31 sierpnia 2013

Rozdział 48



Wiadome jest,że telefonów nie da się porównywać z rozmowami odbywającymi się twarzą w twarz.Jednak jeśli nie ma innego wyjścia,kontaktowanie się przez komórkę okazuje się być dobrym wyjściem.Ale żeby móc rozmawiać przez telefon,trzeba posiadać kogoś z kim można porozmawiać,a już na pewno kogoś kto to połączenie od Ciebie odbierze.A Zayn nie odbierał moich telefonów przez kolejny tydzień,trudno się więc dziwić,że po powrocie ''starej Mariny'' wróciła też moja nerwowość.
I trudno też się dziwić,że kiedy reporterzy spytali mnie o Zayna,powiedziałam im dokładnie to co o nim myślałam.
-Co jest między nami? Nic nie ma między nami.Pomyliłam się co do niego i te jego wszystkie directionerki też żyją w jednym,wielkim błędzie!-warknęłam.-Wcale nie jest taki święty.Jest nieczułym dupkiem z porażającym ego.
Nic dziwnego,że moje słowa zrobiły furorę w prasie i internecie,bo w końcu chodziło tu o sławnego Zayna Malika! Dokładnie tydzień przed balem,w sobotę wieczorem,w moje ręce dostało się świeżutkie wydanie gazety.

BURZLIWY ZWIĄZEK ZAYNA MALIKA
Wygląda na to,że w związku Zayna (członek popularnego 
boysbandu One Direction) i Mariny Davies pojawił się spory kryzys.
''Nic nie ma między nami.Pomyliłam się co do niego.''-mówi
zdenerwowana Marina.-''Wcale nie jest taki święty,jest nieczułym
dupkiem z porażającym ego.'' Sam Zayn nie chce odpowiadać na
żadne pytania,a kiedy ktoś wypowiada głośno jej imię,staje się
wyraźnie spięty.Co takiego stanęło im na drodze
ku szczęśliwemu związku? Cokolwiek to było,widocznie
pozostanie dla nas wszystkich wielką tajemnicą,przynajmniej na razie.

-Wow,przynajmniej raz wydrukowali tekst zgodny z prawdą.-zacmokałam po przeczytaniu i oddałam gazetę Rose.Dziewczyny były zdumione moją odwagą,w szczególności Sam,która ciągle się z tego śmiała.Moi rodzice też mieli styczność z tym artykułem,ale chyba nie chcieli tego komentować.Nie wiedzieli,że coś mnie z Zaynem łączyło,bo przecież to ukrywaliśmy,ale mimo braku odzewu co do tej sprawy,musieli się nad tym zastanawiać.
Zayn,jak to typowy facet,odezwał się dopiero wtedy,kiedy coś się działo.A kiedy twoja ''dziewczyna'' że tak to ujmę,głosi na cały świat,że jesteś nieczułym dupkiem,to wiedz,że coś się dzieje.
Ale ja,broniąc swojej godności i zabawiając się w jego gierki,tym razem nie odbierałam,nie odpisywałam i miałam go w dupie,tak jak to on wcześniej miał mnie i moje uczucia.



-''I remember when we broke up the first time,saying 'this is is' i've had enough 'cause like,we hadn't seen each other in a month when you said you needed space,WHAT?! Pogłośnij to Sam!
-Mary,do Ciebie.-Rose podała mi komórkę,a ja wiedząc,że to Nick miał dzwonić do niej,bo mój telefon został w domu,zeskoczyłam z łóżka i przyłożyłam go do ust.
-Wee are never ever ever...gettin back together! Woohoo...-zaśpiewałam i wybuchając śmiechem opadłam na łóżko rudowłosej.-Nick? Haaalo!-spojrzałam na wyświetlacz,połączenie zostało zakończone.-Dziwne,rozłączył się.Aż tak fałszowałam?-zaśmiałam się.
-Aż tak.-Sam obżerająca się orzechowymi chrupkami pokiwała głową.
-Właściwie...to był Zayn.-skrzywiła się Rosalie,a ja poczułam jak moje serce przyśpiesza na dźwięk jego imienia.Był tam,po drugiej stronie...Tak długo nie rozmawialiśmy,a teraz kiedy nadarzyła się okazja,wszystko zawaliłam! Jednak szybko otrząsnęłam się z tych myśli,bo przypomniałam sobie z czyjej winy mieliśmy taki kontakt.Z jego,to wszystko było przez niego i ja nie mogę obwiniać o to siebie.Nie tym razem.
-Cóż...-odchrząknęłam.-...a więc właściwe słowa,na właściwym miejscu.-wstałam i zmieniłam piosenkę.-Możemy bawić się dalej.




Podwinęłam suknię do góry,aby jej nie przydeptać i zeszłam po schodach.Moje odbicie w lustrze wcale nie ukazywało podekscytowania i radości,wręcz przeciwnie.Było obojętne i...pełne rozczarowania.Czekałam tyle lat na ten dzień! Może nie tak jak Rosalie,ale jednak też liczyłam,że to będzie wspaniałe wydarzenie.
-Wyglądasz przepięknie.-głos taty rozbrzmiał ze schodów i po chwili pojawił się na pół piętrze.-Jak księżniczka,którą,z resztą,nigdy nie pragnęłaś być.-podszedł do mnie z uśmiechem.-Nie byłaś taka jak inne dziewczynki,ty zawsze...musiałaś się wyróżniać.Wolałaś przebierać się za wiedźmy,czarownice...raz nawet byłaś gargamelem!
-Taak,uwielbiałam te wielkie,przyklejane pieprzyki na nochal.-westchnęłam i zaśmialiśmy się.
-Gdzie się podziała ta moja mała Mary,hm?-zapytał,wyciągając z mojej dłoni łańcuszek.
-Porwał ją czas,tatku.
-Zamiast tego podstawił silną i pewną siebie kobietę.-powiedział,zapinając mi go na szyi i delikatnie zarzucając moje włosy na lewe ramię.Wtedy usłyszałam klakson dochodzący z zewnątrz i otrząsnęłam się.
-Już czas,mamo!-zawołałam i nie musieliśmy długo na nią czekać.Wparowała z impetem do przedpokoju,trzymając w dłoniach aparat.W tym samym czasie rozległ się dzwonek.Ostatni raz przeglądnęłam się w lustrze i głośno wzdychając otworzyłam drzwi.Ale to co tam zobaczyłam,a raczej kogo,spowodowało,że szybko je zamknęłam.
Zayn.Przed moim domem.Teraz.W smokingu.
Co on wyprawia? Jaką ma czelność zjawiać się tu po roku i to w tak ważnym dla mnie dniu? Tata ponownie pociągnął za klamkę,potwierdzając równocześnie,że to co widziałam było prawdziwe.
-Zayn!-zawołał uradowany tata.-Jak miło Cię widzieć!
-Dzięki,Simon.Ciebie również.-wyszczerzył się.
-Myślałam,że idziesz na bal z kuzynem Sam.-odezwała się mama.
-Ja też.-szepnęłam,ciągle nie dowierzałam w to co widziały moje oczy.Przecieź tak długo marzyłam o spotkaniu z nim...cały rok.A teraz?
-Ale plany uległy drobnej zmianie.-odpowiedział pogodnie.-Możemy robić pamiątkowe zdjęcie.-objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie,wywołując na moim ciele fale dreszczu.
-No ale Mary,uśmiechnij się!-ponagliła mnie mama.-To chyba nawet lepiej,że idziesz z przyjacielem,a nie z nieznanym Ci chłopakiem.
-No właśnie,uśmiechnij się.-szepnął mi do ucha,a jego melodyjny głos rozpłynął się po całym moim ciele.Błysk fleszu błysnął dokładnie wtedy,kiedy wpatrywałam się w niego z tęsknoty.Z tęsknoty za nim samym i za jego miłością.


