25 października 2013

Epilog + Podziękowania


-Mamo,mamo!-mała,ciemnowłosa dziewczynka wyłoniła się zza drzewa i zaczęła lecieć prosto w moją stronę.Jej długie włoski rozwiewały w każdą inną stronę,a wielkie,brązowe oczy,które odziedziczyła po swoim tacie,same się uśmiechały.Stanęłam na jej drodze i gdy się zbliżała,podłożyłam jej nogę.Momentalnie przewróciła się,ale zaraz szybko się podniosła i obdarzając mnie srogim spojrzeniem wytarła brudne kolanka,po czym popędziła dalej.
-Co się stało?-Olivia odłożyła książkę i przykucnęła przy niej.
-Oprócz tego,że ONA podłożyła mi nogę..-mała wskazała na mnie palcem,a ja jej odmachałam.-..to chodź,pokażę Ci co znalazłam!-chwyciła swoją mamę za rękę i pociągnęła ją w kierunku domku na drzewie.Westchnęłam i udałam się na taras,gdzie cała reszta właśnie zabierała się za jedzenie kiełbasek z grilla.
-Mary,z łaski swojej,nigdy więcej nie pozwalaj twojemu narzeczonemu zbliżać się do grilla.-Niall uniósł czarną jak węgiel kiełbasę i zniesmaczony ugryzł połowę za jednym zamachem.Zayn,stojący przy grillu odwrócił się i wzruszył ramionami.
-To jest Badboy z Bradford,musi wyżywać się chociażby na kiełbasach.-usiadłam obok rodziców i Maxa.-Twoja córka mnie nienawidzi.-szepnęłam mu do ucha,a on podniósł wzrok znad swojego talerza.
-Dziwisz jej się?-zachichotał i zaczął się bić z Louisem o ketchup.
-Jak Ci idą projekty,córciu?-spytała mama,zabierając małą Suzie na kolana,która przydreptała do stołu tuż za Olivią.
-Nie najgorzej,ale pogubiłam się przy jednej sukience.Nie mam pojęcia ją zakończyć,jak tylko o tym myślę,to mam pustkę w głowie.-wyjaśniłam i przesiadłam się na miejsce obok Sam i Harry'ego,puszczając przy tym Olivię do swojego męża.
-To musisz się sprężyć,bo do poniedziałku musisz oddać wszystkie projekty do szycia.-przypomniała mi Rosalie,a ja wybałuszyłam oczy.
-To już w poniedziałek?!
-No dzień dobry.-parsknęła.Patrzyłam na nią zamyślona,jak rozmawia z Niallem o planach na przyszły tydzień i doszłam do wniosku,że jak szybko czegoś nie wymyślę,to całą sukienkę trafi szlag.-W środę dzieciaki mają u mnie lekcje pianina,ale możemy się spotkać w czwartek,przyjadę do was pod studio.-powiedziała do niego,a ja uśmiechnęłam się pod nosem.Nareszcie coś ich ku sobie popchało! Od straty Maxa,Rosalie zaczęła kręcić z Michaelem,ale on delikatnie dał jej do zrozumienia,że na razie nie szuka poważnego związku.I wtedy wydawałoby się,że załamie się tak jak za pierwszym razem,ale stało się coś zupełnie odwrotnego: zrobiła się pewniejsza siebie i zaczęła flirtować z różnymi facetami.Miała na koncie kilka przelotnych związków,ale to dalej ją nie satysfakcjonowało.Dopiero gdy jeden z jej ''chłopaków'' umawiał się równocześnie z nią i z jej koleżanką ze studiów,dala sobie spokój z szukaniem kogoś na siłę.I wtedy,jak po wymówieniu magicznego zaklęcia,na białym rumaku,pod jej domem zjawił się Niall...No,może przesadzam,bo zjawił się białym porsche i to po to żeby odebrać od niej swoje szczęśliwe skarpetki,które u niej zostawił,ale dobre i to,prawda?
-Liam,musimy jechać.-głos Danielle,stojącej tuż nad moją głową,wyrwał mnie z zamyśleń.Payne zrobił smutną minę i odłożył szklankę soku.-No dalej,nie ociągaj się,twoja mama nie będzie długo czekać.-uśmiechnęła się,a on wstał i zaczął ściskać każdego po kolei.
-Zobaczymy się na urodzinach Liama,mam nadzieję?-uniosłam ku niej głowę,a ona położyła mi ręce na ramionach.
