25 maja 2013

Rozdział 36


Szkoła.Specjalistyczny Zakład Karno-Opiekuńczy Łączący Analfabetów,oraz jak to mówi nonsensopedia: zbrodnicza organizacja która óczy i wyhowóje armię lewo-półgłówków.Szkoła ma na celu ogłupić ludzi, wypaczyć ich psychikę, zrobić wodę z mózgu, zmarnować młode lata życia i zrobić z młodych ziomków i lasek kujonów, aby robili na państwo.Tak,a więc czy ktoś może podać mi konkretny powód dla którego powinnam tam dzisiaj iść? Kiedy już zwątpiłam i z powrotem opadłam na łóżko,zamierzając pozostać w nim cały dzień,moja kochana rodzicielka,jakby przewidując co zamierzam,zadzwoniła do mnie o 7:00.
-Hej kochanie,mam nadzieję,że zbierasz się do szkoły?
Chcąc nie chcąc musiałam się zebrać.Podczas porannej toalety po głowie ciągle chodził mi mój sen.Co jeśli naprawdę miało się tak stać? Jeśli jestem w ciąży a potem umrę?
W sumie z jednej strony to śmieszne,w końcu to sen.Ubrałam się,włosy zostawiłam rozpuszczone,następnie spakowałam potrzebne książki i wyszłam na zalaną słońcem ulicę.Max'a na szczęście już nie było i mam nadzieję,że zgarnął ze sobą Rosalie,bo jakoś nie kwapiło mi się do rozmowy z nią.W szkole zamierzałam jej unikać,przeżyć jak najszybciej ten dzień i wrócić do siebie,gdzie będę mogła się zamknąć w swoim pokoju z telewizorem i pożywnymi batonikami.
I tak oto ten dzień w szkole nie należał do najlepszych.Do internetu wyciekły zdjęcia jak wychodzimy razem z Zaynem z London Eye i ludzie zaczęli szeptać.Od jednej pustej laski podsłuchałam jak mówi,że niedługo stanę się rozkapryszoną gwiazdką i do szkoły gościnnie będę przyjeżdżać limuzyną,a z ust jej przyjaciółki wyszło to,że lecę tylko na jego kasę.Świetnie,a więc cały świat przeciwko mnie.Ciekawe co powiedzą jak dowiedzą się o niespodziewanej ciąży! Na poważnie rozmyślałam przeniesienie się do innej szkoły,bo z tą wiązałam same smutne wspomnienia.Samo to,że przechodziłam obok koleszków Chrisa przyprawiało mnie o dreszcze i po prostu czułam,że ta szkoła nie lubi mnie i to z wzajemnością.

5 dni później,podczas gdy uprzątnęłam kuchnię po samotnym,sobotnim obiedzie usłyszałam jak ktoś wjeżdża na podjazd.Z początku myślałam,że to Max (który nie odzywał się do mnie od tego incydentu z Zaynem) pożyczył samochód od swojego kumpla Joela,ale szybko okazało się,że to nie Max,bo Max spał w swoim pokoju.Doszło nawet do tego,że nie wiedziałam kiedy jest,a kiedy nie ma go w domu.Wracając do podjazdu,chwilę po usłyszeniu dźwięku zaparkowanego samochodu,wyszłam przed dom i zastałam tam rodziców.Mama jak tylko mnie zobaczyła,to podbiegła do mnie na tych swoich wysokich szpilach (przez które czułam się przy niej jak kurdupel) i przycisnęła bardzo mocno do swojej matczynej piersi.
-Muszę przyznać,że bardzo mi tego brakowało,mamo.-wyznałam szczerze,a jej oczy się zaszkliły.Jeszcze moment a i ja się rozbeczę.Miałam ochotę wyjawić jej wszystko: od seksu z Zaynem,przez kłótnie z Maxem,po podejrzenie o ciąży.Ale nie dałam rady.
-Kochanie,nawet nie wiesz jak tęskniłam! Za tobą,za Maxem,za pracą...no i za tobą,wielkoludzie!-zwróciła się do labradora,który dał po sobie znać.
-Ej poważnie,ten pies jest z nami dwa miesiące,a nadal nie ma imienia.-prychnęłam.-To chore!
-To nie chore,po prostu nie możemy się zdecydować.Prawda,mój mały?
-Mały?-poczujcie tę ironię.-Koleś!-wrzasnęłam nagle.
-Co?-zdziwił się tata,podchodząc do nas z walizkami.Położył je przed drzwiami i ucałował mnie w czoło.
-Od dzisiaj to Koleś,i tak się tak do niego odzywałam,no to zapamięta.-wzruszyłam ramionami i wyszczerzyłam zęby.Kolesiowi chyba spodobało się jego imię,bo zawołałam tak do niego kilka razy i zaczął reagować.Oczywiście,kiedy wnosiliśmy ich bagaże,nie mogło umknąć pytanie: gdzie jest Max.Nie zamierzałam po niego iść,więc zmyłam się do łazienki,a oni sami powlekli się do jego pokoju.Gdy z niej wyszłam i zobaczyłam,że cała trójka siedzi w salonie,postanowiłam prześlizgnąć się na górę i zrobić tam test.Test ciążowy o którym myślałam codziennie.Spróbuję dzisiaj,spróbuję jutro.W końcu będzie musiał pokazać mi prawdę.