This Is Us - 3 słowa,92 minuty,5 chłopaków,One Direction...niesamowity film,byłam wczoraj na premierze i nie jestem w stanie słowami opisać tego co o nim sądzę! Jest tak fenomenalnie świetny,że to nie do opisania,naprawdę.Radość,wzruszenie,duma,śmiech,ekscytacja,łzy - to wszystko zawarte jest w tym jednym filmie.Polecam naprawdę gorąco!
A więc jestem kochani.Wakacje okropnie szybko mi przeleciały i znowu czas wracać do szkoły.
Cholera.Druga klasa liceum,to chyba do czegoś zobowiązuje.
I może właśnie to po części sprawiło,że podjęłam taką,a nie inną decyzję.A mianowicie to...
Zajrzyjcie na samej górze bloga,do zakładki ''Rozdziały''.Jak pewnie widzicie,umieszczonych jest ich tam 55.Tak,właśnie na tej liczbie chcę zakończyć tego bloga i jest to już chyba nieodwołalnie postanowione.
Przykro mi to robić,bo bardzo się zżyłam z tą opowieścią i jej bohaterami,a szczególnie zżyłam się z wami.Ostatnio wykazujecie naprawdę wspaniałą obecność,ale muszę to zrobić.Żadna historia nie może ciągnąć się w nieskończoność,każdy kij ma dwa końce :) Mam nadzieję,że zrozumiecie dlaczego podjęłam taką decyzję i nie będziecie mi mieli tego za złe.Bardzo przepraszam tych,których zawiodłam. xx

18 sierpnia 2013

Rozdział 47


Zbiegając (stroj) prosto z londyńskiej ulicy,zasłaniając twarz rękami podleciałam do pobliskiej kawiarni i znikając za jej drzwiami przełknęłam głośno ślinę.Siadając przy najdalej położonym od okna stoliku,wyjęłam telefon i po raz pierwszy od dawna wystukałam numer Zayna.Tak jak się tego obawiałam,nie odbierał.Trzęsącymi palcami odnalazłam w kontaktach Louisa i z nadzieją czekałam.Na całe szczęście odebrał już po drugim sygnale.Jego głos był zdziwiony,bo ostatnim razem kiedy rozmawialiśmy było to dobre kilka miesięcy temu.
-Halo? Coś się stało?
-Lou,to ty mi powiedz czy coś się stało.Nie mogę się opędzić od fotografów,zaatakowali mnie na ulicy a teraz utknęłam w jakiejś kawiarni.-jęknęłam i zerknęłam kątem oka za okno,gdzie za szybą błysnęło światło.Usiadłam na krześle skierowanym do ściany i założyłam nogę na nogę.
-Więc jest gorzej niż myślałem.-powiedział jakby sam do siebie.-Słuchaj..ktoś włamał się na twittera Zayna i do sieci wypełzło kilka waszych rozmów.
-Co?-wielka gula utknęła mi w gardle.
-Na szczęście nie ma tam nic jednoznacznego,żadnego 'kocham cię','misiu pysiu' ani...
-Do rzeczy!-ponagliłam go.
-..jedynie pisał coś jak 'uważaj na siebie','obiecuję,że niedługo się zobaczymy' czy coś w tym stylu,mało widzieliśmy,bo mamy kupę roboty,ale sytuacja jest już opanowana.
-U was pewnie tak,dlatego,że wszyscy reporterzy przenieśli się do Londynu!-zawołałam.-Dlaczego Zayn nie odbiera moich telefonów?
-To sprawa między wami,nie powinienem się wtrącać...
-Uwierz mi,że gdyby wreszcie odebrał ten durny telefon to bym z nim o tym porozmawiała.-warknęłam.-Ale jak mam to niby zrobić?
-Bo widzisz...wydaje nam się,że on za bardzo tęskni.Nie odbiera telefonów bo zwyczajnie się boi,że jak Cię usłyszy to już kompletnie się załamie.-westchnął.-Te odległości wszystkich nas dobijają.Jeśli Cię pocieszę,to my z Eleanor też mamy trudne chwile,a sama dobrze wiesz co się stało z tym idealnym związkiem Rose i Maxa.
-Powiedz mu,że jak ma zamiar być takim kompletnym egoistom to może już nigdy więcej mnie nie usłyszeć.-odpowiedziałam z powagą w głosie i rozłączyłam się,aby następnie cisnąć telefon na fotel obok.Po chwili podeszła do mnie kelnerka podając mi menu.-Zwykłą kawę z mlekiem poproszę,nic więcej.


