30 grudnia 2012

Rozdział 19

Pod moimi drzwiami,nie wiedzieć czemu,kręciły się bliźniaczki,które gdy tylko je otworzyłam próbowały schować się by pozostać niezauważone.Obdarzyłam ich złowrogim spojrzeniem i skierowałam się ku schodom,a te poleciały za mną.
-Pozwól,że potowarzyszymy Ci drogę do tych chłopaków.
-Nie pozwalam.-syknęłam i uśmiechnęłam się sztucznie do Zayna i Louisa,a gdy nie patrzyli wywróciłam oczami.Miałam już z początku dość udawania,chciałam w końcu być sobą-starą Mariną!
-Ach,Mary...-odezwała się MArge.-musimy jeszcze sobie wyjaśnić ten uprzedni incydent...
Gwałtownie stanęłam w połowie schodów strącają je przy tym.
-Posłuchajcie mnie,wy małe...
-Eee,Mary,chyba coś Ci się stało z sukienką!-przerwała mi Sophie i wszystkie trzy wybuchnęły śmiechem przybijając sobie piątkę.Spojrzałam szybko w dół i omal serce nie podeszło mi do gardła..oczywiście z wściekłości,o ile to możliwe! Byłam pozbawiona mojego...trenu,czyli dolnej,opuszczonej części sukienki,który musiał zostać przydeptany przez którąś z nich bo na jego czarnym materiale odbity był mały sandał.W tym momencie wyszłam z samej siebie.Cała czerwona na twarzy,zamachnęłam się i rzuciłam na nie,a one z wrzaskiem zabierały się za ucieczkę na górę.Złapałam dwie za ich paski od sukienek i już się przymierzałam...gdy poczułam na sobie silne ręce Zayna.
-Mary,puść je!-zawołał,a ja wypuściłam je i próbowałam mu się wyrwać.
-To ty mnie puszczaj,Malik!!-krzyknęłam.-Teraz to im nie daruje!
-Daj spokój,jest wigilia.-powiedział Louis spokojnym tonem i zastawił mi sobą drogę.-Jutro zrobisz z nimi Co ci się żywnie podoba,ale nie teraz bo one wszystko wypaplają.Wierz mi,mam cztery siostry i też to przerabiałem...
Zawahałam się chwilę,a potem pokiwałam głową po czym oburzona spojrzałam na Zayna.
-Ale te rączki już sobie możesz darować.-rzuciłam w jego kierunku i zeszłam na dół.Zanim weszłam do salonu,usłyszałam jeszcze ich śmiechy.
Kolacja wigilijna minęła dość przyjemnie,nawet kiedy Louis zaczynał zabawiać moją rodzinę,która była nim i Zaynem wprost oczarowana (w szczególności babcia jedna jak i druga).
Zachowaliśmy wszystkie chrześcijańskie tradycje takie jak odczytanie fragmentu Pisma Świętego,podzielenie się opłatkiem,a przed nami było jeszcze śpiewanie kolęd.Zayn mimo tego,że był wyznawcą innej religii to przyłączył się do nas co według mnie było dość dziwne,aczkolwiek..ładne z jego strony.Chociaż gdyby to o mnie chodziło,muszę przyznać,że z trudem przyszłoby mi takie poświęcenie,gdyż zwracałam dość dużą uwagę na swoją wiarę i na tych,którzy nią bluźnili.

Po wyśpiewaniu wspólnych kolęd,gdzie wszyscy zachwycili się głosem Malika i Tomlinsona,nie zwracając przy tym najmniejszej uwagi  na swoją ukochaną dotychczas Mary (no masz,przyszli i już robią furorę) kazano najmłodszym pójść spać co baardzo mnie ucieszyło.Jako że moja mama miała do pomocy swoją siostrę i dwie szwagierki,nie mówiąc już o swojej mamie i teściowej,ja mogłam wyłożyć się na kanapie i obserwować jak Lou i Malik rozmawiają z moim tatą o swojej karierze (przypominam że mój tata jest szefem wytwórni muzycznej z którą współpracują One Direction).
Gdy już całkowicie zapadałam się w kanapę z nudów,wygramoliłam się z niej i udałam się do swojego pokoju,gdzie przy zapaleniu kolorowych lampek,wyłożyłam się na łóżku z tabletem i przeglądałam twittera jednocześnie z facebookiem.Nie zszokowało mnie gdy zauważyłam,że mnóstwo directionerek tweetuje do Louisa,ale to,że wszystkie składały mu życzenia URODZINOWE.Szybko sprawdziłam to na pierwszej lepszej fanowskiej stronie i jak się okazało Louis Tomlinson urodził się 24 grudnia,a więc dzisiaj są jego urodziny.Jakby się tak zastanowić...to w sumie co mi do tego?
~rozmowa telefoniczna:
-Halo?-chwyciłam za telefon,który zaczął wibrować.
-Louis ma dzisiaj urodziny!-zawołała Rosalie a ja chwyciłam się za ucho i dla bezpieczeństwa ustawiłam na głośnomówiący.
-Auuć..nie musisz być tak brutalna...I ja też życzę Ci wesołych świąt.
-Mary,czy ty mnie w ogóle słyszałaś?!
-Uspokój się psychofanko,słyszałam Cię wyraźnie.Co z tego że ma urodziny?
-TOO że może wypadałoby mu złożyć życzenia jak już nie zrzuciłyśmy się na prezent?
-Bardzo dobrze,zapraszam bo jest w tej chwili u mnie.Przynajmniej Cię wykorzystam i 'dołączę' się do życzeń.-uśmiechnęłam się zadowolona z siebie,że nie będę musiała się wysilać.
-Jak to jest u Ciebie?-spytała zdziwiona.
-Noo Max zaprosił jego i Malika na wigilię bo jako jedyni nie pojechali do siebie na święta.
-Twoja rodzina nie będzie miała nic przeciwko,że wpadnę?
-Jasne,że nie.-odpowiedziała moja mama,która właśnie weszła do pokoju.-Weź ze sobą rodziców,Rose.Goście już pojechali?-zapytała.
-Taak,godzinę temu.To my zaraz przyjdziemy.-powiedziała i rozłączyła się.

-Czemu tu uciekłaś?
-Nie uciekłam,mamo.Nudziło mi się więc chciałam wejść na fejsa.-odpowiedziałam a ona zachichotała na słowo 'fejs'.
-No dobrze,ale lepiej wracaj do swoich gości.
-To nie są moi goście tak w zasadzie.-zauważyłam.-Tylko Maxa,to on ich zaprosił.
-Ale ty zanim o tym się dowiedziałaś to też chciałaś ich zaprosić,pamiętasz? Czasami ujawniasz swoje dobre serce,przynajmniej w wigilię.-wyszczerzyła zęby i zeszła na dół.Ja po chwili zastanowienia poszłam za nią i wpuściłam do środka Rosalie i jej rodziców.
-Doberek,wesołych i zdrowych.-przywitałam ich a oni się zaśmiali.Gdy tylko otwierali usta powiedziałam:
-Nawzajem.
-Jesteś niemożliwa,Mary.-powiedziała pani Fanning i zaczęła witać się z moją mamą.
-Rzeczywiście dawno się nie widziały.-parsknęłam a tata Rose zachichotał.-Sądzę...że jak tak dłużej pan postoi w tych drzwiach to nabawi się pan niemałego przeziębienia.Zatem może wejdzie pan w głąb naszego skromnego gniazdka?
-Ależ z wielką przyjemnością,dziękuję.-uśmiechnął się i dołączył do mojej rodziny,a ja stałam przypatrując się Rosalie,która walczyła z suwakiem od kurtki.
-Było jej nie zakładać,mieszkasz 5 metrów obok.
-Ty już tam siedź cicho.-powiedziała.-JA przynajmniej nie mam ugryzionej sukienki z tyłu.-pokazała mi język i kiedy wygrała walkę poszłyśmy do salonu.
-Teraz jest taka moda.-szepnęłam jej do ucha,na co ona westchnęła,że z pewnością.
-No,Mary,już myśleliśmy,że bliźniaczki porwały Cię do swojej sypialni.-powiedział Lou na mój widok.-Ooo witamy Cię serdecznie Rose! Wesołych Świąt!
-I tobie też WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Lou.Dlaczego nam nie powiedziałeś,że masz urodziny?
-Już za dużo ludzi na świecie o tym wie.-zaśmiałam się a Rose zmierzyła mnie wzrokiem.-No co?
-Marina dobrze gada,polać jej!-zawołał Lou i uścisnął lekko zdenerwowaną Rosalie.
-Te Malik,nie słyszałeś? Polać mi!
''Śniady'' wziął kieliszek i nalał mi nalewki,którą przywiózł dziadek Brian,a ja usiadłam w fotelu i rozkoszowałam się nią,a moich uszu dobiegały słodkie kolędy.

Spóźniłam się aby życzyć wam Wesołych Świąt,przepraszam ale byłam chora i nie miałam na nic siły (nadal męczy mnie kaszel i boli przez to przepona) ale nie jest za późno aby życzyć wam:

Aby ten rok był magiczny,pełen radości,uśmiechów,szaleństw i jak najbardziej DIRECTIONERSKI,może w 2013 stanie się jakiś cud i chłopcy nas odwiedzą.Bądźcie zdrowe,odważne,walczcie o swoje marzenia,kochajcie i bądźcie kochane...A przede wszystkim podążajcie w JEDNYM KIERUNKU! ^^

i taka tam stara wiadomość od chłopców,ale zakochałam się w tym 'hapiniuju' Hazzy na końcu xD

22 grudnia 2012

Rozdział 18

| Mary |
Tak się...tak się zastanawiam...dlaczego do licha z dołu słychać głosy stada brykających małpiszonów?! Czyżby siostra mojej mamy przyjechała na święta ze swoimi...DZIEĆMI?!
-Błagam,niech to będzie sen,niech to będzie sen...-skrzyżowałam palce i otworzyłam oczy,ale hałas nadal nie ustawał.Lekko przerażona wstałam i szybko czmychnęłam z sypialni do łazienki,tak żeby nikt mnie nie zauważył.Wykonałam poranną toaletę,ubrałam się i pomalowałam,a następnie stanęłam przy schodach nasłuchując niespokojnie.
-No gdzie ta Maary...ciociu,czy ona zawsze tak długo śpi?-spytało jedno z tych małych potworów.
-Zazwyczaj tak,Sophie.Może pójdziesz ją obudzić?
-TAAA...
-...NIEEE!-krzyknęłam.-Już idę! Ani mi się waż wchodzić na górę..do mojego pokoju...gdziekolwiek gdzie są moje rzeczy..-pogroziłam palcem.Lubiłam dzieci mojej ciotki tylko w jednym momencie ich życia: kiedy się urodziły.Były wtedy bezproblemowe i...no dobra,słodkie.Później gdy skończyły 5 lat zawarłam z nimi oficjalną wojnę.Dziś,kiedy mają po 7 czy 8,nadal ona trwa.Co roku miałam nieszczęście gościć ich w swoim domu,bo u nich nie miałabym życia.Mieszkały w St Albans,niby miasteczko urokliwe,ale ja nigdzie nie czułam się tak dobrze jak w Londynie.
-Ooj Mary,a ty dalej taka nie miła?-westchnęła Ellie i pokręciła głową.Koło niej z założonymi rękami stanęła Sophie,a obok Margharet,w skrócie Marge,w takiej samej pozycji.Były we trzy identyczne,a odróżniałam je jedynie po kolorach włosów; Sophie była blondynką,Ellie ruda,a włosy Marge były w odcieniach brązu.
-Zapamiętajcie sobie jedno.-stanęłam przed nimi i zbliżyłam głowę do ich twarzy.-Ja jeszcze z wami porozumienia nie podpisałam.
-Tak taak...
-Wiemy...-powiedziały równocześnie i każda po kolei pocałowała mnie w policzek.Skrzywiłam się i złapałam za niego z największą odrazą.
-Fuuuj...-jęknęłam i poszłam zostawiając je rozchichotane.W kuchni zastałam oczywiście mamę i ciocię.Nigdzie nie znalazłam wzrokiem Maxa ani wujka,więc zapewne gdzieś wyszli.
-No nareszcie wstałaś,Mary.-powiedziała ciocia na mój widok.-jest po 12,myślałam,że wyrosłaś z tego,ty śpiochu!-zawołała i złapała mnie w ramiona.Mówiąc szczerze...bardzo ją kochałam i na prawdę nie wiem jak mogła urodzić takie potwory.
-Ja też za tobą tęskniłam,ciociu Sharon.
-No ja myślę.Siadaj i opowiadaj mi co się u Ciebie ciekawego działo.
I owszem,rozmawiałyśmy i było całkiem miło.Problem w tym,że rozmawiałyśmy ZA DŁUGO.Do rzeczywistości,jednym sms'em,przywróciła mnie Rosalie.
-O mamo...
-Co,córciu?
-Nie,nie ty mamo...o kurcze...ja kompletnie zapomniałam...
-O czym?
-O prezentach dla chłopaków...-złapałam się za głowę.-Dzisiaj wigilia.Sklepy zamykają wcześniej...która godzina?!
-Coś po 14.Ale zaraz zaraz,jakim chłopcom?-spytała ciotka.
-Moim...kolegom.Muszę lecieć!-wybiegłam z kuchni ale mama szybko mnie zawróciła.
-A nie chcesz pieniędzy na te prezenty?-uśmiechnęła się wyciągając do mnie rękę,a ja rozradowałam się,bo swoich oszczędności rzeczywiście nie chciałam ruszać.
-Dzięki mamuś,jesteś najlepsza.-ucałowałam ją i ciocię w policzek i pobiegłam się ubierać dzwoniąc przy tym po taksówkę.
-Dzień dobry...ja chciałam zamówić taksówkę na ulicę...-zaczęłam i w momencie gdy wychodziłam z domu,wpadłam na wujka.Zabrał mi telefon,uśmiechnął się i jednym ruchem ręki zaprosił do samochodu.
Po pięciu minutach w ekspresowym tempie byłam pod centrum.Wysiadając,wujek wcisnął mi w dłoń kilkadziesiąt funtów i odjechał zanim zdążyłam zaprotestować.