-Zjawię się tam nawet jeśli będę musiała przez to stracić posadę.-cmoknęła mnie w policzek.-Pewnie przed imprezą będziesz chciała iść na cmentarz.Pamiętaj,że możesz na mnie liczyć.-szepnęła mi do ucha,a ja pokiwałam głową.Jamie,ten mój Jamie,obchodził urodziny 29go sierpnia,czyli dokładnie tego samego dnia co Liam.Od jego śmierci przychodziłam na jego grób właśnie w ten dzień,i co roku nie towarzyszył mi ani Zayn,ani Rosalie,tylko Danielle.
-A ja też mogę przyjść na te urodziny?-zapytał Nick,zjawiając się przy nas nie wiadomo skąd.Jeszcze przed chwilą widziałam jak próbował znaleźć kontakt do podłączenia laptopa,bo znowu wciągnął się w jakiś serial.
-Możesz,o ile nie nawalisz się tak jak ostatnio.-zachichotała Danielle,a on uniósł oba kciuki do góry.
-No to lecimy.Nie zapomnij o tych filmach,które Ci pożyczyłem,Mary!-zawołał Payne.
-Nie zapomnę.-odpowiedziałam beznamiętnie,nie odwracając się.-To,że je zgubiłam już od dawna siedzi mi w głowie.-dodałam już ciszej,a Harry uniósł brew.
-To samo było z moimi słuchawkami.-zauważył.-Już Ci nigdy nic nie pożyczę.
-A ty dalej musisz mi to wypominać?-nałożyłam sobie na talerz nieprzypieczoną kiełbaskę,bo Louis wziął się za pomoc Zaynowi.Podniosłam się i sięgnęłam jeszcze po owocowe piwo.
-Jesteś pewna,że nie jesteś w ciąży? Bo wiesz,alkohol jest niewskazany,a z tobą to nigdy nie wiadomo.-odgryzł się,a ja zgromiłam go wzrokiem.
-Nie,nie jestem w ciąży i nigdy nie byłam.-odparłam,biorąc spory łyk.Trzykrotnie pośpieszyłam się z postawianiem wniosku o mojej rzekomej ciąży,i trzykrotnie moja mama dostawała zawału,kiedy informowałam,że spodziewam się dziecka,a potem to odwoływałam.-Każdemu może się pomylić.
-No nie wiem,ja bym się upewnił,w końcu mowa tu o Marinie Davies.-pokazał mi język.
-Bardzo proszę o niedrażnienie mojej dziewczyny,bo źle się to dla Ciebie skończy,zrozumiałeś,Styles?-Zayn odezwał się znad grilla,a ja uśmiechnęłam się tryumfalnie.
-Ja się tylko o nią martwię,bo jeśli po tej waszej wczorajszej,upojnej nocce coś z tego wynikło,to...
-Chciałabym zauważyć,że rozmawianie o takich sprawach w towarzystwie rodziców jest trochę nie na miejscu,Harry.-Mama skrzywiła się.-Wolę uniknąć tych szczegółów.
-Okej,jasne.-uśmiechnął się do niej szarmancko,a Sam zdzieliła go w brzuch.
-Ej,do mnie się już dawno tak nie uśmiechałeś!
-Bo dla Ciebie mam przyszykowany inny zestaw.-odpowiedział z powagą,po czym wyszczerzył zęby i zatrzepotał rzęsami.-Ten nazywa się...uśmiech figlarny.Przekazuje komunikaty: ''Poflirtujmy''..''pobawmy się''...''jestem w nastroju do zabawy'' i...''nie odpuszczę Ci tak łatwo''...
Sam spojrzała z przerażeniem na to jak on się wczuwa,podczas gdy Olivia i Max dławili się śmiechem.
-Jesteście cholernie dziwni.-przyznałam i rozejrzałam się w około.Zayn i Louis ciągle zajmowali się grillem kłócąc się przy tym niemiłosiernie,który to z nich nie przypilnował ognia przez co wszystkie kiełbasy spaliły się od jednej strony.Eleanor kredką do oczu przemalowywała twarz Suzie w kotka,rodzice oglądali jakieś filmiki na youtube,Nick wylał na obrus cały dzban soku i teraz biedak klnąc pod nosem musiał to szybko sprzątać.Niall pokazywał Rosalie kilka chwytów gitarowych,Max i Olivia wciąż się śmiali,Sam zaczęła pstrykać zdjęcia uśmiechom Harry'ego,które udostępniała na instagramie,a ja kiwając głową bujałam się na krześle i wszystkiemu się przyglądałam.-Ale za to was kocham.