-Faceci na nas nie zasługują.Po co są nam oni skoro tylko nas krzywdzą? Max nie próbował walczyć o nasz związek,tylko od razu się poddał.Nie liczył się z moimi uczuciami,liczył się sam ze sobą,obchodziło go jedynie jego własne dobro.A Zayn? Obiecał Ci,że szybko się zobaczycie a minął już rok odkąd się nie widzieliście.Nie odbiera twoich telefonów,bo co? Bo się boi? A kiedy pomyślał o tym co ty czujesz? No właśnie,nie pomyślał,bo to są faceci.-Rose chodziła po pokoju tam i z powrotem.Mój brat bardzo ją odmienił,a raczej przestawił jej myślenie i dotychczasowy stosunek do mężczyzn.Nie powiem,ja też się zmieniłam odkąd związałam się z Zaynem.Zrobiłam się o wiele słabsza i zwariowałam na jego punkcie.Zamiast śledzić modowe trendy w internecie,albo nadrabiać seriale,ja przeszukiwałam informacje o tym co dzieje się u One Direction.Zaniedbałam Nicka,mało wychodziłam i często płakałam.-Nie wiem co się działo pomiędzy tobą i Harrym,Sam,ale wiemy,że to on pomógł Ci przejść po raz kolejny przez ten dramat z twoim tatą.Zrobiłaś się radośniejsza odkąd to sobie poukładałaś,więc wiele mu zawdzięczasz.Ale czy Harry też nie zostawił Cię samej?
-No...w zasadzie to nie,bo mam was.Poza tym my nigdy nie byliśmy razem,więc nie mógł mnie zostawić.I od czasu do czasu pyta co u mnie słychać.-wzruszyła ramionami.
-Dobra,on się nie liczy,bo jego rodzice potrafili wychować.-Rudowłosa machnęła ręką i usiadła na moim łóżku.
-Sugerujesz,że moi rodzice nie umieli wychować Maxa?-uniosłam wysoko brew.-W tym co mówisz jest dużo racji,oni całkowicie mają nasze zdanie w dupie.
-Oczywiście,że mam rację.I wiecie co? Musimy ich chrzanić,bo świat nie kręci się tylko w okół nich.To nawet bardzo dobrze,że biegają za tobą Ci reporterzy,Mary.Zabawimy się i wtedy Zayn zobaczy,że wcale nie płaczesz z tęsknoty w poduszkę.
-Ale przecież ona płacze za nim w poduszkę.-zauważyła Sam,a Rose wywróciła oczami.
-No właśnie i to jest błąd! Patrzcie co oni z nami zrobili! Mary,niegdyś taka twarda chłopczyca teraz zrobiła się miękka jak...
-Hej hej,ty tylko o mnie,ale ty też się zmieniłaś!-przerwałam jej.-Gdzie się podziała ta miła i delikatna Rosalie,która wszystkim pomagała? Teraz widzę pewną siebie feministkę,która chce odegrać się na męskiej części populacji.-na moje słowa Sam parsknęła głośno.Ja też się zaśmiałam,a potem nawet Rose nie wytrzymała i wszystkie trzy wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Macie racje...zrobiłam się straszna.-westchnęła i opadła na poduszki.
Ale tego wieczoru uświadomiłyśmy sobie,że nie możemy pozwolić aby nasze życie tak diametralnie się zmieniło,a szczególnie,żebyśmy to MY się tak zmieniły.Postanowiłyśmy w pełni wykorzystać zbliżające się wakacje i zaczęłyśmy je tak dokładnie planować,że kompletnie zapomniałyśmy o jednej,istotnej rzeczy.Że za dwa tygodnie ma odbyć się nasz bal maturalny.*


-Nie,to się nie może udać.-histeryzowała Rosalie i zrezygnowana usiadła na ławce w środku wielkiego centrum handlowego.Podeszłyśmy (s.Mary) do niej z Sam zajadając się lodami i spojrzałyśmy po sobie porozumiewawczo.-Nie mamy sukienek,nie mamy dodatków,nie mamy fryzur,a co najważniejsze NIE MAMY PARTNERÓW.-zasłoniła twarz dłońmi.
-Wyluzuj.-Sam poklepała ją lekko po plecach.Powoli wszystko zaczynało wracać do normy.Zaczęłyśmy się więcej uśmiechać i więcej wychodzić a nawet wybrałyśmy już kilka fajnych ofert wakacyjnych.Ale fakt zbliżającego się balu maturalnego kompletnie załamał Rose,która wszystko zawsze miała z wyprzedzeniem poukładane.-Jakieś sukienki się znajdzie,wasze mamy zrobią nas na bóstwo,a partnerów...po co nam partnerzy? Sami damy sobie świetnie radę.Albo załatwię nam moich kuzynów.
-Ja zawsze mogę zaprosić Nicka.-wyszczerzyłam się.-Albo i nie...bo on pewnie będzie chciał zaprosić tą swoją Jessicę.
-Mam spędzić mój jedyny w życiu bal maturalny z przyjaciółkami,lub,co gorsza z kuzynem przyjaciółki,którego nawet nie widziałam na oczy?-Rosalie powtarzała te słowa z lekkim obrzydzeniem.-To będzie kompletna klapa!-jęknęła.Odkąd sięgam pamięcią,marzyła aby bal był niezapomnianą nocą o której będzie mogła opowiadać swoim dzieciom i wnukom.Naoglądała się mnóstwa filmów w których to każda z bohaterek była najszczęśliwszą królową balu i teraz trudno się dziwić,że tak się napaliła.A patrząc na to z realistycznego punktu widzenia...faktycznie byłyśmy w,no cóż,dupie.I co w związku z tym robiłyśmy? Siedziałyśmy na ławce i napychałyśmy się lodami.
-Oddychaj głęboko i myśl o czymś przyjemnym.-skarciłam ją i stanęłam nad nią.-Wszystko będzie dobrze,zobaczysz.Tak jak mówi Sam,nasze mamy zrobią nas na bóstwo a partnerzy sami się znajdą.Trochę wiary i optymizmu,jesteście właśnie w towarzystwie starej Mary,która podpatrzyła to i owo w świecie mody.Wiem co się teraz nosi.-pokazałam im język.Moje słowa trochę uspokoiły rudowłosą.Cały dzień szukałyśmy naszych wymarzonych kreacji,ale nie załamałyśmy się tym,że nic nie znalazłyśmy,bo był to dopiero pierwszy dzień poszukiwań.Miałyśmy całe dwa tygodnie,a to wcale nie tak mało.

| Sam |
-Słuchasz ty mnie w ogóle? To nie jest jutro,tylko za dwa tygodnie i przestań wrzeszczeć jak porąbaniec! Mówiłam,że to zmienia postać rzeczy.Postaram się wcisnąć im jakiś kit,powinno się udać,tylko błagam,nie schrzańcie tego! Chociaż na ten jeden wieczór,po prostu bądźcie,okej? Mam nadzieję.Dobra,kończę bo dziewczyny idą.-rozłączyłam się szybko i schowałam telefon do kieszeni.Stanęłam ze splecionymi rękami jak gdyby nigdy nic i uśmiechnęłam się do dziewczyn wychodzących z toalety.-Wszystko załatwione? To chodźmy,zabieram was do kina.-złapałam je za ręce i bez możliwości sprzeciwu zaciągnęłam na ruchome schody.