Do centrum wpadłam...jak burza,i to dosłownie.Nie miałam BLADEGO pojęcia co mogę im kupić.Stało się to przed czym przestrzegała mnie Rose,a ja jej uwagi puściłam mimo uszu.
-Na miłość Boską,tylko dlaczeego!-jęknęłam i wzdychając poleciałam do pierwszego lepszego sklepu.

Muszę powiedzieć...że w sumie nie było tak źle jak myślałam,że będzie.Na pierwszą myśl zastanawiałam się czego do szczęścia brakuje zespołowi,który zarabia na miesiąc więcej niż ja w całym swoim życiu...ale z drugiej strony pomyślałam,że może właśnie o to chodzi.Może oni potrzebują chwili oderwania się od tego czystego szaleństwa?
Jak tylko znalazłam się z powrotem w domu,potrzebowałam porozmawiać z mamą.Jednakże nie mogłam jej znaleźć wśród tego tłumu.Pierwsze co się stało kiedy stanęłam w drzwiach,to złośliwe uwagi bliźniaczek na temat mojego wychodzenia z domu,gdy mam gości.Następnie dostałam w twarz z małej choinki,którą wujek przetransportowywał najwyraźniej na korytarzyk w półpiętrze,a potem na swoich ramionach poczułam mocne dłonie i...przestałam oddychać.
-Babciu...dusisz...mnie...-wysapałam,a ona z uśmiechem oderwała się ode mnie i uszczypała ''pieszczotliwie'' (jak dla kogo!) w policzek.
-Ale ty wyrosłaś!
Myślałam,że gorzej być nie mogło...ale mogło.Rodzice mojego taty,czyli moi dziadkowie,wzięli mnie do siebie na pogaduszki.Wiedząc z doświadczenia ile czasu zazwyczaj te ich pogaduszki trwały,chciałam się ewakuować i znaleźć mamę.Niestety,próbowałam nadaremnie...Dołączyli do nas rodzice mamy,a więc byłam uziemiona.
-Marge...psst,Marge!-zawołałam ją kącikiem ust kiedy próbowała coś podkraść ze stołu.
-Mówisz do mnie?-spytała głupkowato rozglądając się wokoło.
-Nie,do krzesła.-odpowiedziałam dobitnie.-Znajdź moją mamę i powiedz jej,żeby tu przyszła i mnie uwolniła bo muszę z nią porozmawiać.Tylko szybko!
-No nie wiem...
-Jak to nie wiesz?
-No...nie wiem co za to będę miała.
Teraz widzicie dlaczego tak okropnie ich nie znosiłam.Złapałam ją za sukienkę i przyciągnęłam do siebie.
-Posłuchaj mnie,ty wredna małpo.Albo zrobisz to o co się poprosiłam,albo zobaczysz moją wściekłość,jasne?
-Czy to jest groźba?-jęknęła,a ja uśmiechnęłam się cwaniacko.
-Taaak...
-W takim razie...MAAAM...-zaczęła wyć,ale ja szybko zasłoniłam jej usta.

Później poczułam tylko jak jej zęby wbijają się w moją dłoń,po czym uciekła.Dzięki Bogu nikt z dziadków tego nie słyszał bo byli zajęci wspominaniem ślubu moich rodziców.
-Przepraszam was bardzo,kochani...-zaczęłam.-Ale muszę znaleźć mamę,to bardzo ważne...
-To dlatego jesteś taka spięta przez cały czas,Mary?-spytała babcia Penny (mama mojego taty).
-W zasadzie...to..no tak.
-Głuptasie,wystarczyło powiedzieć!-zawołał dziadek Brian (tata mojej mamy :D) i wszyscy zaczęli się śmiać.Nie chcąc już dłużej wdrążać się z nimi w dyskusje,załamana,że dopiero teraz się uwolniłam,dopadłam mamę,która była w suszarni.
-Mamo...mam prośbę..Wiem,że mówię o tym stanowczo za późno,ale...czy ja mogłabym zaprosić do nas na wigilię Zayna i Louisa? Oni nie pojechali do swoich rodzin i te święta spędzają sami,więc pomyślałam...
-Oczywiście kochanie...-uśmiechnęła się,a ja aż podskoczyłam.-...tylko myślę,że nie będzie już takiej potrzeby.
-Jak..jak to?-zrzedła mi mina.
-Bo widzisz...twój ukochany brat...
-..jedyny,mamo...
-..już się tym zajął i zaprosił ich dzisiaj z samego rana.Bardzo się ucieszyli i skorzystali z zaproszenia,będą tu lada chwila.
-Co?
-Więc lepiej idź coś zrób ze sobą bo,nie obraź się,ale wyglądasz jak po przejściu huraganu!-zaśmiała się i wyszła zostawiając mnie ogłupiałą.Po chwili otrząsnęłam się i pobiegłam na górę.W moim pokoju zastałam Josha-mojego kuzyna ze strony taty,który miał 14 lat i wydawał mi się o wiele normalniejszy od reszty kuzynostwa,dlatego też traktowałam go dużo lepiej od nich.Oprócz niego,w porządku było też jego rodzeństwo; 11 letni Timmy i Laura,która była w moim wieku.
-Młody wybacz,ale musisz stąd wyjść.-powiedziałam zdyszana.-Chyba,że chcesz oglądać swoją popieprzoną kuzynkę w bieliźnie.
Pierwsze co zrobił to wybałuszył oczy a potem uśmiechnął się cwaniacko przegryzając popcorn.

Tak,ja też nie mam zielonego pojęcia skąd on wytrzasnął popcorn i dlaczego oglądał tv właśnie u mnie w pokoju.
-Kuszące,nie powiem.-powiedział,ale szybko tego pożałował bo został,delikatnie mówiąc,wyrzucony na korytarz.Szybko wzięłam prysznic,pomalowałam oczy i założyłam sukienkę,gdyż doszły mnie z dołu słuchy,że przyszli Loui i Zayn.
 

9 grudnia 2012

Rozdział 17

| Marina |

Tak.Mimo,że nie znamy się długo to muszę im coś kupić.Jakby nie patrzeć,wykazywali się w stosunku do mnie dużą uprzejmością i wspierali mnie jak mało kto po tym wydarzeniu z Chrisem.Czy to możliwe żebym mogła nazwać ich swoimi....kumplami?-aż wzdrygnęłam się na samą myśl.
-Marino Davies...co się z tobą dzieje?-jęknęłam i przykryłam twarz poduszką spod której przed chwilą się wydostałam.-Jak to możliwe,że zatrzymałaś się przy towarzystwie tego...tego One Direction.Co ty zrobiłaś ze swoimi osiedlowymi przyjaciółmi?
-Brutalnie o nich zapomniała i odrzuciła na bok.-odezwał się Max oparty o framugę moich drzwi.-Nie ładnie się zachowała,prawda?
-Zdaje się,że to nie twój pokój,prawda?
-Drzwi były otwarte.Z resztą,jak zawsze! Było mówić,że boisz się sama spać!-zawołał i rzucił mi się na łóżko.Próbowałam go zrzucić,zepchnąć,targać za włosy,cokolwiek,ale bezskutecznie! Po raz dzisesiąty walnęłam się na poduszki,a w moje ślady poszedł mój brat.
-Mówisz poważnie,że ich odrzuciłam?
-Hmm...może zadaj sobie pytanie,kiedy ostatnio byłaś na rampie,w knajpie,albo na desce?
Zastanowiłam się chwilę i zajęczałam.
-Jestem okropna.
-Nie jesteś okropna...Najwyraźniej się zmieniłaś.-rzekł i zniknął zamykając przy tym drzwi.
A co jeśli Max ma rację? Jeśli na prawdę się zmieniłam? Chwyciłam za telefon.
-Och,Rose...

| Rosalie |
-Nie narzekaj.To oczywiste,że musiałaś się trochę zmienić,w końcu dużo się zmieniło od wakacji...Dużo przeszłaś.-powiedziałam gdy spacerowałyśmy po centrum handlowym.Uszu dobiegały nas świąteczne pioseneczki do których miałam ochotę tańczyć i tańczyć!
-Aż tak żebym miała prawo zapomnieć o starych przyjaciołach?
-Nie zamartwiaj się tak,nikt nie ma do Ciebie żalu,Max i ja wszystko im wyjaśniliśmy.
-Nienawidzę siebie.Stałam się taka...taka miękka...miękka klucha.Muszę z tym skończyć,muszę wrócić stara ja!-stwierdziła stanowczo.
-I to mi się podoba.A teraz chodź już bo nic nie kupimy chłopcom.
-Och,daj spokój,mamy jeszcze dwa dni do gwiazdki,lepiej chodźmy do pijalni czekolady.
-Szybko zaczęłaś z tymi swoim powrotem do siebie.-odparłam zaskoczona jej natychmiastową reakcją.-Ja nie zamierzam się nigdzie ruszać dopóki nie kupię prezentów.
-Jak chcesz.-wzruszyła ramionami i ruszyła w kierunku schodów ruchomych.
-Tylko żebyś mi potem nie jęczała,że nie masz co im kupić!-zawołałam za nią na wszelki wypadek.-W wigilię wcześniej zamykają sklepy,pamiętaj!
-Taak,taak!-machnęła ręką i tyle ją widziałam.


| Marina |
Niesamowite jak centrum handlowe może się zmienić w przeciągu kilku dni.Wystarczyło postawić choinki,zawiesić lampki,dobrać odpowiednią muzykę a żeby choć trochę przypominało okres świąteczny,a co dopiero gdy pomiędzy zielonymi drzewkami i zabieganymi ludźmi przechadzają się 'święci mikołajowie',lub gdy gdzieniegdzie opada sztuczny śnieg.Od dziecka kochałam tą świąteczną atmosferę i nadal mi to pozostało.W pijalni spędziłam dobre pół godziny popijając czekoladę i siedząc na moim notebooku,co po chwila uśmiechając się do klientów i pracowników,którzy musieli mnie już stąd kojarzyć.Uwielbiałam tu przychodzić.Właściciele byli bardzo przyjaźni,pozwalali przesiadywać u siebie do woli i korzystać z internetu,nawet gdy nie zamawiasz najdroższych rzeczy.
-Dla nas liczy się atmosfera.-powiedział mi kiedyś.-Wolimy,żeby ludzie kojarzyli nas z tego,że można u nas odpocząć lub spędzić mile czas w przyjemnej i sympatycznej atmosferze,a nie poprzez zrzędzącą obsługę czy drogie ceny.-uśmiechnął się.
Na twitterze szalała burza dotycząca tego czy słodki i zawadiacki Harry Styles ma kogoś na oku i jeszcze tego nie wyjawił.Rozbawił mnie post jednej dziewczyny:
,,Mój bóg seksu ma kogoś na boku? Darujcie sobie,nikomu go nie oddam!''
Nie mogąc się powstrzymać,wybuchnęłam śmiechem,zamknęłam komputer,szybko zapłaciłam i ciągle się śmiejąc wyszłam z kawiarni.
Gdy po kilku minutach zjeżdżając po ruchomych schodach,znowu sobie o tym przypomniałam,zaśmiałam się na tyle głośno,że kilku przechodniów spojrzało na mnie z uniesionymi brwiami.
-Ludzie,są święta! Trzeba się...CIESZYĆ!-zawołałam rozbawiona.Dobijając do czegoś twardego,chcąc oprzeć się o ścianę,niechcący pociągnęłam coś tuż za mną,co na pewno nie było ścianą,bo było puchate i się ruszało! Natychmiast odskoczyłam i zaskoczona odwróciłam się.
-Jeszcze nie spotkałem się z tak brutalną napaścią Świętego Mikołaja.-odezwał się melodyjny głos spod sztucznych,białych wąsów i brody.-Zazwyczaj nawet dzieciaki proszące o prezenty są grzeczniejsze.Może to przez te wąsy?
-Och...ja...STRASZNIE przepraszam...-złapałam się za nos powstrzymując śmiech.-Normalnie nie mam w zwyczaju...
-Napadać na niewinnych wcale Mikołajów?-wszedł mi w zdanie.
-Taak,mniej więcej,tak.-uśmiechnęłam się i wzruszyłam ramionami.-Jeszcze raz bardzo przepraszam...Panie Mikołaju.
-Myślę,że będę w stanie wybaczyć ten..ekhm,drobny incydent.-też się uśmiechnął i dzwoniąc dzwoneczkiem wrócił do swoich zajęć.Spoglądałam za nim jeszcze przez chwilę po czym śmiejąc się sama z siebie udałam się do Starbucks'a.Stwierdziłam iż nic nie postawi mnie na nogi,i nie przywróci do porządku jak tylko kawa,którą coraz częściej ostatnio piłam.

