szukaniem kogoś na siłę.I wtedy,jak po wymówieniu magicznego zaklęcia,na białym rumaku,pod jej domem zjawił się Niall...No,może przesadzam,bo zjawił się białym porsche i to po to żeby odebrać od niej swoje szczęśliwe skarpetki,które u niej zostawił,ale dobre i to,prawda?
-Liam,musimy jechać.-głos Danielle,stojącej tuż nad moją głową,wyrwał mnie z zamyśleń.Payne zrobił smutną minę i odłożył szklankę soku.-No dalej,nie ociągaj się,twoja mama nie będzie długo czekać.-uśmiechnęła się,a on wstał i zaczął ściskać każdego po kolei.
-Zobaczymy się na urodzinach Liama,mam nadzieję?-uniosłam ku niej głowę,a ona położyła mi ręce na ramionach.
-Zjawię się tam nawet jeśli będę musiała przez to stracić posadę.-cmoknęła mnie w policzek.-Pewnie przed imprezą będziesz chciała iść na cmentarz.Pamiętaj,że możesz na mnie liczyć.-szepnęła mi do ucha,a ja pokiwałam głową.Jamie,ten mój Jamie,obchodził urodziny 29go sierpnia,czyli dokładnie tego samego dnia co Liam.Od jego śmierci przychodziłam na jego grób właśnie w ten dzień,i co roku nie towarzyszył mi ani Zayn,ani Rosalie,tylko Danielle.
-A ja też mogę przyjść na te urodziny?-zapytał Nick,zjawiając się przy nas nie wiadomo skąd.Jeszcze przed chwilą widziałam jak próbował znaleźć kontakt do podłączenia laptopa,bo znowu wciągnął się w jakiś serial.
-Możesz,o ile nie nawalisz się tak jak ostatnio.-zachichotała Danielle,a on uniósł oba kciuki do góry.
-No to lecimy.Nie zapomnij o tych filmach,które Ci pożyczyłem,Mary!-zawołał Payne.
-Nie zapomnę.-odpowiedziałam beznamiętnie,nie odwracając się.-To,że je zgubiłam już od dawna siedzi mi w głowie.-dodałam już ciszej,a Harry uniósł brew.
-To samo było z moimi słuchawkami.-zauważył.-Już Ci nigdy nic nie pożyczę.
-A ty dalej musisz mi to wypominać?-nałożyłam sobie na talerz nieprzypieczoną kiełbaskę,bo Louis wziął się za pomoc Zaynowi.Podniosłam się i sięgnęłam jeszcze po owocowe piwo.
-Jesteś pewna,że nie jesteś w ciąży? Bo wiesz,alkohol jest niewskazany,a z tobą to nigdy nie wiadomo.-odgryzł się,a ja zgromiłam go wzrokiem.
-Nie,nie jestem w ciąży i nigdy nie byłam.-odparłam,biorąc spory łyk.Trzykrotnie pośpieszyłam się z postawianiem wniosku o mojej rzekomej ciąży,i trzykrotnie moja mama dostawała zawału,kiedy informowałam,że spodziewam się dziecka,a potem to odwoływałam.-Każdemu może się pomylić.
-No nie wiem,ja bym się upewnił,w końcu mowa tu o Marinie Davies.-pokazał mi język.
-Bardzo proszę o niedrażnienie mojej dziewczyny,bo źle się to dla Ciebie skończy,zrozumiałeś,Styles?-Zayn odezwał się znad grilla,a ja uśmiechnęłam się tryumfalnie.
-Ja się tylko o nią martwię,bo jeśli po tej waszej wczorajszej,upojnej nocce coś z tego wynikło,to...
-Chciałabym zauważyć,że rozmawianie o takich sprawach w towarzystwie rodziców jest trochę nie na miejscu,Harry.-Mama skrzywiła się.-Wolę uniknąć tych szczegółów.
-Okej,jasne.-uśmiechnął się do niej szarmancko,a Sam zdzieliła go w brzuch.
-Ej,do mnie się już dawno tak nie uśmiechałeś!
-Bo dla Ciebie mam przyszykowany inny zestaw.-odpowiedział z powagą,po czym wyszczerzył zęby i zatrzepotał rzęsami.-Ten nazywa się...uśmiech figlarny.Przekazuje komunikaty: ''Poflirtujmy''..''pobawmy się''...''jestem w nastroju do zabawy'' i...''nie odpuszczę Ci tak łatwo''...
Sam spojrzała z przerażeniem na to jak on się wczuwa,podczas gdy Olivia i Max dławili się śmiechem.
-Jesteście cholernie dziwni.-przyznałam i rozejrzałam się w około.Zayn i Louis ciągle zajmowali się grillem kłócąc się przy tym niemiłosiernie,który to z nich nie przypilnował ognia przez co wszystkie kiełbasy spaliły się od jednej strony.Eleanor kredką do oczu przemalowywała twarz Suzie w kotka,rodzice oglądali jakieś filmiki na youtube,Nick wylał na obrus cały dzban soku i teraz biedak klnąc pod nosem musiał to szybko sprzątać.Niall pokazywał Rosalie kilka chwytów gitarowych,Max i Olivia wciąż się śmiali,Sam zaczęła pstrykać zdjęcia uśmiechom Harry'ego,które udostępniała na instagramie,a ja kiwając głową bujałam się na krześle i wszystkiemu się przyglądałam.-Ale za to was kocham.


taak,to koniec,wohooo!

To już jest naaapraaawdęęę koniec,rozważałam waszą prośbę o kontynuacji,o drugiej części,ale ostatecznie doszłam do wniosku,że zrobiłaby się z tego jedna wielka MODA NA SUKCES,a tego nie chcę :) Ufam,że mnie zrozumiecie! Ale to nie koniec mojej przygody z pisaniem,wciąż możecie czytać moje wypociny na AlwaysGleamOfHope.
Oprócz tego jestem na STO PROCENT pewna,że w najbliższej przyszłości rozpocznę jakieś kolejne opowiadanie,bo pisanie stało się częścią mnie i pozwala mi oderwać się od rzeczywistości,więc na pewno tego nie porzucę :3


Ogromne podziękowanie dla was wszystkich,tych którzy poświęcili chwilkę czasu aby wyrazić w komentarzu swoją opinię,ale także dla tych,którzy jedynie czytali rozdziały.Ankieta podsumowała,że pod koniec miałam aż 60 czytelników! Nie macie pojęcia jaka jestem z siebie dumna :)

Osoby,którym ślę szczególne podziękowanie to: Sabina,Martyna,Gayane,Sykaa Bieber,Iwona,Wiktoria Nowakowska,Happy,All,Kiss Me,Camille,Ann Toran,Ola Horan oraz wszystkie Anonimy - byliście ze mną do końca i to wiele dla mnie znaczy.
Wiem,że było was dużo więcej,ale nie jestem w stanie wymienić tu wszystkich,mam nadzieję,że nikt nie poczuje się urażony,bo naprawdę was kocham! <3 Jeśli nie odwiedziłam waszych blogów,bądź nie skomentowałam to tylko dlatego,że mam okropnie mało czasu,ale wiem,że na sporej części z nich czasem się zjawiłam,chociaż nie pozostawiałam po sobie śladu :c

Jeśli ktoś z was chciałby utrzymywać ze mną kontakt,zapytać o coś,poprosić o coś,bądź po prostu porozmawiać,odsyłam was na samą górę strony,gdzie znajduje się zakładka ''Kontakt''.

Rozstawanie się z tym blogiem jest dla mnie dla mnie bardzo emocjonujące,bo cholernie przywiązuję się do wszystkiego,a już na pewno do czegoś,co sama stworzyłam w swojej głowie,więc..wybaczcie mi,ale idę się wypłakać...

to niesamowite,że po stworzeniu prologu,zaczęłam pisać historię Mariny Davies,nad
którą ciążyło jakieś fatum,bo pakowała się w same kłopoty.dzięki niej poznałam was i
wciągnęłam się w pisanie na Maxa! :D

to z wami się śmiałam:

z wami płakałam:

przez was nie spałam w nocy i cierpiałam na brak weny:

i potem w szkole nie byłam sobą:

TO WSZYSTKO PRZEZ WAS:

ale i tak was kocham!



Teraz,kiedy już skończyłam to opowiadanie,mogę pokazać wam moją prawdziwą twarz.Odważnych odsyłam do zobaczenia mojego zdjęcia: KLIK -  to ja w trakcie tworzenia rozdziałów :3



19 października 2013

Rozdział 53



Zaraz po zmienieniu ubrań na suchsze i wysuszeniu włosów,nałożenia make up'u oraz wrzuceniu niezbędnych rzeczy do torebek,zapakowałyśmy się do samochodu Paula,który czekał na nas od godziny i trochę się na nas boczył,że jedziemy ostatnie.Chłopcy podobno się zniecierpliwili i nie chciało im się dłużej na nas czekać,więc pojechali bez nas.Okazało się,że dzisiejsza balanga na cześć powrotu w trasę,odbędzie się w jakimś domku,a nie w klubie tak jak się tego spodziewałyśmy.Jak tylko dojechaliśmy,Paul pilotem otworzył bramę za którą ukazał się piękny dom.
-To ma być ten ''domek''?-zapytała Sam,robiąc cudzysłów w powietrzu,kiedy stanęłyśmy przed jego drzwiami.
-Nie gadaj,tylko właź,ja mam zamiar się dzisiaj upić.-powiedziała Rose,ku naszemu zdziwieniu.Paul otworzył drzwi,a my wślizgnęłyśmy się do środka tuż za nim.Wewnątrz dom był urządzony jeszcze bogaciej niż w ogrodzie,co robiło niesamowite wrażenie.
-No nareszcie.-Zayn momentalnie pojawił się przy moim boku i obejmując mnie w pasie,podał mi kieliszek wina,całując przy tym moje włosy.
-Chyba dzisiaj daruję sobie picie.-odmówiłam i rozejrzałam się wokoło.W domu,a przynajmniej na parterze,dominowały kolory beżu i kremu co robiło ładny,klasyczny efekt.Podeszłam do wielkiego okna z którego malował się niesamowity widok na plażę otoczoną z prawej i lewej strony pagórkami.Zachodzące słońce chowało się właśnie za taflą wody.
-Jak Ci się podoba?-spytał,podążając za moim wzrokiem.-Widok i domek?
-''Domek''?-parsknęłam.-Domek może być,chociaż przydałoby się tutaj więcej kolorów,trochę szaleństwa.Widok zapierający dech w piersiach.Tak w ogóle to czyj on jest?-odwróciłam się do niego,a on nieśmiało uniósł kąciki ust do góry i włożył ręce do kieszeni.
-Nasz.
-Nasz?-powtórzyłam,unosząc brew.-W sensie...
-W sensie całego zespołu,ale głównie mój i twój.-wyjaśnił,uśmiechając się.-Zakochałem się w nim od pierwszego wejrzenia i postanowiłem przyjeżdżać tutaj częściej.
-Wow...-tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić.Czasem wciąż nie dowierzałam w to,że mają kasy jak lodu i mogą wykupić sobie willę nawet w każdym państwie świata.-Nieźle.
-Zaczekaj...-wyciągnął z kieszeni wibrujący telefon.
-Właściwie to chciałam z tobą...-zaczęłam,ale on przerwał mi gestem dłoni i oddalił się w głąb mieszkania z komórką przy uchu.Wzdychając poszłam do salonu gdzie impreza się rozkręcała.Oprócz ekipy zespołu,dołączyli też chłopcy z 5 Seconds Of Summer,którzy wyruszyli w trasę z One Direction.
Po kilku godzinach zabawy zauważyłam,że Rosalie całkiem dobrze bawiła się w towarzystwie Ashtona (członek zespołu 5SOS) chociaż lekko nawiana byłaby w stanie się świetnie bawić nawet ze swoim największym wrogiem.
Wykorzystując chwilę w której Zayn stał samotnie pod ścianą,obserwując wygłupy Nialla i Liama,podeszłam do niego i pociągnęłam go za rękę.