| Marina |
-Dobra,to jeszcze jedno.Jaki jest religijny hymn agentów FBI?-spytała Sam otwierając drzwi od mojego domu i przepuszczając nas w drzwiach.Ja i Rose spojrzałyśmy po sobie i wzruszyłyśmy ramionami.-''Jak rozpoznać mam Chrystusa,gdzie go szukać mam?!''-zawołała i wszystkie trzy wybuchnęłyśmy śmiechem.Zaprowadziłam je do salonu,bo właśnie miała zaczynać się amerykańska wersja You can dance.Uśmiech zszedł mi z twarzy,kiedy po wejściu do pokoju,zastałyśmy tam moich rodziców w bardzo poważnych minach.Przeniosłam wzrok na dłoń mojej mamy,której palce zaciskały kilka..testów ciążowych.
-Mamo...-zaczęłam ale nie miałam pojęcia jak to wyjaśnić.Ona i tata wpatrywali się w mój brzuch,a ja kiwałam przecząco głową.
-Szukałam twojego stroju kąpielowego,a zamiast niego znalazłam to.-odezwała się.
-To nie tak,nie jestem w ciąży.-powiedziałam spokojnie.-Poza tym one są już...stare.Kupiłam je rok temu,kiedy brałam taką ewentualność,ale okazały się negatywne,co zresztą widać.Nie ukrywałabym przed wami dziecka w moim pokoju przez rok.-zażartowałam,ale parsknęła tylko Sam,oni byli zbyt zszokowani.-Przepraszam,że nic wam nie powiedziałam,ale jestem już dorosła i niektóre decyzje muszę zacząć podejmować sama.-dodałam,czekając na wybuch z ich strony,ale żaden taki nie nastąpił.Mama patrząc na ojca głośno westchnęła,a on wzruszył ramionami i zasłonił twarz dłońmi.
-Czasami zapominam o tym,że nie jesteś już moją malutką Mary.-mama uśmiechnęła się lekko,a ja rzuciłam torby z zakupami i podeszłam do niej,aby mocno się do niej przytulić.
-Malutką nie,ale nadal twoją.-szepnęłam i pocałowałam ją w policzek.


Hej hej! Już myślałam,że nie uda mi się dodać tego na czas,bo za ...5 godzin jadę nad morze,ale na szczęście zdążyłam! Zabieram ze sobą zeszyt i długopis,bo mam w zamiarze powrócić do domu z nowymi pomysłami i nowymi rozdziałami :) Co by się przydało,bo we wrześniu mój czas poświęcony opowiadaniom będzie ograniczony...niestety.
Życzę wam cudownych ostatków wakacji,bawcie się i nie zapomnijcie o mnie! :D
A co do rozdziału: czekam na wasze opinie! jak myślicie,z kim rozmawiała Sam?

* bal maturalny dziewczyny odbędą wspólnie,mimo że są z dwóch różnych szkół,bo nie będę opisywała dwóch balów,a że to i tak fikcja to dajmy na to,że ich szkoły ten bal wyprawiają razem xD

13 sierpnia 2013

Rozdział 46



| Sam |
Mówiłam już kiedyś,że Harold Styles jest perfidną świnią? Jeśli nie,to mówię to teraz.Wykorzystał moją słabość do własnych celów,czy taki ktoś nie zasługuje na miano perfidnej świni? Oczywiście,że zasługuje i to jak najbardziej.O tym,że panicznie bałam się burzy wiedziała jak dotąd tylko moja mama i babcia a teraz wie o tym też ta perfidna świnia.
-Przyrzekam na wszystkie okropności świata,że jeśli komuś wygadasz,to dostaniesz po ryju!-pogroziłam mu palcem i zakryłam twarz poduszką,bo właśnie nadchodził grzmot.
-Hej hej,spokojnie.-poczochrał mnie po włosach i próbował odebrać narzędzie,które mnie ochraniało,ale ja kurczowo trzymałam je palcami.-To urocze,że boisz się burzy.-wyszczerzył zęby.-Teraz możesz bezgranicznie wtulać się w moje ramiona i zapomnieć o tym co dzieje się za oknem.-zachichotał,ale w odzewie dostał moją pięścią w nos.Jak na kogoś kto wali chłopaka po omacku,to muszę przyznać,że całkiem nieźle wycelowałam.-Nie bój się,nikomu nie powiem.Alee..bo zawsze jest jakieś ale,moja droga Sam,niestety nie ma na tym świecie nic za darmo.
-Kpisz sobie ze mnie?-odkleiłam się od poduszki.Na jego twarzy ciągle malowało się rozbawienie,mimo że próbował udawać powagę.
-Jakże bym śmiał! Po prostu...coś za coś.Dla przykładu,ja nikomu nie powiem o twojej słabości,a ty...-tu zastanowił się chwilę.-..ty w zamian za to zagrasz ze mną w pytania.-widząc moją minę,szybko sprostował.-Coś jak prawda czy wyzwanie,tyle że my nie będziemy stosować wyzwań.Jedynie szczera prawda,co ty na to?
-A co jeśli się nie zgodzę?
-No to cóż...czasem mogę niechcący kiedyś wspomnieć...
-Dobra.Niech będzie.Wszystko mi jedno.-westchnęłam i podbiegłam do okna żeby zsunąć rolety,a potem zasłonić dodatkowo zasłony.Harry przyglądał mi się z jedną uniesioną brwią.-No co? Tylko się zabezpieczam.
-Siadaj,ja zaczynam.-rozłożył się wygodniej,uciszył nieco telewizor i odchrząknął.-Dlaczego jesteś taka opryskliwa,arogancka,twarda i nie miła,hm?
-Ej,gramy w 'pytania' czy w 'obrażania'?!
-Nie marudź,tylko odpowiadaj.-złapał za miskę popcornu i zaczął się objadać.-No więc?
Usiadłam obok niego i skrzyżowałam ręce na piersi.
-Bo lubię.
-Lubisz obrażać innych i uprzykrzać im życie?-zapytał z rozbawieniem,ale ja nie odpowiedziałam.Minęło kilka minut zanim znowu się odezwał.-Jak to z tobą jest?
-Stałam się taka zaraz po tym kiedy mój kochany tatusiek zostawił nas dla jakiejś młodszej lafiryndy,jak już musisz wiedzieć!-zawołałam.-Proszę bardzo,ot cała tajemnica.I nie mów mi,że Ci przykro,bo mi wcale.
-Przez to,że on was zostawił gniewasz się na cały świat?
-Nie wiesz co to jest dla dziesięcioletniej dziewczynki,kiedy jej ojciec z dnia na dzień zrywa z nią wszystkie kontakty i nie odzywa się ani słowem przez najbliższe osiem lat,a kiedy przypadkowo spotkasz go na mieście,albo w supermarkecie,on odwraca głowę i udaje,że Cię nie zna.
-Masz rację,nie wiem jak to jest.-spuścił wzrok.-Ale najlepszym sposobem żeby się na nim odegrać jest pokazanie mu,że bez niego radzicie sobie świetnie,może nawet lepiej niż wtedy kiedy był z wami.
-Nie chcę widzieć go na oczy już nigdy więcej.
-Wolisz żeby chodziło to za tobą przez resztę twojego życia? Nie lepiej przemóc się teraz i zakończyć to raz na zawsze?-wpatrywał się we mnie,a ja coraz bardziej żałowałam,że pozwoliłam mu wejść i zagrać w tą głupią grę.-Spotkaj się z nim,wyładuj NA NIM wszystkie swoje złości,które jak dotąd wyładowywałaś na innych,wpędź go w poczucie winy i niech zobaczy co stracił! A wtedy ty będziesz mogła ruszyć dalej z podniesioną głową i przy okazji inni na tym skorzystają.Pomyśl o tym,jest szansa,że już więcej nie dostanę od Ciebie w twarz!-zawołał podekscytowany wstając i patrzył na mnie oddychając głęboko.Wybuchnęłam śmiechem i stanęłam na łóżku.
-Jesteś cholernie pomylony,wiesz?-parsknęłam,a on skarcił mnie wzrokiem.-Ale dobrze,zrobię tak.
-Wykrzycz to!
-Zrobię to!
-Głośniej!
-ZROBIĘ TO!!!!!-wrzasnęłam na całe gardło i w tym momencie rozległ się głośny grzmot.Krzyknęłam i spadłam z łóżka,wykładając się na ziemi jak długa,celowo zahaczając nogą za nogę Harry'ego.Leżeliśmy obydwoje na dywanie dławiąc się własnym śmiechem i już zamierzałam się podnieść,kiedy on podparł się na swoich dłoniach i wisiał nade mną,normując oddech.Muzyka w filmie zmieniła się na lekko dołującą i momentalnie zmienił się mój nastrój.
-Nie dam rady.-wyszeptałam a pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.Spotkanie z ojcem było moją największą zmorą,już wiele razy chciałam wykrzyczeć mu w twarz to co o nim myślę,ale po prostu nie dałam rady.Bałam się,że jak tylko go zobaczę,nie będę mogła wykrztusić ani słowa.Bo i po co spotykać się z człowiekiem,który postanowił zapomnieć o swoim dziecku?
-Dasz radę.-odpowiedział pewnie.-Nie znam silniejszej dziewczyny od Ciebie.Jeśli chcesz,mogę pójść tam z tobą.
-Mógłbyś?-zapytałam z nadzieją w głosie.
-Oczywiście.
-Ale Harry...
-Tak?
-Jak piśniesz komuś choćby słówkiem o tym co tu zaszło,to...-nie było mi już dane tego dokończyć,bo pochylił się nade mną i złożył na moich ustach czuły pocałunek.
-Chociaż raz się zamknij,Sam.