-Zbyt duża ilość kofeiny w organizmie powoduje nerwowość,rozdrażnienie lub problemy z zaśnięciem.-zmaterializował się ktoś przede mną w momencie kiedy przełykałam kawę.Cała czerwona na twarzy zachłysnęłam się,po czym wyplułam całą zawartość na owego Świętego Mikołaja.Momentalnie zaczęłam się krztusić i kaszleć,a on mimo,że popluty,poklepał mnie po plecach i pomógł dojść do siebie.
-Kur..kurcze...znowu przepraszam...-zaczęłam,ale on mi natychmiast przerwał.
-Tym razem to moja wina,wystraszyłem Cię!
-Daj spokój,nie powinnam od razu pluć na wszystkie strony.-zachichotałam i wyciągnęłam chusteczki.-Wybacz,strasznie mi...smutno z tego...z tego pow..powodu..-wybuchnęłam śmiechem.
-Czyżby?-uniósł brew udając urażonego,ale szybko się przełamał i dołączył do mnie.-No dobrze,uznajmy,że to wszystko to jednak twoja wina.-dodał po kilku minutach.
-Och,dzięki,to bardzo gentlemeńskie z twojej strony.
-Nie ma problemu.Więc jak mi się za to odwdzięczysz?-spytał a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
-Słucham?
-No...jak już wywnioskowaliśmy,napadłaś na mnie dwukrotnie.Mógłbym być cholernym sknerusem i kazać ci prać..lub co gorsza,odkupywać mój strój,a na dodatek zgłosić mojemu szefowi utrudnianie warunków pracy.Czy mam wymieniać dalej?-uśmiechnął się a ja wywróciłam oczami.
-Nie zapominajmy o tym,że to ja z dobrego serca przymknęłam oko na to KTO mnie przestraszył i dlaczego Cię oplułam...A teraz wybacz,ale trochę mi się śpieszy.
-Ja tylko żartowałem!-zawołał za mną.-Z tym odwdzięczaniem się...to był żart!
-Rozumiem,ale na prawdę muszę iść.
-To do zobaczenia?-zapytał,a ja pomachałam mu i wyszłam z budynku.

| Louis |
-Widziałeś ostatnio Rosalie albo Marinę?-spytałem Zayna,który układał swoją fryzurę przy lustrze.Widząc jego mimikę i ruchy miałem ochotę za każdym razem wybuchać śmiechem.
-Nie.Albo...Marina mi się kiedyś napatoczyła pod nogi.-powiedział zaczesując je do góry.
-Co to znaczy napatoczyła?
-No...jak wracałem z zakupów kilka dni temu to szła do domu...Weź mi nie przeszkadzaj.
-I nie zaprosiłeś jej do nas?
-Zapraszałem...ale nie chciała przyjść,mówiła,że się śpieszy.
-Zależy w jaki sposób to zrobiłeś.Jeśli w taki jaki rozmawiasz teraz ze mną to wcale jej się nie dziwię.
-Daj spokój,normalnie to powiedziałem! Z resztą...jak chcesz to sam do niej zadzwoń.I wypad mi z łazienki!-popchnął mnie w stronę drzwi i zatrzasnął je za sobą.
Wziąłem głęboki wdech i już miałem wejść na górę,kiedy w oknie ujrzałem dziewczynę podobną do Mariny,która wolnym krokiem przechodziła tuż pod naszym domem.
-Mary?-zawołałem uchylając drzwi,a dziewczyna odwróciła głowę w moim kierunku.
-Och...cześć Loui.
-Dawno się nie odzywałaś,może wejdziesz na chwilę?
-Wiesz...nie dam rady...trochę mi się śpieszy...-zaczęła się tłumaczyć.
-Nie znajdziesz dla mnie nawet pół godzinki?-spytałem z nadzieją w głosie,ale ta się skrzywiła.
-Na prawdę bardzo bym chciała,ale nie dzisiaj...Obiecuję,że wpadnę jutro,dobra?
-Trzymam Cię za słowo.-powiedziałem,a ona uśmiechnęła się i podreptała dalej.Za moimi plecami usłyszałem kroki Zayna.
-'Zależy w jaki sposób to zrobiłeś.Jeśli w taki jaki rozmawiasz teraz ze mną to wcale jej się nie dziwię'-powiedział,a ja spoglądnąłem na niego dobitnie i poszedłem do swojego pokoju.
-Już kilka razy wam mówiłem,że ta dziewczyna jest dziwna!

| Max |
-Teraz zastanów się,Max,jak jej to powiedzieć...
-A wytyka mnie,że gadam sama do siebie.-usłyszałem za sobą głos Mariny wchodzącej do domu.Wybałuszyłem oczy,miałem nadzieję,że nie słyszała tego co mówiłem przed chwilą!
-Och...Mary,co tak długo?
-Nie udawaj,że tęskniłeś.-uśmiechnęła się cwaniacko i zaczęła się rozbierać.-Gdzie jest mama?
-U...-zacząłem,ale czułem pojawiające się rumieńce na mojej twarzy.-u...u Rose..w sensie,u jej mamy.
-Dobra...a tobie co? Źle się czujesz? Masz gorączkę?-przyłożyła dłoń do mojej twarzy.-Uch,jakiś ty ROZPALONY!-zawołała.-Ciekawe dlaczego...
-Nie wiem o czym mówisz.-powiedziałem szybko.
-Daj spokój,znam Cię od 17 lat,więc wiem kiedy kłamiesz.I doskonale wiem w jaki sposób patrzysz na naszą sąsiadkę...a moją najlepszą przyjaciółkę.
-Co?-czułem,że jeszcze bardziej się rumienię.-Ja...to znaczy...jak długo o tym wiesz?
-Od samego początku.-usiadła na blacie i włożyła lizaka do ust.-Szczerze Cię podziwiam,długo to w sobie tłumiłeś.Nie bałeś się,że ktoś sprzątnie Ci ją sprzed nosa? Rose to świetna dziewczyna,chciałabym mieć taką siłę i cierpliwość jak ona.I w dodatku jest strasznie śliczna,czym matka natura nie raczyła obdarzyć i mnie...
-Ja też siebie podziwiam.-mruknąłem pod nosem i opadłem na fotel wzdychając.-Sam nie wiem...to chyba nie dla mnie.
-Co nie dla Ciebie? Miłość?-zapytała a jak kiwnąłem głową.
-Pierdoły opowiadasz.Miłość jest dla każdego,niezależnie od tego jakim jest człowiekiem.A ty..no cóż,muszę przyznać,że mój brat jest idealny i mogę tylko pozazdrościć twojej wybrance serca.-zeskoczyła.-Jesteś na prawdę świetnym chłopakiem,Max.-Uśmiechnąłem się do niej.Przez chwilę znowu zrobiła się miła i chyba to zauważyła.-O tak,masz rację,znowu wracam do starej...no! w każdym bądź razie,jesteś świetny,choć czasem mnie wkurzasz!-zawołała i z lekkim uśmieszkiem zaczęła wspinać się po schodach.
-A ty Mary jesteś na prawdę śliczną dziewczyną!
-Tak taak...

Taki tam słodki Harry w czapeczce Mikołaja ;) Przyznajcie się,Mikołaj jeszcze o was pamiętał czy może uznał,że jesteście za duże na prezenty? :D

19 listopada 2012

Rozdział 16

| Marina |
Świetnie.Po prostu...świetnie.Nie ma to jak wstać o 6 rano w ferie świąteczne (bo niby kto normalny wstaje o 6 nad ranem kiedy ma wolne?!) i dowiedzieć się o tym,że twoja przyjaciółka,której nie widziałaś od szmatu czasu,nie da rady przylecieć.Mało tego,ojciec musiał wyjechać w delegację i wróci dopiero dzień przed Bożym Narodzeniem,a więc nici z wspólnymi przygotowaniami.Samantha i chłopcy wyjechali.Czy może być jeszcze gorzej?-spytałam samą siebie i po chwili przekonałam się,że może...Marznąc pod domem rodziny Fanning.Jak się okazało Rosalie wybrała się z rodzicami w góry i wraca jutro,o czym nie raczyła poinformować mnie wcześniej.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?-zapytałam z wyrzutem przez telefon,idąc wzdłuż zaśnieżonej ulicy.
-Miała odwiedzić Cię Sarah,skąd miałam wiedzieć,że zmieni plany? Po za tym mama powiedziała mi o tym dopiero dzisiaj.-mruknęła a ja westchnęłam.
-Świetnie...w takim razie baw się dobrze.-rozłączyłam się i przystanęłam.
Było mi zimno,czułam się samotna i opuszczona przez wszystkich na których mi zależało,a na dodatek...ech,nie miałam pojęcia w której części dzielnicy byłam.Na domiar tego 'dobrego' zaczął sypać gęsty śnieg,przez co osłabiła się moja widoczność.Poprawiłam czapkę i poczłapałam przed siebie,w końcu i tak się gdzieś zgubiłam,więc wszystko mi jedno.
Nim się spostrzegłam zaczęło się robić ciemno,jedyne światło padało od ulicznych latarni i lampek migoczących na choinkach i dekoracjach domowych.

-Inaczej to sobie wyobrażałam...-szepnęłam sama do siebie i w tym momencie usłyszałam czyjś głos wypowiadający moje imię.
-Mary,to ty?
Zdziwiona uniosłam brew i odwróciłam się na pięcie,co spowodowało,że wyrósł przede mną nie kto inny jak Zayn.
-Zayn? Co ty tu robisz?
-A ty?
-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.
-W zasadzie to ty pierwsza...nie ważne..-westchnął.-Wracam właśnie z zakupów.-wskazał na torby pełne produktów spożywczych.
-Ach..myślałam,że wyjechaliście.
-My z Louisem zostaliśmy.
Pokiwałam głową i zaczęłam dreptać w miejscu z zimna,co on musiał zauważyć.
-Może wejdziesz na chwilę?-zaproponował.
-Nie nie...nie dam rady,jest już dosyć późno,muszę pomóc mamie w pieczeniu pierniczków.Ale dzięki!-dodałam szybko i cofnęłam się kilka kroków w tył machając mu,a kiedy on się odwrócił,ruszyłam żwawo do domu.Nie wiadomo gdzie był i co robił Louis,więc perspektywa,że mogłabym siedzieć z Zaynem sam na sam,przyprawiała mnie o dreszcze.Przecież nasza wymiana zdań była najdrętwiejszą z możliwych! W sumie nic dziwnego,już od początku przejawialiśmy do siebie jawną niechęć.

Dobiegnięcie do domu było chyba najlepszą rzeczą jaka przydarzyła mi się dzisiejszego dnia,przynajmniej w końcu mogłam się ogrzać.W drzwiach przywitał mnie nasz (a w zasadzie Chrisa,bo to on był jego pierwszym właścicielem) pies,wielki biszkoptowy labrador,który jak zwykle o mało co nie zwalił mnie z nóg.Po walce z nim,udałam się do kuchni gdzie rzeczywiście przydała się moja pomoc,więc wcale nie musiałam okłamywać Zayna.Wyrobiłyśmy się z wszystkim przed 22,na całe szczęście bo o dziwo byłam strasznie zmęczona.Jak tylko się wykąpałam,wskoczyłam do łóżka i nie wylazłam z niego aż do 12 w południe.Możliwe,że spałabym dłużej gdyby nie obudziła mnie mama,prosząc żebym poszła z nią na zakupy.Niechętnie zwlekłam się z łóżka,na omacka ubrałam się i pomalowałam,a potem pół dnia spędziłyśmy w centrum.Jak się okazało mama nie tylko chciała zrobić zakupy w supermarketach,ale większość czasu spędziłyśmy na łażeniu po sklepach z ubraniami.Kupiłyśmy nieco nowych ciuszków,a także całkiem atrakcyjne prezenty.Najbardziej byłam zadowolona z dwóch par rękawiczek jakie kupiłam dla Rosalie.Wiedziałam,że jej się spodobają,a wystarczyło napchać je jej ulubionymi cukierkami i nic więcej nie będzie jej potrzebne do szczęścia.
Zastanawiałam się przez chwilę czy kupić coś chłopcom...nie znaliśmy się długo,no ale chyba wypadało? Postanowiłam,że nie wykorzystam doszczętnie matczynego portfela w jeden dzień,a zastanowię się nad tym jutro.

Gdy wróciłyśmy do domu,pierwsze co zrobiłam to rzuciłam się na kanapę przed telewizorem i w taki sposób zachwycałam się wolnością od szkoły.Niedługo po tym jak mama pojechała z Max'em kupić to o czym zapomniała,do drzwi zapukała Rosalie.
-Wchoodź!-zawołałam z pilotem w ręku,spoglądając przez okno.Rudowłosa nie musiała czekać na dłuższe zaproszenie tylko rozebrała się i wyłożyła na fotelu obok.
-Jak było?-zapytałam a ona machnęła ręką.
-Szkoda gadać.Narty nie są dla mnie,tyle mogę powiedzieć...tata był załamany jak mu to oznajmiłam,bo mama też się poddała.Następnym razem będzie musiał jechać z kolegami.
-Takie życie.-uśmiechnęłam się i poczłapałam do kuchni zrobić nam gorącej czekolady.
-Kupujesz jakieś prezenty dla chłopaków?-zagadnęła podczas oglądania programu o prezentach świątecznych.
-Właśnie nie wiem...zastanawiałam się,aż w końcu doszłam do wniosku,że nie mam pojęcia co mogłabym im kupić.
-Ja tak samo...kubki są chyba trochę tandetne,co?-zmarszczyła nos.
-No trochę...Wiesz co,najlepiej będzie jak jutro wybierzemy się do galerii i tam czegoś poszukamy.
-Dobry pomysł.Jak tak nam się nie nasunie...to będziemy udawać,że nie żyjemy.-westchnęła a ja parsknęłam śmiechem.
-I co nam to da?
-No...prezentu od trupów raczej nie będą się spodziewać,nie?
-No niby racja.-uśmiechnęłam się.
Rose posiedziała u mnie dopóki jej mama nie kazała jej wracać i pomóc w sprzątaniu.Ja na całe szczęście mogłam jeszcze leniuchować,bo wszystko lśniło czystością.

