25 marca 2013

Rozdział 30

muzyka

| Zayn |
-Stary,jutrzejsza impreza będzie mega,po prostu nie może Cię na niej zabraknąć!-usłyszałem głos Carlosa w słuchawce.-No i...Francesca o Ciebie pytała,if u know what i mean.
-Ja...już sam nie wiem co mam zrobić.Jutro walentynki,planowaliśmy z chłopakami spędzić je razem.
-Och,come on,i co będziecie robić? Oglądać jakiś durny film?
-Jeszcze nie wiem co...
-Ale ja wiem.Dzisiaj nas olałeś dla tej panienki,ale drugi raz nie zepchniesz nas na boczny tor.Przyjdziesz na tą imprezę i zdobędziesz ten francuski towar,a jak nie to my Ci w tym pomożemy.Jeszcze mi za to podziękujesz,zobaczysz.
-Zastanowię się.-odpowiedziałem i rozłączyłem się.Wzdychając opadłem na łóżko,wpatrując się w sufit.

| Rosalie |
-Walentynki są raz w roku,nie możesz spędzić ich sama w domu.-stwierdziłam stanowczo Marinie,zajadając orzeszki ziemne,które do mnie przyniosła.
-Mogę,i zrobię to.
-Twój tata zabiera mamę do Paryża,Liam zje romantyczną kolację z Danielle,nawet Sam dała się namówić na zaproszenie Patricka Wilsona!
-Jesteś bardzo skromna,ale wiem,że ty i mój brat macie randkę.-odparła malując paznokcie u stóp,a ja zarumieniłam się.Tak.Max podszedł pod moje okno o pierwszej w nocy i wołając spytał co robię w walentynki.Gdyby nie to,że mój tata wyszedł za dom i kazał wracać mu do domu,to byłoby to nawet całkiem romantyczne.
-Nie chciałam Cię dołować.
-I nie dołujesz,masz prawo do własnego życia.Ja po prostu nie czułabym się w porządku w stosunku do Jamiego romansując dwa miesiące po jego odejściu.
-No to wcale nie musisz romansować.Z tego co wiem,Harry,Louis,Zayn i Niall mają zrobić sobie jakiś nocny seans,dołącz do nich.
-Moje łóżko,miska popcornu,mleko czekoladowe i telewizor z internetem jakoś bardziej mnie przekonują.-zakręciła lakier i wyłożyła nogi na moją nocną szafkę.
-Nie możesz uciekać od ludzi.
-Nie uciekam.Nawet chciałam iść jutro do Marcella i Giorgi,ale powiedzieli mi,że będzie u nich spory ruch.Sami obściskujący się zakochańce,więc...zrezygnowałam.
-Oj kobieto...-westchnęłam.