| Zayn |
Nie mogę.Nie mogę już tak dłużej.Muszę wiedzieć czy Marina jest w ciąży,bo po prostu nie potrafię żyć tak jak do tej pory.Każdego dnia z osobna denerwuję się coraz bardziej,i coraz więcej chorych myśli biega mi po głowie jak oszalałe.Wskoczyłem w buty,założyłem na siebie koszulkę,zabrałem kluczyki od Harry'ego i pojechałem do niej.
Na dole przywitał mnie Simon - mój były współpracownik (który nawiasem mówiąc już niedługo stanie się przyszłym współpracownikiem) a zarazem jej ojciec.Zaprosił mnie do salonu,ale gdy usłyszałem tam głos Max'a,jakoś nie chciałem się z nim widzieć i nie potrzebnie denerwować.Skierowałem się do pokoju Mary i zapukałem lekko w drzwi.Minęło kilka minut zanim usłyszałem ciche kroki,pociągnięcie nosem i przez małe uchylenie ukazała się jej twarz.
-Wejdź.-zaprosiła mnie do środka i zatrzasnęła po cichu drzwi.Odetchnęła głęboko i spojrzała na mnie,oczy jej były pełne łez.Czyli stało się najgorsze.Będę ojcem.
-A więc jednak.-szepnąłem i zamknąłem twarz w dłoniach.Minęło kilka minut zanim ona się odezwała.
-Nie.-westchnęła z ulgą i na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.Uśmiech przez łzy,czyli coś co zawsze było dla mnie niezwykłe,bo taki uśmiech przypominał mi tylko moją mamę.
-Co znaczy nie?-wstałem powoli z jej łóżka,patrząc się na nią uważnie.Łza za łzą,spływała po jej policzku.
-Nie jestem w ciąży.Test wyszedł negatywny.Nie będziemy rodzicami!-zawołała i rozpłakała się na dobre,a ja po prostu...po prostu nie wiedząc co robię złapałem ją w ramiona i przytuliłem do siebie bardzo mocno.Dopiero po kilku minutach spostrzegliśmy się,że w zasadzie,to tulimy się do siebie.
-Tak,ekhm...-odchrząknęła i oderwała się ode mnie.-A więc wszystko zostaje po staremu i...ehm,nadal możemy tolerować siebie nawzajem.
Zapatrzyłem się w poważną mimikę jej twarzy,ale nie trwała ona długo,bo po chwili pojawił się mimowolny uśmiech.Kiwnęła głową i przysiadła na łóżku.Coś się dzieje.Już nie jest tak jak kiedyś.Wydaje mi się...że chyba zbliżyliśmy się do siebie.


| Mary |
No dobra,przyznam,że ta cała sytuacja z Zaynem była dosyć dziwna...ale cholera,stało się.To znaczy,nie mam na myśli tego,że zamierzam mu się od razu oświadczać (broń Boże!),ale myślę,że możemy zacząć traktować się jak kumple,a nie wrogowie.Zawsze to jakiś postęp,nie?
W niedzielę,z samego rana przy śniadaniu oznajmiłam rodzicom,że mam zamiar przenieść się do innej szkoły.
-Wiecie,że szkół w Londynie jest masa i na pewno znajdę lepsze liceum od tego.-istotny argument numer jeden.-Przez Chrisa i śmierć Jamiego nie czuję się tam komfortowo,wszystko przypomina mi tylko te złe chwile.-istotny argument numer dwa.-I dobrze wiecie,że przede mną jeszcze egzaminy,a nauka w szkole do której podchodzę z niechęcią,jakoś nie specjalnie pomoże mi je zdać.-wreszcie istotny argument numer trzy.Podając im tak istotne argumenty,po prostu nie mogliby się nie zgodzić.
-Oczywiście kochanie,jeśli tylko sprawi to,że poczujesz się lepiej to już dzisiaj możemy przeglądnąć oferty.-powiedziała mama z wyraźną troską.Bingo,właśnie oto mi chodziło!-A co na to Rosalie? Ona też chciałaby się przenieść?
I wtedy uświadomiłam sobie...że zaniedbałam Rosalie.Zaniedbałam Rosalie i to strasznie.Ona dzwoniła do mnie przynajmniej raz dziennie,a ja ją olewałam.Mimo tego,że wygadała się w sprawie w której miała być dyskretna,nadal pozostawała moją przyjaciółką.Wyjaśniłam rodzicom,że jeszcze wrócimy do tej rozmowy i prędko zmieniłam piżamę na ubrania,po czym pobiegłam do domu Rose.
Jak tylko otworzyła mi drzwi,rzuciłam się na nią o mało co nie zwalając z nóg.Bardzo potrzebowałam jej uścisku,jak kogokolwiek innego,bo to w końcu ona,a nie moja mama znała całą prawdę.Oderwałam się od niej a ona spojrzała na mnie zdziwiona.
-Już się na mnie nie gniewasz?-szepnęła z nadzieją w głosie a ja uśmiechnęłam się lekko.Cała Rose.
-Gniewam,okropnie gniewam,ale nie potrafię bez Ciebie żyć!-chwyciłam jej twarz w moje dłonie i pocałowałam w czoło.-Jesteś moją przyjaciółką bez względu na wszystko.
-Mówiłam już,że Cię kocham?-wyszczerzyła się w szczerym uśmiechu.
-No wiesz...-odrzuciłam włosy do tyłu.-Jak mnie tu nie kochać...-obydwie wybuchnęłyśmy śmiechem.Nakazałam jej założyć buty i pociągnęłam ją w kierunku parku.
-Jest piękna pogoda,szkoda siedzieć w domu,a ja mam Ci dużo do opowiedzenia!
-A to nowość.-parsknęła.-W końcu zawsze siedzisz BARDZO cicho.Widzę,że humorek dopisuje.Nie będziesz mamusią?-spojrzała na mnie z zainteresowaniem a ja wyszczerzyłam zęby i pokiwałam głową.
-Nie.Mam jeszcze na to czaaas!-okręciłam się w około.-Wiesz,po tym wszystkim nareszcie czuję,że żyję.A,no i jeszcze jedna nowość.Zmieniam szkołę.
-ŻE CO?!-przystanęła na chwilę,ale ja popchałam ją do przodu.
-Spodziewałam się takiej reakcji! Ale muszę to zrobić.Śmierć Jamiego,Chris-gwałciciel,ludzie obgadujący mnie na każdym kroku: nie dziw się,że nie chcę już tam chodzić.-wyznałam.
-W sumie racja...-westchnęła i wyraźnie posmutniała.-Będę za tobą tęsknić.
-Nie przesadzaj głuptasie,mieszkamy dwa metry od siebie!-zawiesiłam moją rękę na jej szyi.-Poza tym,zawsze możesz przenieść się razem ze mną.
I takim oto sposobem rozwiązały się wszystkie moje dotychczasowe problemy,z którymi myślałam,że się nie uporam.Uniknęłam przedwczesnej ciąży,pogodziłam się z przyjaciółką i zakopałam wojenny topór z Zaynem.Teraz została przede mną rozmowa z bratem i podjęcie decyzji co do nowej szkoły.Wtedy wreszcie będę mogła zacząć żyć.Żyć na nowo.
jesteście niemożliwi! :D kocham was! kolejny rozdział oddaję w wasze ręce :)
10 kom. =  nowy rozdział

CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)