No...już myślałam,że nie dobijecie tych 15! Co prawda jest kilka spamów,ale już się nie chciałam czepiać,więc szybko coś nabazgroliłam i dodałam ;] Wybaczcie,ale kompletnie nie mam weny.
Całusy ;*

18 października 2012

Rozdział 15

| Marina |
I tak mijały dni...dzień po dniu,tydzień z tygodnia,aż w końcu po miesiącu rozmyślań doszłam do wniosku co MUSZĘ zrobić.Muszę,nie pytałam siebie czy chcę,bo wtedy patrzyłabym na to pod kompletnie innym kątem.MUSZĘ zgłosić to na policję bo jak nie,Chrisowi uda się skrzywdzić kolejne dziewczyny,i byłam o tym przekonana.Znałam kilka osób ze szkoły,które wykorzystał w ten sam sposób co i mnie.
Takim sposobem 15 grudnia,ok.godziny 11,do szkolnej stołówki wpadło dwóch policjantów wraz z dyrektorem.Zabrali Chrisa na oczach połowy szkoły,a ten zaskoczony nawet nie próbował się wyrywać.Nie spodziewał się,że w końcu tego dokonam...ale stało się.Zanim go wyprowadzili dyrektor uspokoił narastający gwar,a Chris spojrzał na mnie z wściekłością.Miałam nadzieję,że ostatni raz.

| Rosalie |
Ogień wesoło buchał w kominku,a my siedzieliśmy wspólnie i...uśmiechaliśmy się.Jak przyjemnie było znowu spotkać się i odetchnąć z ulgą,że w końcu jesteśmy beztroscy i bez żadnych zmartwień.
W zasadzie,to nie wszyscy siedzieli,bo każdy robił co innego.Samantha piłowała paznokcie wściekle łupiąc na Liama i Harry'ego,którzy z wyraźną ekscytacją grali na play station,nie kryjąc przy tym swoich emocji.Loui zachowywał się nadzwyczaj spokojnie bo zaszył się w kuchni i przygotowywał deser,Zayn był pod prysznicem i śpiewał pod nim na tyle głośno,że Niall który leżał na kanapie pożerając big zapiekankę,pogłaśniał głośność w telewizorze na ile się dało.Oglądając Mam Talent,co po chwila wybuchał śmiechem przez co cierpiała Sam,którą dźgał swoimi stopami.A więc i na nim zawiesiła swój morderczy wzrok.A jeśli chodzi o mnie,to ja...po prostu siedziałam na fotelu i przyglądałam się im wszystkim.
-Eej!-zawołał oburzony Harold.-Co to ma być?! Payn,frajerze,tak nie można!
-Co nie można? Nie powiedziałeś na początku,że to jest niedozwolone!
-I chyba nie muszę tego mówić,to LOGICZNE!
-MOŻECIE SIĘ ZAMKNĄĆ?!-ryknęła Sam i wszyscy zamilknęli dybiąc na nią w bezruchu.-Dziękuję.
Zachichotałam pod nosem i właśnie w tym momencie ktoś zapukał w wejściowe drzwi.Zayn,który właśnie przechodził,otworzył je i do środka weszła Marina.Pomachała mi,ściągnęła płaszcz i szal po czym powoli skierowała się do salonu.
-Hej.-zaczęła nieśmiało.Wszyscy wiedzieliśmy,że na nowo musiała wygrzebać wszystkie wspomnienia żeby złożyć zeznania,więc znowu pojawił się między nami lekki dystans.Uśmiechnęła się do nas delikatnie,co słodko podkreśliło jej rumieńce od zimna.Odetchnęła głęboko.Było widać,jak bardzo się cieszy,że w końcu może o tym zapomnieć.
-My też się cieszymy.-powiedział Harry przerywając grę,podszedł do niej i przytulił do siebie co najwyraźniej ją zaskoczyło.
-Eee...dzięki,Harry.-zmieszała się i odwzajemniła uścisk.Po chwili przyszedł Lou ze swoim deserem.
-Dostaniesz swoją porcyjkę jako pierwsza.-powiedział do niej i podał jej talerzyk z ciasteczkami.
-Ojej...sam je robiłeś?-spytała a on dumnie pokiwał głową.
Jak tylko zaczęliśmy zajadać się tymi pysznościami,atmosfera znowu stała się wesoła.I pomyśleć,że takie małe cudeńka zdziałały tak wiele...

-Dobra...to jak to mówią; komu w drogę temu trampki.-Sam podniosła się.-Bardzo proszę,tylko bez łzawych pożegnań!
-O czym ty mówisz?-zapytałam a ona spojrzała na mnie dobitnie.
-No nie mówcie,że zapomnieliście!-zawołała urażonym tonem.
-Ale o czym?-zabrzmiało jednogłośnie od wszystkich.
-O tym,że jutro rano wyjeżdżam! Jadę do cioci na święta,jak mogliście...
-..Sam,ale ty nam...-zaczęła Mary
-...oczekiwałam jakiegoś prezentu pożegnalnego...
-...Sam..
-...jakiegoś kwiatka...
-...posłuchaj...
-...albo chociaż podwójnego ciastka,już nie wspominając o pieniądzach na wyjazd! Co za bezczelni...
-...TY NAM NIC NIE POWIEDZIAŁAŚ.
-Co?-zatkało ją.-Serio? Ach,no tak,musiałam zapomnieć przez tą rozprawę.-wzruszyła ramionami.Staliśmy wszyscy w ciszy przez chwilę,kiedy blondyna dała nurka w stronę drzwi.Rzuciliśmy się za nią (wszyscy oprócz Zayna,który został na kanapie) ale niestety była szybsza,i porywając w locie kurtkę,wyleciała na zaśnieżoną,ciemną ulicę.
-Wesołych Świąt i szczęśliwego nowego roku!-zawołała posyłając nam buziaczki po czym pobiegła na przystanek.Mróz,który otulił nas od stóp do głów nakazał nam zamknąć drzwi i wrócić do środka.
Po wspólnym oglądnięciu X Factora Marina wstała i skierowała się do przedpokoju.
-Może zostaniesz u nas na noc?-zaproponował Niall.-Rose też jakoś przekabacimy.Jest ciemno,nie boisz się iść sama,po tym...no wiesz?
-Chris już mnie nie dopadnie Niall.-uśmiechnęła się lekko obwiązując się szalem.-Nie martw się o mnie,poradzę sobie.Ale spróbujcie z Rose,może ona wam ulegnie.
-Mam zostać z nimi sama aż do rana? Nie dziękuję,już wolałabym spać na dworze.Mogę co najwyżej napić się kakao a potem wracać do domu.-odpowiedziałam.
-Dobra dobra.-machnął ręką Lou.
-Chcesz żebym Cię odprowadził?-zaproponował jej Liam ale ona pokiwała przecząco głową.
-Potrzebuję przejść się sama,ale dziękuję.-już naciskała na klamkę,kiedy zatrzymała się.-Aa..a jeśli chodzi o ten jutrzejszy wypad za miasto to ja się nie piszę,przyjeżdża do mnie moja przyjaciółka z Nowego Jorku,nie widziałam się z nią okrągły rok..
-Nie ma sprawy.Miłej zabawy.-powiedział Harry i brunetka zniknęła za drzwiami.
A więc znowu wraca...mam nadzieję,że tym razem na krócej.
Witam was znowu:) Nie doczekałam się 16 komentarzy,ale i tak dziękuję za te 14 (14 rozdział i 14 komentarzy,to czy teraz mogę liczyć na 15? ^^).Mam nadzieje,że pod tym będzie podobnie,chcę wiedzieć ile was to czyta i czy naprawdę jest sens pisać,bo mam teraz duże urwanie głowy.Buziaczki ;*
Ps.Czy jest tu jakaś fanka Plotkary? :D

29 września 2012

Rozdział 14

| Marina |
To był jeden z tych momentów w życiu,w którym czułam się strasznie upokorzona.Nie mogłam znieść tego,że wszyscy próbowali się nade mną litować.Wiedziałam,że się o mnie martwili,ale nie chciałam żeby myśleli o mnie jak o słabeuszu,bo nie taka byłam.Byłam kompletnie inna,dokładnie przeciwieństwo słabości,byłam...przede wszystkim czułam się silna.Zawsze.
Gdy wszyscy dowiedzieli się już o okropieństwie Chrisa,myślałam,że zapadnę się jak ten fotel na którym siedziałam..Zanim Sam wypowiedziała te kluczowe słowa,moja mama musiała już przeczuwać co się stało bo wybuchnęła płaczem powtarzając: moja mała córeczka! .Czułam się wtedy jakby ktoś wyrywał mi serce i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego jak wszystkim na mnie zależało.Niall,podobnie tak jak moja mama nie krył łez,to samo zauważyłam u Harry'ego ale ten próbował z nimi walczyć.Razem z Zaynem wyszli po chwili,prawdopodobnie zaczerpnąć świeżego powietrza.Dopiero później dowiedziałam się od Rose,że bardzo to przeżyli i próbowali wymknąć się do Chrisa gdyby nie złapał ich Louis.No właśnie Lou...Lou siedział z grobową miną obok mojej mamy i sam nie mogąc uwierzyć w przed momentem usłyszane słowa,pocieszał ją jak tylko zdołał.Mój tata już na samym początku wyszedł i nie wrócił,choć nikt wcale się nie zdziwił.Jedno wiedziałam na pewno: nie miał zamiaru krzywdzić Chrisa,nie do takich należał.Chyba po prostu musiał to sobie wszystko przemyśleć.Pozostali jeszcze Liam i Max...Dwa przeciwieństwa.Max jak tylko to usłyszał przeklął głośno i próbował wybiec,ale Payne złapał go w odpowiednim momencie.Jednak to nie on przekonał go do wyluzowania,bo była to Rosalie..Takk,już od dawna zauważyłam,że musi być w niej zakochany.

Następnego dnia obudziłam się w odrobinę lepszym humorze,a spowodowane to było z pewnością tym,że nareszcie (lub i nie) wszyscy już wiedzieli i nie musiałam niczego ukrywać.Na nie szczęście musiałam iść do szkoły.Rodzice przekonywali mnie abym sobie darowała,ale ja nie chciałam uciekać i dłużej się kryć.Jak gdyby nigdy nic ubrałam się najlepiej jak potrafiłam i poszłam po Rose,która gotowa czekała już przed swoim domem.
-Na pewno chcesz iść?-spytała mnie delikatnie a ja pokiwałam głową.Resztę drogi przebyłyśmy lekko drętwie.Próbowałam zaczynać z nią rozmowę na różne,banalne tematy,ale ona jedynie kiwała głową.Zanim weszłyśmy do szkoły,zatrzymałam ją i rozkazałam spojrzeć mi w oczy.
-Słuchaj,Rose...Ja wiem,że się przyjaźnimy.Wiem to i utwierdziłaś mnie najbardziej w tym przekonaniu właśnie teraz,kiedy się to stało.Jestem ci OKROPNIE wdzięczna za twoją chęć pomocy,zrozumienia i wysłuchania,ale błagam Cię...wróć już do siebie,dobrze? Wiem,że uwielbiasz się o wszystkich martwić i naprawdę chcesz mi pomóc,ale zapewniam Cię,że nic tak bardzo mi nie pomoże jak wrócenie do teraźniejszości.To co On zrobił,było...straszne i obrzydliwe,ja wiem o tym i skoro ty wzdrygasz się na to wspomnienie to pomyśl jak ja musiałam się czuć przeżywając to..na własnej skórze.-tu skrzywiła się jeszcze bardziej i spuściła wzrok powstrzymując łzy.Złapałam ją za ramiona i lekko potrząsnęłam.-Ale to co się stało już się nie odstanie,rozumiesz? Jedyne co ja chcę to żyć dalej...zapomnieć o tym.O tak wiele proszę?
Pokiwała przecząco głową i zawisła na mojej szyi.
-Przepraszam,nie pomyślałam o tym! Obiecuję,że postaram się zrobić wszystko żebyś o tym nie myślała!-pociągnęła nosem a ja uśmiechnęłam się delikatnie.
-No i to mi się podoba.Po za tym..chyba nie myślałaś,że pójdzie mu to na sucho,co?-zagadnęłam i ruszyłam po schodach zostawiając ją i jej ciekawość z tyłu.Po chwili dobiegła do mnie rozkojarzona.
-Co masz na myśli?-zapytała niepewnie a moje usta wykrzywiły się w jeszcze większym uśmiechu.-Nie podoba mi się to.Coś knujesz,tak?
-Powiedzmy,że nie pozwolę żeby czuł się zwyciężony...i nie dam mu tej satysfakcji.Nie będę zwykłą laską,którą zaliczył i będzie mógł odkreślić mnie na swojej liście.Idziesz już? Zaczęła się Kultura.
-Co? Och,tak tak,jasne...-odpowiedziała i udałyśmy się na lekcje w dużo lepszych humorach.

Po szkole przyjechał po nas Liam z Louisem,a co ciekawe to właśnie Daddy znajdował się za kierownicą.
-A cóż to?-spojrzałam na niego,a ten uśmiechnął się szeroko.
-Lou trochę mnie poducza.Jak na razie,jeszcze nikogo nie zabiłem,ani nie potrąciłem.
-No właśnie,JESZCZE.-zakpił Lou.-wskakujcie,porywamy was na obiad.
-Błagam,tylko nie mów mi o porwaniach...-westchnęłam i wcisnęłam się do auta.Wszyscy nagle zamilkli a ja zachichotałam.-Żartowałam! Błagam,zachowujmy się normalnie..Nie chcę tego wspominać.-powiedziałam i zerknęłam znacząco w kierunku Rosalie.
-Tak.Zachowujmy się normalnie.Marinie się to należy.