| Mary |
Spędziliśmy z Zaynem ostatnie wspólne chwile pochłaniając siebie nawzajem.Wykorzystaliśmy każdą,choćby najmniejszą chwilę,do tego aby pozostały niezapomniane.Każdego wieczoru stukał w moje okno abym wpuściła go do środka.Gdy nie leżeliśmy na boisku i nie podziwialiśmy gwiazd,to po prostu leżeliśmy w moim pokoju i oglądaliśmy telewizje,byleby być razem.Kilka razy zwiałam z lekcji aby spędzić z nim trochę czasu,a on dbał o to,żeby świat się o tym nie dowiedział.Nie wiedziałam dlaczego początek naszej znajomości był taki nieudany i on sam też nie umiał tego wytłumaczyć,ale żyliśmy chwilą,nie patrząc wstecz.Pewnego wieczoru,a dokładniej dzień przed ich wylotem w trasę,kiedy razem z mamą oglądałam film,uświadomiła mi jedną,ciekawą rzecz.
-Nienawiść często prowadzi do miłości,kochanie.-odpowiedziała z rozbawieniem na zadane wcześniej przeze mnie pytanie.Była przekonana,że zadaję je na podstawie bohaterów filmu,a nie własnego doświadczenia,ale bardzo mi pomogła.Powtórzyłam te słowa Zaynowi a on jedynie się roześmiał i pocałował mnie w czoło,co miał w zwyczaju robić jako odpowiedź na wszystko co go rozbawiało i pochodziło z moich ust.