| Louis |
''Żałuję,że Cię tu nie ma.x''-wysłałem sms'a do Eleanor i rzuciłem telefon gdzieś na fotel.Jeszcze tylko dwa tygodnie kiedy znowu się zobaczymy,razem z Danielle dołączy do naszego wariackiego grona.Jak tylko wyobrażałem ją sobie,stojącą tuż przede mną, po moim ciele momentalnie przechodziły przyjemne dreszcze podekscytowania.
Uciszyłem nieco muzykę wydobywającą się z wieży i stanąłem na stole,tak aby wszyscy mnie widzieli,po czym wziąłem kieliszek z szampanem do ręki.
-A teraz zdrowie gospodarzy!-zawołałem,unosząc go do góry i rozglądając się po salonie.-Choć zniknęli....
-Zdrowie!-zawtórowali i wypiliśmy wszyscy do dna,a potem znowu rozbrzmiała głośna muzyka.


| Mary |
Trzymając mocno rękę Zayna,poprowadziłam go na drugie piętro.Było ono jeszcze lepsze od pierwszego,bardziej kolorowe i to mi właśnie odpowiadało.
-Było mówić,że chcesz zobaczyć resztę domu.-powiedział,kiedy przystanęłam na korytarzu,gdzie mogliśmy spokojnie porozmawiać,bez przekrzykiwania się.-Co masz taką minkę,hm?-musnął mój nos opuszkiem palca.
-Kochasz mnie?-spytałam prosto z mostu,a on parsknął śmiechem.
-No oczywiście! Co to za pytanie?-rozbawiony uniósł brew,a ja poczułam,że ręce zaczynają mi się trząść.
-I obiecujesz być ze mną choćby nie wiadomo co?
-Choćby nie wiadomo co.-przytaknął,obejmując mocno moje zimne dłonie.
-A pamiętasz tę noc po weselu Olivii i Maxa?-kontynuowałam,a w jego oku rozbłysnęła niebezpieczna iskierka.Przygryzł dolną wargę i kładąc swoje dłonie na moich biodrach,przyciągnął mnie do siebie.
-Pamiętam...-jego melodyjny głos zadźwięczał w moich uszach w taki sposób,że moje ciało przeszedł mały paraliż.Pocałował mój odsłonięty obojczyk,a ja odepchnęłam go od siebie lekko i spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Chyba jestem w ciąży.


Już wkrótce epilog i podziękowania :)



14 października 2013

Rozdział 52


| Rosalie|
-Takk,więc...teraz ja..-Marina podrapała się po głowie,uderzając mnie przy tym swoim bukietem,bo razem z Niallem staliśmy tuż za nią.-Max,dobrze wiesz,że nigdy nie byłam dobra w składaniu życzeń.Właściwie...na wigilie i w urodziny zawsze udawałam,że mam coś lepszego do zrobienia,na przykład...zbierałam śmieci pod stołem.
-Przejdź do konkretów,Ci z tyłu strasznie się pchają.-syknął do niej Niall,kiedy pulchna kobieta trzeci raz walnęła go swoim wielkim tyłkiem.
-Nie poganiaj mnie!-odpowiedziała mu kącikiem ust.-No więc...Czegóż wam tu życzyć..na pewno dużo miłości,chociaż patrząc na was to chyba jej wam nie brakuje.-Jej słowa,choć prawdziwe,przyprawiały mnie o głęboki ból w okolicy serca.Nam nikt nigdy tak nie powiedział.-W zasadzie to powinnam powiedzieć: chociaż patrząc na wasz brzuch,bo jak wszyscy wiemy dzieci biorą się z miłości i...
-Zaczynasz gadać od rzeczy.-zauważył Horan,ale ona upomniała go gestem dłoni.
-Jak człowiek się zacznie starać,to wszyscy mu przerywają,no! Wyglądacie dzisiaj cudownie i mam nadzieję,że będziecie wyglądać tak przez całe wasze wspólne życie.-zaczęła mówić szybkim tempem.-Cieszcie się sobą,ufajcie sobie,kochajcie się,bądźcie sobie wierni,bawcie się i rozmnażajcie!-zawołała zadowolona z siebie,uściskała ich i odeszła dumnym krokiem.Cała roztrzęsiona zrobiłam krok w przód i uśmiechnęłam się niepewnie do pary młodej.Nie wiedziałam od czego zacząć,więc zainterweniował Niall.
-Na samym początku...-zaczął i to co zrobił było najbardziej szalonym wyskokiem jaki u niego widziałam od początku naszej znajomości.Wziął zamach i uderzył Maxa z pięści w twarz.Ja wybałuszyłam oczy,a Olivia zasłoniła usta dłonią.Reszta gości niczego nie zauważyła,bo była zbyt pochłonięta rozmową.-Wybacz,stary,ale należało Ci się po tym co jej zrobiłeś.-wskazał na mnie palcem i podał chusteczkę Maxowi.-Nie leje Ci się krew,nie martw się,ale tak na wszelki wypadek...-wcisnął mu ją do kieszeni,bo Max był zbyt zszokowany zaistniałą sytuacją.-No,to teraz jak już jesteśmy kwita życzymy wam mnóstwo radości i szczęścia.Wszystkiego najlepszego!-zaklaskał w dłonie i zaczął całować rękę Olivii.Gdy gawędził z nią o stanie jej zdrowia,stanęłam przed Maxem i skrzywiłam się lekko.
-Przepraszam,nie wiedziałam,że Niall z czymś takim wyskoczy.-powiedziałam,a on uśmiechnął się lekko i kiwnął głową.-Albo wiesz co...jednak nie.Nie przepraszam.-oznajmiłam,a on uniósł brew.-To co mi zrobiłeś było największym okropieństwem jakie przeżyłam w swoim dotychczasowym życiu.Byłeś moją pierwszą miłością,pierwszym facetem,którego obdarzyłam takim silnym uczuciem,więc to co zrobił Niall,jak najbardziej Ci się należało!-zawołałam i wszystkie oczy gości skierowały się na nas.-Przykro mi,że mówię Ci to w takim dniu,ale dzięki twoim decyzjom nie miałam szansy zrobić tego wcześniej.-odepchnęłam Nialla i stanęłam przed Olivią.-A do Ciebie nic nie mam,bo jesteś w stanie błogosławionym.-uśmiechnęłam się lekko.-Macierzyństwo to duża odpowiedzialność,więc wszystkiego najlepszego i życzę szczęśliwego porodu.-pocałowałam ją w obydwa policzki i zostawiając ich zdezorientowanych ruszyłam w kierunku namiotu pod którym miało odbyć się wesele.
-To było mocne!-Niall mnie dogonił,podskakując w miejscu.
-Wiem!-zawołałam dumna z siebie i podekscytowana zaczęłam skakać tak jak on.


-Która godzina?-spytał znudzony Liam,kiedy większość gości odjechała i pozostała tylko najbliższa (bądź też najwytrwalsza) rodzina, i znajomi.Przy stoliku,oprócz mnie i niego siedział jeszcze Niall.
-Eem...-Horan podniósł głowę ze stołu i wygrzebał telefon z kieszeni.-Dopiero 23.A ja to bym się już położył.
-Ja też.-przytaknął mu.Kapela zasiadła przy stole żeby się najeść i rzecz jasna napić,przestali grać już godzinę temu a zamiast tego w głośnikach rozbrzmiewała muzyka z laptopa.Nie powiem,trochę zawiewało nudą.Zamierzałam wziąć przykład z chłopaków i też spróbować zasnąć na stole,ale usłyszałam głośne śmiechy,bo na horyzoncie pojawiła się Mary i Louis,którzy byli w wyjątkowo dobrym humorze.
-Ej,poważnie!-zawołał do niej Lou.-Możemy się założyć jak chcesz.
-Taa jasne.-parsknęła z uśmiechem i złapała ze stołu szklankę z jakimś ginem.Jak tylko wzięła łyk,wypluła alkohol z ust równie szybko jak go stąd zabrała.
-Nigdy nie piłaś ginu,co?-Tommo wyszczerzył się.-A mogliśmy się założyć o to,że masz wypić całą szklankę!
-Chciaałbyś.-zmrużyła oczy i tuż po chwili,obok niej pojawił się Harry i Olivia.
-Słuchajcie,dzidziuś mnie kopnął!-krzyknął ucieszony,a Olivia zachichotała.
-Jaki dzidziuś?-Liam zmrużył brew,podnosząc głowę z nad stołu.-Jak to..kopnął?
-No w brzuchu!-Hazza wskazał na Olivię,która usiadła obok mnie.Patrząc na jej wielki,okrągły brzuch wciąż nie dowierzałam,że nosi pod sercem dziecko mojego ukochanego.Byłego ukochanego.-Czaderskie uczucie.Ale zaraz...coś ty taka skrzywiona?-zapytał,patrząc na Mary.
-Nigdy nie piła ginu.-zarechotał Lou,a Hazza wyszczerzył zęby.
-I jak smakuje?
-Hm...-zastanowiła się chwilę.-Jak...bagno.
-A wydawałoby się,że kto jak kto,ale taka alkoholiczka jak ty posmakuje wszystkiego.-westchnęłam i wstałam od stołu.-Idę się przejść,bo gwarantuję,że jak jeszcze raz włączy się Yesterday,Beatlesów to zasnę na siedząco.
-Idę z tobą.-Niall poderwał się z miejsca.-Muszę trochę ożyć.
I tak też się stało,jak tylko zaczęliśmy spacerować,dupy od razu nam odżyły.Oddaliliśmy się od domu i spacerowaliśmy polną drogą.Dookoła nie było niczego,tylko zielona trawa i kwiaty,za czym bardzo tęskniłam mieszkając w mieście.Wiał lekki,przyjemny wiaterek a księżyc w pełni oświetlał nam drogę.Gdzieś w trawie odzywały się świerszcze i gwiazdy widać było niemalże idealnie.
-Och it's such a perfect day...-zanucił Niall i spojrzał na mnie.-I'm glad I spend it with youuu!-wskazał na mnie palcem,a ja położyłam sobie dłoń na piersi i wydobyłam z siebie teatralne 'ach!'.To naprawdę był perfekcyjny dzień.Wybawiłam się jak nigdy,nawet mimo tego,że ta szampańska zabawa odbywała się na weselu mojego byłego.