23 maja 2013

Rozdział 35



| Zayn |
Chodziłem po przedpokoju w tę i we w tę,z każdą minutą denerwując się coraz bardziej.Ile może zająć taki test?! Jeśli okaże się pozytywny...co ja wtedy zrobię? Cały świat obiegnie informacja,że Zayn Malik został ojcem.OJCEM.Jak to w ogóle brzmi? A przecież...nawet jeśli...nie mogę zostawić jej z tym samej.Dziecko nie jest przedmiotem,to cholerna odpowiedzialność.A ja nie jestem pewien czy na daną chwilę jestem wystarczająco odpowiedzialny.
Nareszcie drzwi od łazienki otworzyły się,a ja nie pewnym krokiem zaglądnąłem do środka.Na pralce siedziała Marina i jak tylko wszedłem,spojrzała na mnie przybita.
-DUPA!-krzyknęła i oparła się o ścianę.Serce na moment mi przystanęło i czułem jak się dusze.Chwyciłem do ręki test,ale nie zobaczyłem na nim nic szczególnego.Nie mam pojęcia na czym polegają takie testy,myślałem że będzie pisało coś w stylu: JEST DZIECKO albo NIE MA DZIECKA.Ale tu była tylko jakaś kreska.
-Jes..jesteś w ciąży?-zająknąłem się i przełknąłem głośno ślinę.
-Nie wiem!-burknęła i zeskoczyła na ziemię.Wyglądała na zdenerwowaną.
-Jak to nie wiesz? To tu nie pisze...nigdzie?-potrząsnąłem nim ale nic się nie zmieniło.Co do cholery?
-Taki test ciążowy wykonuje się dopiero około tygodnia po...no sam wiesz.-machnęła ręką i schowała twarz w dłoniach.-Chciałam już to mieć za sobą,a teraz...teraz przez cały cholerny tydzień będę się denerwować.
-Może lepiej się nie denerwuj.-palnąłem,a ona spojrzała na mnie spode łba.-No wiesz,jak się okaże...
-Wypluj te słowa,Malik.-jęknęła.-Nie jestem na to gotowa.Nie chcę mieć dziecka! I to jeszcze z...-westchnęła i osunęła się na ziemię.
-...ze mną.-dokończyłem cicho.-Uwierz mi,że mnie też nie kwapi się zostawać ojcem.Zacznie się trasa,będę ciągle w rozjazdach a dziecko potrzebuje ojca,który...no który jest na miejscu.-ukucnąłem przy niej.-To może nas przerosnąć.
-Mnie już zaczyna przerastać.-parsknęła i po chwili wstała.-Muszę odpocząć,zbyt dużo się dzisiaj działo.
-Rozumiem.Jakby coś to dzwoń,lub pisz.-szepnąłem,a ona kiwnęła głową,zabrała swoje rzeczy i zniknęła za drzwiami.Trzeba czekać...


| Mary |
Całą drogę powrotną zastanawiałam się co ja zrobię...Co ja wtedy zrobię? Jak ja to powiem rodzicom,jak chłopakom,jak Sam i Rose...I jak Maxowi,który wyskoczył dzisiaj z czymś takim.Już nawet nie chcę sobie wyobrażać jego reakcji.Jedno jest pewne: Nawet jeśli okaże się,że jestem w ciąży,nie usunę tego dziecka.Każdy człowiek ma prawo do życia i ja też dam mu tą szansę,tylko najsmutniejsze będzie w tym wszystkim to,że ten mały człowieczek urodzi się z...wpadki.Nie będzie planowany,nie będzie owocem miłości,będzie tylko przypadkiem.Mam jednak cichą nadzieję,że wszystko to okaże się fuksem i następny test ciążowy wykonam dopiero wtedy,kiedy naprawdę będę gotowa na rodzicielstwo.
Gdy weszłam do domu,zdjęłam buty i wzięłam z kuchni snickersa,bo to batony głównie pełniły moje posiłki w trakcie nieobecności rodziców.W pokoju wrzuciłam kurtkę do szafy,a testy schowałam głęboko w szufladzie żeby nikt się na nie nie natknął.Spojrzałam na wyświetlacz telefonu gdzie pojawiło się połączenie od Rosalie,którego nie odebrałam.Tego,jak ich dziesięciu pozostałych z którymi dobijała się do mnie od godziny.Położyłam się na łóżku i po pięciu minutach zasnęłam.

Białe światło.Wszędzie widać było tylko białe światło,które przeszywał okropny krzyk.Krzyk który stopniowo narastał,aż w końcu zdawałoby się,że osoba wydająca ten dźwięk znajduje się tuż obok.Zmrużyłam oczy i dostrzegłam na białej podłodze małe zawiniątko.Na początku bałam się podejść bliżej,ale ciekawość zwyciężyła.Pochyliłam się nad nim i dostrzegłam malutkie dzieciątko owinięte w biały,puchowy ręcznik.Jak tylko mnie zobaczyło,przestało płakać i otworzyło szeroko oczy.Wielkie,piękne,niebieskie oczy z domieszką zieleni.Po rysach twarzyczki rozpoznałam,że był to chłopczyk.Uśmiechnął się leciutko i wyciągnął do mnie rączki.Uklęknęłam przy nim i chciałam go podnieść,ale coś było nie tak...Jakaś nieznana mi siła nie pozwoliła mi go dotknąć.Z każdą próbą odpychała mnie coraz dalej od niego,a krzyk przemieszany z płaczem znowu narastał.Otworzyłam oczy i podniosłam się przestraszona.Fioletowe ściany,kolorowe światełka i moje łóżko.
-To tylko sen.-szepnęłam sama do siebie i z powrotem opadłam na poduszki.Nie minęła minuta,kiedy znowu zmorzył mnie sen.
-Są pewne komplikacje.-usłyszałam głos dorosłego mężczyzny,ale nie mogłam go dostrzec bo wszędzie było bardzo ciemno.-Pańskiemu dziecku nic nie grozi,ale gorzej z żoną.
-To...to nie jest moja żona.-tym razem odezwał się znajomy głos.-Czy ona...przeżyje?
-Proszę mi wierzyć,że zrobimy wszystko co w naszej mocy.-otworzyłam oczy i znalazłam się w szpitalnej sali.Siwawy mężczyzna w białym kitlu właśnie odchodził,a wysoki chłopak w ciemnych włosach oparł głowę o łóżko na którym byłam położona.Nagle poczułam ostry ból w okolicach brzucha.Zgięłam się w pół i krzyknęłam z bólu,zauważając,że mój brzuch jest wielkości piłki plażowej.Owy chłopak,który czuwał przy mnie okazał się Zaynem.Zerwał się na równe nogi i złapał mnie za rękę.
-Wszystko będzie dobrze,Mary.Zobaczysz,wszystko będzie dobrze...-powtarzał,ale widać było że sam nie wierzy we własne słowa.Ból z każdą minutą nasilał się coraz bardziej,bardziej i bardziej...
-Opiekuj się nim.-szepnęłam,a pojedyncza łza popłynęła po jego policzku.Ścisnął mocniej moją zimną dłoń,jakby nie pozwalając mi odejść.-Opiekuj się naszym synkiem,Zayn.-uśmiechnęłam się do niego lekko,mimo że każdy najmniejszy ruch bardzo mnie krzywdził.Zagryzłam wargę,delikatnie głaszcząc się po brzuchu.
-Powiedz mu,że bardzo go kocham i,że...-Przymknęłam mocno powieki.-...że zawsze będę przy nim czuwać.
Nie mogłam już dłużej znieść tego okropnego bólu,musiałam się poddać.Ja...UMIERAŁAM.