W czwartek,dwudziestego siódmego czerwca,o godzinie 13:05 siedziałam na lotnisku Heathrow w Londynie i wpatrywałam się w niebo,w które przed chwilą wzbił się samolot z piątką wariatów,którzy odmienili moje życie.Nie żegnaliśmy się,bo pożegnanie oznacza odejście,a odejście oznacza zapomnienie.Wprowadzili w moje życie mnóstwo słońca i pokazali potęgę przyjaźni.Prawdziwej przyjaźni.To było jedyne popołudnie w którym rodzice pozwolili mi zwolnić się z lekcji i znieść moją karę na ten jeden raz.Następnego dnia wstałam bez większych emocji.Otwierając rozespane oczy spojrzałam na drzwi szafy,na których wisiała moja sukienka,specjalnie zakupiona na zakończenie roku szkolnego.Wsunęłam stopy w papcie i ubrałam się,ale oglądając się w lustrze nie czułam się w niej tak dobrze jak wtedy kiedy ją kupowałam.Patrząc w swoje odbicie,oczami wyobraźni,dostrzegałam Zayna stojącego za mną w przymierzalni i szepczącego mi do ucha,że wyglądam w niej bardzo pociągająco.Przygryzł lekko płatek mojego ucha,a ja uderzyłam go z łokcia w brzuch,upominając,że się powtarza.
Westchnęłam głośno i zeszłam do kuchni,w której czekało na mnie śniadanie,oraz rodzice z małym pudełeczkiem owiniętym czerwoną kokardą.
-Otwórz je.-podał mi je tata i objął mamę ramieniem.Obydwoje szeroko się uśmiechali i z podekscytowaniem obserwowali jak je otwieram.A wtedy nie mogłam uwierzyć w to co widziałam.Na dnie pudełka spoczywały srebrne kluczyki.Na ich widok wybałuszyłam oczy i opadłam na krzesło.
-Żartujecie sobie?-wydukałam,a oni pokiwali przecząco głowami.
-Ale najpierw to!-zawołał wręczając mi...
-Kurs na prawo jazdy.-szepnęłam nie dowierzając.-O mój Boże.Gdzie jest ten samochód?-wstałam zszokowana,a oni się roześmiali.O mało nie zabijając się w obcasach,wyleciałam przed dom i moim oczom ukazał się czerwony peugeot 208.Ten sam,którego niedawno podziwiałam z Zaynem i Harrym u mechanika.No,może nie był to ten sam,który stał tam wtedy,ale był identyczny.Wsiadłam do niego i od razu poczułam zapach nowości.Ze zdumieniem obejrzałam go dokładnie od środka jak i z zewnątrz po czym rzuciłam się rodzicom na szyję.
-Skąd wiedzieliście?!-zawołałam wciąż oszołomiona.
-Myśleliśmy o tym od dawna,ale nie wiedzieliśmy na co się zdecydować.Niedawno wpadliśmy na Zayna i wspomniał coś o tym cacku.-Tata wskazał ręką na mój samochód.MÓJ SAMOCHÓD,jak to cudownie brzmi!
-Nie zapomnij dodać,że to on zafundował go w połowie.-odezwała się mama,a ja spojrzałam na nią zdziwiona.
-Co?-jęknęłam i poczułam jak serce mi wariuje.
-No tak.Odmawialiśmy chyba z kilkadziesiąt razy,ale on się uparł.Powiedział,że jest Ci coś dłużny a potem po prostu przelał pieniądze na nasze konto.Nie wiem co on takiego Ci zrobił,ale teraz chyba jesteście kwita,hm?-zachichotał,a mama dźgnęła go ręką w bok.
-Simon!
-No co?-wzruszył ramionami i usiadł za kierownicą.Mama posłała mi przepraszające spojrzenie.
-Faceci.-westchnęła.-To bardzo miły gest ze strony Zayna,ale trzeba też przyznać,że ogromnie kosztowny.Mam nadzieję,że nie stało się nic złego?
-Nie.-powiedziałam i zastanowiłam się chwilę.-Może tylko trochę.
Zostawił mnie - dodałam w myślach - Zostawił mnie samą na tak długi okres czasu.
Po powrocie ze szkoły przebrałam się w luźne ciuchy i rzucając się na łóżko z pilotem w ręku,dopiero wtedy zauważyłam na mojej poduszce niebieskie pudełeczko.Włączając kanał muzyczny w którym właśnie leciało One Thing,otworzyłam je i pierwsze co zobaczyłam to mały breloczek przypominający kulę ziemską,tyle że ten był w kształcie serca.Oprócz niego była jeszcze mała karteczka na której znajdowało się drobne,lekko skośne pismo.
Niech ten wisiorek zawsze przypomina Ci o tym,że gdziekolwiek będę,zawsze będę nosił Cię głęboko w sercu.Kiedy już zdasz prawo jazdy,a wiem że zdasz ( choć w twoim przypadku może to być po trupach do celu - dosłownie ) to przyczep go do kluczyków i pamiętaj o tym,co napisałem wyżej.Wiem,że samochód nie zastąpi Ci mnie,bo przecież tak przystojny facet jak ja jest niezastąpiony,ale mam nadzieję,że ułatwi Ci życie.Teraz,kiedy masz wakacje,nie obowiązuje Cię już zakaz wychodzenia,więc możesz udać się gdziekolwiek chcesz.Żałuję,że nie mogę udać się tam z tobą.
PS.Zabierz nim Rose w jakieś fajne miejsce,bo z wielkim trudem udało mi się ją przekonać żeby dostarczyła Ci to pudełeczko bez dowiedzenia się co znajduje się w środku.Swoją drogą,jest bardzo ciekawska.Całuję,Zayn.



Prawie rok później,a dokładniej w połowie maja,zaparkowałam samochód przed domem i zarzucając sobie przez ramię szkolną torbę,ruszyłam do domu.Od tamtego czasu nie spotkałam się z Zaynem ani razu.Był bardzo zajęty koncertowaniem,nagrywaniem nowego albumu i pracami nad teledyskami i nie miał czasu zjeżdżać do Londynu.Dwa razy odwiedził Bradford,ale był to tak szybki wyskok,że nawet mi o tym nie wspomniał.Może czasem dzwonił i pisał,ale nie było już tak jak kiedyś.Odległości robiły swoje i to nie tylko w naszym związku.Kiedy weszłam do środka,zastałam tam Panią Fanning,która podeszła do mnie jak tylko przekroczyłam próg.
-Mary,porozmawiaj z Rose,bardzo Cię proszę.Ja nie umiem jej pocieszyć,po prostu się do tego nie nadaję.-westchnęła i chciała jeszcze coś dodać,ale ja wycofywałam się już,aby po chwili wejść do sąsiedniego domu.Bez pukania wbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi do pokoju przyjaciółki.
-On mnie zostawił!-zawołała przez łzy i oderwała głowę od poduszki.-Twój brat ze mną zerwał,rozumiesz?
Bez słowa podeszłam i przytuliłam ją mocno,pozwalając jej się wypłakać w moją koszulkę.
-Powiedział,że Edynburg jest za daleko i taki związek na odległość nie ma sensu.-łkała.-Ja tak bardzo się starałam,a on poszedł na łatwiznę i po prostu ze mną zerwał!
Najlepszą metodą na gojenie ran było wygadanie się.Znałam bardzo dobrze Maxa i wiedziałam,że prędzej czy później do tego dojdzie,ale Rosalie,dla której to był pierwszy związek,była przekonana,że to ten jedyny.Długo zajęło jej powrócenie do siebie,a ostatecznym wyrzuceniem Maxa z jej życia było spalenie wszystkich rzeczy,które jej go przypominały.Musiałam ją uprzedzić,że prędzej czy później i tak się spotkają,bo w końcu jesteśmy sąsiadami,ale dla niej to i tak było bez znaczenia.Musiała to zrobić dla samej siebie.