| Mary |
Jak tylko weszłam do domu Olivii,a raczej jej rodziców,wszędzie było bardzo ciemno.Światło jedynie dochodziło z kuchni i z salonu,gdzie moi rodzice dyskutowali z resztką gości.Na podwórku oprócz Rosalie i Nialla,którzy poszli na spacer,zostali Liam,Harry i Louis,ale nigdzie nie mogłam znaleźć Zayna.Ściągając szpilki wspięłam się po schodach na palcach i zajrzałam do sypialni na drugim piętrze domu.Była ona dosyć stara,nikt od dawna jej nie używał.Znajdowały się tam trzy piętrowe łóżka i jedno pojedyncze,ale dwuosobowe gdzie miałam spać ja i Zayn.Rzuciłam buty w kąt i próbowałam znaleźć światło,ale zdaje się,że nikt nie wymienił żarówek,bo po naciskaniu na włącznik nic się nie działo.
Nagle usłyszałam jakiś szelest i serce podskoczyło mi do gardła.Spoglądałam wystraszona w ciemny kąt pokoju,ale nic nie widziałam,bo światło księżyca widoczne było jedynie przy oknie.Nasłuchując przeszukałam wzrokiem całą sypialnię,ale nic się nie działo.Wymacałam klamkę i już miałam wyjść,kiedy ktoś złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie,zatykając moje usta.

| Harry |
-Poczekaj,poczekaj...-chwyciłem Sam za jej długie blond włosy i uniemożliwiłem ruch,kiedy próbowała wstać i ruszyć za resztą.
-Auua,debilu!-wrzasnęła,przywalając mi z łokcia.-Mam zrobić Ci tak samo?!
-No juuż,nie denerwuj się tak.-uspokoiłem ją,muskając ustami jej szyję.-Dwaj muszkieterowie poradzą sobie w odnalezieniu dwóch pozostałych.-wyszeptałem,patrząc jak Louis i Liam oddalają się w poszukiwaniu Nialla i Rosalie.
-Aleś ty głupi.-westchnęła.-Czego chcesz?
-Cieeebiee...-zaśpiewałem cicho,a ona zmrużyła brwi,ale już widziałem,że udało mi się wywołać delikatny uśmiech na jej twarzy.-Pojedziesz z nami w resztę trasy,prawda?-spytałem,wbijając brodę w jej obojczyk.
-Myślisz,że mama mnie puści?-wyprostowała się.
-Przecież jesteś już dużą dziewczynką,nie ma prawa Cię zatrzymywać.-zauważyłem.-I do tego skończyłaś szkołę,masz wakacje...-przejechałem palcem po jej ramieniu,wywołując u niej gęsią skórkę.-Pora zwiedzić świat.
-Pogadam z nią.-odwróciła się do mnie.-A ty możesz mi pomóc,bo coś mi się zdaje,że sama sobie z nią nie poradzę.-westchnęła.

| Zayn |
-Wygląda na to,że muszę dopisać sobie dzisiejszą datę do zakładki ''Kiedy chciałam zabić Z.Malika''.-powiedziała Mary,a ja odpowiedziałem jej uśmiechem i patrząc na nią znacząco,rozpiąłem górne guziki mojej koszuli.Ona cofnęła się kilka kroków,po czym odwróciła się i patrząc na mnie,zrzuciła z siebie szary płaszcz,odsłaniając przy tym swoją krwistoczerwoną sukienkę.Przybliżyłem się do niej,poruszając brwiami,a ona złapała mnie za krawat i przygryzając dolną wargę,rozwiązała go,a potem wyrzuciła gdzieś w kąt.Uchwyciłem jej twarz w swoje dłonie i złożyłem na jej ustach długi,leniwy pocałunek.Uśmiechnęła się,kiedy moje dłonie przeszły na jej plecy i zabrały się za rozpinanie jej sukienki.
-Cholera.-syknąłem,kiedy nie mogłem się uporać z zamkiem.-Chyba będę musiał obudzić bliźniaczki,bo one są specjalistkami w rozpinaniu twoich sukienek.-westchnąłem,a ona pomogła mi,rozpinając ją jednym ruchem ręki.
-Przypomnij mi,że je też czeka męczeńska śmierć.-szepnęła a ja zachichotałem i przeniosłem ją na łóżko.


| Mary |
Dokładnie dobę później byliśmy z powrotem w Londynie.Pożegnanie z Maxem nie było łzawe,przynajmniej dla mnie,bo moja najlepsza przyjaciółka znowu lekko to przeżyła.Nadal go kochała...
Moja mama natomiast nie mogła się oderwać od Olivii i jej brzuszka w którym mój przyszły bratanek,bądź też bratanica,bardzo dawał o sobie znać.
Zayn oznajmił,że nie wyobraża sobie reszty trasy beze mnie,więc właśnie byłam w trakcie pakowania.Rodzice nie mieli nic przeciwko,w przeciwieństwie do mamy Sam,która bardzo się z nią o to pożarła.Nie pomogła nawet interwencja uroczego Harolda Stylesa,bo ona wciąż mocno broniła swojej kwestii.Na szczęście Sam i Harry mieli jeszcze dwadzieścia cztery godziny aby ją przekonać,więc wszyscy trzymaliśmy mocno kciuki.Rosalie cieszyła się na ten wyjazd chyba najbardziej z nas wszystkich.Pragnęła zostawić wszystkie swoje problemy w Londynie i wyruszyć w świat,aby zacząć od nowa,tak jak to zrobił Max.
Następnego dnia do ostatniej minuty czekaliśmy na pojawienie się Sam.I na szczęście się zjawiła,mając ze sobą jedynie niewielką walizeczkę.
-Zdaje się,że wciąż jesteś na podium w konkursie o największy bagaż.-zachichotał Zayn,za co podłożyłam mu nogę,kiedy wchodził do samolotu.
Chłopcy nie powiedzieli nam gdzie pierwsze lecimy i jak tylko pojawiały się okazje w których mogłybyśmy się tego dowiedzieć,zatykali nam uszy,oczy,a także od kilku dni przechowywali nasze telefony,laptopy bądź też inne urządzenia zawierające internet.
Było to dla mnie miłym zaskoczeniem,kiedy wylądowaliśmy w Portugalii,bo nigdy tam nie byłam.Przez pierwszy dzień pobytu chłopcy mieli wolne aby ''porządnie się wyspać i wypoczęci rozpocząć koncertowanie'',ale oni oczywiście nawet nie myśleli o śnie.W cały dzień zwiedziliśmy chyba całą Lizbonę,co było wspaniałe,nie powiem,ale też baardzo męczące i to w takim upale.
Więc kiedy wieczorem,po kąpieli w hotelowym basenie usłyszałyśmy,że chłopcy szykują imprezę na której będziemy my i cała ekipa zespołu,baardzo się ucieszyłyśmy i prędko pobiegłyśmy się przygotować.


Pierwsza WAŻNA informacja: jest to przedostatni rozdział.
Blog zakończę na rozdziale 53,a nie 55 tak jak planowałam,bardzo was przepraszam (:
Druga,równie ważna informacja: bardzo was kocham!


1 października 2013

Rozdział 51


Jako,że nasza dzisiejsza pobudka była bardzo wczesna,bo o 6 rano (kto normalny wstaje o 6 rano w WAKACJE?!) to podróż samolotem była idealnym miejscem na odespanie.Sam zasnęła momentalnie,jak tylko usiadła w fotelu tuż obok mnie.Co po chwila zabierałam jej głowę z mojego ramienia,ale franca odruchowo na nie spadała.Zdołałabym to zdzierżyć,gdyby nie chrapała...Mogłam usiąść z Rose.
Chociaż ona chyba też nie ma luksusów,bo jakiś facet obok niej mamrocze przez sen.
Westchnęłam,bo zdaje się,że przez blondynę raczej nie zasnę.Włożyłam więc słuchawki do uszów i odpaliłam muzykę.Edynburgu,przybywam!


-Max,synku!-Mama mignęła mi przed oczami,uderzyła w twarz końcówkami włosów,nadepnęła obcasem na stopę i rzuciła się na synalka.Zaczęłam skakać na jednej nodze,sycząc z bólu.
-Jejku,jak dobrze was widzieć...-Max wyściskał rodziców i stanął przede mną.Uniosłam głowę i napotkałam jego wzrok.Nie widzieliśmy się tak długo...kiedy wyjeżdżał nadal byliśmy pokłóceni.No,może nie pokłóceni,ale pogniewani.Po tym odległym incydencie z Zaynem,awanturą pod domem,już nigdy nie było między nami tak samo.Staliśmy chwilę,patrząc na siebie niepewnie,kiedy rozłożył ręce.Westchnęłam i przytuliłam się do niego.
-Nie sądziłam,że kiedyś to powiem,ale brakowało mi zapachu twoich przepoconych koszulek zmieszanych z zapachem dezodorantu.-przywitałam się,a on wybuchnął śmiechem.Pocałował mnie w czoło i drugim ramieniem objął Sam,ściskając się z nią.Wreszcie przeniósł wzrok na Rosalie,która stała z boku,nerwowo ściskając rączkę swojej walizki.
Max uśmiechnął się do niej lekko,po czym skrępowany ''przytulił ją'' jeśli to sflaczałe coś można tak nazwać.
-Chodźcie,pokażę wam gdzie mieszkam.-zabrał dwie torby: jedną moją i jedną Sam,bo reszta była na kółkach i ruszyliśmy na parking.
-Boże,ile wy tam tego napchałyście?


Zaparkowaliśmy pod dużym blokowiskiem prawie w samym centrum miasta.Winda zawiozła nas na 8 piętro,gdzie poczłapaliśmy do mieszkania za Maxem.Jak tylko otworzył drzwi,uderzyła nas panująca tam...ciasnota,ale nie dlatego,że mieszkanie było małe,tylko dlatego,że znajdowało się tam mnóstwo rzeczy.
-Eee.-wydukała mama i po jej minie widziałam,że zastanawiała się w jaki sposób my się tu wszyscy pomieścimy.-Piękne mieszkanie.
-Taa..szkoda tylko,że taki tu syf.-Sam strzeliła prosto z mostu,a ja parsknęłam.
-Zabrałem się już za pakowanie rzeczy do przeprowadzki.-wyjaśnił i zaprowadził nas do bardziej przestrzennego salonu.Jedna ściana była cała oszklona,dzięki temu można było podziwiać przepiękną panoramę miasta.
-No no no...-zacmokałam.-Gdyby nie ta porażająca ilość skarpet,byłabym pod wrażeniem czystości.-usiadłam na kanapie i wyciągnęłam sobie spod tyłka dwie czarne,śmierdzące skarpetki.
-To Jake'a.Albo Matty'ego.Nie wiem,mylą nam się te skarpetki.-machnął ręką.-Siadajcie,rozgośćcie się.
-Kogo?-tata zmrużył brwi,a mama zaczęła chodzić po mieszkaniu.
-Moich współlokatorów.-kiedy to powiedział,drzwi otworzyły się z głośnym hukiem,i do środka wparowało dwóch chłopaków.Jeden z nich był wysokim szatynem,a drugi,nieco niższy miał blond włosy.Jak tylko nas zobaczyli to ich rozmowa ucichła.
-Och..Dzień...-zaczął szatyn,ale jego wzrok spoczął na mnie,a dokładniej na mojej...bluzce z dekoltem.Uniosłam brew i zakryłam się swetrem.
-Dzień dobry.-dokończył ten drugi i uściskał rękę taty.-Prawie zapomnieliśmy,że to już dzisiaj państwo przyjeżdżają.-palnął.Jak mogli zapomnieć o tym od wczoraj? Palanci.-Matty,powiedz coś.-syknął do niego półgębkiem,a chłopak otrząsnął się i podniósł wzrok na moją twarz.
-Cześć.-powiedział bez mrugnięcia okiem i pomachał do mnie.Wywróciłam oczami i wydobyłam z siebie dźwięk zniechęcenia.