-Tato,tato! Zacekaj na mnie!-mały,na oko czteroletni chłopiec podleciał do śniadego,wysokiego mężczyzny i uchwycił jego dłoń swoją pulchniutką rączką.-Któlego kwiatka damy dziś mamusi?
Spytał spoglądając na mały bukiecik,który niósł w swojej drugiej ręce.Mężczyzna uśmiechnął się do niego lekko i poczochrał go po głowie.
-Myślę,że dla niej to całkiem obojętne,bo zawsze uważała,że kwiaty są przereklamowane,synu.
Chłopiec oderwał się od ojca i pobiegł przed siebie,po chwili dobiegając do białej,marmurowej płyty nagrobnej.Ukucnął na trawie i przyłożył rączkę do zdjęcia w prawym górnym rogu marmuru.Jego młoda mama uśmiechnęła się do niego ukazując przy tym rząd swoich równiutkich zębów.
-Ceść mamo.-szepnął melodyjnym głosem.-Tata mówi,ze nie lubis kwiatków,to co ja mam Ci psynosić?-podparł brodę na dłoni.Wysoki brunet stanął nad nim nadal lekko się uśmiechając.
-Cokolwiek przyniesiesz,od Ciebie wszystko będzie dla niej bardziej wyjątkowe niż od kogokolwiek innego.-powiedział,a chłopiec przyjrzał się mu się uważnie.Po kilku minutach chyba stwierdził,że to co mówi jego tata raczej jest prawdą,więc rozłożył kwiatuszki i zebrał te zwiędłe.Posiedzieli nad grobem równe piętnaście minut,w których mały dowiedział się kolejnej ciekawostki o swojej mamie i tak było co drugi dzień,kiedy tylko znajdowali się w Londynie.
-Dobra,pożegnaj się z mamą,bo czas już wracać.
Chłopczyk westchnął ze smutkiem.
-No dobze.Tak mi psyklo mamo,ze zobaczymy sie dopielo za miesiąc! Ale jedziemy do Wlooch! Tam jest duzo cieplej nis tutaj,na pewno by Ci się tam spodobało.Będę tęsknił.-pochylił się nad nagrobkiem i delikatnie ucałował zdjęcie.Następnie wstał,wytrzepał brud ze spodenek i pobiegł w kierunku samochodu.
Zayn ostatni raz spojrzał na zdjęcie i odchodząc powtórzył na głos słowa,które wypisane były na grobie.
-Ostatecznie, dla należycie zorganizowanego umysłu, śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody.
Włożył ręce do kieszeni i podążył za synkiem,który mimo oczów,odziedziczonych po swojej mamie,był uderzająco do niego podobny.

Tak jak obiecałam,wstawiam bo jest 10 komentarzy :) Naprawdę bardzo się cieszę,że tyle w tak krótkim czasie! Z tamtego rozdziału rzeczywiście nie byłam zadowolona,ale muszę przyznać,że ten mnie poruszył i nawet mi się podoba :) Ale najważniejsze jest to,żeby to WAM przypadł do gustu xx
Dziękuję! Następny znowu przy kolejnej 10stce xx muah!

---> http://alwaysgleamofhope.blogspot.com/

Komentując dodajesz mi motywacji co równa się z częstszym dodawaniem rozdziałów ;)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)

21 maja 2013

Rozdział 34

muzyka

Stanęłam jak wryta i spojrzałam to na jednego,to na drugiego.Po chwili ciszy Max uniósł głowę z nad telewizora i spojrzał na mnie zdziwiony.
-No co się tak gapisz?
W ramach mojej odpowiedzi Zayn wstał i podszedł powoli w moim kierunku.Co on sobie myślał?! To co zaszło między nami...to...nic nie było! Jedno,wielkie NIC!
-Jak wróciłem,Harry mówił,że zapomniałaś torebki i pomyślałem,że Ci ją przyniosę.
Zabrałam ją i spiorunowałam go wzrokiem.W co on pogrywa?!
-Zaraz...ale czemu Harry? Ciebie nie było?-Max wtrącił się do rozmowy starając się przekrzyczeć jakąś głupią kreskówkę.
-No...nie,nie było mnie akurat.-Mulat podrapał się po głowie.Nie mogłam dłużej wytrzymać,pociągnęłam go za rękaw kurtki i zaciągnęłam przed dom.
-CO TY WYRABIASZ?!-syknęłam jak tylko zatrzasnęły się drzwi.-Nie udawaj,że chciałeś mi tylko dostarczyć torebkę,bo w to nie uwierzę!
Zayn westchnął głęboko i oparł ręce na biodrach.
-Musimy porozmawiać o tym co zaszło.
-Too co zaszło...Jest nieważne.Z resztą,udawajmy,że NIC nie zaszło,bo ja i tak nic nie pamię...-Nagle przerwałam bo kątem oka zauważyłam poruszającą się firankę w salonie.Punkt numer jeden: Zabić swojego brata przy najbliższej okazji.-Musisz już iść,bo ktoś ewidentnie nas PODSŁUCHUJE.-Przymknęłam na moment powieki i odliczyłam jakieś 10 sekund.-Nie teraz.Przyjdź...przyjdź wieczorem.
Zayn kiwnął głową,włożył ręce do kieszeni i odwrócił się na pięcie.
-Będę o 6.-powiedział na odchodne.
-Tylko nie dzwoń do drzwi!-zawołałam za nim i skierowałam się,ku zdziwieniu Maxa (który wciąż podglądał przez okno udając,że podlewa kwiatki) do domu Rose.