taak,to koniec,wohooo!

To już jest naaapraaawdęęę koniec,rozważałam waszą prośbę o kontynuacji,o drugiej części,ale ostatecznie doszłam do wniosku,że zrobiłaby się z tego jedna wielka MODA NA SUKCES,a tego nie chcę :) Ufam,że mnie zrozumiecie! Ale to nie koniec mojej przygody z pisaniem,wciąż możecie czytać moje wypociny na AlwaysGleamOfHope.
Oprócz tego jestem na STO PROCENT pewna,że w najbliższej przyszłości rozpocznę jakieś kolejne opowiadanie,bo pisanie stało się częścią mnie i pozwala mi oderwać się od rzeczywistości,więc na pewno tego nie porzucę :3


Ogromne podziękowanie dla was wszystkich,tych którzy poświęcili chwilkę czasu aby wyrazić w komentarzu swoją opinię,ale także dla tych,którzy jedynie czytali rozdziały.Ankieta podsumowała,że pod koniec miałam aż 60 czytelników! Nie macie pojęcia jaka jestem z siebie dumna :)

Osoby,którym ślę szczególne podziękowanie to: Sabina,Martyna,Gayane,Sykaa Bieber,Iwona,Wiktoria Nowakowska,Happy,All,Kiss Me,Camille,Ann Toran,Ola Horan oraz wszystkie Anonimy - byliście ze mną do końca i to wiele dla mnie znaczy.
Wiem,że było was dużo więcej,ale nie jestem w stanie wymienić tu wszystkich,mam nadzieję,że nikt nie poczuje się urażony,bo naprawdę was kocham! <3 Jeśli nie odwiedziłam waszych blogów,bądź nie skomentowałam to tylko dlatego,że mam okropnie mało czasu,ale wiem,że na sporej części z nich czasem się zjawiłam,chociaż nie pozostawiałam po sobie śladu :c

Jeśli ktoś z was chciałby utrzymywać ze mną kontakt,zapytać o coś,poprosić o coś,bądź po prostu porozmawiać,odsyłam was na samą górę strony,gdzie znajduje się zakładka ''Kontakt''.

Rozstawanie się z tym blogiem jest dla mnie dla mnie bardzo emocjonujące,bo cholernie przywiązuję się do wszystkiego,a już na pewno do czegoś,co sama stworzyłam w swojej głowie,więc..wybaczcie mi,ale idę się wypłakać...

to niesamowite,że po stworzeniu prologu,zaczęłam pisać historię Mariny Davies,nad
którą ciążyło jakieś fatum,bo pakowała się w same kłopoty.dzięki niej poznałam was i
wciągnęłam się w pisanie na Maxa! :D

to z wami się śmiałam:

z wami płakałam:

przez was nie spałam w nocy i cierpiałam na brak weny:

i potem w szkole nie byłam sobą:

TO WSZYSTKO PRZEZ WAS:

ale i tak was kocham!