| Marina |
Wstałam i po omacku przedostałam się do łazienki.Powieki odkleiły się przy zetknięciu z ręcznikiem,a następnie zostały pokryte podkładem i eyelienerem.Po założeniu na siebie tych ubrań i spięciu włosów,zeszłam na dół gdzie zastałam całujących się rodziców.
-Fuuj,to co robicie jest obrzydliwe.-zasłoniłam oczy i przez to wrąbałam w krzesło,a potem z główki rąbnęłam w szafkę nad zlewem.-Auć,auć!
-Wszystkiego najlepszego z okazji walentynek,kochanie.-zaświergotał tata całując mnie w czoło,na którym pojawił się wielki guz.Aha,ktoś tu ma (niestety) dobry humor.
-Nie dzięki.Kiedy macie samolot?
-Już chesz się pozbyć swoich staruszków?-odpowiedział mi pytaniem na pytanie.
-Takk.
-Zaraz jedziemy na lotnisko.
-Excellent,tylko zostawcie mi kasę na żarcie,mam dzisiaj randkę z telewizorem.-nałożyłam sobie na talerz bekonu.
-Dzwonił Harry,zapraszał Cię do siebie,mówił że będzie tylko on,Niall,być może Zayn i że potrzebują kobiety żeby nie wyjść na kompletnych debili.
-Już nimi są,więc co za różnica.-wzruszyłam ramionami biorąc kawę i zasiadając przy stole.-Mam już plany na wieczór.
-Mary,powinnaś iść do nich,rozeerwaćsię...
-Nigdy nie byłam jeszcze tak rozerwana,mamo.Wyluzujcie,jeśli boicie się,że będąc sama w domu potnę się czy coś w tym rodzaju to się nie bójcie,nie miałam takich zamiarów.
-Co znaczy nie miałam?!-poniosła głos.
-NIE BÓJ SIĘ!
-Nie,Tak nie będzie.Zbieraj się.-wtrącił się ojciec.
-Co? Zabieracie mnie do Paryża?!
-Chciałabyś..Nie,córeczko,zawieziemy Cię do chłopaków i osobiście odprowadzimy Cię do drzwi.
-Nie zrobisz tego!-upuściłam swój bekon.
-A właśnie,że zrobię.-założył kurtkę.-Idę włożyć bagaże do samochodu,za pięć minut widzę was gotowe na podjeździe.-i wyszedł.Mama wyraźnie się rozchmurzyła i zaczęła poprawiać makijaż.
-Mamo...
-Cicho! Jedz i nie gadaj,słyszałaś ojca.
Zmrużyłam oczy i w głowie zaczęłam układać plan jak stamtąd uciec.Po zjedzeniu włożyłam naczynia do zmywarki,poszłam umyć zęby,zabrałam z pokoju torebkę do której wrzuciłam telefon,klucze,portfel i gumy do żucia,a następnie narzucając na siebie kurteczkę wyszłam na zewnątrz.Po śniegu nie było już śladu,a temperatura była dodatnia,więc raczej standard.Wpakowałam się do auta i ruszyliśmy.Po kilku minutach byliśmy pod willą One Di.
-Daruj sobie,ojcze,sama trafię.-uprzedziłam go.-Dajcie znać jak dolecicie i błagam...Tylko nie wracajcie z bachorem w brzuchu.-dodałam a oni rumieniąc się wybuchnęli śmiechem.Gdy odjechali,machając im miałam zamiar czmychnąć,ale przez okno wychylił się Liam.
-O,Mary,już jesteś! Świetnie,wchodź.
Przeklinając się w duchu otworzyłam drzwi i wlazłam do jadalni gdzie zespół jadł śniadanie.
-Bry.-przywitałam się i usiadłam przy stole.
-Hejo,częstuj się.-Louis wskazał na talerz bułeczek maślanych a Niall spiorunował go wzrokiem.
-Dzięki,ale biorę to tylko dlatego,że dbam o twoją sylwetkę,Nialler.-poklepałam go po ramieniu.Po pięciu minutach Liam zabrał się za sprzątanie,a Harry pobiegł do łazienki.
-I tyle go widzieli.-parsknęłam.
-Zawsze ciśnie go po śniadaniu.-wytłumaczył Louis Znawca.
-A więc Larry istnieje!
-Och,daj spokój.Połowa tego świata myśli,że jestem gejem.
-To musi być straszne uczucie!-zawołałam z udawanym przejęciem.-Ale dzisiejszego dnia chyba nie spędzisz z Harrym?
-Nie.-uśmiechnął się.
-No to jak ona ma na imię?-spytałam wpychając Niallowi do ust jego kanapkę,którą trzymał w górze.Irlandczyk popluł się,poplamił pomidorem koszulkę i poskarżył się Liamowi,''że on nie wytrzyma ze mną do jutra''.
-Eleanor.-kontynuował Tomlinson nie zwracając na niego uwagi.Gdy dopiłam Horanowi jego kawę,ten powiedział Zaynowi,że jestem nienormalna,natomiast Tommo po prostu go ignorował.-Jest naprawdę świetna.
-Mmm,congrats.Tylko ubierz się ładnie!-doradziłam mu.-Niall,uspokój się w końcu,wiercisz się i wiercisz!
-Bo dźgasz mnie widelcem! Zayn,no powiedz jej coś!
-Ej.-Malik odezwał się zachrypnięty.-Mówię Ci coś.
-Przyjmuję do wiadomości.
-Zayn! Znaczy,Liam!
-Co jest?-Payne wychylił  głowę z kuchni.
-Nie wytrzymam z nią...-jęknął wskazując na mnie palcem.
-Radź sobie.-ten uśmiechnął się tylko i wrócił do mycia naczyń.
-Nie chciałam tu przyjeżdżać,ale w sumie coraz bardziej mi się to podoba.-wyszczerzyłam zęby.-Taką terapię,która ma na celu przywrócić dawną mnie,chyba nawet polubię.
-Jesteś okropna,Marino Davies.-syknął.
-Ta informacja odmieniła moje życie.-szepnęłam mu do ucha i wstając poczochrałam mu włosy.
-Te,Malik,coś ty taki spokojny,hm?
-Zayn zawsze jest taki markotny po przebudzeniu.-oznajmił Louis.-Lepiej go nie wkurzać.
-Odważę się.-wyszczerzyłam zęby,a mulat podniósł swój znudzony wzrok znad stołu.
-Jesteś pewna?-mruknął.
-Taa,ale nie dzisiaj.Spadam,to była tylko taka przykrywka dla rodziców.Narciarz.-pomachałam im,ale drogę do przedpokoju zastąpili mi Liam i Harry.
-Nigdzie nie pójdziesz.
-Lokowaty,nie żebym coś sugerowała,.ale na twoim miejscu to bym się się przesunęła.
-Rozmawiałem z twoim tatą,zostajesz u nas przynajmniej do jutra.
-No chyba nie.
-Sama tego chciałaś.-przerzucił mnie przez ramię i skierował się do salonu,nie zważając na to,że zaczęłam pięściami wali go w plecy.
Przepraszam,że dawno nie było,ale nie miałam wystarczająco czasu na przepisanie.Jak dobrze pójdzie niedługo dodam następny,lada moment będzie się coś działo ;) Co u was słychać?
Zostałam adminką na stałe na fejsbukowej stronie,której link dawałam kilka postów temu,serdecznie zapraszam.
A no i muszę się wam pochwalić,że zostanę ciocią,moja siostra jest w pierwszym miesiącu ciąży,już nie mogę się doczekać! :) xx