Jak się dowiedzieliśmy,Olivia studiowała w Edynburgu,ale w nim nie mieszkała.Pochodziła z małej wioseczki tuż POD Edynburgiem i to właśnie tam,w miejscowym kościółku miał pojutrze odbyć się ślub,a u niej w domu wesele.Do tego czasu rodzice i Max mieli pojechać właśnie tam,a my miałyśmy zostać tutaj z koleżkami Maxa,bo dom Olivii nie był w stanie pomieścić wszystkich gości.
Byłam oczywiście wkurzona,bo na samym wstępie miałam dosyć,ale musiałam się poświęcić dla większego dobra.Zanim się spostrzegliśmy nastawał wieczór,Max i rodzice pojechali,a my przeniosłyśmy swoje rzeczy do pokoju Maxa.Nie był on zbyt duży,ale zbyt mały też nie,spokojnie pomieścimy się w nim we trzy.Jako że w sypialni znajdowało się tylko jedno łóżko,to my z Sam miałyśmy rozłożony na ziemi pompowany materac.Stanowczo odmówiłyśmy kiedy zaproponowano nam pokój chłopaków,bo byłoby to równoznaczne z ciągłym naruszaniem naszej prywatności.
-Ale nieźle,Mar,ten Matty normalnie pożera Cię wzrokiem!-pisnęła Rose a ja spojrzałam na nią dobitnie.
-Błagam was,bo się porzygam.-skrzywiłam się i padłam na materac.-Idę spać i mam nadzieję,że jak jutro się obudzę,to będę daleko stąd.-zgasiłam światło i po chwili odpłynęłam,mimo że Sam i Rose do późna plotkowały.


Słyszałam go.Tak wyraźnie go słyszałam,chociaż wcale nie widziałam! Jego głos był nieco inny,ale wiedziałam,że to on.Mówił do mnie...tak ładnie do mnie mówił...
Niesamowite,że zrobił mi taką niespodziankę i przyjechał wcześniej! Pewnie od samego początku to planował,chciał być romantyczny,chciał sprawdzić czy przez ten jeden dzień za nim zatęsknię.I zgadł,tęskniłam jak cholera.
A teraz jest tuż obok,chociaż go nie widzę,i mówi do mnie swym pięknym włosem...
-Mary...-potrząsnął mną lekko,a ja otworzyłam powieki.
-Zayn..-uśmiechnęłam się i z powrotem zamknęłam oczy,łapiąc go przy tym za koszulkę i przyciągając do siebie.Nie wiem jakim sposobem wytrzymamy ze sobą kolejną długą rozłąkę,ale ważne,że był ze mną tu i teraz.
Momencik...pachniał jakoś inaczej niż zwykle.Otworzyłam oczy i wrzasnęłam,okrywając się kołdrą.
-Co ty tu robisz,zboczeńcu?!-cofnęłam się,a Matty Srati zmrużył brwi.
-Przyszedłem Cię obudzić na śniadanie.I nie jestem zboczeńcem,to ty złapałaś mnie za koszulę.
No tak.Czułam jak rumieńce wpełzają na moje policzki i robi mi się gorąco.Śnił mi się Zayn,myślałam,że to on do mnie mówi! Co za wtopa...
-Ekhm...-odchrząknęłam i uniosłam głowę do góry.-Teraz,z łaski swojej,wyjdź i pozwól mi się ubrać.Za chwilę przyjdę.
Chłopak kiwnął głową i skierował się do wyjścia,uśmiechając się na odchodnym.Rzuciłam się na materac i głośno westchnęłam.
Po kilku minutach kiedy ochłonęłam,pośpiesznie się ubrałam i skorzystałam z toalety,a potem dołączyłam do reszty.Na całe szczęście Jake i Matty byli dzisiaj zajęci,więc prędko się zebrali,zostawili nam klucze i wyszli.Sam i Rose spojrzały na mnie pytająco,kiedy tylko weszłam do kuchni.
-Nie mówcie o tym Zaynowi.-pogroziłam i palcem.


Edynburg był cudowny.Po całym dniu spędzonym na mieście wróciłyśmy do mieszkania zmordowane,ale z nowymi zakupami,a konkretniej nowymi sukienkami.
Z samego rana,w dzień ślubu,kiedy się wystroiłyśmy,stanęłyśmy i zaczęłyśmy się podziwiać,bo jeszcze żadna z nas nie widziała się w nowych sukienkach.Przymierzałyśmy je w osobnych przymierzalniach,kupowałyśmy osobno,tak żeby żadna z nas nie podglądnęła kreacji drugiej.
Rosalie wybrała skromniutką,delikatną sukienkę z kilku halek i ładnym wycięciem:

Sam postawiła na klasyczne połączenie bieli i czerni,co podkreśliło jej smukłą talię:

A ja założyłam zwykłą,czerwoną sukienkę.Prostą i obcisłą,tak jak chciał Zayn:
tak,to jest nasza Marina :D




















Gdy dojechaliśmy pod kościół,na pierwszy rzut oka zauważyłam Max'a,który z nerwowym uśmiechem witał gości.Starając się nie wypieprzyć w szpilkach,które założyłam,podeszłam do niego i położyłam mu rękę na ramieniu.
-Wyluzuj się,będzie dobrze.Jako twoja siostra świetnie wyglądam,ty też całkiem korzystnie.Poradzisz sobie.
-Dzięki.-poprawił marynarkę i rozglądnął się wokoło.-Słuchaj,wiem,że mówię to trochę za późno...
-Niee,no coś ty,ogłaszanie rodzinie,że się żenisz,dwa dni przed ślubem to wcale nie tak późno.-machnęłam ręką.
-..ale mogłabyś zostać druhną?-dokończył,a ja znieruchomiałam.-Wiem,że nie powinienem prosić tak na poczekaniu,bo druhna to jednak mała odpowiedzialność,no wiesz,sprawdzanie czy niczego nie brakuje i...
-Czy ty wiesz ile kosztowała ta sukienka?-wskazałam na soczystą czerwień.-No dobra,może zaś nie tak dużo,ale kosztowało mnie dużo sił i cierpliwości aby ją znaleźć.
-Ale co to ma z tym wspólnego?
-Too...-prychnęłam.-..że nie włożę tej samej sukienki co jakieś inne dziewuchy.Nie ma mowy.-skrzyżowałam ręce na piersi,a on spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
-Martwię się,że nie będziesz chciała zostać druhną ze względu na odpowiedzialność tej funkcji,a ty odmawiasz,bo nie włożysz tej samej sukienki co inne..dziewuchy?-uniósł brew.
-Muszę być unikatowa.
-Twoja oryginalność mnie powala...Olivia nie ma żadnej siostry,a jej kuzynki mają dopiero 11 lat.Byłabyś jedyną druhną,i będziesz mogła mieć na sobie sukienkę jaką tylko zapragniesz!
-Ouch...-oparłam ręce na biodrach.-Kuszące.
-Więc jak? Muszę lecieć,za chwile przyjedzie Olivia z jej tatą.
-Dobra,niech będzie.
-Dzięki!-pocałował mnie w policzek.-Wchodzisz tuż po dziewczynkach z kwiatkami!-zawołał,biegnąc do kościoła,a ja namierzyłam te słodkie,pucowate bachory.A kiedy jedna z nich się odwróciła,to na moment stanęło mi serce.Te słodkie,pucowate dziewczynki to były moje kuzynki: Sophie,Ellie i Marge. (wspominane jest o nich w rozdziale 18 - klik! ) Jak tylko mnie zobaczyły,to uśmiechnęły się cwaniacko i przybiegły do mnie tymi swoimi pulchnymi nóżkami.Dla małego przypomnienia: z tymi małymi potworami toczyłam wojnę odkąd pamiętam.Były słodkie,ale i wredne,jak to dzieci.Ku odrobinie szczęścia widywałam je raz do roku i tyle stanowczo wystarczało.
-Mary!-rzuciły się na mnie i wyciągnęły do mnie swoje małe rączki.Dobra,raz kozie śmierć.Schyliłam się i ze sztucznym uśmiechem objęłam je,ale kiedy mnie ściskały,wywróciłam oczami.
-Możecie mnie już puścić.-syknęłam,ale one pokiwały głowami i przykleiły się na dobre.
Zauważyłam,że ludzie wchodzili do kościółka,a Rose i Sam machnęły na mnie ręką.
-Puszczajcie,musimy wchodzić!-warknęłam,a one oderwały się i pobiegły,łapiąc do rąk swoje koszyczki z płatkami kwiatów.Rozglądnęłam się,panna młoda właśnie wysiadała z samochodu,ale nie widziałam jej twarzy,bo skupiłam się na osobach,które właśnie koło niej przebiegały.A mianowicie była to piątka chłopaków,którzy w swoich garniturach wyglądali niesamowicie przystojnie.Szczególnie jeden z nich.
-Jesteś druhną!-zawołał Zayn i pocałował mnie przelotnie.-Powodzenia,kochanie!-wbiegli do kościoła,a ja odwróciłam się do panny młodej.Chyba powinnam już wchodzić,ale widziałam,że nawiązywała ze mną kontakt wzrokowy.Spoglądałam to na drzwi kościelne,to na nią,aż w końcu postanowiłam chrzanić moje teatralne wejście tuż za bahorami,podbiegłam do Olivii.
I jakże się zdziwiłam kiedy zobaczyłam,że jej śnieżnobiała sukienka opina się na okrągłym brzuszku...Olivia była w ciąży! Może nie była najchudszą dziewczyną na świecie,ale ten idealnie okrągły brzuch na pewno nie był wałem tłuszczu.
-Ty pewnie jesteś Mary.-uściskała mnie jak tylko ''przybiegłam'' o mało się nie zabijając w tych butach.-Jesteś damską wersją Maxa.-zachichotała.-Wiem,że na pewno jesteś zaskoczona tym widokiem..-wskazała na swój brzuch.-Ale błagam,nie myśl sobie,że bierzemy ślub tylko dlatego.Naprawdę go kocham.-spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczami,a ja poczułam,że zaraz się rozpłaczę.
Ta dziewczyna wychodziła za mąż za kilka minut,kościół był już zapełniony gośćmi,na pewno cholernie się denerwuje,a tymczasem po wyjściu z samochodu pierwsze co robi,to wyznaje mi,że bardzo kocha mojego brata.Bez słowa przytuliłam ją i zaszlochałam w jej ramię.
-Już Cię nienawidzę,jeszcze nigdy przy nikim się nie rozkleiłam.-pociągnęłam nosem i uśmiechnęłam się lekko,a ona wybuchnęła perlistym śmiechem.
-To twój bukiecik.-podała mi bukiet kremowych róż.-Powinnaś już iść,druhenko.
Złapałam za bukiet i pognałam do kościoła,o mało co nie zabijając się na schodach.Wszyscy ludzie wychylili głowy z ławek i kiedy mnie zobaczyli,obrócili się przodem do obsypanego kwiatami dywanu,po którym za chwile miała przejść panna młoda.Zaczęłam iść pewnym krokiem,ale czułam,że coś jest nie tak...Czułam się tak jakby...luźno.Kiedy byłam na samym środku drogi,moja czerwona sukienka osunęła mi się do połowy brzucha i zanim spadła jeszcze niżej,złapałam ją w ostatnim momencie.Zdziwieni goście wydobyli z siebie krótkie: 'Och!',mama i dziewczyny zasłoniły usta dłońmi,One Direction dławiło się śmiechem,a Sophie,Ellie i Marge chichocząc przybiły sobie piątkę.Czułam jak wściekłość napływa do mnie z każdego zakątka świata.Biorąc powietrze w płuca,podwinęłam sukienkę,przeszłam na bok i stawając w ławce przed przyjaciółkami,kazałam im się zapiąć.Jak tylko wzrok wszystkich przeniósł się na wchodzącą pannę młodą i jej ojca,wskazującym palcem przejechałam sobie po szyi i bezgłośnie szepnęłam do dziewczynek:
-JUŻ NIE ŻYJECIE.