-CO ZROBILIŚCIE?!-wrzasnęła Rosalie kiedy tylko się dowiedziała.Dobra,wiedziałam,że jej się to nie spodoba,ale takiej reakcji się nie spodziewałam.
-Cicho! Gdybym chciała żeby twoi rodzice się dowiedzieli,powiedziałabym im to od razu jak otworzyli mi drzwi.-wstałam i zaczęłam dreptać po jej pokoju,ale w końcu zrezygnowana z powrotem klapnęłam na łóżku obok niej.-Jakby oni się dowiedzieli,to i moi przy okazji,więc ich powrót z Paryża na pewno byłby o wiele szybszy.
-Ale...co wam odbiło? Co TOBIE odbiło? Przecież...no my,jakby nie patrzeć,jesteśmy jeszcze dziećmi!
-Myślisz,że tego chciałam? Byłam pijana!-zawołałam tonem jakby to było jasne.-I tak nic nie pamiętam.To się po prostu...stało.-wzruszyłam ramionami i spuściłam oczy.
-Oj Mary,Mary...Czy ty zawsze musisz się w coś wplątać?-spytała jakby to była moja wina.Nie,to w żadnym stopniu nie moja wina!
-To wszystko przez Nialla i Harryego.Zapomniałam ich zabić,ale spokojnie,zrobię to przy najbliższej możliwej okazji.

Godzinę później leżałam na swoim łóżku wiercąc się niemiłosiernie.Przez to wszystko byłam taka...niespokojna.Nie będę mogła normalnie żyć,dopóki sobie z Zaynem nie wyjaśnimy,aby to wszystko zostawić za nami i ruszyć dalej.Przeciągając się,włączyłam muzykę i sięgnęłam po laptopa.Z nudów sprawdziłam twittera,ale gdy zobaczyłam tam swoje zdjęcia nadsyłane przez innych ludzi,z obelgami na mój temat od fanek 1D,to wyszłam stamtąd szybko i zalogowałam się na tumblr.Przeglądając różne gify i obrazki,nagle zobaczyłam przed sobą zdjęcie dziecka.Drobniutkiego,słodkiego dziecka.
-O mój Boże.-jęknęłam i szybko złapałam za telefon.-Rose?
-Mary,ja nie mogę zbytnio rozmawiać,jest u mnie...
-Rose,co jeśli ja zaszłam w ciążę?!
Tym razem Rose nie zezłościła się za to,że jej przerwałam.Tym razem po prostu zaniemówiła.
-Spokojnie,na pewno nie.Zabezpieczaliście się,prawda?
Zamknęłam laptopa,ostatni raz patrząc na maleńki nosek i rączki niemowlaka.
-Nie,Rose...-głos mi się załamał.-Nie...

Jestem na dole. Jak tylko odczytałam sms'a szybko założyłam na siebie kurtkę i wsunęłam na nogi wygodne tomsy.Zayn faktycznie był już na dole,ale ku mojemu zdziwieniu nigdzie nie zastałam Maxa.Wzruszyłam ramionami i wyszłam na podwórko.I właściwie potem było już tylko gorzej...
Max wyszedł od Rosalie po czym podbiegł do Zayna i rzucił się na niego powalając na ziemie.
-JAK MOGŁEŚ PRZELECIEĆ MOJĄ SIOSTRĘ?!-wrzeszcząc zaczął walić w niego pięściami,jednak Malik był silniejszy.Zręcznym ruchem uniknął ciosu,złapał go od tyłu i przytrzymał jego wyrywające się ręce.
-Uspokój się,Max!-zawołał wściekły,ale Max wcale nie chciał się uspokoić.Max po prostu wyglądał jak debil i miałam ochotę grzmotnąć mu szufladą w łeb.-To wcale nie tak!
-Dobieraj się do kogokolwiek chcesz,ale trzymaj się z dala od mojej siostry!-wyrwał mu się i chwycił mnie za rękę,ciągnąc mnie do domu.-Mary,do domu!
-Puszczaj mnie Max,nigdzie z tobą nie pójdę.-wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-Pójdziesz,i to natychmiast,bo powiem wszystko rodzicom!
-O Boże,daj sobie siana! Zachowujesz się jak dziecko,Max! Ile ty masz lat? Ile JA mam lat? To chyba moje życie i moja sprawa CO ROBIĘ i z KIM robię!
-Jesteś moją siostrą.-spojrzał mi prosto w oczy.-Jak sobie myślę,że on...-głos mu się załamał i zasłonił oczy dłonią.-Proszę,chodź.-powiedział już spokojniej,ale ja bez słowa kiwnęłam głową.
-Nie odizolujesz mnie od świata tylko dlatego,że uprawiałam PRZYPADKOWY seks z nim.-wskazałam na głośno oddychającego Zayna.-Po za tym nie wiesz co naprawdę się stało więc...
-Wiem co się stało,Rose mi powiedziała.-przerwał mi a mnie serce mocniej zabiło.Wiedziałam,że tylko ona mogła mu to powiedzieć,ale bolało mnie to,że jej zaufałam.
-Nic nie wiesz.-szepnął Zayn i odwrócił się na pięcie,a ja podążyłam za nim.Gdy mijaliśmy dom Rosalie,zauważyłam ją stojącą w oknie swojego pokoju.Spojrzałam na nią zawiedzionym wzrokiem i kiwnęłam z niedowierzaniem głową.
-Co jeśli...jeśli będę...jeśli jestem ciąży?-popatrzyłam mu w oczy i prawie że się rozpłakałam.Nie chcę być matką.Nie w tym wieku...Zayn zacisnął mocniej szczęki i odetchnął głęboko.
-Na pewno nie jesteś.Dla pewności kupimy test.-zaprowadził mnie pod ich dom i nakazał mi poczekać.Po momencie wrócił trzymając w rękach kluczyki do Range Rovera Harry'ego.Po pięciu minutach wysiedliśmy pod apteką.Kiedy Zayn poprosił o najdroższe i najskuteczniejsze testy,miałam ochotę rąbnąć głową w ladę.Jedno głupie zdjęcie dziecka i przez chwilę przechodzisz istny kryzys swojego życia.Nie odzywając się do siebie prawie że pobiegliśmy na parking,ale pech chyba sobie ze mnie tego dnia żartował.Nagle zza rogu,wprost na nas wyskoczył Drake Brown,najlepszy kumpel Chrisa (tak,tego Chrisa!) który zderzył się ze mną czołem i testy,które były w moich rękach,wysypały się na chodnik.Drake spojrzał na mnie,potem na Zayna,a na końcu na rozsypane testy i zaskoczony wybałuszył oczy.Po mojej lewej stronie błysnęło kilka świateł,ale zignorowałam to i zdziwiona obserwowałam jak Drake schyla się i zamierza je zbierać.To było ostatnie w miarę powolne zdarzenie,cała reszta działa się zbyt szybko.Najpierw Zayn wziął testy od Drake,potem pociągnął mnie za rękę i w biegu wróciliśmy na parking,gdzie po wejściu do samochodu,odjechał z piskiem opon.
-Co to było?-złapałam się za serce,które biło jak oszalałe.-Już dawno nie miałam takiej rozgrzewki jak dzisiaj! Poza tym wiesz,że to był najlepszy kumpel Chrisa? Straszny papla,co jak komuś wyga....
-Ktoś zrobił nam zdjęcia.-podenerwowany głos Zayna sprawił,że natychmiast ucichłam.
-Że co?
-Jakaś fanka.Stała po drugiej ulicy z wyciągniętym telefonem...-przystanął na czerwonym świetle i zaczął głośno stukać po kierownicy.-Trzeba coś zrobić...Inaczej nie żyjemy,oboje.-spojrzał na mnie znacząco.
-Ciekawe co zrobisz..-burknęłam i skrzyżowałam ręce na piersi.Przysięgam,że po tym dniu miałam ochotę się zabić!