Teraz,kiedy już skończyłam to opowiadanie,mogę pokazać wam moją prawdziwą twarz.Odważnych odsyłam do zobaczenia mojego zdjęcia: KLIK -  to ja w trakcie tworzenia rozdziałów :3



19 października 2013

Rozdział 53



Zaraz po zmienieniu ubrań na suchsze i wysuszeniu włosów,nałożenia make up'u oraz wrzuceniu niezbędnych rzeczy do torebek,zapakowałyśmy się do samochodu Paula,który czekał na nas od godziny i trochę się na nas boczył,że jedziemy ostatnie.Chłopcy podobno się zniecierpliwili i nie chciało im się dłużej na nas czekać,więc pojechali bez nas.Okazało się,że dzisiejsza balanga na cześć powrotu w trasę,odbędzie się w jakimś domku,a nie w klubie tak jak się tego spodziewałyśmy.Jak tylko dojechaliśmy,Paul pilotem otworzył bramę za którą ukazał się piękny dom.
-To ma być ten ''domek''?-zapytała Sam,robiąc cudzysłów w powietrzu,kiedy stanęłyśmy przed jego drzwiami.
-Nie gadaj,tylko właź,ja mam zamiar się dzisiaj upić.-powiedziała Rose,ku naszemu zdziwieniu.Paul otworzył drzwi,a my wślizgnęłyśmy się do środka tuż za nim.Wewnątrz dom był urządzony jeszcze bogaciej niż w ogrodzie,co robiło niesamowite wrażenie.
-No nareszcie.-Zayn momentalnie pojawił się przy moim boku i obejmując mnie w pasie,podał mi kieliszek wina,całując przy tym moje włosy.
-Chyba dzisiaj daruję sobie picie.-odmówiłam i rozejrzałam się wokoło.W domu,a przynajmniej na parterze,dominowały kolory beżu i kremu co robiło ładny,klasyczny efekt.Podeszłam do wielkiego okna z którego malował się niesamowity widok na plażę otoczoną z prawej i lewej strony pagórkami.Zachodzące słońce chowało się właśnie za taflą wody.
-Jak Ci się podoba?-spytał,podążając za moim wzrokiem.-Widok i domek?
-''Domek''?-parsknęłam.-Domek może być,chociaż przydałoby się tutaj więcej kolorów,trochę szaleństwa.Widok zapierający dech w piersiach.Tak w ogóle to czyj on jest?-odwróciłam się do niego,a on nieśmiało uniósł kąciki ust do góry i włożył ręce do kieszeni.
-Nasz.
-Nasz?-powtórzyłam,unosząc brew.-W sensie...
-W sensie całego zespołu,ale głównie mój i twój.-wyjaśnił,uśmiechając się.-Zakochałem się w nim od pierwszego wejrzenia i postanowiłem przyjeżdżać tutaj częściej.
-Wow...-tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić.Czasem wciąż nie dowierzałam w to,że mają kasy jak lodu i mogą wykupić sobie willę nawet w każdym państwie świata.-Nieźle.
-Zaczekaj...-wyciągnął z kieszeni wibrujący telefon.
-Właściwie to chciałam z tobą...-zaczęłam,ale on przerwał mi gestem dłoni i oddalił się w głąb mieszkania z komórką przy uchu.Wzdychając poszłam do salonu gdzie impreza się rozkręcała.Oprócz ekipy zespołu,dołączyli też chłopcy z 5 Seconds Of Summer,którzy wyruszyli w trasę z One Direction.
Po kilku godzinach zabawy zauważyłam,że Rosalie całkiem dobrze bawiła się w towarzystwie Ashtona (członek zespołu 5SOS) chociaż lekko nawiana byłaby w stanie się świetnie bawić nawet ze swoim największym wrogiem.
Wykorzystując chwilę w której Zayn stał samotnie pod ścianą,obserwując wygłupy Nialla i Liama,podeszłam do niego i pociągnęłam go za rękę.