Jak tam czujecie się ze świadomością,że Unusual zbliża nam się do końca? Niesamowicie ten czas przeleciał,nie wiem gdzie to wszystko tak szybko się podziało.
Czy są tu jakieś fanki Awkward.? :D Jeśli tak to na pewno wiecie skąd wzięły się imiona Jake i Matty xD
I hope you'll like it!

Bardzo proszę o oddawanie głosów w ankiecie!

27 września 2013

Rozdział 50


Otworzyłam oczy i równocześnie z tym ukazał mi się cały wczorajszy wieczór.Zayn wrócił,zabrał mnie na bal,przebaczyłam mu,całowaliśmy się,Rose wyglądała uroczo przy boku Nialla,całowaliśmy się,Sam i Harry zbliżyli się do siebie,całowaliśmy się,Zayn się nawalił,całowaliśmy się,tata się wkurzył,cało...nie,w zasadzie to już koniec streszczenia.Rozdzielono nas do dwóch pokoi,tata mi nie ufa.
Wsunęłam stopy do papci i poczłapałam do łazienki.Załatwiłam to co trzeba,zanurzyłam twarz w zimnej wodzie,dla pobudki,a potem zeszłam na dół.
-Cześć.-przywitałam się z czytającym gazetę tatą i mamą zaparzającą kawę.Nalałam zimnego mleka do miski,nasypałam sobie płatków i rzuciłam się na kanapę,z pilotem w ręce.Po chwili Zayn uczynił ten sam rytułał,siadając obok mnie.Zanim przystąpił do pochłaniania płatków zaczął mnie całować i jednym okiem zauważyłam,że tata się spina.Próbując go od siebie oderwać,przechyliłam miskę i zimne mleko wlało mi się za piżamę,to spowodowało,że wreszcie mnie wypuścił.Odłożyłam pustą miseczkę na stół i wrzasnęłam.
-Fuuj,teraz się cała kleję!-tupnęłam nogą i ruszyłam do łazienki,a Zayn za mną.Mulat widząc minę mojego taty odezwał się:
-Pomogę jej.
Jak tylko wpadłam do łazienki,Zayn zatrzasnął drzwi i rzucił się na mnie.
-Co ty wyprawiasz?!-syknęłam,a on przygwoździł mnie do ściany i zaczął całować po szyi.
-Stęskniłem...się...za tobą.-mówił w przerwie między pocałunkami.-Nie widzieliśmy się rok.-wyszczerzył zęby.
-Widocznie nie do końca wytrzeźwiałeś.Jesteśmy w moim domu.W kuchni są moi rodzice.Mój tata krzywo na Ciebie patrzy.A ja mam na sobie moje śniadanie.-odepchnęłam go od siebie,a on zmrużył brwi.-Muszę się przebrać.
-Och..okej.-usiadł na muszli,a ja uniosłam brew.
-Chyba sobie żartujesz.Wypad stąd.-wskazałam ręką na drzwi,a on się oburzył.
-Dlacz...
-Spierdzielaj!-wrzasnęłam szeptem tak żeby rodzice się nie zorientowali,a on wywrócił oczami i posłusznie opuścił łazienkę.Szybko się umyłam i owinięta w szlafrok pobiegłam do pokoju i przebrałam się.


-Tata już pojechał?-spytałam mamy,która zamyślona pisała coś w swoim kalendarzyku.Zapewne kolejne ważne klientki o których nie mogła zapomnieć.Pokiwała głową i upiła kawy ze swojej filiżanki.-Czemu jest taki...taki spięty jak widzi Zayna? Zawsze go lubił.-oparłam się o blat.
-Wyczuwa zagrożenie z jego strony.
-Zagrożenie?-powtórzyłam,unosząc brew.
-Jesteś jego jedyną córką,a teraz widzi,że ktoś mu Ciebie odbiera.-odpowiedziała,nie podnosząc głowy.-To normalne,przejdzie mu.
Hmm...ciekawe.Przecież jak byłam trzynastolatką,miałam w swoim życiu taki okres,kiedy zmieniałam chłopaków co tydzień i nic mu to nie przeszkadzało.Później związałam się z Jamiem,widywali się codziennie i nigdy w ten sposób się nie zachowywał.Chyba nigdy nie rozkminię facetów.
-No a ty?
-Co ja?-spytała i pokręciła przecząco głową,wykreślając coś z kalendarza.
-Nie czujesz się zagrożona?
W końcu przeniosła na mnie swój wzrok i uśmiechnęła się lekko.
-Nie,bo jestem twoją mamą.Wiem,że zawsze będziesz moją małą córeczką,niezależnie od wszystkiego,nawet kiedy skończysz pięćdziesiątkę.-wyznała i powróciła do pisania.Po chwili poczułam na swoich biodrach silne,męskie dłonie i wzdrygnęłam się kiedy Malikowe usta musnęły mój kark.
-Chodź,przejdziemy się.-zaproponował,a ja zmrużyłam nos.
-No nie wiem.Mama mnie chyba nie puści.-skrzywiłam się,a on się uśmiechnął i odchrząknął.
-Pani Davies,czy Mary może wyjść z domu?-zapytał,a ona zachichotała i kiwnęła głową.Wtedy on pociągnął mnie za rękę,ubraliśmy buty i wyszliśmy na zalaną słońcem ulicę.
Uchwycił moją dłoń i ruszyliśmy w kierunku miasta.Szliśmy krok w krok,gawędząc o tym o czym nie mieliśmy okazji przez ten rok,nawet jeśli były to bezsensowne tematy.Co po chwila Zayn przerywał moją wypowiedź całując mnie w usta,nos,czoło,policzek,bo jak to ujął ''nie mógł się mną nacieszyć''.
Posiedzieliśmy przez chwilę w skateparku,zjedliśmy wielkie porcje lodów,pospacerowaliśmy po parku i to wszystko było cudowne,dlatego,że byliśmy razem.


-Przyjdźcie wszyscy za pół godziny,obejrzymy jakiś film zanim wyjedziecie.-powiedziałam do słuchawki,schodząc na dół po schodach.Minęłam tatę,który właśnie wrócił ze studia i przypominając sobie poranny incydent,zachciało mi się śmiać.-W zasadzie to wszystko mamy,weźcie tylko coś do picia.Aha,Harry...Zgarnijcie Sam po drodze,dobra? No pa.-wsunęłam telefon do kieszeni i udałam się do kuchni żeby przygotować przekąski.
Po pół godzinie wszystko było przygotowane,laptop podłączony do telewizora,nastrój gotowy i wkrótce pojawili się także oczekiwani goście.Zasiedliśmy w salonie,rodzice dołączyli do nas jedynie na sam początek filmu,bo musieli położyć się wcześnie spać.Jutro obydwoje mieli bardzo ważny dzień.Tata cały dzień miał siedzieć w studiu,a u mamy w salonie miały pojawić się jakieś bardzo ważne klientki i już od rana razem z Panią Fanning miały wysprzątać salon na błysk.
-No Niall,wybierz w końcu jakiś film!-zawołała zniecierpliwiona Sam,bo blondyn siedział przy laptopie od pięciu minut.
-Poczekaj...-przygryzł dolną wargę.-Ej,coś się zacięło.-mruknął i nagle równocześnie na laptopie i telewizorze pojawił się Max.
-Co to jest?-Harry uniósł brew.
-To jest Max,mój brat.-parsknęłam.-Tato,miałeś włączonego skype'a.-podeszłam do Nialla i wtedy Max zauważył nas i rodziców,którzy przybliżyli się do laptopa.
-Mamo,tato...-odezwał się Max.-ŻENIĘ SIĘ!-krzyknął uradowany.