chcesz być informowana?
tt: @always_potato (follow back?)
gg: 19114264

ps.dziękuję za wszystkie miłe słowa Oli.Horan,która tak bardzo się wysila komentując,All,która chce czytać moje wypociny już tak długo,utalentowanym Camille i Kiss Me,uroczej Gayane oraz Martynie i Sabinie,które skomentowały chyba każdego posta.Oczywiście dziękuję KAŻDEMU,ale nie jestem w stanie wymienić tu wszystkich.kocham was x

14 marca 2013

Rozdział 29

muzyka - warto włączyć,idealnie pasuje do tego co chciałam przekazać.

13 lutego

| Marina |
Zmierzając ciemną ulicą poboczami centrum,uświadomiłam sobie,że właściwie...chrzanić to wszystko.Będzie co będzie,a jak już będzie to trzeba się z tym zmierzyć - to powiedzenie Hagrida było moim mottem życiowym.Nie miałam wpływu na to,że życie na moment wymknęło mi się z rąk,teraz tylko trzeba było...żyć dalej.Przechodziłam tuż obok jednego z najlepszych klubów w Londynie,muzyka dudniła tak głośno,że bez problemu usłyszałam ją zanim weszłam przed budynek.Gdy zbliżałam się,usłyszałam dzikie chichoty i szepty.Z kapturem na głowie i rękami w kieszeniach kurtki podeszłam bliżej,zauważając pod klubem grupkę chłopaków.
-Idzie dziunia!-zawołał jeden i wraz ze swoim kumplem podeszli bliżej.
-No no no...-zacmokał drugi i otoczyli mnie z dwóch stron.W prawdzie,nawet się ich nie przestraszyłam,tylko spojrzałam na nich z pogardą.Kolejne cwaniaki.-Może zechcesz się do nas przyłączyć?
-Zabawimy się...-podniósł rękę i musnął dłonią mój zziębnięty policzek.
-Trzymaj rączki przy sobie.-wbiłam paznokcie w jego rękę,a on zasyczał z bólu.Po raz pierwszy przydało mi się zapuścić pazury.
-Cięta,cięta.Zayn,zdaje się,że takie właśnie lubisz?-wszyscy odwrócili się w kierunku bruneta.Na dźwięk jego imienia serce zabiło mi szybciej.On ich znał? Miał z tą całą zabawą coś wspólnego?
-Daj spokój,Malik nie musi mieć każdej laski,jesteśmy jeszcze my.-przerwał mu drugi i złapał mnie w pasie.Prychnęłam widząc Malika unikającego mojego wzroku.Próbowałam odsunąć się od nich,ale na nic się to zdało.Po kilku próbach poddałam się.
-I co? Zgwałcisz mnie?-wypowiedziałam te słowa z wielką odrazą,ale mimo to ciarki przeszły mi po plecach przypominając sobie TĘ noc.Obydwoje zaśmiali się głośno i już chcieli mnie złapać,kiedy mulat wygaszając papierosa,powoli podszedł w naszym kierunku.
-Zostawcie ją.-odezwał się,a oni zdziwieni spojrzeli po sobie.-Słyszałeś? Puść ją.
-Ty słyszysz samego siebie?
Zayn nie odpowiedział,tylko złapał mnie pod rękę,ale ja zaczęłam mu się lekko wyrywać.
-Odprowadzę Cię do domu.-szepnął patrząc mi prosto w oczy,ale ja znowu prychnęłam.
-Nie przeszkadzaj sobie,może jeszcze trafi wam się jakaś ładna ofiara.-wypowiedziałam suche słowa.Oddaliliśmy się kawałek,a jego kumple ciągle wołali w naszą stronę.
-BYŁO MÓWIĆ,ŻE ONA JEST TWOJA!
Szliśmy dość spory kawałek w ciszy.Nie miałam ochoty iść u jego boku,kilka razy próbowałam skręcić w inną alejkę,ale on podążał za mną jak cień.W pewnym momencie już nie wytrzymałam.
-Czemu ze mną idziesz? Czemu nie wrócisz do swoich kumpli?-przystanęłam,a on spojrzał na mnie.
-Jest późno i ciemno,nie powinnaś sama wracać do domu,tym bardziej,że jest jeszcze spory kawałek.
-Zawsze chodzę sama i nadal żyję.-mruknęłam ruszając powoli.
-Jak zauważyłaś,ktoś mógłby Cię napaść,mało takich w tym mieście?-spytał ale nie odpowiedziałam,tylko przeszłam na drugą stronę ulicy,nie zważając na czerwone światło.
-Akurat ty się tym bardzo zamartwiasz.
Zayn poruszył się nerwowo.