Jak się okazało,pojechaliśmy do jednej z włoskiej restauracji w której czekała już na nas reszta bandu.Nie wiedziałam czy ktoś oprócz Rose wiedział,że od dziecka przychodziłam tu z rodzicami,a jej właściciele byli ludźmi tak wspaniałymi,że odkąd ich poznałam traktowałam jak swoje wujostwo.
Już na samym początku nie mogłam powstrzymać się od śmiechu,bo kiedy tylko weszliśmy do środka,na niewielką scenę w rogu knajpki wskoczyli chłopcy i przebrani za włochów:

zaczęli śpiewać znaną,włoską piosenkę Mamma Maria z tym wyjątkiem,że zamiast Mamma Maria śpiewali Mamma Marina! Ja,Sam i Rosalie dosłownie leżałyśmy ze śmiechu do momentu kiedy zeskoczyli ze sceny.W kilku sekundach otoczyło nas pięciu wąsatych facetów,seksownie kręcąc przy tym swoimi tyłeczkami.Dziewczyny po chwili się uspokoiły,ale ja nadal rechocząc wyłożyłam się na skórzanej kanapie i nie przestawałam,a oni tylko mi w tym pomagali kręcąc się w około i podśpiewując: Mamma Marina!
Po dziesięciu minutach zza baru wyłonił się Marcello i widząc ich wybałuszył oczy po czym wypuścił niosące w dłoni winogrona.
-Mamma...mia..jak wy wyglądacie!-zawołał,ale po chwili sam zachichotał.-Toż to obraza dla nas,włochów!
-No wie Pan co...-zaczął Niall.-Pańska żona pomagała nam się przygotować.
Marcello rzucił wzrokiem w kierunku baru za którym stała Giorgia.Ta tylko wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się szeroko.
-No ale popatrzcie co zrobiliście...Przecież biedna Marina zaraz się udusi!-podszedł do mnie i ustawił do pozycji siedzącej.Wzięłam głęboki oddech i trochę spokojniejsza przytuliłam się do jego dużego,włoskiego brzuszka.
-Stęskniłam się za wami...-westchnęłam,a on pogłaskał mnie delikatnie po głowie.
-My za tobą też.Tak nas zaniedbujesz!
-Widzisz,to wszystko przez tą szkołę!-zawołałam.-Nie powinnam do niej chodzić,zabiera nam tylko czas!
-Marina,Cara,fai attenzione alle parole!-wtrąciła się z uśmiechem Giorgia i usiadła obok,a Niall uniósł brew i szepnął do Zayna: 'co ona mówi?'.
-Żeby uważała na słowa! I wy lepiej też.Szkoła jest potrzebna,więc lepiej się uczcie,ja wam to mówię...-Marcello podniósł winogrona i opukał je,a ja spojrzałam na przyjaciół.
-Dziękuję wam,że to wszystko dla mnie zorganizowaliście.Jesteście...no tego...kochani.-wymamrotałam a Sam jęknęła z podziwem.
-No dobrze,to dla kogo pizza?-Giorgia podniosła się i podała wszystkim karty menu.Ten dzień był moim najlepszym odkąd zaistniało to wydarzenie z Chrisem.Wreszcie uśmiechałam się i powróciłam do starej siebie w miejsce,w którym właściwie samą siebie odkrywałam.Jak wspaniale było siedzieć w cieplutkiej jak Włochy restauracji,z ludźmi,których uwielbiałam...i byłam im bardzo wdzięczna za to,że nareszcie mogłam żyć jak gdyby nigdy nic!

Ciao tutti:) Przepraszam,że tak zwlekałam z tym wszystkim.Powód tego macie w ostatnim poście,a i na wstępie zauważam,że rozdziały na prawdę będą rzadziej.Ta szkoła to jeden wielki wycisk.
Jednakże część mojej pisarskiej natury podpowiedziała mi,że nie mogę was tak zostawić i czas się odezwać.Mam nadzieję,że się ucieszycie z mojego powrotu i żeby was trochę rozkręcić,obiecuję nowy rozdział kiedy pod tym pojawi się 16 KOMENTARZY,a dlaczego tyle opowiem wam przy następnym 'spotkaniu' ^^ Na koniec dwa zdjęcia z tegorocznych wakacji we Włoszech: (tak na pierwszym jestem brzydka ja,i nie,nie odpowiadam za popękane monitory i obrzygane klawiatury) buziaki!



13 września 2012

Zawieszenie

Niestety - choćbym chciała,czy nie chciała to nie dam rady tego zmienić.Powiem wam,że całkowicie inaczej wyobrażałam sobie liceum.To w którym jestem jest jednym z najbardziej wymagających,codziennie mam po 10 zadań z matmy chociaż jestem na humanistycznym :( Więc przepraszam...jak tylko zdobędę wenę i wolny czas to postaram się napisać.Powodzenia w szkole! xx

18 sierpnia 2012

Rozdział 13

| Sam |
-Jak mam się w to nie mieszać?!-wysyczał przez zaciśnięte zęby.-Przecież widzimy,że coś jest nie tak! Zerwaliśmy: dobra,ale ja i tak nadal Cię kocham i będę się o Ciebie martwił!
-Przestań proszę bo i tak wszystko pogarszasz!-wyraz jej twarzy momentalnie zmienił się na gniewny.Zupełnie nie wiedzieliśmy o co jej chodzi.
-Mary,my chcemy Ci tylko pomóc.-odparła łagodnie Rose ale szatynka tylko pokiwała głową.
-Wy nic nie rozumiecie...-nie dokończyła i uciekła w stronę wyjścia.
-No ciekawe jak mamy rozumieć skoro ona nam nic nie mówi.-założyłam nogę na nogę i kontynuowałam drugie śniadanie jakby nic się nie stało.To było chyba najlepsze wyjście.
-Cóż za bystre spostrzeżenie,Sam.-Rosalie usiadła obok mnie i upiła spory łyk swojego cappuccino.
-No dzięki.Siadaj James,nie będziesz przecież tak stał.Może po prostu damy sobie siana,co? Ona widocznie nie chce naszej pomocy.
-Nie możemy tak tego zostawić..Ach,w ogóle to głupi pomysł.Musimy się dowiedzieć o co chodzi,a skoro ona nie chce nam powiedzieć,to trzeba zapytać Chrisa.
-Taa...podejdziesz do niego i co? Walniesz prosto z mostu?
-Nie wiem,nie wiem,nie wiem,nie wiem...-zaczęła walić głową o stół a ja uniosłam brew.
-Może zmienisz płytę?
-Ach,Ciebie to w ogóle chyba nie martwi.Jamie,masz może jakiś pomysł?
-No w tej chwili to poczułam się urażona.-mruknęłam i zamknęłam usta kolejnym kęsem kanapki.
-Skoro Marina nie chciała żebym poszedł do Chrisa to znaczy,że chodzi o niego.
-O usz iemy.Oś eszcze?-spytałam.
-Spróbuję pogadać z jego starym kumplem Marcusem,to spoko gość.-powiedział po czym już go nie było.W tym samym momencie zadzwonił dzwonek więc chcąc nie chcąc musiałyśmy iść na następną lekcję.Tak się składało,że był to angielski na którym Mary zjawiła się po pięciu minutach spóźnienia.Nasza nauczycielka,Pani Guberry,była wyrozumiałą osobą dlatego też bardziej ucieszyła się tym,że w ogóle Marina się pojawiła,niż tym,że się spóźniła.Unikała nas do końca dnia,nie wiedziałyśmy nawet gdzie znika na wszystkie przerwy.Po zajęciach jako pierwsza wyszła ze szkoły a my zaczekałyśmy pod budynkiem na Jamiego,który jak tylko nas zobaczył pokiwał przecząco głową.
-Nic.Marcus nic o tym nie wie.Pytałem nawet innych ale albo kłamią,albo nie chcą nic powiedzieć.
-Cholera..-przeklęłam.-Czyli nie ma wyjścia,musimy złożyć jej wizytę.
-Wątpię żeby nam o tym powiedziała.-skrzywiła się Rose.
-Będzie musiała bo zostajemy u niej na noc,weź sobie piżamę i szczoteczkę do zębów,ja ci swojej nie pożyczę!

| Rose |
Muszę przyznać iż nie spodziewałam się,że Samantha naprawdę bierze swój szalony pomysł na poważnie.Myślałam,że był to po prostu kolejny z jej częstych żartów,dotąd aż zapukała w moje drzwi o 22.
-Co ty tutaj robisz?!-pisnęłam i wyszłam przed dom żeby nie obudzić rodziców,którzy o dziwo już spali.
-No jak to co? Przecież się umawiałyśmy,nie? O,dobrze,założyłaś już piżamę! Ja swojej nie mogłam bo dziwnie by to wyglądało jadąc autobusem...Ale szczoteczkę weź bo ja serio Ci mojej nie dam.Ej,żyjesz? Co tak patrzysz na mnie jak na wariatkę? Zamknęłabyś usta,to bardzo niekulturalne.A wydawałoby się,że ty taka idealna jesteś...
Zamrugałam oczami wybudzając się z transu i spojrzałam na nią,cały czas coś paplała.
-Zwariowałaś?! Przecież ona nas nie wpuści! Myślałam,że żartowałaś z tą nocką u Daviesów.
-No co ty,to jeden z najlepszych pomysłów w moim życiu.-wypięła dumnie pierś.-Po za tym kto powiedział,że to ona nas wpuści? Dogadałam się już z Maxem...-pomachała mi przed oczami swoim telefonem.-Jak tylko wejdziemy do jej sypialni to zamknie nas na klucz z drugiej strony.Rodzice też nie mają nic przeciwko,i tak kamień spadł im z serca jak tylko wyszła z sypialni a potem z domu.To jak?
-Poczekaj chwile...-pokiwałam głową na znak jej niemożliwości.Po chwili poczłapałyśmy do sąsiadów i weszłyśmy do środka wpuszczone przez Maxa.Po dogadaniu się z nim co i jak wcieliliśmy nasz plan do życa,wchodząc do jej pokoju.
-Co wy tu...Do cholery,Rosalie,czemu ty jesteś w piżamie? Coś się stało?!-wstała wyraźnie przerażona i podbiegła do nas,a my wymieniłyśmy znaczące spojrzenia.
-Taak,stało się i to dużo.-jęknęłam z sarkazmem.
-Co? Opowiadajcie!
-To raczej ty nam opowiadaj co się z tobą dzieje.-powiedziała rudowłosa i obydwie usiadłyśmy na jej łóżku wyczekująco.-Więc?
-To nie wasza sprawa..-spuściła wzrok.-Proszę was,nie mieszajcie się w to,wszystko się pogorszy...
-Pogorszy co? Chcemy ci pomóc! Zrozumiesz to wreszcie? Jesteśmy przyjaciółkami,nie potrafimy patrzeć na Ciebie jak się pogrążasz i upadasz.
-Ruda ma racje.Po za tym myślałam,że to nienormalne u Ciebie ubieranie byle czego...popatrz jak ty wyglądasz.-rzuciłam przeżuwając gumę.
-Ugh...nie pomagasz,Sam.-syknęła Rose a Marina spojrzała po sobie.
-To tylko piżama.Niby jak miałabym wyglądać?
-Och,nie zmieniajcie tematu!-wrzasnęła a ja wstałam i skierowałam sie do łazienki,która była połączona z jej sypialnią.
-Znacie się dłużej,może się jakoś dogadacie.Ja idę się wykąpaaaaać!-zaświergotałam i zniknęłam za drzwiami.

| Mary |
KONIECZNIE WŁĄCZCIE!

Zostałyśmy same.Cisza odbijająca się od ścian stała się coraz bardziej przytłaczająca.Zerknęłam na Rosalie i spotykając jej wzrok uciekłam nim siadając po drugiej stronie łóżka.Po chwili położyłyśmy się obydwie,stykając się głowami i wpatrując w sufit.
-Co się dzieje,Mary?-szepnęła a ja..ja poczułam dziwne uczucie w okolicy mojego serca.Czułam to.Czułam,że muszę im powiedzieć,ale bałam się...i muszę przyznać,okropnie się wstydziłam.-Rzeczywiście znamy się od dziecka...jak miałyśmy dziesięć lat przysięgłyśmy sobie,że zawsze będziemy sobie o wszystkim mówić.Wymieniałyśmy więzy krwi...Przyjaciółki na zawsze,pamiętasz?
Odetchnęłam głęboko,przymknęłam powieki i wsłuchałam się w ciszę.Wiedziałam,że Sam już nas słyszy i lada chwila zjawi się w drzwiach.Kiedy po kilku minutach bez słowa podbiegła do nas na palcach i też styknęła się z nami głowami,poczułam ich pomoc...ich przyjaźń.Wiedziałam,że właśnie teraz muszę im powiedzieć,choć będzie to ciężkie.
-Zgwałcił mnie.-odszepnęłam a spod powiek mimowolnie popłynęły łzy.-Chris,on...ja nie mogłam nic zrobić,jego ręce były wszędzie...ja..ja chcia...chciałam...-wszystkie emocje,które w sobie tłumiłam niemalże litrami wypływały wraz ze łzami.Zaczęłam się jąkać,nie mogłam złapać powietrza.Dziewczyny jednocześnie podniosły się i objęły mnie z dwóch stron.
-Spokojnie Mary,spokojnie...-Rosalie zaczęła głaskać mnie po włosach.
-Chcia..chciałam ich ratować! Nie mo...nie mogłam nic zrobić!!
-Ciii...kogo chciałaś ratować?-spytała Sam.
-On..on pow-powiedział,że go zabije...
-Weź głęboki wdech i poczekaj kilka minut,my nigdzie się nie wybieramy,Mary.Spokojnie.-Zrobiłam tak jak poradziła Rose i już po chwili docierało do mnie powietrze.Odczekałyśmy i kiedy trochę się uspokoiłam,pociągnęłam nosem i kontynuowałam.
-Powiedział,że zabije go jeśli nie zrobię z nim tego..Myślałam,że mówi o Jamie'm...w końcu to z nim byłam tak długo.I kiedy powiedziałam mu,że nie dam się zastraszyć...że nic mu nie zrobi..on wybuchnął śmiechem.To nie o niego mu chodziło,ale podziękował mi za podsunięcie pomysłu i...obiecał,że i z nim też się rozprawi...-łzy nadal ciekły strumieniem,ale czułam się odrobinę lepiej.Jakby cały ten ciężar spływał po mnie powoli.-Okazało się,że od początku chodziło mu o...Zayna.Muszę przyznać,że nie kryłam zdziwienia...nawet nie podejrzewałabym,że to o niego może mu chodzić.Ale Chris się wkurzył..wkurzył się kiedy Zayn przeszkodził mu wtedy,na imprezie...Gdyby nie Malik,on pewnie już wtedy by mnie...-tu urwałam a one przytuliły mnie do siebie jeszcze mocniej.
-Dostanie mu się za to co zrobił.-odrzekła Sam.-Pożałuje tego,zobaczysz.
-Nie! Nie możecie nikomu o tym powiedzieć!
-Dlaczego? On musi zostać za to ukarany! To okropne przestępstwo,Mary.
-Jak zobaczy,że coś się dzieje w okół tej sprawy będzie wiedział,że komuś powiedziałam a wtedy może się zemścić na mnie,Zaynie albo Jamesie!-podniosłam się i złapałam się za głowę.-Obiecajcie,że nikomu nie powiecie!
-Mary...
-Obiecajcie!-krzyknęłam we łzach a one niepewnie pokiwały głowami.