To co przed chwilą powiedział Max,przypieczętował głośny grzmot.Nie ma to jak wyczucie czasu,prawda? Spojrzałam po wszystkim po kolei i mina każdego była coraz to lepsza.Niall bez wyrazu wpatrywał się w ekran,mama wyglądała jakby ją właśnie piorun trzasnął,a tata wybałuszył oczy.Spojrzałam na Rosalie,która właśnie nas mijała i pobiegła do łazienki.
-Nie cieszycie się?-Max wyszczerzył zęby i postukał w kamerkę.-Ma na imię Olivia,jest szkotką z krwi i kości.Na pewno się polubicie.
-Max...To bardzo poważna decyzja,powinieneś to jeszcze przemyśleć.-odezwała się mama,a ja wstałam i poszłam za Rose.Zapukałam delikatnie w drzwi,ale tak jak się tego spodziewałam,ona nie zamierzała mi ich otwierać.
-Okej,jak chcesz.-zsunęłam się na podłogę i usiadłam,oparta o ścianę.-Możemy pogadać przez drzwi.
-Nie chcę o tym gadać.-odezwała się.Wcale nie miała zapłakanego głosu,był on silny i pewny.-Czuję się oszukana i tyle.
-Życie nie kończy się tylko na jednym facecie,Rose.Max to debil,wstyd mi za niego bo chyba nie widzi co stracił.Założę się,że ta jego Olivia to jakaś brzydka,owłosiona szkotka z wielkimi zębami.-westchnęłam,a ona się zaśmiała.-Żeni się...straszne mi halo,pewnie poznali się dwa tygodnie temu i ślub planują za jakieś dwa lata.Nie żebym była pesymistką,ale to raczej mało prawdopodobne żeby do niego doszło.
Odczekałam pięć minut w ciągu których nuciłam sobie pod nosem własną,skomponowaną melodię i zamek w drzwiach się przekręcił.Rosalie wyszła i oparła ręce na biodrach.
-Trochę ochłonęłam.Doznałam lekkiego szoku,ale jest lepiej.-westchnęła.
Wróciłyśmy do salonu,gdzie sytuacja była trochę napięta.Przeczuwałam,że otwarcie okien i zrobienie przeciągu raczej tego nie złagodzi,ale i tak wolałam spróbować.
-Co ty do cholery robisz?-syknęła Sam i zaczęła przecierać ramiona dłońmi.
-Hazza się spocił.-wskazałam na niego palcem.Styles powąchał swoje pachy,a Sam się od niego odsunęła.
-Wcale nie!-sprzeciwił się i próbował przyciągnąć do siebie blondynkę.
-Dobra,to co ten pajac powiedział?-usiadłam na oparciu fotela,tuż obok taty.-Dwa,czy trzy lata?
-Mary...-zaczęła powoli mama.-Jedziemy do Edynburgu....i to jutro.




To jakiś żart.Jeden,wielki,obleśny żart,szkoda tylko,że nikt się nie śmieje.Może ja powinnam? Ironiczny śmiech to był chyba mój największy talent,ale coś mi się zdaję,że tylko pogorszyłabym tym sprawę.
-Spakowana?-Zayn wszedł do mojego pokoju i cofnął się,widząc dwie duże torby podróżne na moim łóżku.-Woow...Ile ty tego zabrałaś? Czego nie zrozumiałaś w zdaniu: ''Nie bierz zbyt dużo rzeczy,jedziemy tam tylko na dwa tygodnie'' twojego taty?
-Nadal nie wiem co włożę,a dzięki mojemu kochanemu braciszkowi,nie mam zbyt dużo czasu do myślenia.-przewiesiłam sobie torebkę przez ramię i podeszłam do lustra żeby poprawić włosy.Malik zabrał torby i zszedł na dół,a ja podążyłam za nim.
-Gdzie to położyć?-spytał ojca,który zareagował podobnie do niego.
-Nic nie mów.-przerwałam mu gestem dłoni i wyszłam na parking.Rosalie czekała już obok samochodu,ze swoją małą torbą podróżną.Podziwiałam ją za to,że uległa Maxowi i wybiera się z nami na ten ślub.Jak to powiedziała,nie chce dać mu satysfakcji,tylko chce żeby zobaczył,że wcale tego nie rozpamiętuje.
Jakby to jeszcze było prawdą...
-Pięć minut do odjazdu!-zawołał tata i pobiegł oddać psa do rodziców Rose.Zayn zapakował torby do bagażnika i przyciągnął mnie do siebie.Widząc to Rosalie,wywróciła oczami i przywaliła głową o szybę samochodu.
-Pamiętaj: bądź miła dla swojego brata,cokolwiek zrobił szalonego,potrzebuje twojego wsparcia.Jesteś jego jedyną siostrą.
-Zachowujesz się gorzej niż moja mama.-stwierdziłam,a on zachichotał i pocałował mnie w czoło.-Na pewno przyjedziesz?
-Na pewno.Najbliższe dwa tygodnie będą dla nas dosyć luźne,dopiero potem się zacznie.Nie przegapiłbym drugiej okazji żeby zobaczyć Cię w obcisłej sukience.-poruszał zabawnie brwiami.
-Och,zapomniałam Ci powiedzieć,że zabrałam ze sobą same luźne?-udałam,że się zastanawiam.
-Uważaj,bo za chwilę dam Ci moją kartę kredytową i będziesz musiała iść na zakupy.
-Błagam,skończcie to bo się porzygam.-usłyszeliśmy załamany głos Rosalie i spojrzeliśmy po sobie znacząco.
-Głowa do góry,Rose.Na pewno poderwiesz tam jakiegoś przystojnego szkota.-podszedł do niej,a ona uniosła głowę.
-W kraciastej spódnicy? I don't think so.-pokręciła głową.Mama wyjechała z domu ze swoją czerwoną torbą na kółeczkach,a tata uściskał ojca Rose i podbiegł do nas.
-Okeej,jesteśmy wszyscy?-policzył nas i zmrużył brwi.-Nie widzę blondyny.Gdzie,do cholery,jest Samantha McDoughty?!-zawołał zdenerwowany,patrząc na zegarek i w tym momencie pod naszym domem zaparkował czarny Range Rover.
-Niech się pan tak nie rozdziera,tu jestem!-krzyknęła,wypadając z auta.Harry w pośpiechu pognał do bagażnika i wyciągnął jej torbę.Nie,zaraz...dwie torby.Widząc to oparłam ręce na biodrach i uśmiechnęłam się szeroko.
-Przynajmniej nie jestem sama.
-Te kobiety mnie wykończą.-tata zacisnął zęby i kiwając głową zapakował je do i tak już pełnego bagażnika.-Wsiadajcie,bo za chwilę spóźnimy się na samolot.Przez was.
-Cześć,chłopcy.-mama pomachała im z uśmiechem i razem z tatą wsiedli do samochodu.Rosalie zrobiła to samo,ja uściskałam Harry'ego,pocałowałam szybko Zayna i usiadłam z tyłu.Styles złapał Sam za rękę,przyciągnął do siebie i wyściskał.Wściekły tata zatrąbił na nich,Zayn wybuchnął śmiechem,a Sam kopnęła Harry'ego w krocze i z triumfem wleciała do odpalającego wozu.


Dobra,wiem że trochę zawaliłam bo długo nie dodawałam,ale musicie mi wybaczyć.Nie jestem zbytnio zadowolona z tego rozdziału,ale do oceny pozostawiam go już wam :)
Jesteście zaskoczeni decyzją Maxa? :D

14 września 2013

Rozdział 49



Drogę do samochodu przebyliśmy w zupełnej ciszy,mimo to czułam,że Zayn cały czas głupkowato się uśmiecha.Nie wiem czy dlatego,że poczuł się zwycięzcą; udało mu się mnie przechytrzyć? Czy z jakiegoś innego,na pewno durnego,powodu.Mnie nie było do śmiechu.W limuzynie wynajętej na czas balu czekały już Sam i Rose w towarzystwie Harry'ego i Nialla.
Nie było żadnych kuzynów,Sam uknuła cały ten...spisek.Nie powiem,cudownie było znowu ich zobaczyć,ale to nie zmienia faktu,że byłam okropnie wściekła za takie traktowanie.Rosalie jak się okazało też o niczym nie wiedziała,ale wyglądała tak cudownie w tej różowej sukience i przy boku Nialla była taka szczęśliwa,że nawet nie myślała o tym aby się gniewać!
Atmosfera w aucie była lekko napięta przez tą całą sytuację ze mną,Zaynem i artykułem,ale wszyscy udawali,że nic się nie stało.Na miejscu z samego początku przecięto wstęgę jako rozpoczęcie balu.Zaraz po tym wszyscy ruszyli do zabawy,wszyscy prócz mnie i Zayna.Byliśmy jedyną parą siedzącą przy stoliku.
-Dobra.-odezwał się w końcu,obrócił krzesło tak aby być przodem do mnie,wziął garść orzeszków i założył nogę na nogę.-Zanim pójdziemy w tany,wyrzuć z siebie wszystkie złości,które masz do mnie.Wyładuj się.
Uniosłam lekko brew i wzięłam głęboki wdech.
-No dalej.-zachęcił mnie gestem dłoni.Wtedy zacisnęłam zęby i wstałam kipiąc z wściekłości.
-Proszę bardzo.Jesteś okropnym chamem,Malik! Nie cierpię Cię! Wyjeżdżając,obiecałeś mi,że będziemy w stałym kontakcie,i co? Na początku trochę się odzywałeś,nie wiem...może z litości? Potem już to olałeś,a jak by inaczej...Ja jak głupia dzwoniłam,ty nie odbierałeś.-wzruszyłam ramionami.-Nic takiego.Poczekaj,jak to dokładnie było...''Za bardzo tęsknisz..Nie odbierasz telefonów bo się boisz,że jak mnie usłyszysz to kompletnie się załamiesz''-zrobiłam udawany cudzysłów w powietrzu.-Och,jakie to smutne.Tylko powiedz mi gdzie JA jestem w tej historii? Kiedy pomyślałeś co JA czuję?-spytałam ze łzami żalu i wściekłości w oczach,a on nadal wpatrywał się we mnie uważnie,lekkodusznie zajadając orzeszki.-Właśnie w tym tkwi twój problem.Nie pomyślałeś.A teraz zjawiasz się jak gdyby nigdy nic pod moim domem i oczekujesz,że rzucę Ci się na szyję? Nie jestem z tych dziewczyn i kto jak kto,ale ty powinieneś o tym wiedzieć.-usiadłam z powrotem aby na uspokojenie nerwów napić się lampki wina.
-Skończyłaś?-spytał nie zmieniając pozycji,a ja nie patrząc na niego kiwnęłam głową.-Świetnie.
-I?
-I?-powtórzył.
-Tylko tyle?
-No?-udał zdziwionego.-A,jeszcze..jesteś urocza kiedy się złościsz.-dodał szczerząc zęby,a ja wtedy wpadłam w taką furię,że o mało co nie rozbiłam kieliszka gołą ręką...Wzięłam głęboki,uspakajający wdech,podwinęłam suknię do góry i wstając ruszyłam w kierunku wyjścia.
-Ejejj,zaczekaj!-dogonił mnie.
-Wal się.-syknęłam mu prosto w twarz i próbowałam go minąć,ale zastąpił mi drogę.
-Przecież to twój bal,a nie mój!
-W takim razie co tu robisz?
-Jestem twoim partnerem.-odpowiedział z uśmiechem i poprawił krawat.
-Nie,nie jesteś.-wycedziłam,a para obok przyjrzała nam się ze zdziwieniem.Wtedy on złapał mnie za nadgarstki,przyciągnął do siebie i mimo moich oporów...czule mnie pocałował.A kiedy skończył,ja uderzyłam go w twarz z największym zamachem jaki byłam w stanie z siebie wydobyć.Minęła chwila ciszy w której wpatrywaliśmy się w siebie: ja z mieszanką furii i triumfu,a on z zaskoczeniem.
-Należało mi się.-westchnął i znowu się uśmiechnął,za co oberwał w drugi policzek.Skrzyżowałam ręce na piersi i czekałam na jego reakcję.Powoli uniósł dłoń,złapał się za obolały polik i...ponowny uśmiech!
-Ten też był słuszny.-wyjaśnił.
Ale kiedy spróbowałam szczęścia za trzecim razem,złapał moją rękę i uniemożliwił mi jakikolwiek ruch.
-Ej,chyba nie jestem aż taki okropny!
-Masz rację....-westchnęłam i odczekałam chwilę.-Jesteś gorszy!-nadepnęłam mu z całej siły obcasem w stopę.Uwolniona oparłam ręce na biodrach i obserwowałam jak skacze na jednej nodze,obejmując poszkodowaną stopę.
-Teraz mi wybaczysz?-podniósł głowę i wyprostował się powoli.Po raz pierwszy tego wieczoru patrzył na mnie poważnie.
-Będziesz mi się długo z tego odpłacał.