Wracam z Częstochowy (już nie na nogach,tylko autkiem,huehuehue) bardzo zadowolona i jak zwykle bardzo wzruszona.Udało mi się,dokonałam tego,dotarłam.To były cudownie spędzone chwile i nie mogę się już doczekać co będzie za rok.Trochę sobie poczekam,więc na tą chwilę pozostaje mi pozostawić wam ten oto rozdział,mam cichą nadzieję,że wam się spodoba :) much love! xx

5 sierpnia 2013

Rozdział 45




-Wiesz,że powinienem już wracać?-spytał Zayn,odrywając się ode mnie,ale ja jedynie kiwnęłam głową i wróciłam do całowania go.Zachichotał i kładąc swoje dłonie na moich biodrach,przyciągnął mnie do siebie nie przerywając naszych zachłannych pocałunków.
Nagle usłyszeliśmy kroki i wnet moja rodzicielka stała pod moim pokojem.
-Mary,musisz mi pomóc...-złapała za klamkę,ale na szczęście tym razem nie zapomniałam o zamknięciu ich na klucz.Ja i Zayn natychmiastowo oderwaliśmy się od siebie i zamarliśmy.
-Właź!-szepnęłam rozsuwając drzwi mojej wielkiej szafy.Moje ukochane ubrania potrzebowały swojego własnego miejsca,dlatego można ją nazwać mini garderobą (o którą nudziłam tatę odkąd skończyłam 11 lat i poczułam jak ciągnie mnie do mody).
-Zwariowałaś?!-odszepnął i kłóciliśmy się szeptem przez dobre kilka minut.
-Co ty tam robisz?-zapukała,a ja podleciałam i wpuściłam ją do środka.Wchodząc,rozglądnęła się po pokoju.-Czemu tak długo?
-Uczyłam się.-palnęłam,a ona odwróciła się i podeszła do okna aby sprawdzić czy podlałam kwiatki (bądź nie utopiłam ich).
-Czego?
-Anatomii.-odezwał się głos z szafy.Spojrzałam morderczym wzrokiem w stronę garderoby i przez szparkę ujrzałam oko Zayna.Palcem wskazującym przejechałam po szyi,uświadamiając go,że już nie żyje.
-Anatomii?-Mama uniosła brew podchodząc do mnie.
-Taa...przyszłaś po pranie?-zmieniłam szybko temat i wsunęłam ręce do kieszeni.
-Nie.Chciałam żebyś pomogła mi wybrać sukienkę z katalogu.Co to za koszulka?-uniosła własność Malika.
-To jest...to Maxa.-machnęłam ręką.-Do prania.-dodałam,a z szafy wydobył się cichy jęk.Jedną nogą kopnęłam mocno w drzwiczki.-Przyjdę do Ciebie za pięć minut,okej? Muszę jeszcze coś zrobić.-popchałam ją w kierunku drzwi i zamknęłam je przed jej nosem.-Pięć minut,mamuś!
Gdy upewniłam się,że zeszła na dół,podkręciłam radio,a Zayn wyszedł i rzucił się na moje łóżko.
-Dałaś jej moją koszulkę!-zawołał z wyrzutem.
-To za tą anatomię.
-Jak ja teraz wrócę do domu,hm?-oparł się na jednym łokciu i wskazał mi abym klapnęła obok niego.
-Pójdziesz bez,directioners będą wniebowzięte.-wzruszyłam ramionami.-A teraz całujmy się,bo nasze wspólne chwile są policzone.
-Wiesz...może lepiej będzie jak powiemy twoim rodzicom? I przy okazji dostanę koszulkę.
-Po co? I tak zaraz się rozstajemy.Zapomnisz o mnie i...
-Że co?-podniósł się zdziwiony.
-...i znajdziesz sobie kogoś nowego.
-A co jeśli nie chcę? Za kogo ty mnie masz?
-Takie są realia,a świat jest wielki.-usiadłam obok.-Prawie w ogóle nie będziemy się widywać,nie?
-No i co? Liam i Lou dają sobie świetnie radę!-prawie krzyknął.-My też byśmy sobie dali,ale widzę,że tobie zależy tylko na zabawie.-wstał rozzłoszczony i podszedł do okna.Upewniając się,że ma kluczyki do samochodu,wyszedł na balkon i zszedł na dół po pnączach.
-Zayn! To nie tak!-poleciałam za nim,ale on nawet się nie odwrócił.Widziałam jak wsiada do samochodu zaparkowanego po drugiej strony ulicy i odjeżdża.
-Jesteś idiotką,Davies!-jęknęłam i walnęłam głową o poręcz balkonu.