Niespodziewanie Zayn nacisnął wsteczny i dodając gazu pojechał (że tak to ujmę) pod aptekę,gdzie zatrzymał auto na samym środku ulicy i wyszedł z niego nie zostawiając mi ani słowa wyjaśnienia.
-No to są już jakieś kpiny!-zawołałam za nim przez okno i dopiero wtedy dostrzegłam,że podbiega to jakiejś dziewczyny.Niecierpliwie obserwowałam jak rozmawiał z nią przez jakieś 10 minut,zrobił zdjęcie,podpisał autograf i uściskał ją chyba z 15 razy.Kiedy sytuacja na drodze zaczęła się pogarszać (bo jakby nie patrzeć jakiś czarny Range Rover blokował ulicę od 10 minut) Malik wrócił do auta i odjechał stamtąd jak najszybciej.
-Ja wiedziałam,że sława uderza do głowy,ale chyba nie aż tak?!-zawołałam,a on uśmiechnął się pod nosem i zaparkował na podjeździe.
-To była ta fanka,która zrobiła nam zdjęcie.Poznałem ją,bo jak wychodziliśmy z apteki zauważyłem,że ma cechy charakterystyczne dla chorego na ADHD.Porozmawiałem z nią i namówiłem żeby usunęła tamte zdjęcia,a w zamian za to zrobimy sobie wspólne.Dodałem też autograf i bilet VIP na koncert,który będzie za miesiąc,bo akurat odebrałem je dla moich sióstr.-wysiedliśmy powoli z auta.O niebiosa,wreszcie wychyliło się słońce zza chmur!
-Nie jesteś zbyt naiwny? Co jeśli jednym przyciskiem opublikowała te zdjęcia na twitterze czy gdziekolwiek,albo ktoś inny nas nagrał?-skrzyżowałam ręce na piersi,a on kiwnął głową.Uśmiechał się.
-Trzeba myśleć optymistycznie.No chodź.-weszłam do środka gdzie było dziwnie cicho,jak na ich zoo.Od kuchni było słychać jakieś kroki,ktoś tu nachodził.
-Nie będzie wyglądało dziwnie,że stoimy tu sobie oboje?-szepnęłam,a Zayn zastanowił się chwilkę.
-Masz rację.-stwierdził i z uśmiechem wypchał mnie za drzwi.Wpatrywałam się w nie jak głupia przez jakąś minutę,aż w końcu stwierdziłam,że to jeden z najgorszych dni w moim życiu.-Ktoś pukał czy mi się wydaje?-usłyszałam głos Zayna zza drzwi,które po chwili się rozchyliły.-Ach,to ty.-skrzywił się z niesmakiem.
-No tak się składa...
-Hej Mary,co tam masz?-Harry stojący obok Zayna wskazał na woreczek z testami.O cholera.
-Eee...to moje...nowe narzędzie MORDU i TORTURY,które kupiłam SPECJALNIE dla CIEBIE i dla NIALLA.-wparowałam do przedpokoju i stanęłam przed nim.-Styles,wiesz że już powinieneś nie żyć?
-No jasne.-zachichotał podgryzając twixa i przyjrzał mi się badawczo.-Po co przyszłaś?
-Do Liama przyszłam.Jest tam..gdzieś?-wychyliłam się w kierunku schodów,ale Loczek kiwnął przecząco głową.
-Jestem tylko ja i Lou,ale on odsypia po wczorajszym.Ale jak chcesz to się rozgość.-wyszczerzył zęby i wrócił do kuchni.Gdy straciliśmy go z oczu,Zayn otworzył mi drzwi łazienki i zatrzasnął je za mną.Położyłam woreczek na umywalce i jęknęłam.Od tego czegoś zależy całe moje dalsze życie...

muszę przyznać,że rozdział mi się nie podoba,no ale cóż.raz na wozie,raz pod wozem jak to mówią :D zwlekałam z dodaniem bo jakoś nie miałam weny na unusual,ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło,bo nadrobiłam choć troszkę na always.
jak będzie 10 komentarzy postaram się dodać nowy :) wiem,że one nie są najważniejsze,ale nic innego nie przekona mnie czy coś się podoba czy nie,jak nie wasza opinia.
już nie długo zamierzam zmienić wygląd bloga,bo ten zaczyna mi się powoli nudzić,niestety trudno zadowolić mnie na dłużej xD jeśli chcecie być informowani,piszcie na twittera bądź podajcie adres bloga.
to chyba tyle,muszę się zbierać do szkoły.kocham was i dziękuję xxx

follow me! ---> @always_potato

CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)


7 maja 2013

Rozdział 33

muzyka w cholerę kocham tą piosenkę!


| Rosalie |
Ta sytuacja rzeczywiście była dziwna.Po pierwsze: wieczór z Maxem zapowiadał się wspaniale i z pewnością byłby taki w 100 a nawet 200 procentach,gdyby notorycznie nam ktoś nie przerywał.Po drugie: Niall o tak późnej porze pyta mnie czy wszystko w porządku...dlaczego? No i po trzecie: gdzie do cholery jest Mary?
-Zabij mnie,Rose,ale coś mi tu śmierdzi.Nie wydaje mi się żeby Mary była tam z nimi bo Horan dziwnie się zachowywał.
-Też mnie to martwi...
Max zasłonił twarz w dłoniach.Wyglądał na przygnębionego.
-Teraz mam dylemat.Powinienem zabić własną siostrę,czy może irlandzkiego blondyna...
-O czym ty mówisz?
-Ciągle nam ktoś przeszkadza! Chciałem spędzić z tobą wieczór...-złapał mnie za rękę.-Sam na sam.
-Ja też tego chciałam.-powiedziałam a on rozchmurzył się lekko.
-Serio?
-Serio serio.-uśmiechając się do niego i odwzajemniłam jego uścisk. -Tylko w takim razie...co naprawdę robi Mary?-spytałam.