| Rosalie |
-Czy ty to widzisz?-zatrzymałam Nialla i głową wskazałam mu co właśnie dzieje się koło naszego stolika.Blondyn podążył za moim wzrokiem i kiedy to dostrzegł,uśmiechnął się szeroko.
-Nareszcie,Zayn był już nie do zniesienia!
-A ja uważam,że ona źle robi.-zmrużyłam brwi.-On ją zostawił.Samą.Na rok.I praktycznie się nie odzywał,miał ją w dupie! Nie może być aż tak uległa,to kompletnie do niej nie podobne!
-Do Ciebie też.-Niall przyjrzał mi się.-Rosalie Fanning jaką znałem właśnie szukałaby po kieszeniach chusteczki.Spójrz,przecież to takie wzruszające.-przechylił głowę w bok.-To miłość.Przebaczyła mu,jak inaczej to nazwać jak nie miłością?-zaświergotał.-Kocha go.
-Niall,czy ty się,do cholery,dobrze czujesz?-spytałam prosto z mostu.-Bo wyglądasz jakbyś był pod wpływem eliksiru miłosnego,co najmniej.
-Oczywiście,że się dobrze czuję!-oburzył się.
-No nie wiem.Lepiej chodźmy się przewietrzyć.-zaproponowałam i zaprowadziłam go w kierunku wyjścia na taras.Jak tylko przekroczyliśmy próg,nasze twarze otulił powiew świeżego powietrza.Noc była dziś pięknie gwiaździsta i wiał słodki,letni wiaterek.Zeszliśmy po kamiennych schodach i zaczęliśmy się przechadzać po bujnym,zielonym ogrodzie.
-Ale tu faaaajnie!-zawołał i rozkładając ręce,zaczął biec do przodu w podskokach.Kiwałam z niedowierzaniem głową,ale mimo to się uśmiechałam.W tym ciągłym ich pośpiechu nie mają czasu nawet na to żeby odzianym w garnitur poskakać sobie po ogrodzie w gwieździstą noc.To co robią,to co TWORZĄ jest...jest wspaniałe,ale odbiera im mnóstwo wolności.-Chodź do mnie!
-Chyba nie w tych butach.-zachichotałam,a on stanął w miejscu i zaczekał aż do niego dołączę.
-Opowiadaj co się działo u Ciebie przez ten rok,oprócz..-tu urwał i spojrzał na mnie niepewnie.-..oprócz rozstania z Maxem.Straszna szkoda.
Wzruszyłam ramionami i skrzyżowałam ręce,wpatrując się przed siebie.
-Nie z mojej winy się rozstaliśmy.
-Wiem.-położył mi rękę na ramieniu.-Ale tego kwiata jest pół świata,znajdziesz sobie kogoś dużo lepszego!
-A jak nie?-spytałam i czułam jak głos mi się załamuje.Próbowałam zapomnieć o tym okropnym bólu,o złamanym sercu i chyba mi się to udało,owszem,ale tylko przez chwilę.
-A jak nie...-włożył ręce do kieszeni.-To wtedy ja się z tobą ożenię,już będę taki dobry i się poświęcę.-zawiesił mi rękę na szyi,a ja zaczęłam płakać,równocześnie się śmiejąc.
-Dzięki,ale już wolę zostać starą panną.-strzepnęłam jego rękę i otarłam łzy.
-Hej,nie jestem aż taki zły!
-Może i nie,ale za to bardzo dużo jesz.-zauważyłam.-I nie sprzątasz po sobie.I chrapiesz.I wolisz nogę od siatkówki.I puszczasz bąki!-zawołałam.-Tak,to najgorsze!
-Z takich pierdów można być dumnym!-wypiął pierś do przodu i obydwoje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.Skręciliśmy w lewo,aby przysiąść na jednej z kilku ławeczek wokół fontanny,kiedy dostrzegliśmy zarys jakichś dwóch postaci.Dokładniej; wysokiego chłopaka i blondwłosą dziewczynę,którzy dosłownie pochłaniali siebie swoimi ustami.
-Boże,co za glonojady.-szepnął Niall i zachichotał,ale ja uciszyłam go gestem dłoni,skupiając na nich swój wzrok.Skądś kojarzyłam tą sukienkę.I ten chłopak wydawał mi się taki znajomy,mimo tego,że było ciemno...
-Zaraz,czy to nie...-zmrużyłam brwi i gdy sobie to uświadomiłam,wybałuszyłam oczy.-O mój Boże!
-Co?
-Harry i Sam!-szepnęłam,a on odwrócił się w kierunku skąd przyszliśmy.
-Idą za nami?-zapytał i zaczął się rozglądać.Chwyciłam go za krawat i wskazałam palcem na całującą się parę.-Coo?-uniósł brew.-Niee...to nie możliwe...
-A jednak.Chodźmy stąd,zanim nas zobaczą!-popchałam go,a on wychylał ku nim swoją głowę,zanim nie zniknęli nam z oczu.


-Ale jaja...-westchnął Niall kiedy weszliśmy z powrotem do sali i skierowaliśmy się do naszego stolika.Chyba trwała właśnie przerwa,bo wszyscy siedzieli przy stolikach i po sali rozbrzmiewały gwary ludzi.Usiedliśmy na naszych miejscach i Niall od razu zabrał się do jedzenia.
-Gdzie byliście?-spytała Mary,opierając się o ramię Zayna.Podążyła za moim wzrokiem i kiwnęła głową.-Ta,wiem.Wybaczyłam temu debilowi,ale będzie mi długo za to płacił.
-Ta mała franca jest nieźle droga.-westchnął Malik i wywrócił oczami,za co oberwał od niej w głowę.-Ej,za co?!
-Ani słowa.-oznajmiła.-No,to gdzie byliście?
-A spaerze.-odpowiedział Niall zajadając szarlotkę.-Adnijcie ogo ijelyśmy!-zawołał z przejęciem,a ja kopnęłam go pod stolikiem.-Auu!
-Co ty seplenisz?-Mary skrzywiła się,próbując wyłapać o co mu chodzi.
-Nic.-machnęłam ręką.-Robię się głodna,kiedy podadzą jedzenie?
-Za chwilę,już roznoszą.-powiedział Zayn i w tym momencie do naszego stolika dołączyli Harry i Sam.-A wy co tacy uhahani?-uniósł brew,a oni usiedli na przeciwko nas.
-Och,Sam uczyła mnie gwiazdozbiorów,bo świetnie je dzisiaj widać.-odpowiedział Harry dysząc.-Fascynujące.
-Chyba bardzo was zmęczyła ta..hm,nauka.-odezwał się Niall,a ja parsknęłam śmiechem.
-Że niby Sam ma jakieś pojęcie o gwiazdozbiorach? Gdy w pierwszej klasie na wycieczce powiedziałam Ci: ''patrz,wielka niedźwiedzica!'' to ty z krzykiem zaczęłaś biegać po lesie,bojąc się rzekomego niedźwiedzia.O co tu chodzi?-Mary uniosła brew.
-Harry i Sam się całowali.-wyjaśnił blondyn,a ona i Zayn wybałuszyli oczy tak jak i sami sprawcy tego ''czynu''.-Widzieliśmy was przed chwilą przy fontannie.Nie wymigacie się,przykro mi.
Zaskoczeni spojrzeli po sobie,a Sam zaczynała płonąć rumieńcami.To niebywałe móc widzieć Samanthę McDoughty zażenowaną,wierzcie mi.
-No dobra.-przyznał Harry i oparł się dłońmi o oparcie krzesła.-I co? Nam nie wolno,hę?
-Lepiej jedzmy.-westchnęła Mary i podziękowała kelnerowi,który podał nam jedzenie,zostawiając przy tym Harry'ego i Sam bardzo zdezorientowanych.


| Mary |
-Aaaaand Iiiiiiii......-głos Zayn rozbrzmiał zaraz po wyjściu z samochodu.-Wiiiil aaaaaaalwayyyys LOOOOOVEEEE YOUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU!-zaśpiewał,kiedy ja szukałam klucza w torebce i zaraz po tym zachichotał z samego siebie,bo był nieźle wstawiony.
-Cicho bądź,bo rodzice się obudzą.-skarciłam go i przekręciłam zamek,wpuszczając go potem do środka.Przycupnął na schodkach i pociągnął mnie ku sobie z taką siłą,że wylądowałam na nim całym swoim cielskiem.Mimo doskwierającej nam ciemności,w jego oczach dostrzegłam niebezpieczne iskierki i jego ręka zjechała na mój pośladek.
-Nie,Zayn,puszczaj mnie.-szepnęłam i próbowałam się mu wyrwać,ale ten trzymał mnie kurczowo.Nagle zaświeciło się światło i na szczycie schodów stanął tata.Wystraszona uniosłam głowę i zobaczyłam jego rozespaną,posępną minę.Przynajmniej Zayn wtedy mnie wypuścił i stanęliśmy na równe nogi,chociaż jemu zakręciło się w głowie i o mało co nie upadł.Podparł się ręką bezpieczników i wyłączył prąd w całym mieszkaniu.
-O kurwa.-syknął i zaczął macać ręką po ścianie.Westchnęłam i włączyłam je z powrotem,a tata zszedł kilka schodów niżej.Jego mina nie zwiastowała nic dobrego.-Sorry,Simon.-zachichotał Malik,a ja dźgnęłam go łokciem,chociaż sama też miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
-Idźcie już spać.-odezwał się zmęczonym głosem,a my kiwnęliśmy głowami i zaczęliśmy wspinać się po schodach.-Nie,ty śpisz w pokoju gościnnym Zayn,pierwsze drzwi koło salonu.-nakazał,a Malik spojrzał na mnie tęsknym wzrokiem.Niesamowite,że po alkoholu potrafił zachowywać się jak napaleniec i jednocześnie jak mały szczeniaczek.
-Ale tato...-zaczęłam i nie było mi dane dokończyć,bo uniósł rękę co miało oznaczać zero sprzeciwów.-Jestem już dorosła.-syknęłam lekko poirytowana,ale on uniósł brew.
-I właśnie dlatego jako dorosły człowiek zrozumiesz,że to ja decyduję w tym domu.Uciekaj na górę.-kiwnął głową,a ja fuknęłam.Zayn pocałował mnie namiętnie,co zdziwiło tatę,bo normalnie nigdy by się tak przy nim nie zachował,znali się o wiele dłużej.Posłałam tacie obrażone spojrzenie i wślizgnęłam się do swojego pokoju.Wreszcie mogłam ściągnąć z obolałych nóg szpilki,zdjęłam płaszczyk po czym rzuciłam się na łóżko,głośno wzdychając.
Być może do mojego życia znów wtargnie słońce?