Muszę coś zrobić.Nie mogę pozwolić żeby Zayn wyjeżdżał z myślą,że go wykorzystałam.No wiecie,do całowania,bo trzeba przyznać,że całuje...nieziemsko.Nie mogę schrzanić kolejnej rzeczy! Ale nie mogę też wyjść...Cholera.
-Mamo...Tato...Czy ja mogłabym...-zaczęłam
-Nie.-odpowiedzieli jednogłośnie nie dając mi dokończyć i nadal oglądali jakiś durny program telewizyjny.Oni siedzieli sobie beztrosko na kanapie,a ja prawie eksplodowałam!
-Pół godziny...błagam,to ważne!-złożyłam ręce w błagalnym geście i zrobiłam maślane oczka.W wieku dziesięciu lat to działało.
-Konkretny powód?-zapytała znudzony tata,ale ja kiwnęłam głową.-W takim razie przykro mi.Albo konkrety,które my przemyślimy,albo nic z tego.
Wściekła tupnęłam nogą i wróciłam do swojego pokoju.Chodziłam po nim w tę i we w tę,gorączkowo myśląc.W tym wypadku nie pozostało mi chyba nic innego,jak poczekać aż zasną.W tym czasie próbowałam skontaktować się z Zaynem,ale bezskutecznie,bo wyłączył swój telefon.Na twitterze nie mogłam mu o tym napisać,bo jego fanki dostałyby szału,a na DM i tak mi nie odpisze.Słuchając muzyki i gapiąc się w sufit,przeczekałam do 22,kiedy to rodzice poszli do siebie.Następnie zamknęłam moją sypialnię od środka i wyszłam przez balkon.Gdy byłam w połowie drogi na dół,poczułam jak pnącze,którego kurczowo się trzymałam,pęka i wyślizga mi się z dłoni.Nie minęła nawet minuta,jak bez ruchu leżałam na trawniku,wyłożona jak długa.
-Nic Ci nie jest?-odezwał się znajomy głos,a mnie serce podskoczyło do gardła.Jeszcze chwila i dostałabym zawału! Otworzyłam oczy,a przede mną,a w zasadzie nade mną,stał Zayn.
-Chyba...złamałam...coś w kręgosłupie.-jęknęłam,a on parsknął.
-To byłoby zbyt piękne,gdyby nic Ci się nie stało.-pomógł mi wstać,a ja otrzepałam się i podparłam ręką plecy.Cholernie bolało.
-Mam powiedzieć twoim rodzicom,że się wymykasz?
-Jasne,ale oni chcą konkretnego powodu,więc będziesz musiał im powiedzieć,że wymykam się do Ciebie.-odpowiedziałam,a jego oczy rozbłysły.Oparł ręce na biodrach i spuścił wzrok.Na dworze było ciemno,ale ja doskonale go widziałam.
-Nie podoba mi się w jaki sposób wyraziłaś mi swoje...hm,uczucia.
Westchnęłam głośno,przymknęłam powieki i zagryzłam wargę.Teraz się skup,Davies i napraw to co schrzaniłaś,bo kolejnej porażki już nie zniesiesz!
-Jestem idiotką,wiem.-wydukałam to,co pierwsze przyszło mi na myśl.-Ale musisz się do tego przyzwyczaić bo taka już jestem.Nie myśl sobie,że...że Cię jakoś wykorzystałam,bo ja...ja Cię lubię,serio.
-Świetnie.-ponownie parsknął.-Ja to na przykład lubię Nialla,ale nie mam w zwyczaju go całować.Lubię Cię trochę bardziej,wiesz?
-Ja też Cię lubię bardziej!-zawołałam i poczułam mocny ból w okolicy szyi,jednak nie dałam tego po sobie poznać.-To znaczy...no wiesz.Do tego fajnie całujesz,więc podwójnie...
-Widzę,że masz niemały problem w wyrażaniu swoich uczuć,Davies.-zachichotał i skrzyżował ręce na piersi.Stał tak przede mną,patrzył na mnie i nabijał się ze mnie! Nabijał się z tego,że tak się zmieszałam!
-Może i tak.-wsunęłam ręce do kieszeni.-Jeśli chcesz to możemy spróbować tak...na odległość.Ale nie chcę żeby wielki świat się o tym dowiedział.Tym bardziej moi rodzice!
-Co złego w tym,że zaczynamy się spotykać? Wiem,że początek nie był najlepszy,no ale...
-Oni was lubią,bardzo lubią,po prostu...nie wiem czy byliby pocieszeni gdyby wiedzieli.Twój świat jest całkiem inny niż mój,tata mnie zawsze przed tym ostrzegał,bo odkąd żyję,on zajmował się muzyką.
-Ale zdążył nas już poznać,sodówka nie uderzyła nam do głowy.-zauważył.
-Robią wam zdjęcia na każdym kroku.Nie wiem czy ja bym wytrzymała,nie lubię być w centrum uwagi.-wyznałam,a on westchnął,podszedł do mnie i przyłożył swoje czoło do mojego czoła.
-Będzie ciężko,ale zrobię co w mojej mocy żeby nikt się nie dowiedział.-szepnął,a ja poczułam słodki zapach jego perfum,pomieszany z miętową gumą do żucia.-Mówią,że nie ma rzeczy niemożliwych.-uśmiechnął się lekko i poczochrał mi włosy.-Ale będzie Cię to drogo kosztować.
-Już się boję.-mruknęłam,a on się zaśmiał,zawiesił swoją rękę na mojej obolałej szyi (muszę przyznać,że perfekcyjnie udawałam brak bólu!) i pociągnął w kierunku ulicy.
-Jak już i tak wyszłaś z domu,to trochę się przejdziemy.Dziewczyny podobno lubią takie romantyczne spacerki przy świetle księżyca,hm?-zagadnął,a ja ściągnęłam jego rękę i rozmasowałam obolałe miejsce.
-Chyba zapomniałeś,że JA jestem inna.Jestem feministką,na mnie takie gierki nie działają!-prychnęłam i ruszyłam do przodu,zostawiając go na tyłach.
Rok temu nigdy nie pomyślałabym,że moje życie tak się potoczy...


| Sam |
Popcorn gotowy,coca-cola kupiona,kanapki zrobię potem,pokój posprzątany...no,przynajmniej z wierzchu,ale da się przejść i o to chodzi.Godzina 22:06,czyli Rosalie ma sześć minut spóźnienia i to chyba po raz pierwszy w swoim życiu.Wow.
Już miałam do niej dzwonić aby wypomnieć jej karygodne zachowanie,kiedy rozległ się dzwonek do drzwi.Uprzedziłam babcię i mamę o tym,że spodziewam się gościa więc bez zbędnych pytań typu: kto dobija się o tej porze? ,ruszyłam aby wpuścić moją przyjaciółkę do środka.Widok osoby,którą zobaczyłam w progu kompletnie mnie zaskoczył.
-Cześć,przyszedłem na film.-przywitał się z uśmiechem Harry i już zamykałam mu drzwi przed nosem,gdy ten przeszkodził mi podstawiając swojego buta.-Ej,nie ładnie!
-Nie jesteś Rose.-powiedziałam i zaczęłam z nim walczyć,jednak on był silniejszy.Wślizgnął się do środka i podał mi czteropak owocowego piwa.-Miałam oglądać film z Rose.
-Brałem taką ewentualność,więc się przygotowałem...-wyciągnął z kieszeni kurtki perukę długich,rudych włosów i założył ją sobie na głowę.-Jak wyglądam?-spytał przeglądając się w lustrze,a ja zmierzyłam go od stóp do głów.
-Dobrze się czujesz?-uniosłam brew,a on pokiwał głową.-Co zrobiłeś z moją przyjaciółką? Nafaszerowałeś czymś i zamknąłeś w bagażniku,czy przetrzymujesz ją w piwnicy?
-Ta twoja przyjaciółka wystawiła Cię do wiatru,wolała spędzić ten wieczór ze swoim chłopakiem.
-Jak każdy z resztą.-wywróciłam oczami.-To się robi denerwujące.Wolałam jak była sama,no ale cóż...To co,będziesz tak tu stał czy w końcu...
-O,dziękuję,że zapraszasz mnie do środka,to miłe z twojej strony!-zawołał wesoło i ruszył po schodach,pytając który to mój pokój.
-...czy w końcu sobie wyjdziesz...-dodałam wzdychając.-Niech Ci będzie,drugie drzwi na prawo.


Nie byłam pewna czy uda mi się opublikować ten rozdział przed pielgrzymką,ale dałam radę :) Bardzo wam dziękuję za komentarze,cieszę się,że podoba wam się to co ''tworzę''.
Postanowiłam na razie wstrzymać się z kończeniem bloga,jeszcze trochę to porozciągam bo szczerze mówiąc zżyłam się! Zżyłam się z blogiem i z wami...ciężko byłoby mi to wszystko kończyć.Ale niestety wszystko ma swój koniec i zbyt długo też tego nie będę przeciągać.
Kocham was i mam nadzieję,że ta pielgrzymka fajnie zleci żebyśmy mogli znowu się ''spotkać'' za tydzień :3

ps.dla czytelników Steal Heart mam dobrą wiadomość,dodałam wreszcie nowy podrozdzialik :)
http://steal-heart.blogspot.com/