| Rose |
Kilka godzin próbowałyśmy ją przekonać żeby powiedziała o tym rodzicom,dyrektorowi,policji,komukolwiek,ale to i tak na nic...I w tej sytuacji byłyśmy,brzydko mówiąc,w czarnej dupie.Obiecałyśmy milczenie w sprawie,która potrzebowała natychmiastowego działania i to było najgorsze.Resztę nocy Marina przespała wyraźnie spokojniej niż dotychczas,prawdopodobnie dlatego,że była w naszych objęciach i w końcu zwaliła na kogoś swój ciężar.No właśnie,zwaliła...W porównaniu do niej ja nie mogłam spać całą noc.I mam tu na myśli tylko mnie bo panna Samantha chrapała w najlepsze.Rankiem,jak tylko usłyszałam głosy dochodzące z dołu zeszłam do kuchni gdzie siedzieli już rodzice mojej przyjaciółki.
-Dzień dobry i smacznego.-przywitałam się po czym przysiadłam się do stołu.Tata Mariny podniósł wzrok z nad gazety i spojrzał na mnie.
-Dobry dobry.I co? Powiedziała wam?
Zanim odpowiedziałam zawahałam się na chwilę.Mama także oderwała się od przygotowywania śniadania i podleciała ku mnie z nadzieją.Jakże ciężko mi było ich okłamywać!
-Nie.Przykro mi,ale nie chciała nic powiedzieć.My...próbowałyśmy.
-To nie wasza wina..-westchnęła i podała mi jajecznicę.-Ważne,że się starałyście.Dziękujemy.-uśmiechnęła się blado a ja poczułam się jeszcze gorzej.Ojciec bez słowa powrócił do czytania gazety ale ja i tak wiedziałam,że jedynie przegląda ją wzrokiem.Tak naprawdę obydwoje byli ciągle zmartwieni.Gdy zjadłam śniadanie poleciałam obudzić dwóch śpiochów,bo niedługo miały zacząć się lekcje.Mary pożyczyła ubrania dla Sam a ja udałam się do siebie.Po dwóch godzinach siedziałyśmy już na lekcji sztuki,a ja po raz pierwszy się na niej nie skupiałam.Byłam całkowicie nieobecna.Przez cały dzień chodziłam zamyślona aż w końcu kiedy siedzieliśmy w domu zespołu One Direction wybuchnęłam.
-MARY,JA DŁUŻEJ TAK NIE MOGĘ,MUSISZ KOMUŚ O TYM POWIEDZIEĆ!
Wszystkie oczy skierowały się na mnie,żartujący Zayn i Harry ucichli,Liam przestał rozmawiać ze swoją dziewczyną przez telefon,a Niall aż wypuścił bułkę z rąk.Mary spojrzała na mnie z przykrością i już chciała uciec kiedy drogę zastawiła jej Sam.
-Ja też o tym myślaaałam..tak,wiem Rose,że jesteś zdziwiona..ale to rzeczywiście nie w porządku.Wszyscy tutaj chcemy ci pomóc i możesz nam zaufać.Razem możemy zrobić tak żeby Chris nie dowiedział się o tym,że my wiemy.I nic nikomu się nie stanie.W grupie siła,nie?
Stanęłam jak wryta i aż otworzyłam usta ze zdumienia.
-To jedna z najsensowniejszych rzeczy jakie od Ciebie usłyszałam,Sam.-przyznałam szczerze.
-Mary? My naprawdę chcemy dla Ciebie jak najlepiej..choć nie znamy się za długo.Samantha ma racje.-odezwał się Louis i wszyscy pokiwali głowami.Mary z powrotem opadła na fotel.
-Dlaczego? Dlaczego tak bardzo mi to wszystko utrudniacie...-jęknęła.-Nie mam siły znowu tego powtarzać.Jeśli wam powiem,to samo będzie trzeba powtórzyć rodzicom.
-Możemy im to wszystko wyjaśnić.Razem jakoś zdziałamy.Daj nam tylko swoją zgodę.-poprosiłam a ona po kilku minutach ostatecznie pokiwała głową.Zadzwoniliśmy do Maxa,który wraz ze swoimi rodzicami zjawił się po dwudziestu minutach.Opowiedzieliśmy im wspólnie o wszystkim...

No i jest :) Zagadka wyjaśniona,teraz tylko pytanie jak to się rozwiąże? Odpowiedź najwcześniej dopiero we wrześniu z powodu mojego wyjazdu.Mam nadzieję,że będziecie czekać? ^^

14 sierpnia 2012

Rozdział 12

| Liam |
Wróciła o 4 nad ranem.Bez słowa przytuliła roztrzęsioną matkę,spojrzała na nas zapłakanymi oczami po czym zamknęła się w swoim pokoju.Nikt z nas się wtedy nie odezwał,ale dało się wyczuć znaczną ulgę.
-Najważniejsze,że wróciła bezpiecznie do domu.-zerknąłem w kierunku rodziców a Ci pokiwali głowami.-Zbierajmy się.
-Dziękujemy Wam,że ''czuwaliście'' z nami.Cieszę się,że Mary ma takich wspaniałych przyjaciół.-Pan Simon uścisnął rękę każdemu z chłopaków w tym i mnie,a Audrey przytuliła do siebie Sam i Rosalie jednocześnie.Już ostatnio zauważyłem,że traktuje je jak swoje córki.Życząc im spokojnej nocy wyszliśmy na ciemną ulicę.Rosalie pobiegła do swojego domu a my stanęliśmy przy samochodach.
-No to wy jedźcie już do domu,ja odwiozę Sam.-odchrząknął Harry i pociągnął blondynkę w kierunku swojego pojazdu,a ta łypnęła na niego podejrzliwie.
-Czemu akurat ty musisz odwozić mnie? A jeśli ja chcę żeby to był Lo...
-Nie marudź,tylko wsiadaj.-przerwał jej,usadził na fotelu i zatrzasnął drzwi.Po chwili ich auto zniknęło za rogiem,a my ruszyliśmy w przeciwnym kierunku.Gdy tylko znaleźliśmy się w domu,wszyscy bez słowa skierowali się nie do swoich sypialni a do salonu,z wyjątkiem Nialla,który podreptał do lodówki.

| Harry |
-Jesteśmy...-westchnąłem,a ta już próbowała wygramolić się z auta.-Poczekaj!
-Co znowu?
-Zauważyłem,że jednak zaczęłaś się przejmować całą tą sytuacją.
-Mary odwalała nam już różne numery,ale nigdy jeszcze nie wyglądało to tak poważnie..No więc nie mam innego wyjścia.-skrzywiła się.-Coś jeszcze?
-Czy jeśli pochylę się teraz nad tobą i będę chciał Cię pocałować,dostanę w zęby?-spytałem.
-Nie.-odpowiedziała a ja zadowolony przybliżyłem się do niej.Brakowało tylko jednego centymetra,kiedy poczułem okropny ból w okolicy kroczy.-W zęby nie.Dobranoooc!-zawołała triumfalnie po czym wdzięcznym krokiem weszła do swojego domu.Odprowadzając ją wzrokiem uśmiechnąłem się delikatnie i odjechałem.Ku mojemu zdziwieniu,kiedy wszedłem do domu,wszystkie światła były zapalone,a chłopaki siedzieli w salonie oglądając w skupieniu jakiś film i zupełnie ignorując fakt,że już prawie świta.Po szybkiej kąpieli opowiedziałem Zaynowi,który jako jedyny wtedy był w miarę przytomny,o tym co zaszło a raczej do czego nie doszło,w samochodzie.
-Chciałeś ją pocałować? Ugh...-skomentował po czym podśpiewując coś pod nosem zajął po mnie łazienkę.Nie powiem,nie do końca zrozumiałem co miał na myśli,ale zauważyłem że humor o wiele mu się polepszył i wracał nasz dawny Zayn - na szczęście lub i nie.

| Rose |
Następnego dnia nie pojawiła się w szkole.Kiedy przyszłam po nią,jej mama otworzyła drzwi.
-Nie uda się dzisiaj,Rosalie.-przywitała mnie bladym uśmiechem-Nie wyszła z pokoju od tamtego czasu,dobrze że chociaż zjada to co podtykam jej pod sypialnię...-westchnęła.-Wezmę dziś wolne,przekaż mamie zanim pójdziesz do szkoły,dobrze?
Było to widać...Było widać jak bardzo jej ciężko.Mnie i Sam też wcale nie było do śmiechu: coś złego działo się z naszą przyjaciółką,a my nie wiedziałyśmy co robić...nikt nie wiedział.Gdy nie było jej i kolejne trzy dni,nauczyciele zaczęli się dziwnie niepokoić,a i sam Jamie złapał nas na stołówce.
-Gdzie ona jest? Co z nią? Nigdy jeszcze tak nie...
-Spokojnie Jamie,jest w domu...-westchnęłam widząc równie zaniepokojonego przyjaciela.
-Ale nie wiemy co z nią,nie chciała wychodzić z pokoju...Max mi teraz napisał,że wyszła z domu...-dodała Sam czytając sms'a i właśnie wtedy drzwi stołówki otworzyły się a w nich pojawiła się Marina.Na pierwszy rzut oka wyglądała normalnie...Z wyjątkiem tego,że ubrana była skromniej niż zazwyczaj,a to do niej nie podobne,zawsze przywiązywała dużą wagę do swojego wyglądu.Widać,że założyła pierwsze lepsze ubrania,ale to taki typ człowieka,że nie ważne co ubierze to i tak wyglądała w tym ładnie.Ale ludzie i tak czy siak dziwnie szeptali...Ktoś rozpowiedział,że widział ją tamtej nocy zapłakaną,niektórzy powtarzali,że ma to związek z Chrisem.Podeszła do naszego stolika jak gdyby nigdy nic,ignorując spojrzenia wszystkich wokół.Jak tylko zbliżyła się,można było zauważyć,że nie wygląda już na taką wyluzowaną i kpiącą z wszystkiego osobę.Blada twarz,ciemnie sińce pod oczami i spuchnięte powieki,które teraz zdobiła gruba warstwa czarnego tuszu do rzęs,udowadniały to,że musiała długo płakać.Zanim usiadła uśmiechnęła się do nas delikatnie i przeniosła wzrok na Jamiego.
-Mary...Co się dzieje?-szepnął z wyraźną troską.
-Nic Jamie...Nie teraz.-odszepnęła i spojrzała z odrazą na Chrisa,który wśród hałasów wchodził właśnie w grupce swoich przeklętych kumpli.Rozchichotany zerknął w naszym kierunku.
-Oooo CZEŚĆ KOCHANIE!-zawołał i razem ze swoimi koleżkami wybuchnął śmiechem.W tym samym momencie szatynka odstawiła swój talerz i zakryła twarz w dłoniach.
-A więc jednak o niego chodzi....-mruknął Jamie i ruszył w jego kierunku.
-James,zostaw! Daj spokój!-złapała go za rękę i przyciągnęła do siebie.-To nie jest twoja sprawa,więc błagam Cię,nie mieszaj się w to.
 Przepraszam,że tak dawno nie dodawałam,ale skupiłam się bardziej na zakończeniu Steal i rozpoczęciu Forgive,wybaczcie :) Jeśli wam się podoba to proszę: KOMENTUJCIE! xx

16 lipca 2012

Kolejne opowiadanie!


Moi kochani,chciałam was serdecznie zaprosić na mój nowy blog z opowiadaniem o naszym ulubionym One Direction: Forgive me my weakness!
Bardzo bym chciała żeby tamto opowiadanie też wam się spodobało i żeby choć część z was trwała ze mną tych dwóch blogach.Jeszcze raz gorąco was zapraszam i ufam,że zostaniecie ze mną :) xxx
Zapraszam też na końcówki Steal Heart.