-Nie zrozum mnie źle,ja nie mam z tym nic wspólnego.Oni już tacy są,a ja...
-A ty jesteś taki sam jak oni!
-Czemu uważasz,że tak nisko mógłbym upaść?
Wyciągnęłam ręce z kieszeni i opuściłam je wzdłuż ciała.Czy on tego nie pojmował?
-Skoro ty taki nie jesteś,to po cholerę się z nimi zadajesz? Nie pomyślisz o tych wszystkich biednych dziewczynach,które wykorzystali,albo mogą wykorzystać?! Wiesz co to znaczy być zgwałconą?! Wiesz co to znaczy okropnie cierpieć i do końca życia lękać się wszystkiego wokół,tylko dlatego,że jeden palant miał ochotę się zabawić?! Nie,nie masz pojęcia!-wydarłam się na całą ulicę.
-Masz rację,nie mam pojęcia i zapewne nigdy nie będę miał,ale potrafię się domyślić.Próbowałem uświadomić im co robią,ale przestałem bo to nic nie dało,przecież nie mogę zmienić ich na siłę!
-To chociaż powiedz mi czemu z taką łatwością przychodzi Ci żyć w ich towarzystwie?-spytałam cicho,a on spuścił wzrok.Emocje powoli opadały.
-Wcale nie jest mi łatwo.Ja po prostu...czasem potrzebuję...ja już sam nie wiem czego potrzebuję...Chcę uciec,uciec od codziennej monotonii,a alkohol mi w tym pomaga,rozumiesz? Jedynie oni są chętni żeby mi w tym potowarzyszyć.
Nie mogłam uwierzyć w usłyszane słowa.
-Przed czym ty chcesz uciekać? Przecież masz wszystko.
-Tak myślisz? Naprawdę?-pokiwałam głową i tym razem to on prychnął denerwując się.-A więc wydaje Ci się! Sława i pieniądze to nie wszystko!
-Czego może potrzebować taki człowiek jak ty?


-Ja...ty naprawdę niczego nie rozumiesz! Myślisz,że pieniądze dadzą mi szczęście większe niż obecność innej osoby? Potrzebuję Miłości!-Położył dłonie na moich ramionach i potrząsnął mną lekko.-Potrzebuję uczucia! A nie pieniędzy...Sama wiesz jak to jest być zakochanym,niedawno straciłaś Jamiego,doskonale wiesz co to znaczy potęga uczucia.On odszedł,a ty kochasz go nadal.Liam i Danielle mimo tylu przeszkód i odległości ciągle są razem,to musi być miłość...A ja? Ciągle jestem sam.
Byłam w totalnym szoku.Mimo,że nigdy za nim nie przepadałam,to dzisiaj,po tych słowach...zrobiło mi się go po prostu...żal.
-Nie znajdziesz miłości zalany w barze,ani nie wymusisz jej na żadnej dziewczynie.Szukasz jej w złych miejscach.Z miłością jest już tak,że ona nie przychodzi na zawołanie...Przyjdzie sama,kiedy nie będziesz się tego spodziewał.Nie szukaj jej na siłę.-wypowiedziałam te słowa ruszając dalej,a on po chwili mnie dogonił.
-To ma jakiś sens.-mruknął.Kolejne dziesięć minut szliśmy w ciszy.Wiatr rozwiewał moje włosy,a Malik snuł się obok bezszelestnie.Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak daleko oddaliłam się tej nocy od domu.-Jak to z tobą jest,Mary,że ciągle pakujesz się w kłopoty?-spytał nagle.Zerknęłam na niego kątem oka i zastanowiłam się chwilę.
-Ja nie szukam żadnych kłopotów,to one zwykle znajdują mnie.-zacytowałam i skierowałam się do domu Rosalie.
-Harry Potter i Więzień Azkabanu...Coś w tym jest.Hej! Przecież to nie twój dom...
-Idę do Rose.Dzięki za odprowadzenie,przemyśl to co Ci powiedziałam.-machnęłam na niego ręką i gdy Pani Fanning otworzyła mi drzwi,weszłam ostatni raz na niego zerkając.
No i jest kolejny,muszę przyznać,że totalnie niezaplanowany,bo napisałam już dawno 29 rozdział i nie spodziewałam się,że przed niego wcisnę inny wątek niż ten co przygotowałam.Ale cóż,w takim razie tamten następnym razem.Mam nadzieję,że wam się podoba,jeśli tak to błagam,dajcie znać chociażby klikając na jedną z tych 'reakcji' pod rozdziałem! Cieszę się,że rosną statystki ;) dzięki xx