| Zayn |
Nie wiem co to wszystko ma znaczyć,czemu to się dzieje,czemu z NIĄ,ale...pożądałem jej i nic na to nie mogłem poradzić.Jej ciało,jej oddech,jej usta przyciągały mnie jak magnez,a może i jeszcze mocniej.
W namiętnych pocałunkach wyczuwaliśmy ogrom alkoholu,którego zapach i smak towarzyszył nam przez cały czas.Silnymi dłońmi oplatałem jej nagie,delikatne ciało a jednocześnie napawałem się słodkim zapachem jej włosów.Kto by pomyślał,że dojdzie do tego w naszym przypadku! Mam na myśli dwójkę kompletnie innych ludzi,którzy od początku nie przepadali za swoim towarzystwem.Za tym wszystkim musiał więc stanąć alkohol.
| Mary |
Jak tylko się obudziłam,pierwsze co poczułam to cholernie mocny ból głowy i ostry zapach alkoholu.Minimalnie uchyliłam powieki,jednak szybko je zamknęłam bo intensywne światło biło mi prosto w oczy.Ale coś mi nie pasowało...coś było nie tak...Chciałam powrócić w błogi sen,ale obudził mnie głośny hałas.Szybko zorientowałam się,że jestem NAGA i było to chyba najlepszym lekarstwem aby oprzytomnieć.Błyskawicznie,z szeroko otwartymi oczami podniosłam się i zauważając ubierającego koszulkę Zayna pobladłam.To niemożliwe...Mulat nie dostrzegając mnie,zebrał kawałki szkła z rozbitej butelki po szampanie,a ja wykorzystałam chwilę i założyłam na siebie bieliznę.Potem szybko wślizgnęłam się w spodnie.
-Och...wybacz,nie chciałem Cię obudzić.-palnął odwracając się,a ja w pośpiechu założyłam koszulkę.
-Co tu się stało? Powiedz mi,że tego nie zrobiliśmy...-powiedziałam błagającym tonem,ale on tylko wzruszył ramionami i spuścił głowę.Usiadłam na ławce i zamknęłam twarz w dłoniach.-O Boże...

| Rose |
Kto normalny nie śpi o 5 nad ranem? Mało tego,ten ktoś nie zmrużył nawet oka.Mary zapewne odpowiedziałaby mi na to pytanie.''Kto normalny nie śpi o 5 nad ranem? Oczywiście,że ten ktoś nie jest normalny.Zatem zapewne jest to jakaś naiwna,zakochana osoba,Rose.Miłość jest ciężkim orzechem do zgryzienia i biada tym,którzy nie mają zębów.''
Taak,na pewno tak by to ujęła.Ale jest w tym garść prawdy.Nie moja wina,że po głowie wciąż chodzi mi dzisiejszy pocałunek.

Gdy koło 1 w nocy Max odprowadził mnie do domu,czułam w środku nieprzyjemne rwanie,które wołało: ''nie odchodź!'' Nikt jednak tego nie wysłuchał.Na ganku przegadaliśmy dobre dziesięć minut,wspominając kończące się walentynki i w końcu nadszedł czas na rozstanie...
Zanim jednak to nastąpiło,Max przycisnął mnie do ściany i złożył na moich ustach najdłuższy pocałunek w moim życiu.Romantyzm całej tej sytuacji zakończył nie kto inny jak mój ojciec...Nie pierwszy raz z resztą.
-Ekhm,ekhm.-odchrząknął.-Rosalie.Max.-spojrzał po nas kolejno.
-Dobry wieczór,Panie Fanning.-Max zawstydzony podał mu rękę,jednak mój tata jej nie uścisnął,powodując,że obydwoje byliśmy jeszcze bardziej zażenowani.
-Nacisnęliście na dzwonek.-wskazał palcem na ścianę za moimi plecami.Miałam ochotę zapaść się pod ziemię.-Wracaj do środka,Rose.Jutro szkoła.W zasadzie,to dzisiaj.Speszona minęłam ojca i zza jego pleców posłałam Maxowi ostatnie spojrzenie.Przygotowując w kuchni ciepłe kakao,podsłuchałam jeszcze ich krótki dialog.
-Ja bardzo przep...-zaczął Max,jednak tata mu przerwał.
-Max,synu.Znam Cię od urodzenia i naprawdę Cię lubię,ale idź już lepiej spać,okej?
Brunet przytaknął i wycofał się w kierunku swojego domu,a ja czmychnęłam do siebie zanim tata zdążył choćby otworzyć usta.

Tak to było.Minęło zaledwie...5 godzin,a ja mam wrażenie,że to co najmniej wieczność.
Dopiero późną nocą, przy szczelnie zasłoniętych oknach gryziemy z bólu ręce, umieramy z miłości.