5 lipca 2012

Rozdział 11

| Mary |
-Maaaryy!!-usłyszałam z dołu głos mamy.Do połowy w piżamie złapałam za plecak i szybko zleciałam po schodach.
-Taak wiem!-zawołałam i podleciałam do niej-Telefon mam,klucze mam...Cholera,Max już pojechał?
-Niestety,już dwie godziny temu.No prędko,leć bo się spóźnisz!
-Już jestem spóźniona,mamo.-ucałowałam ją przelotem w policzek i pędem rzuciłam się w kierunku szkoły pomijając fakt,że normalnie miałam do niej 15 minut drogi,a dwadzieścia minut temu powinnam być na lekcji.Zdziwiona nadmierną szybkością już po sześciu minutach byłam pod budynkiem i nie czekając już na nic wleciałam do sali od chemii.
-Davies! Prawie półgodzinne spóźnienie,a to dopiero pierwszy dzień szkoły!
-Przepraszam Panie...Profesorze ale...ale zaspałam...-zadyszana złapałam się za bok a wszyscy w klasie patrząc na mnie wybuchnęli śmiechem.Spojrzałam po sobie.No tak...potargane włosy,pośpiesznie nałożony makijaż musiały wspaniale współgrać z czarną bokserką i niebieskimi spodenkami w owieczki...
-Czemu u licha masz na sobie piżamę?-spytał lekko poirytowany Pan Hughes.
-No mówiłam już chyba,że sobie zaspałam...Pozwoli Pan,że usiądę,biegłam przez całą drogę...-bez pozwolenia skierowałam się w stronę swojej ławki.Po drodze przybiłam piątkę Rose i Sam,które siedziały po moich dwóch stronach.
-Psst! Nie mogłaś po mnie przyjść?-szepnęłam do Rosalie,a ta tylko wzruszyła ramionami i notowała dalej to co zostało zapisane na tablicy,w przeciwieństwie do mnie.Całe szczęście,że siedziałam na samych tyłach,bo dzięki temu mogłam spokojnie dokończyć drzemkę.Gdy zadzwonił dzwonek podreptałam za przyjaciółkami na biologię.Po języku angielskim udałyśmy się do stołówki gdzie ja i Rose jak zwykle poszłyśmy kupić drugie śniadanie,a Sam zajęła nasz stolik.
-Co bierzesz dzisiaj?-spytała mnie rudowłosa widząc moją niezdecydowaną minę.Ona jak to zazwyczaj bywało,po minucie miała już wszystko wyłożone na tacy.
-Eee nie wiem...No to może...Albo nie...
-Hahah,Mary,to tylko śniadanie!
-No dobra...To niech będzie,poproszę dwa razy sałatkę i pepsi.Aa i jabłko jeszcze,to znaczy dwa.Nie nie,nie ta sałatka! Tą z pomidorem...oo tak,właśnie ta.
-Panna Davies jak zwykle niezdecydowana.-zaśmiała się sprzedająca tam kucharka i podała mi dwa zestawy tego o co poprosiłam i razem z Rosalie przysiadłyśmy się do Sam.
-Wcale się nie dziwię,że już Cię tu wszyscy znają,nawet kucharki...-pokiwała głową.
-A ja się dziwię...dobra,zabieraj to Sam,ale wisisz mi dwa funty.
-Znowu ta sałatka? Nie lubię pomidorów!-zmarszczyła nos
-No to mi je daj zanim zaczęłaś w tym pultać...-westchnęłam i popijając napój pogrążyłam się w zamyśleniu.
Nim się spostrzegłam zadzwonił dzwonek i wszyscy skierowali się na lekcje.Historia,następnie Wf szybko minęły i nareszcie z wolnością pokierowałyśmy swoje nogi na parking gdzie ku mojemu zdziwieniu stał samochód Louisa a w nim on i Zayn.
-Siema laski,może was podwieźć?-wyszczerzył zęby i otworzył nam drzwi a my zapakowałyśmy się do środka.Ich oczy w momencie spoczęły na moich spodenkach.
-Pozwól Mary,że spytam tak z czystej ciekawości...-zaczął Zayn-Czemu wyszłaś ze szkoły w piżamce?
-To taka nowa moda,nie wiedziałeś?-odpowiedziałam z irytacją i wywróciłam oczami.Dzisiejszego dnia każdy nauczyciel i znajomi zadawali mi to samo pytanie.
-No muszę przyznać,że jakoś nie specjalnie.
-Nie przejmuj się mała,wyglądasz strasznie sexy w tych spodeneczkach!-zawołał Lou i odjechał spod szkoły z piskiem opon.Jako pierwsze odwieźliśmy Sam, później samochód spoczął pomiędzy domem moim a Rosalie,bo jak stwierdził ten Marchewkowy Potwór (tak jakoś go nazywam) żaden nie może się obrazić.
-Dzięki za podwózkę,jakoś się odwdzięczymy.-powiedziała przyjaciółka i nie minęło pół minuty kiedy Ci uśmiechnęli się cwaniacko i spojrzeli po sobie.
-No my myślimy!-udało im się powiedzieć to w tym samym czasie.
-Woow,jestem pod wrażeniem,wy myślicie!-parsknęłam-No to czego chcecie?
-Przyjdźcie dzisiaj do nas.Możemy podjechać po was o osiemnastej.
-A co będziemy robić?
-Posiedzimy,pogadamy...
-No to nie.-odezwałam się szybko
-Dlaczego?
-Bo nie.
-Dlaczego?
-Bo nie.
-Dlaczego?
-Kuźwa Malik,nie to nie!-trzasnęłam drzwiami i pobiegłam do domu.

| Rose |
-Co ona taka drażliwa?-Lou i Zayn spojrzeli za nią ze zdziwieniem,a później przenieśli się na mnie.
-Może przez Chrisa...Podobno pisał coś do niej,ale nie wiem bo nie chciała nam nic powiedzieć.Dowiedzieliśmy się od jego kumpla na Wf-ie.-wzruszyłam ramionami.
-Czego znowu ten dupek chce?-zapytał Zayn a ja tylko pokiwałam głową.
-Dobra chłopaki,ja już uciekam,jak mamy się później widzieć to muszę się trochę pouczyć na jutro...
-Dobrze,że chociaż ty będziesz.Jak coś to zgarniemy po drodze Samanthę,a Daviesowa może jeszcze zmieni zdanie.-oznajmił Lou,zatrąbił ostatni raz i zniknęli za rogiem.Szczerze mówiąc zmarszczka zmartwienia,która pojawiła się na twarzy chłopaków uświadomiła mi,że coś jest nie tak.Jak tylko przekroczyłam próg domu to pobiegłam do swojego pokoju jak najszybciej odpalając skype'a.
-Dobrze,że jesteś...-przywitałam się z Sam,której blond czupryna majaczyła po drugiej stronie ekranu.
-A co ty robisz o tej porze przy tym pudle? Do nauki dziecko,jak ty zaczynasz pierwsze dni szkoły?!-zawołała naśladując jej mamę i muszę przyznać,że nieźle jej to wychodziło.
-Zaśmiałabym się,ale nie mogę...Sam,martwię się o Mary.
-No więc słucham...-westchnęła,wyłożyła nogi na biurko i patrzyła na mnie zajadając chipsy.
-Ale ja nie wiem...no,czy ciebie nie dziwi fakt,że była dzisiaj taka drażliwa i nie miła?
-Eee...nie? Btw.myślałam,że będzie więcej użalanka,tak jak zwykle,no więc się przygotowałam.Mam chipsy,soczek,paluszki...o,gdzieś tu miałam jeszcze żeeeeel....-w tym momencie spadła z krzesła-....ki.Znalazłam,były pod biurkiem!
-Rzeczywiście Cię to nie martwi.-stwierdziłam widząc jak zajada jakąś starą żelkę.
-No bo nie ma mnie co martwić.Marina zawsze była dziwna,często nie miła i czasami drażliwa więc nie masz się co przejmować.Mało to razy miała kary za jakieś odzywki? Albo te wasze kłótnie przez jej zachowanie...To jest wszystko...nołmą ęc ówię si,wyuzuj i epiej iś ę połucz.
-Może i masz rację...
-Pewno,że mam.Mówię Ci,z nią jest jak najbardziej w porządku,ja bym się zaczęła dziwić dopiero wtedy kiedy ona strzeliłaby komplementem do Pana Hughesa,ubrała skarpetki do sandałów albo spędziła godzinę bez śpiewania.Wtedy byłoby z nią źle...
-No dobra,powiedzmy,że mnie przekonałaś.Bądź gotowa o 18.I lepiej zrób to zadanie z anglika bo ani ja ani Mary w tym roku nie dajemy Ci odpisać,pamiętaj!
-Maruś mi da,zobaczysz.-wyszczerzyła zęby i bez pożegnania rozłączyła się a ja tylko głośno westchnęłam.Prawie gdy odrobiłam lekcje,a było to jakoś po 17,do domu wróciła mama więc pomogłam jej przy obiedzie.Zaraz po zjedzeniu usłyszałam,że Lou wjeżdża na podjazd więc żegnając się nałożyłam na siebie sweter i wgramoliłam się do samochodu.

| Liam | 14 godzin później...
Takie siedzenie w ciszy od kilkudziesięciu minut nie jest niczym przyjemnym.Niall obgryza ze stresu paznokcie,Zayn siedzi jakby głęboko o czymś rozmyślając,Harry i Lou chodzą tam i z powrotem,w te i we w te,Rose tępo wpatruje się w telefon co po chwila zerkając drzwi i jedynie Sam była oazą spokoju gdyż siedziała wyłożona na fotelu oglądając telewizor bez głosu i zajadając krakersy.
-A co jak jej się coś stało?-spytała po raz kolejny Rosalie,a ja nie wiedząc co odpowiedzieć tylko poklepałem ją delikatnie po plecach.Nikt z nas nie wiedział co odpowiedzieć.Było już grubo po północy,a Mary nie wracała do domu,nie odbierała telefonów i nie odpisywała na sms'y.
-Na pewno niedługo wróci.My siedzimy tutaj,Max z rodzicami w domu,musi się gdzieś pojawić.
Po kolejnej godzinie bezczynnego siedzenia postanowiliśmy się zebrać i pojechać do domu Daviesów.Gdy tylko podjechaliśmy,Max zleciał na dół i zaprosił nas do środka.Mijając salon i wspinając się po schodach usłyszeliśmy rozmowę jego rodziców.
-Audrey,uspokój się,nic nie mogło jej się stać,rozumiesz? Ile już razy tak późno wracała?
-Ale w wakacje,nie w trakcie szkoły,Simon! Jestem jej matką,muszę się martwić o swoje dziecko! Mary jeszcze nigdy nie robiła nam takich numerów,zawsze przynajmniej odpisywała na smsy...
Nie mogąc już tego słuchać Max otworzył przed nami drzwi do swojej sypialni,a my wzdychając rozsiedliśmy się na jego łóżku z niespokojnymi sercami.

7 czerwca 2012

Rozdział 10

Muzyczka do rozdziału :D


| Mary |
-Nie wiem jak wy,ale ja już odpadam...-odezwałam się zmęczona i powoli skierowałam w stronę ławki z zamiarem chwilowego odpoczynku,kiedy poczułam czyjeś dłonie na swoich biodrach.Dopiero wtedy spostrzegłam się,że moich przyjaciół ani brata nie ma nigdzie w pobliżu.
-Mary,Mary,Mary,Maryy...-westchnął czyjś głos,który niestety bardzo dobrze znałam.-Wiedziałem,że prędzej czy później twój związek z Jamie'm okaże się klapą,ale dobrze wiesz,że bardzo wam kibicowałem...
-No co do tego nie mam wątpliwości,Chris.-jego imię wypowiedziałam z jawną niechęcią
-Teraz kiedy jesteś już wolna...-szepnął mi do ucha-Może byśmy się się tak czasem spotkali...i pogadali? Co ty na to?-opuszki jego palców zaczęły błądzić po mojej szyi.
-Jesteś pewien,że chodzi Ci tylko o pogawędkę?-odwróciłam się w jego kierunku i za jego sylwetką zauważyłam jak znajoma postać pomału zbliża się w naszym kierunku.Był to nie kto inny tylko Zayn Malik w czapce i papierosie w ręku.Na jego widok od razu przypomniałam sobie wczorajszy wieczór,a raczej noc bo wyobraźcie sobie,że ten palant nachlał się jeszcze bardziej i wydzwaniał do mnie,a kiedy w końcu zaczęłam ignorować jego połączenia,po prostu zapisywał mnie sms'ami,które musiał pisać z wielkim trudem.Gdy tylko go zobaczyłam nie wiem co to było,ale jakiś impuls kazał pocałować mi stojącego przede mną chłopaka.Sama nie mogę w to uwierzyć,ale tak,zrobiłam to...Gdy Mulat był tuż obok,zawiesiłam swoje ręce na szyi Shelley'a i złożyłam na jego ustach pocałunek,a oderwałam się od niego dokładnie kiedy brunet nas mijał.
-O,dzień dobry!-zawołał radośnie jak gdyby nic się nie stało-Wspaniały dzień,prawda? Może się przejdziemy?
-Ja...jasne...-wyjąkałam i zmusiłam się na uśmiech podczas gdy zszokowany Chris obejmował mnie mocno w pasie.
-Mary,ale co to by...
-Ani słowa!-przerwałam mu szeptem i wskazałam żeby szedł za Malikiem.Ten z cwaniackim uśmieszkiem złapał mnie za dłoń i zrównaliśmy kroki.-Zarąbiście...-mruknęłam sama do siebie
-Co?-powiedzieli w tym samym czasie
-Niee,nic...Dokąd idziemy?
-Na lody,ja stawiam! Opowiecie mi o waszym związku,a nawiasem mówiąc słodko ze sobą wyglądacie,mówił wam to ktoś? Tak w ogóle to jak długo już ze sobą jesteście?-z uśmiechem spojrzał w moim kierunku.Dobrze wiedziałam co oznaczały jego spojrzenia-jeszcze wczoraj byłam z Jamesem a dzisiaj całuję się z jego kumplem,który apropos pobił się właśnie z nim.Świetny pomysł Davies,świetny...
-W zasadzie to my nie...-zaczęłam,ale Chris mi przerwał.
-Może i nie za długo,ale od zawsze wiedziałem,że do siebie pasujemy.Auuuć!-złapał się za stopę,która właśnie została podeptana przez mojego conversa.
-W takim razie nic innego jak życzyć wam szczęścia.
Po godzinnym siedzeniu w towarzystwie dwóch brunetów,którzy dogadywali sobie z jak największą uprzejmością miałam ochotę zwymiotować.Wracając do domu,w salonie zastałam zagubionych przyjaciół.
-Gdzieś ty była? Szukaliśmy Cię wszędzie!
-Słuchajcie...narozrabiałam i to bardzo...-skrzywiłam się i opowiedziałam im wszystko po czym załamana położyłam się na zimnych panelach żeby trochę ochłonąć.
-Oj siostra...Ciebie zostawić na minutę..-westchnął Max
-Co ja mam teraz zrobić?
-Zadzwoń do tego dupka i powiedz mu,że wcale nie jesteście żadną parą.-Sam wzruszyła ramionami
-Tak po prostu?-uniosłam brew-Nie zapominaj,że ja go pocałowałam.JA,nie on MNIE...
-To i tak nic nie da...Dokładnie pięć minut temu Chris oznajmił na twitterze o tym jaki to jest szczęśliwy będąc w związku z samą Mariną Davies za którą uganiał się od czwartej klasy...Nie będę tu przytaczał komentarzy jego kumpli,ale muszę Ci powiedzieć,że pomogłaś mu zgarnąć naprawdę dużo kasy...
Spojrzałam na Maxa i Samanthę,którzy nachylali się nad laptopem.
-Założył się,że Cię wyrwie...-mruknęła-Mówiłam,że to dupek.
-Zajebiśc...
-Ile razy wam już mówiłam,że nie wolno przeklinać w domu?-usłyszeliśmy kobiecy głos i wszyscy momentalnie odwróciliśmy się w kierunku drzwi u progu których pojawiła się moja mama.
-Mamo!-obydwoje z Maxem zerwaliśmy się i uściskaliśmy rodzicielkę.
-No już dobrze,dobrze.Max,leć pomóc ojcu wypakować torby z samochodu.Cześć dziewczynki,jak tam zdrówko?-usiadła pomiędzy moimi przyjaciółkami i zauważyłam,że kątem oka zagląda do laptopa.
-Mamo nie...!
-A co to?-zbliżyła swoją głowę do ekranu a ja nie wytrzymując stuknęłam czołem o drzwi zza których po momencie wyłonił się tata i Max.
-Mary,zechciałabyś nam to wytłumaczyć?-spytała-TERAZ.
-No to my może...
-Tak tak,my już pójdziemy,do widzenia!-Rose i Sam podniosły się i szybkim krokiem opuściły nasz dom.
-Co się stało,Audrey?-tata usiadł obok niej i podążając za jej wzrokiem przeczytał tweeta Chrisa.
-No bo chodzi o to,że...