chcesz być informowana?
tt: @always_potato
gg: 19114264

9 marca 2013

Rozdział 28

muzyka
| Marina |
-Jak wszyscy zapewne wiecie,doszło do okropnego wypadku w którym zginął nasz przyjaciel.-odezwała się wychowawczyni na pierwszej lekcji po świętach.Jedni smutno pokiwali głowami,drudzy,którzy zapewne nie mieli pojęcia zaczęli nie dowierzać w usłyszane słowa,a inni odwracali się na krzesłach żeby na mnie spojrzeć.Naciągnęłam czarne rękawki koronkowej bluzki i skupiłam wzrok na świat za oknem.Nadal nie mogłam w to uwierzyć.Nadal miałam nadzieję,że za moment drzwi otworzą się i do środka dyskretnie wślizgnie się Jamie.Przeprosi Panią Jenkins za spóźnienie tłumacząc,że musiał odprowadzić siostrę do przedszkola, i usiądzie za mną w ławce.W trakcie lekcji szeptałby mi coś do ucha,nie pozwalając skoncentrować się na słowach nauczycielki,albo ciągnąłby mnie za włosy tylko po to żebym się do niego odwróciła.Zaczęłam wyobrażać sobie mnóstwo scen co jeszcze zrobiłby James,gdy usłyszałam jak ktoś do mnie podchodzi.
-Marina,kochanie...Jak się czujesz?-spytała Pani Jenkins z wyraźną troską.Dopiero teraz spostrzegłam,że tylko my zostałyśmy w sali.
-Dobrze,proszę pani.-zaczęłam zbierać swoje rzeczy.
-Na pewno jest Ci teraz...
-Wszystko w porządku,naprawdę.-przerwałam jej i ruszyłam ku drzwiom.
-Jeśli tylko będziesz potrzebowała pomocy,daj mi znać.-odwróciła się za mną a ja nie zerkając na nią wyszłam z klasy.Miałam dość tych ciągłych pytań czy wszystko okej,czy niczego nie potrzebuję i czy nie chcę czasem pogadać.Nie! Jedyne czego chcę to wrócić do normalności.
-Mary,gdzie ty się szlajasz? Już dawno po dzwonku.-usłyszałam głos Rosalie.-Atkinson kazał mi Cię poszukać.
-Zapomniałam skserować nowego planu lekcji.A więc teraz WF,tak? Świetnie,chodźmy.
Niepewnie podążyła za mną nie odzywając się słowem.Nie próbowała nic mówić,nie wiem czym zasłużyłam sobie na taką przyjaciółkę.
Po biologii i angielskim Rose i Sam poszły do domu,a mnie czekały jeszcze dwie godziny włoskiego,na które zapisałam się początkiem roku.Po zajęciach odwiedziłam Giorgie i Marcella (włoskie małżeństwo z tej pizzerii w której Marina bywała od dziecka) którzy ugościli mnie herbatą i ciasteczkami własnego wypieku.Gdy klientów zaczęło przybywać i powiększył się ruch,zabrałam się stamtąd aby nie zawracać im głowy i zaczęłam powoli snuć się po Westminster Bridge Road.Big Ben wskazywał 17:00 i jak tylko zegar wybił godzinę,ku mojego boku pojawił się ciemnooki blondyn.
-Cześć Mary.-przywitał się pogodnie.-Co słychać?
Podniosłam głowę i okazało się,że był to ten chłopak z centrum.To właśnie kiedy on odprowadzał mnie na imprezę,Jamie ginął w wypadku.
-Mój chłopak nie żyje.-odpowiedziałam ni z gruszki ni z pietruszki.Już dość miałam owijania w bawełnę.
-Och...tak mi...
-Przykro? Tak,mnie też,że to wszystko przeze mnie.
Nastała chwila ciszy.Zdałam sobie sprawę,że nawet nie wiem jak mu na imię.
-Nie możesz się obwiniać.
-Kiedy to wszystko prawda.Gdybym nie zostawiła go na rampie i nie poszła na tą cholerną imprezę,do niczego by nie doszło! To wszystko moja wina!-krzyknęłam czując jak łzy zaczynają spływać po moich policzkach.
-To co się stało już się nie ...
-Mary?-rozległ się znajomy głos.-Co ty tu robisz? Co się stało?
Niall podszedł i spojrzał pierwsze na mnie,a potem na mojego rozmówcę.
-Co jej zrobiłeś?
-Nic.Tylko rozmawiamy.-wytłumaczył się,ale blondyn puścił to mimo uszu.
-Chodź,Mary,podwiozę Cię do domu.-Irlandczyk złapał mnie w pasie i pociągnął w stronę swojego samochodu,który zaparkował na chodniku.
-No to cześć!-zawołał za mną.
-Jak masz na imię?-odwróciłam głowę,a on uśmiechnął się.
-Nick.Do zobaczenia,Mary.
Zdałam sobie sprawę,że nigdy nie wspominałam mu jak się nazywam.