| Louis |
''Żałuję,że Cię tu nie ma.x''-wysłałem sms'a do Eleanor i rzuciłem telefon gdzieś na fotel.Jeszcze tylko dwa tygodnie kiedy znowu się zobaczymy,razem z Danielle dołączy do naszego wariackiego grona.Jak tylko wyobrażałem ją sobie,stojącą tuż przede mną, po moim ciele momentalnie przechodziły przyjemne dreszcze podekscytowania.
Uciszyłem nieco muzykę wydobywającą się z wieży i stanąłem na stole,tak aby wszyscy mnie widzieli,po czym wziąłem kieliszek z szampanem do ręki.
-A teraz zdrowie gospodarzy!-zawołałem,unosząc go do góry i rozglądając się po salonie.-Choć zniknęli....
-Zdrowie!-zawtórowali i wypiliśmy wszyscy do dna,a potem znowu rozbrzmiała głośna muzyka.


| Mary |
Trzymając mocno rękę Zayna,poprowadziłam go na drugie piętro.Było ono jeszcze lepsze od pierwszego,bardziej kolorowe i to mi właśnie odpowiadało.
-Było mówić,że chcesz zobaczyć resztę domu.-powiedział,kiedy przystanęłam na korytarzu,gdzie mogliśmy spokojnie porozmawiać,bez przekrzykiwania się.-Co masz taką minkę,hm?-musnął mój nos opuszkiem palca.
-Kochasz mnie?-spytałam prosto z mostu,a on parsknął śmiechem.
-No oczywiście! Co to za pytanie?-rozbawiony uniósł brew,a ja poczułam,że ręce zaczynają mi się trząść.
-I obiecujesz być ze mną choćby nie wiadomo co?
-Choćby nie wiadomo co.-przytaknął,obejmując mocno moje zimne dłonie.
-A pamiętasz tę noc po weselu Olivii i Maxa?-kontynuowałam,a w jego oku rozbłysnęła niebezpieczna iskierka.Przygryzł dolną wargę i kładąc swoje dłonie na moich biodrach,przyciągnął mnie do siebie.
-Pamiętam...-jego melodyjny głos zadźwięczał w moich uszach w taki sposób,że moje ciało przeszedł mały paraliż.Pocałował mój odsłonięty obojczyk,a ja odepchnęłam go od siebie lekko i spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Chyba jestem w ciąży.


Już wkrótce epilog i podziękowania :)