| Rose |
-No i co im powiedziałaś?-zapytałam przyjaciółki kiedy tylko pojawiła się na skypie.
-No jak to co? Wszystko od początku,nie lubię mieć przed nimi tajemnic.A prędzej czy później i tak by się dowiedzieli,jestem tego pewna.
-I jak na to zareagowali?
-Mama się zmartwiła,z resztą ojciec też,obydwoje bardzo lubili Jamiego...Chrisa co prawda nie znają,ale wystarczyło przeczytać komentarze oraz wyrażenia takie jak 'wyrywanie' 'laseczka' 'dupeczka'...
-Dobra,załapałam.-przerwałam jej a ta westchnęła.Dopiero teraz zauważyłam zmartwienie narastające na jej twarzy.-Masz już jakiś pomysł co z tym zrobimy?
-Najlepiej będzie chyba jak nie będę na to zwracać uwagi.Jutro pierwszy dzień szkoły,ludzie na początku się tym podniecą,ale w końcu zapomną,nie?
-No nie wiem...przy Chrisie i jego kumplach?
-Jeśli nie no to...no to zerwę z nim na oczach wszystkich i wtedy będzie wszystko jasne!
-To już jest jakieś rozwiązanie.-uśmiechnęłam się lekko-Zmieniając temat to nie wiem co mam na siebie włożyć.Sukienka czy spodnie? A może spódnica...ty co ubierasz?
-Najchętniej to bym poszła w jeansach,białej bluzce i conversach,ale mama nakupowała mi ciuchów w tym Paryżu i właśnie wybiera mi strój na jutro...-podparła brodę na ręce i wywróciła oczami na co ja zachichotałam.
-Ciesz się,że ma dobry gust.
-No chociaż tyle.Makijaż też ma mi zrobić więc za wiele to ja się przejmować nie muszę.
-Takie życie księżniczki.-parsknęłam-Może moja mama też się zgodzi i też mi zrobi...-pomyślałam.
-Matki kosmetyczki,nie mogłyśmy sobie lepiej wymarzyć!
-Co prawda to prawda.Wiesz,tak sobie teraz pomyślałam..Może weź ubierz się tak,że Chrisowi na twój widok szczena opadnie,a później po szkole zerwij z nim! To by świadczyło,że byliście parą jedynie 24 godziny i to ty go rzuciłaś,a nie on jak to zwykle bywa.-podsunęłam
-Ja też teraz o tym myślałam i...nie.Mam już pomysł.Wieczorem jak co roku na rozpoczęcie szkoły wszyscy jadą na ognisko do starej chałupki Clarissy,pamiętasz?-Pokiwałam głową.-No! To wtedy to zrobię.
-Jak wolisz,chociaż myślę,że mój pomysł jest bardziej brutalny.
-Nie chcę żeby moja osoba była tematem do plotek przez najbliższe dwa tygodnie,wole spokojne życie na uboczu.
-Dobrze wiesz,że twoja osoba jest często temat do plotek..-parsknęłam a ta tylko wzruszyła ramionami.
Rankiem obudziłam się stosunkowo wcześnie.Zdążyłam na spokojnie zjeść śniadanie,obejrzeć kawałki meczu w telewizji i wybrać z pomocą mamy odpowiedni strój.Ostatecznie postawiłam na standardową białą koszulę i czarne jeansy,a makijaż tak jak poprosiłam zrobiła mi mama.O umówionej porze wyszłam przed dom gdzie w samochodzie Maxa czekał już on i Mary.Musiałam to przyznać...wyglądała zjawiskowo.
-Jakie piękne ciuszki!-zawołałam-Przynajmniej nutka oryginalności,nie to co ja,wszystko oklepane...
-Chyba wolałabym wyglądać tak jak ty,przynajmniej na luzie.-zaśmiała się-A tymczasem ja muszę się męczyć w obcasach...
-Nie marudź,zawsze sobie jakoś poradzisz,w końcu nie chodzisz w nich pierwszy raz.
Po drodze zgarnęłyśmy Sam,która także wyglądała bardzo ładnie,jak na swoje sceptyczne podchodzenie do mody i wszelakiego strojenia się.Tak jak prosiła Marina,weszliśmy do szkoły równo z rozpoczęciem apelu wbijając się w tłum aby nie zauważył nas jej nowy chłopak.Do spotkania z nim nie mogło jednak się obyć tuż po uroczystości...Ku naszemu zdziwieniu pod szkołę podjechał Louis z chłopcami i kiedy witaliśmy się z nimi,ten podszedł do niej i objął ją od tyłu.Niezłe zaskoczenie widniało na twarzach pozostałych,z wyjątkiem Zayna.Brunetka strzepnęła jego ręce i tłumacząc się brakiem czasu,powiedziała mu,że spotkają się wieczorem o Clarissy.
-Nie pytajcie.-dodała widząc pytający wzrok chłopców-Już dzisiaj wieczorem będzie po wszystkim...

| Mary |
Już dzisiaj wieczorem będzie po wszystkim? To na prawdę ja tak powiedziałam? Otóż wieczorem wcale nie było po wszystkim,wręcz przeciwnie,zdaniem Chrisa jego zabawa właśnie się zaczyna.A było to tak...
Około godziny 18 jak zaczynało się ściemniać spotkaliśmy się z chłopakami z One Direction i wspólnie pojechaliśmy na ognisko,które miało miejsce w leśnym domku tuż na obrzeżach miasta.

Na początku było fajnie,super i w ogóle bo w pobliżu nie było Chrisa.A nie było go dlatego,że zdążył się upić...a wszyscy dobrze wiemy jak alkohol działa na człowieka.Jednak gdy tylko się pojawił bez słowa zaciągnął mnie do domku,a dokładniej do pokoju na górze.

| Zayn |
-Może daj spokój z tym piwem,co Zayn?-usłyszałem nad sobą głos Liama.
-Nie bój żaby,to tylko jedno na dobry humor.-powiedziałem zerkając na zmartwioną twarz Rosalie.
-Co jest Rose?
-Martwię się o Marinę...miała tylko mu powiedzieć,że między nimi nic nie ma,a nie ma jej ponad dziesięć minut...-spojrzała na zegarek.
-Spokojnie,na pewno nic jej nie jest.-odezwał się Niall i objął ją ramieniem na co ta spłonęła rumieńcem.
-Mogę jej poszukać,przy okazji sprawdzę gdzie tu jest łazienka.-odstawiłem puszkę na bok i skierowałem się w stronę domku.W środku wszędzie było ciemno,wszyscy najwyraźniej bawili się na zewnątrz.Niepokoiły mnie jednak głosy dochodzące z piętra...Poznałem w nich Chrisa i Marinę.
-Puszczaj mnie,idioto! Jesteś jakiś chory...Nigdy nie byliśmy i nie będziemy razem,rozumiesz?!
-To tylko twój scenariusz.Albo będziesz robić to co mówię albo inaczej sobie pogadamy.
Wspiąłem się po cichu po schodach i stanąłem przy uchylonych drzwiach.Zamierzałem tam wejść,jednak czekałem na odpowiedni moment.Shelley wyrzucił pustą butelkę na parapecie otwartego okna po czym rzucił brunetkę na łóżko uniemożliwiając jakikolwiek ruch.Krzykom i przekleństwom dziewczyny towarzyszyły kpiące uśmieszki Chrisa,który jednym ruchem ręki ściągnął z niej koszulkę i wyrzucił na drugi koniec drewnianego pokoju.Gdy jedną dłonią zatkał jej usta,a drugą zabrał się za rozpinanie jej spodenek,całując ją przy tym po dekolcie rozchyliłem drzwi i od  razu do niego podbiegłem.Czułem w środku taką wściekłość i chęć zabicia tego drania,że o mało co nie zrzuciłem go ze schodów.
-Zabieraj stąd swój ryj i nie waż się już do niej zbliżać!-krzyknąłem po kilku ciosach w nos a ten wyraźnie przestraszony moim wybuchem bez słowa zleciał na dół.Oddychając głęboko odwróciłem się do Mariny,która lekko zszokowana leżała bez ruchu na łóżku chowając głowę w dłoniach.Bez słowa podniosłem jej koszulkę i usiadłem obok.
-Wszystko w porządku?-spytałem a ta pokiwała głową.Odsłoniła twarz na której malowała się raczej wściekłość a nie jakikolwiek rodzaj bólu.Spodziewałem się łez tymczasem ona założyła koszulę i zdenerwowana podeszła do okna.
-Mogłeś go zostawić,z chęcią bym mu teraz przywaliła.
-Będzie jeszcze okazja.-nie wiedzieć czemu zaśmiałem się.
Nic nie odpowiedziała tylko usiadła na parapecie i wzięła głęboki wdech.
-Dziękuję.Że się zjawiłeś i w ogóle...gdyby nie ty to nie wiem do czego by doszło.
-Nie ma za co.A mówiłem przedwczoraj żebyś została u mnie na noc! Wtedy wszystko inaczej by się potoczyło.-przygryzłem dolną wargę i czekałem na jej reakcję.

Ta zeskoczyła i stanęła przede mną wyciągając dłoń w kierunku mojej twarzy,ale w ostatniej chwili powstrzymała się.
-Malik...
-Słucham?-wyszczerzyłem zęby
-Och,po prostu zamknij się i zejdź mi z oczu.-westchnęła i wyszła z pokoju a ja wybuchnąłem śmiechem.Dogoniłem ją na schodach i razem wyszliśmy na zewnątrz.Przed domkiem w okół ogniska wszyscy otoczyli 'biednego' Chrisa i gdy tylko nas zobaczyli,ich twarze skierowali ku nam.Mary nie przejmując się tym podeszła do niego pewnym krokiem,a ja na wszelki wypadek za nią.
-Znalazłaś swojego pieprzonego obrońcę,co?-spojrzał w moim kierunku-Ale wiedz,że ja tak tego nie zostawię.-szepnął do jej ucha,ale ta odwinęła się i kopnęła go z całej siły...w krocze.Brunet jęknął i skulony upadł na ziemię.Reakcje zebranych były bardzo różne: jedni podlecieli do niego z pomocą,drudzy bili brawa dla dziewczyny,jeszcze inni poklepali ją zwycięsko po plecach,a ja...ja stojąc tuż za nią po prostu wybuchnąłem śmiechem.

-Tee,Malik! Bo zaraz się udusisz.-dźgnęła mnie łokciem w brzuch po czym podeszła do jakiejś blondynki.
-Clarisso,przepraszam za to całe zamieszanie...
-Żartujesz?! Nareszcie ktoś mu pokazał! Gratulacje,Mary!
-Ee tam,nic wielkiego...-machnęła ręką i zanim odeszła spojrzała na mnie ostatni raz.
-Należało mu się.-skwitowałem a ta pokiwała głową i zniknęła w poszukiwaniu przyjaciółek.
No takie se,mnie się za bardzo nie podoba ale musiałam ten pomysł wykorzystać ;)
Rozpisałabym się ale niestety czas mnie goni,jadę do Cieszyna z księdzem i znajomymi ;p
Buziole i dziękuję za komentarze! xx