Jechaliśmy w ciszy patrząc na jezdnię,a audycja The Hits Radio dobiegała naszych uszu.Zerkałam na mijane budynki,a irlandczyk skupiał się na drodze,bo był jeszcze świeżym kierowcą.
-Czemu tak daleko zawędrowałaś? Harry czekał u Ciebie w domu żeby zabrać Cię do nas,ale długo nie wracałaś,więc zajechał pod szkołę i tam też Cię nie zastał.Szukaliśmy Cię,no ja co prawda natrafiem na Ciebie przypadkiem.
-Byłam u Marcella.
-Och! I co u nich? Musimy wybrać się tam znowu,w życiu nie jadłem pyszniejszej...to znaczy..jak mogłaś na tak długo się zapuścić i nie dać nam znać?-odchrząknął,ale głodny błysk w jego oku nie zniknął.
-Oni także was zapraszali na pizzę.Gdzie mnie w końcu zawozisz?
-A masz dużo nauki?
Pokiwałam przecząco głową.Z powodu zaistniałej sytuacji,nasza klasa miała dwa tygodnie spokoju: zero kartkówek,sprawdzianów i zadań.
-W takim razie do nas.Zadzwoń do rodziców.
Nie kłóciłam się,tylko zrobiłam jak mówił.I tak znieśli mi karę.Powiedzieli,że razem z Maxem nie możemy zamykać się w sobie,tylko wyjść do ludzi.Szkoda tylko,że to Jamie musiał zapłacić za to życiem.
-Heej,Mary...błagam Cię,nie płacz.-Niall jęknął widząc moją twarz,zaparkował pod ich domem,wyszedł z samochodu i otworzył mi drzwi.-Tak nie można.
Kiwnęłam głową,ale nie potrafiłam przestać.Teraz,po tygodniu od jego śmierci,zaczęłam się załamywać.
-Myślisz,że James chciałby żebyś się tak smuciła?
Wzruszyłam ramionami.Nie wiem co chciałby,a czego nie i już nigdy się o tym nie dowiem.
-A ja wiem.Kochał Cię,słyszysz? Jak się kogoś kocha to pragnie się czyjegoś szczęścia nawet jeśli...-Zawahał się i spuścił wzrok.-nawet jeśli rani to nas samych...
-Coś nie tak,Niall?-pociągnęłam nosem,a on pokiwał głową.
-Nie możesz się smucić.Nie chciałby tego on i nie chcemy tego my.
-Ja po prostu...nie mogę uwierzyć,że nigdy więcej go nie zobaczę.
-Wiem...ale to nie cofnie czasu,musisz ruszyć dalej i pokazać mu,że nie zginął na marne.Dzięki niemu nauczyłaś się i wyciągnęłaś wiele wniosków,mam rację?
-Chyba tak.,,Śpieszmy się kochać ludzi...
-...tak szybko odchodzą.''-dokończył.-Więc jak będzie? Idziemy?-wyciągnął ku mnie dłoń,a ja ściskając ją odpięłam pas i wyśliznęłam się z samochodu.
Tak,Niall miał racje.Dzięki Jamiemu dużo się nauczyłam.
No już myślałam,że nie dobijecie do 10tki! Już nie będę taka wredna i spam też zaliczę :D Wiem,że ten rozdział może nie jest jakiś barwny i nie ma w nim akcji,ale uznałam,że taki zwykły też musi się pojawić.
Serdecznie zapraszam was do polubienia strony 'Słucham One Direction,jakiś problem?' na FB, na którym mam teraz swój okres próbny i jak dobrze pójdzie to może zostanę adminką ^^ Podpisuję się tak jak tutaj,czyli inflamara.
+ obserwujcie mnie na twitterze,chcę mieć swoich czytelników :D Jeśli chcecie to mogę informować was,tylko mi napiszcie.Oczywiście follow back.
@always_potato