14 października 2013

Rozdział 52


| Rosalie|
-Takk,więc...teraz ja..-Marina podrapała się po głowie,uderzając mnie przy tym swoim bukietem,bo razem z Niallem staliśmy tuż za nią.-Max,dobrze wiesz,że nigdy nie byłam dobra w składaniu życzeń.Właściwie...na wigilie i w urodziny zawsze udawałam,że mam coś lepszego do zrobienia,na przykład...zbierałam śmieci pod stołem.
-Przejdź do konkretów,Ci z tyłu strasznie się pchają.-syknął do niej Niall,kiedy pulchna kobieta trzeci raz walnęła go swoim wielkim tyłkiem.
-Nie poganiaj mnie!-odpowiedziała mu kącikiem ust.-No więc...Czegóż wam tu życzyć..na pewno dużo miłości,chociaż patrząc na was to chyba jej wam nie brakuje.-Jej słowa,choć prawdziwe,przyprawiały mnie o głęboki ból w okolicy serca.Nam nikt nigdy tak nie powiedział.-W zasadzie to powinnam powiedzieć: chociaż patrząc na wasz brzuch,bo jak wszyscy wiemy dzieci biorą się z miłości i...
-Zaczynasz gadać od rzeczy.-zauważył Horan,ale ona upomniała go gestem dłoni.
-Jak człowiek się zacznie starać,to wszyscy mu przerywają,no! Wyglądacie dzisiaj cudownie i mam nadzieję,że będziecie wyglądać tak przez całe wasze wspólne życie.-zaczęła mówić szybkim tempem.-Cieszcie się sobą,ufajcie sobie,kochajcie się,bądźcie sobie wierni,bawcie się i rozmnażajcie!-zawołała zadowolona z siebie,uściskała ich i odeszła dumnym krokiem.Cała roztrzęsiona zrobiłam krok w przód i uśmiechnęłam się niepewnie do pary młodej.Nie wiedziałam od czego zacząć,więc zainterweniował Niall.
-Na samym początku...-zaczął i to co zrobił było najbardziej szalonym wyskokiem jaki u niego widziałam od początku naszej znajomości.Wziął zamach i uderzył Maxa z pięści w twarz.Ja wybałuszyłam oczy,a Olivia zasłoniła usta dłonią.Reszta gości niczego nie zauważyła,bo była zbyt pochłonięta rozmową.-Wybacz,stary,ale należało Ci się po tym co jej zrobiłeś.-wskazał na mnie palcem i podał chusteczkę Maxowi.-Nie leje Ci się krew,nie martw się,ale tak na wszelki wypadek...-wcisnął mu ją do kieszeni,bo Max był zbyt zszokowany zaistniałą sytuacją.-No,to teraz jak już jesteśmy kwita życzymy wam mnóstwo radości i szczęścia.Wszystkiego najlepszego!-zaklaskał w dłonie i zaczął całować rękę Olivii.Gdy gawędził z nią o stanie jej zdrowia,stanęłam przed Maxem i skrzywiłam się lekko.
-Przepraszam,nie wiedziałam,że Niall z czymś takim wyskoczy.-powiedziałam,a on uśmiechnął się lekko i kiwnął głową.-Albo wiesz co...jednak nie.Nie przepraszam.-oznajmiłam,a on uniósł brew.-To co mi zrobiłeś było największym okropieństwem jakie przeżyłam w swoim dotychczasowym życiu.Byłeś moją pierwszą miłością,pierwszym facetem,którego obdarzyłam takim silnym uczuciem,więc to co zrobił Niall,jak najbardziej Ci się należało!-zawołałam i wszystkie oczy gości skierowały się na nas.-Przykro mi,że mówię Ci to w takim dniu,ale dzięki twoim decyzjom nie miałam szansy zrobić tego wcześniej.-odepchnęłam Nialla i stanęłam przed Olivią.-A do Ciebie nic nie mam,bo jesteś w stanie błogosławionym.-uśmiechnęłam się lekko.-Macierzyństwo to duża odpowiedzialność,więc wszystkiego najlepszego i życzę szczęśliwego porodu.-pocałowałam ją w obydwa policzki i zostawiając ich zdezorientowanych ruszyłam w kierunku namiotu pod którym miało odbyć się wesele.
-To było mocne!-Niall mnie dogonił,podskakując w miejscu.
-Wiem!-zawołałam dumna z siebie i podekscytowana zaczęłam skakać tak jak on.