No właśnie,jakże bardzo ten ostatni obrazek podsumowuje nam rozdział xD Oczywiście ma to też drugie znaczenie,a mianowicie,jak pewnie wszyscy już wiedzą,nową płytę One Direction,która wychodzi w listopadzie.Już nie mogę się doczekać,listopad to będzie wspaniały miesiąc.Wychodzi nowa pływa,urodzi się mój siostrzeniec bądź siostrzenica i zaczną się zajęcia mojego kółka teatralnego :)
Jestem taka podekscytowana...będą nowe piosenki do śpiewania dla dzidziusia! :D
W ogóle,nie miałam pojęcia,że nie dodałam tego rozdziału,myślałam,że już dawno go opublikowałam! To pewnie przez tą szkołę,bo w porównaniu z wakacjami to mało siedzę na laptopie.
Wczoraj Niall skończył swoje 20ste urodziny...kolejny członek 1D,który pożegnał nastoletnie życie.Teraz został nam tylko Harry,który ma swoje urodziny 2 dni przed moimi,huehue,kiedy on skończy 20 ja będę miała 18stkę ^^ Nie wiem czy się cieszyć czy płakać,ale chyba to pierwsze.
By the way,dla mnie zawsze pozostaną oni FOREVER YOUNG,amen! xxx

zapraszam na moje drugie opowiadanie:http://www.alwaysgleamofhope.blogspot.com/

31 sierpnia 2013

Rozdział 48



Wiadome jest,że telefonów nie da się porównywać z rozmowami odbywającymi się twarzą w twarz.Jednak jeśli nie ma innego wyjścia,kontaktowanie się przez komórkę okazuje się być dobrym wyjściem.Ale żeby móc rozmawiać przez telefon,trzeba posiadać kogoś z kim można porozmawiać,a już na pewno kogoś kto to połączenie od Ciebie odbierze.A Zayn nie odbierał moich telefonów przez kolejny tydzień,trudno się więc dziwić,że po powrocie ''starej Mariny'' wróciła też moja nerwowość.
I trudno też się dziwić,że kiedy reporterzy spytali mnie o Zayna,powiedziałam im dokładnie to co o nim myślałam.
-Co jest między nami? Nic nie ma między nami.Pomyliłam się co do niego i te jego wszystkie directionerki też żyją w jednym,wielkim błędzie!-warknęłam.-Wcale nie jest taki święty.Jest nieczułym dupkiem z porażającym ego.
Nic dziwnego,że moje słowa zrobiły furorę w prasie i internecie,bo w końcu chodziło tu o sławnego Zayna Malika! Dokładnie tydzień przed balem,w sobotę wieczorem,w moje ręce dostało się świeżutkie wydanie gazety.

BURZLIWY ZWIĄZEK ZAYNA MALIKA
Wygląda na to,że w związku Zayna (członek popularnego 
boysbandu One Direction) i Mariny Davies pojawił się spory kryzys.
''Nic nie ma między nami.Pomyliłam się co do niego.''-mówi
zdenerwowana Marina.-''Wcale nie jest taki święty,jest nieczułym
dupkiem z porażającym ego.'' Sam Zayn nie chce odpowiadać na
żadne pytania,a kiedy ktoś wypowiada głośno jej imię,staje się
wyraźnie spięty.Co takiego stanęło im na drodze
ku szczęśliwemu związku? Cokolwiek to było,widocznie
pozostanie dla nas wszystkich wielką tajemnicą,przynajmniej na razie.

-Wow,przynajmniej raz wydrukowali tekst zgodny z prawdą.-zacmokałam po przeczytaniu i oddałam gazetę Rose.Dziewczyny były zdumione moją odwagą,w szczególności Sam,która ciągle się z tego śmiała.Moi rodzice też mieli styczność z tym artykułem,ale chyba nie chcieli tego komentować.Nie wiedzieli,że coś mnie z Zaynem łączyło,bo przecież to ukrywaliśmy,ale mimo braku odzewu co do tej sprawy,musieli się nad tym zastanawiać.
Zayn,jak to typowy facet,odezwał się dopiero wtedy,kiedy coś się działo.A kiedy twoja ''dziewczyna'' że tak to ujmę,głosi na cały świat,że jesteś nieczułym dupkiem,to wiedz,że coś się dzieje.
Ale ja,broniąc swojej godności i zabawiając się w jego gierki,tym razem nie odbierałam,nie odpisywałam i miałam go w dupie,tak jak to on wcześniej miał mnie i moje uczucia.



-''I remember when we broke up the first time,saying 'this is is' i've had enough 'cause like,we hadn't seen each other in a month when you said you needed space,WHAT?! Pogłośnij to Sam!
-Mary,do Ciebie.-Rose podała mi komórkę,a ja wiedząc,że to Nick miał dzwonić do niej,bo mój telefon został w domu,zeskoczyłam z łóżka i przyłożyłam go do ust.
-Wee are never ever ever...gettin back together! Woohoo...-zaśpiewałam i wybuchając śmiechem opadłam na łóżko rudowłosej.-Nick? Haaalo!-spojrzałam na wyświetlacz,połączenie zostało zakończone.-Dziwne,rozłączył się.Aż tak fałszowałam?-zaśmiałam się.
-Aż tak.-Sam obżerająca się orzechowymi chrupkami pokiwała głową.
-Właściwie...to był Zayn.-skrzywiła się Rosalie,a ja poczułam jak moje serce przyśpiesza na dźwięk jego imienia.Był tam,po drugiej stronie...Tak długo nie rozmawialiśmy,a teraz kiedy nadarzyła się okazja,wszystko zawaliłam! Jednak szybko otrząsnęłam się z tych myśli,bo przypomniałam sobie z czyjej winy mieliśmy taki kontakt.Z jego,to wszystko było przez niego i ja nie mogę obwiniać o to siebie.Nie tym razem.
-Cóż...-odchrząknęłam.-...a więc właściwe słowa,na właściwym miejscu.-wstałam i zmieniłam piosenkę.-Możemy bawić się dalej.




Podwinęłam suknię do góry,aby jej nie przydeptać i zeszłam po schodach.Moje odbicie w lustrze wcale nie ukazywało podekscytowania i radości,wręcz przeciwnie.Było obojętne i...pełne rozczarowania.Czekałam tyle lat na ten dzień! Może nie tak jak Rosalie,ale jednak też liczyłam,że to będzie wspaniałe wydarzenie.
-Wyglądasz przepięknie.-głos taty rozbrzmiał ze schodów i po chwili pojawił się na pół piętrze.-Jak księżniczka,którą,z resztą,nigdy nie pragnęłaś być.-podszedł do mnie z uśmiechem.-Nie byłaś taka jak inne dziewczynki,ty zawsze...musiałaś się wyróżniać.Wolałaś przebierać się za wiedźmy,czarownice...raz nawet byłaś gargamelem!
-Taak,uwielbiałam te wielkie,przyklejane pieprzyki na nochal.-westchnęłam i zaśmialiśmy się.
-Gdzie się podziała ta moja mała Mary,hm?-zapytał,wyciągając z mojej dłoni łańcuszek.
-Porwał ją czas,tatku.
-Zamiast tego podstawił silną i pewną siebie kobietę.-powiedział,zapinając mi go na szyi i delikatnie zarzucając moje włosy na lewe ramię.Wtedy usłyszałam klakson dochodzący z zewnątrz i otrząsnęłam się.
-Już czas,mamo!-zawołałam i nie musieliśmy długo na nią czekać.Wparowała z impetem do przedpokoju,trzymając w dłoniach aparat.W tym samym czasie rozległ się dzwonek.Ostatni raz przeglądnęłam się w lustrze i głośno wzdychając otworzyłam drzwi.Ale to co tam zobaczyłam,a raczej kogo,spowodowało,że szybko je zamknęłam.
Zayn.Przed moim domem.Teraz.W smokingu.
Co on wyprawia? Jaką ma czelność zjawiać się tu po roku i to w tak ważnym dla mnie dniu? Tata ponownie pociągnął za klamkę,potwierdzając równocześnie,że to co widziałam było prawdziwe.
-Zayn!-zawołał uradowany tata.-Jak miło Cię widzieć!
-Dzięki,Simon.Ciebie również.-wyszczerzył się.
-Myślałam,że idziesz na bal z kuzynem Sam.-odezwała się mama.
-Ja też.-szepnęłam,ciągle nie dowierzałam w to co widziały moje oczy.Przecieź tak długo marzyłam o spotkaniu z nim...cały rok.A teraz?
-Ale plany uległy drobnej zmianie.-odpowiedział pogodnie.-Możemy robić pamiątkowe zdjęcie.-objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie,wywołując na moim ciele fale dreszczu.
-No ale Mary,uśmiechnij się!-ponagliła mnie mama.-To chyba nawet lepiej,że idziesz z przyjacielem,a nie z nieznanym Ci chłopakiem.
-No właśnie,uśmiechnij się.-szepnął mi do ucha,a jego melodyjny głos rozpłynął się po całym moim ciele.Błysk fleszu błysnął dokładnie wtedy,kiedy wpatrywałam się w niego z tęsknoty.Z tęsknoty za nim samym i za jego miłością.


This Is Us - 3 słowa,92 minuty,5 chłopaków,One Direction...niesamowity film,byłam wczoraj na premierze i nie jestem w stanie słowami opisać tego co o nim sądzę! Jest tak fenomenalnie świetny,że to nie do opisania,naprawdę.Radość,wzruszenie,duma,śmiech,ekscytacja,łzy - to wszystko zawarte jest w tym jednym filmie.Polecam naprawdę gorąco!
A więc jestem kochani.Wakacje okropnie szybko mi przeleciały i znowu czas wracać do szkoły.
Cholera.Druga klasa liceum,to chyba do czegoś zobowiązuje.
I może właśnie to po części sprawiło,że podjęłam taką,a nie inną decyzję.A mianowicie to...
Zajrzyjcie na samej górze bloga,do zakładki ''Rozdziały''.Jak pewnie widzicie,umieszczonych jest ich tam 55.Tak,właśnie na tej liczbie chcę zakończyć tego bloga i jest to już chyba nieodwołalnie postanowione.
Przykro mi to robić,bo bardzo się zżyłam z tą opowieścią i jej bohaterami,a szczególnie zżyłam się z wami.Ostatnio wykazujecie naprawdę wspaniałą obecność,ale muszę to zrobić.Żadna historia nie może ciągnąć się w nieskończoność,każdy kij ma dwa końce :) Mam nadzieję,że zrozumiecie dlaczego podjęłam taką decyzję i nie będziecie mi mieli tego za złe.Bardzo przepraszam tych,których zawiodłam. xx