3 marca 2013

Rozdział 27

muzyka

| Rosalie |

Nie wiem.Nie wiem czy to normalne wrócić do domu po cudownie spędzonym wieczorze, i mimo to czuć w sercu pewien żal.
Nie pocałował mnie.
Pewnie miałam nieświeży oddech.Albo obrzydziły go moje popękane od mrozu usta.A co jeśli zabrał mnie na spacer tak jak to zabiera się przyjaciółkę i wcale nie zamierzał całować? Może po prostu taktował to jako kumpelski wypad...Tak,to na pewno to.
Mimo to ciągle niepokoiło mnie to,z jakiego powodu,po jednym telefonie,tak szybko odprowadził mnie do domu.

| Harry |

Jak ona śmiała...ten szyderczy uśmieszek,ciągła gra...jak mogła sobie tak ze mnie zakpić! Dlaczego kolejny raz życie tak bardzo stara mi się pokazać jak okrutne potrafią być kobiety? I dlaczego to wszystko tak bardzo mnie obchodziło.
Kopnąłem kolejny kamień leżący na chodniku i zauważyłem,że ktoś się zbliża.Podniosłem głowę i ujrzałem Maxa.Szedł powoli i całkowicie bez życia,a jego twarz była okropnie blada.Wyciągnąłem ręce z kieszeni i przyspieszyłem kroku.
-Max..stary,co się stało?
-Kto..Ach,to ty Harry.Ja...-nie mógł wydobyć z siebie słowa.Zacisnął pięść a jego oczy napełniły się łzami.
-Muszę iść do domu.Powiedzieć Marinie...
-Co? Co musisz jej powiedzieć?-przestraszyłem się nie na żarty.
-Straciłem przyjaciela.

| Marina |

-Nie mam zielonego pojęcia o co tu poszło i szczerze mówiąc nawet nie wiem czy chcę wiedzieć.-przyznałam siadając koło Nialla,który nadal nie odrywał wzroku od tv.Sam siedziała naburmuszona na fotelu,Louis i Danielle rozgrywali partyjkę szachów,które Tommo skądś zwędził,a Liam zaczytał się w gazecie ''the sun'' która leżała na stole.
Usłyszałam jak otwierają się drzwi i wystraszona,że to rodzice,wstałam i zaczęłam dreptać w miejscu.
-Jakby co to nie powiedzieli mi,że nie mogę mieć gości.-powiedziałam.-Łapanie za słówka...tak,właśnie.
Ale to nie byli rodzice,ku mojemu zdziwieniu był to Max i Harry,który jeszcze chwilę temu trzasnął drzwiami.
-Uff,to wy...a już myślałam...-ale coś mi nie pasowało.Twarz obydwu spowijał smutek.
-Co jest?-spytałam,ale nie dostałam odpowiedzi.-Max,Co Ci się stało? Czy ja widzę...łzy?
-Mary,lepiej usiądź.-odezwał się zachrypnięty i spojrzał na mnie z troską.Danielle wyciszyła telewizor i oczy wszystkich skierowane były na naszą dwójkę.
-Do cholery,Max,to przestaje być zabawne.
-Mary,Jamie nie żyje.


Już nic więcej nie usłyszałam.Twarz zbladła,ręce rozluźniły uścisk a ciało bezwładnie opadło na kanapę.Nie dochodził do mnie cichy szloch Sam,ani pocieszenia Danielle.Nie zwracałam uwagi na to,że Max zalany łzami uciekł do swojego pokoju,a Louis zaczął uspokajać moją 'twardą' przyjaciółkę.Czułam jakby życie uleciało ze mnie niczym powietrze z przebitego balona.Czułam że...nic nie czułam.Nie spostrzegłam się nawet kiedy Harry przeniósł mnie do pokoju,a Danielle położyła się obok mnie na łóżku i bez słowa głaskała po włosach.Wiedziałam tylko,że gdy rodzice wrócili do domu,od razu dowiedzieli się,że...
Nie.Te myśli nawet nie chciały przemknąć przez moją głowę.