| Mary |
Mój telefon.Dzwoni.Gdzieś.Tylko gdzie? Błagam,niech ktoś po drugiej stronie powie mi,że to tylko zły sen!
-Trzymaj.-Zayn podał mi komórkę,a ja z nadzieją nacisnęłam na zieloną słuchawkę.Szybko jednak nadzieja okazała się matką głupich.Apropos matek...
-No nareszcie łaskawie odebrałaś ten telefon! Czy ty wiesz jak ja się martwiłam?
-Nie masz o co mamo,wszystko...-rozglądnęłam się w około.-..okej.
-Dlaczego nie odbierałaś? Co takiego ważnego robiłaś,że nie mogłaś chociażby wysłać sms'a?
Pieprzyłam się z Zaynem Malikiem.Tak,z tym Zaynem Malikiem,nie przesłyszałaś się.
-Nie odbierałam bo telefon wpadł mi za kanapę i nie słyszałam jak dzwoni.-odpowiedziałam modląc się żeby uwierzyła w tą bajeczkę,a powinna bo jej też się to często zdarza.Niech no tylko spróbuje mieć coś przeciwko to już ja jej to wypomnę!
-Boże,nie rób mi tego więcej...-w jej głowie dało się słyszeć znaczną ulgę.-No dobrze.Jak się bawiłaś?
-Świetnie.-spojrzałam na Zayna,który podsłuchiwał naszą rozmowę,ale gdy zauważył,że się na niego gapię,udał że szuka czegoś zawzięcie po kieszeniach.Miałam ochotę się rozpłakać.
-Tylko tyle? Co robiliście? Chyba nic złego,skoro tak mało mówisz,co?
-Jasne,że nie.No wiesz...jak to z nimi.Oglądaliśmy filmy,taki tam maraton.A potem noc pełna...gier.-Kolejne kłamstwo.Jeszcze chwila i to chyba przejdzie mi w nawyk.-Taak,to była jedna,wielka,gra.
-Mogłać zabrać z domu nasze monopoly i inne gry,wiesz,że ojciec ma ich pełno w studiu.
-Nie było trzeba,im też ich nie brakuje.A jak u was? Opowiadaj.
-U nas,oprócz tego,że cholernie się martwiliśmy,jest BOSKO! Paryż...wprost cudowny mimo,że nie jesteśmy tu przecież pierwszy raz.Ale najlepiej będzie jak oglądniecie zdjęcia,mamy ich już sporo.
-Cieszę się,że jesteś szczęśliwa.
-To ja się cieszę,kochanie,że nic Ci nie jest.Dobra,będę kończyła,bo twój tata trochę za bardzo zabalował.Jesteśmy na imprezie i trochę za dużo wypił,zaczyna tulić się do filara...Trzymaj się skarbie i pozdrów chłopców!
-Dobra,pozdrowię,a ty zostaw tatuśka i sama zaszalej.
Już nic nie odpowiedziała tylko rozłączyła się,a zanim to zrobiła,usłyszałam jak robi wyrzuty ojcu,co ciekawsze,po francusku.No no,niezła z niej poliglotka.Odłożyłam telefon i spojrzałam przez szybę na budzący się Londyn.Przez moment przeniosłam się do Paryża i zapomniałam o tym co wydarzyło się tej nocy,w jednej z kapsuł Londyńskiego Oka.
-Sprzątnijmy to,zdaje się,że koło ruszyło.-usłyszałam głos Malika.Tak,teraz udawajmy,że nic się nie stało.
Bez słowa sprowadziliśmy kapsułę do porządku,zbierając szkła i wrzucając je do reklamówki.Jedzenia,które kupił Niall nawet nie tknęliśmy,za to wszystkie butelki po alkoholu były wyczyszczone do ostatniej kropli.Jak tylko drzwi otworzyły się,uderzył nas powiew świeżego powietrza,co sprawiło,że poczułam się o niebo lepiej.Przeszliśmy zaledwie kawałek,kiedy znikąd pojawiło się kilku gostków z aparatami,którzy zaczęli pstrykać nam zdjęcia.No tak,idę u boku sławnej gwiazdy.
-Chyba się zabiję.-mruknęłam i zasłoniłam twarz jedną ręką.Zayn pociągnął mnie w kierunku parku gdzie pośród drzew przyśpieszyliśmy kroku i w końcu ich zgubiliśmy.Zasapana przystanęłam i oparłam się o kosz na śmieci,a on zrezygnowany usiadł na ławce.Trwaliśmy tak w ciszy z 5 minut a potem znowu ruszyliśmy.Gdy zbliżaliśmy się w kierunku mojego domu,dziękowałam Bogu,że w końcu pobędę trochę sama.
-No to...-zaczął Zayn,ale ja machnęłam na niego ręką,włożyłam ręce do kieszeni i poleciałam do drzwi.
-Dzięki za...A z resztą.Pa!-Drzwi na szczęście były otwarte,co oznaczało,że Max jest w środku.Gdy szybko zatrzasnęłam je za sobą,spojrzałam przez dziurkę i ujrzałam przez nią zmieszanego bruneta,który stał tak dosłownie chwilę,a następnie ruszył przed siebie.Oparłam się o drzwi i zsunęłam się po nich na podłogę,oddychając głęboko.
-Jesteś idiotką.-szepnęłam sama do siebie.Czujny,psi słuch i węch zaprowadził naszego labradora do przedpokoju,gdzie zastał mnie i miał idealną okazję do zlizania całej mojej twarzy.-Dzięki,właśnie tego mi było trzeba.-Pogłaskałam go za uchem i nieudolnie wstałam,udając się do salonu.Max siedział przed telewizorem z talerzem kanapek.
-Gdzie eś ty yła?-spytał z ustami pełnymi jedzenia,a ja nic nie odpowiedziałam tylko rzuciłam się na sofę i wepchałam sobie do buzi dwie kanapki jednocześnie.-Głodzili Cię tam?-zachichotał a ja pokiwałam głową.
-Masz tabletki na kaca?-spytałam i po chwili ugryzłam się w język.Czy ja powiedziałam to głośno?
-No no no,siostra!
-To znaczy...Rosalie mnie prosiła żebym jej przyniosła,bo...
Zaraz,zaraz.Co ty pleciesz? PRZECIEŻ ROSALIE BYŁA WCZORAJ Z NIM GŁUPKU.Poza tym,podałaś najgorszy przykład pod słońcem.Ona nie pije,pamiętasz?
-Chyba rzeczywiście przydadzą Ci się te tabletki.-stwierdził i poszedł na górę,po chwili wracając i wręczając mi proszki.Mruknęłam w jego kierunku 'dzięki' i poleciałam do kuchni,aby je popić wodą.Wypiłam za jednym zamachem caluśkie,dwa litry.Jak tylko wyrzuciłam pustą butelkę,zorientowałam się jak pilnie potrzebuję do łazienki.Od razu wzięłam zimny prysznic dzięki któremu emocje trochę zelżały i byłam wstanie racjonalnie myśleć,choć głowa nadal mnie bolała.Ubrałam się,a włosy zostawiłam rozpuszczone.Kiedy wyszłam z toalety,poszłam do salonu,gdzie ku mojemu zaskoczeniu,siedział Max i Zayn.
Moje życie straciło sens z ostatnią kartką tej książki.Skończyłam ją.Skończyłam ją i nie ma dalszego ciągu.Skończyłam ją i nie wiem co teraz zrobić ze swoim życiem.
Powaga! Jutro z rana idę do biblioteki choć i tak nie znajdę drugiej części bo takowej nie ma! Niby zwykła książka o chłopcach i miłostkach,ale mną zawładnęła,ot co!
Mam nadzieję,że rozdział,mimo że trochę długi,przypadnie wam do gustu.Długo się nie odzywałam bo miałam pustkę w głowie.Całuję wszystkich!


CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)