2 dni później:
-Chodźmy Mary.Przeziębisz się.-Danielle pociągnęła mnie za rękę,ale ja nie ruszyłam się z miejsca.Wciąż czytałam ten napis.
Niech spoczywa w pokoju.
Lało jak z cebra.
-Nasi rodzice już dawno poszli.-odezwała się Rosalie obejmując mnie z drugiej strony.
-Idźcie,ja z nią zostanę.-jednym uchem usłyszałam męski głos.
-Jesteś pewien?
-Tak,zobaczymy się na miejscu.
Poczułam słodką woń męskich perfum.Obok mnie stanął Zayn.
-Jak się czujesz?-padło pytanie,które przez ostatnie dwa dni słyszałam notorycznie.
-Dlaczego oni wszyscy tak po prostu sobie idą?-odezwałam się po raz pierwszy od kilkudziesięciu godzin.
-Zaraz rozpocznie się stypa.-odpowiedział i znowu staliśmy w ciszy.Zapłakana Pani Macaulay kucała przy świeżym grobie nie przejmując się błotem i ulewą.
-Ale przecież on leży tutaj.
Znowu cisza.Pan Macaulay chwycił ją i podnosząc postawił do pionu.Zalana łzami wtuliła się w ramię męża i ruszyli w kierunku parkingu.


muzyka

-Zaledwie parę tygodni temu pożegnałem mojego wujka.-wyznał Malik i przytrzymał nade mną czarny parasol.Wszystko dzisiaj było czarne.Zabawne,nawet ja miałam na sobie czarną sukienkę.To pewnie sprawka Danielle i mamy,bo ja prawie w ogóle nie noszę sukienek.
Poruszyłam zdrętwiałą dłonią i poczułam,że coś się w niej znajduje.Rozluźniłam uścisk i ujrzałam bransoletkę.
- bransoletkę James podarował mi gdy wróciliśmy z obozu wakacyjnego*.Mieliśmy z 14 lat.Miała symbolizować naszą miłość,ale ja miesiąc przed naszym rozstaniem zgubiłam ją.Zastanawiam się czy to nie był jakiś znak? Po kilku miesiącach znalazł ją i podarował mi ją drugi raz,chciał żebym wróciła.
Deszcz padał coraz mocniej i na cmentarzu zostaliśmy już tylko my.
-W dzień imprezy powiedziałam mu,że nie możemy być razem.Pocałował mnie,a ja włożyłam mu ją w dłoń i odeszłam.-spojrzałam na bransoletkę bawiąc się nią.-Odeszłam,to był nasz ostatni pocałunek.Gdy ten samochód go potrącił,on ciągle miał ją w ręce.Umarł trzymając ją mocno...
Zayn stał bez słowa,wsłuchując się w to co mówię.Nie próbował mnie pocieszać,po prostu słuchał.
-Jego mama oddała mi ją dzisiaj rano.Podziękowała mi za wszystko.
Minęło dobre kilka minut zanim znowu się odezwałam.Kolejne,głuche słowa wypowiadane z moich ust.
-Dlaczego mi podziękowała? Przecież ja go zostawiłam.
-Byłaś dla niego najważniejszą osobą.Na pewno to Ciebie miał w ostatniej myśli gdy umierał.Bardzo Cię kochał.-odezwał się w końcu.
-Ja też go kocham.-odpowiedziałam łagodnie.
Po dziesięciu minutach stania Zayn ściągnął swój czarny płaszcz i okrył mnie nim.Znowu poczułam słodki zapach perfum.
-Chodź,podwiozę Cię na przyjęcie.-powiedział,a ja posłusznie ruszyłam za nim,ostatni raz zerkając na tabliczkę:
Ś.P James Macaulay
przeżył lat 19
Pokój jego duszy.

*więcej o tym jest w rozdziale 20


przepraszam,że dość długo nie było nowego,ale szkoła :/ czy wy też tak bardzo pragniecie wakacji,tak jak ja? jestem już po prostu zmęczona...
co powiecie na rozdział? następny dodam od razu wtedy gdy pojawi się 10 komentarzy,tak trochę was zmobilizuję,a wiem,że potraficie! :D dziękuję za waszą obecność,41 czytelników to dla mnie naprawdę sukces.kocham was x

jeśli chcecie to follow me on twitter: @always_potato oczywiście follow back x
(musze sie rozkręcić bo straciłam konto,więc zaczynam od nowa)

mogę tez informować o nn na twitterze!
wystarczy podać nick lub napisać mi bezpośrednio tam.