-Która godzina?-spytał znudzony Liam,kiedy większość gości odjechała i pozostała tylko najbliższa (bądź też najwytrwalsza) rodzina, i znajomi.Przy stoliku,oprócz mnie i niego siedział jeszcze Niall.
-Eem...-Horan podniósł głowę ze stołu i wygrzebał telefon z kieszeni.-Dopiero 23.A ja to bym się już położył.
-Ja też.-przytaknął mu.Kapela zasiadła przy stole żeby się najeść i rzecz jasna napić,przestali grać już godzinę temu a zamiast tego w głośnikach rozbrzmiewała muzyka z laptopa.Nie powiem,trochę zawiewało nudą.Zamierzałam wziąć przykład z chłopaków i też spróbować zasnąć na stole,ale usłyszałam głośne śmiechy,bo na horyzoncie pojawiła się Mary i Louis,którzy byli w wyjątkowo dobrym humorze.
-Ej,poważnie!-zawołał do niej Lou.-Możemy się założyć jak chcesz.
-Taa jasne.-parsknęła z uśmiechem i złapała ze stołu szklankę z jakimś ginem.Jak tylko wzięła łyk,wypluła alkohol z ust równie szybko jak go stąd zabrała.
-Nigdy nie piłaś ginu,co?-Tommo wyszczerzył się.-A mogliśmy się założyć o to,że masz wypić całą szklankę!
-Chciaałbyś.-zmrużyła oczy i tuż po chwili,obok niej pojawił się Harry i Olivia.
-Słuchajcie,dzidziuś mnie kopnął!-krzyknął ucieszony,a Olivia zachichotała.
-Jaki dzidziuś?-Liam zmrużył brew,podnosząc głowę z nad stołu.-Jak to..kopnął?
-No w brzuchu!-Hazza wskazał na Olivię,która usiadła obok mnie.Patrząc na jej wielki,okrągły brzuch wciąż nie dowierzałam,że nosi pod sercem dziecko mojego ukochanego.Byłego ukochanego.-Czaderskie uczucie.Ale zaraz...coś ty taka skrzywiona?-zapytał,patrząc na Mary.
-Nigdy nie piła ginu.-zarechotał Lou,a Hazza wyszczerzył zęby.
-I jak smakuje?
-Hm...-zastanowiła się chwilę.-Jak...bagno.
-A wydawałoby się,że kto jak kto,ale taka alkoholiczka jak ty posmakuje wszystkiego.-westchnęłam i wstałam od stołu.-Idę się przejść,bo gwarantuję,że jak jeszcze raz włączy się Yesterday,Beatlesów to zasnę na siedząco.
-Idę z tobą.-Niall poderwał się z miejsca.-Muszę trochę ożyć.
I tak też się stało,jak tylko zaczęliśmy spacerować,dupy od razu nam odżyły.Oddaliliśmy się od domu i spacerowaliśmy polną drogą.Dookoła nie było niczego,tylko zielona trawa i kwiaty,za czym bardzo tęskniłam mieszkając w mieście.Wiał lekki,przyjemny wiaterek a księżyc w pełni oświetlał nam drogę.Gdzieś w trawie odzywały się świerszcze i gwiazdy widać było niemalże idealnie.
-Och it's such a perfect day...-zanucił Niall i spojrzał na mnie.-I'm glad I spend it with youuu!-wskazał na mnie palcem,a ja położyłam sobie dłoń na piersi i wydobyłam z siebie teatralne 'ach!'.To naprawdę był perfekcyjny dzień.Wybawiłam się jak nigdy,nawet mimo tego,że ta szampańska zabawa odbywała się na weselu mojego byłego.


| Mary |
Jak tylko weszłam do domu Olivii,a raczej jej rodziców,wszędzie było bardzo ciemno.Światło jedynie dochodziło z kuchni i z salonu,gdzie moi rodzice dyskutowali z resztką gości.Na podwórku oprócz Rosalie i Nialla,którzy poszli na spacer,zostali Liam,Harry i Louis,ale nigdzie nie mogłam znaleźć Zayna.Ściągając szpilki wspięłam się po schodach na palcach i zajrzałam do sypialni na drugim piętrze domu.Była ona dosyć stara,nikt od dawna jej nie używał.Znajdowały się tam trzy piętrowe łóżka i jedno pojedyncze,ale dwuosobowe gdzie miałam spać ja i Zayn.Rzuciłam buty w kąt i próbowałam znaleźć światło,ale zdaje się,że nikt nie wymienił żarówek,bo po naciskaniu na włącznik nic się nie działo.
Nagle usłyszałam jakiś szelest i serce podskoczyło mi do gardła.Spoglądałam wystraszona w ciemny kąt pokoju,ale nic nie widziałam,bo światło księżyca widoczne było jedynie przy oknie.Nasłuchując przeszukałam wzrokiem całą sypialnię,ale nic się nie działo.Wymacałam klamkę i już miałam wyjść,kiedy ktoś złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie,zatykając moje usta.

| Harry |
-Poczekaj,poczekaj...-chwyciłem Sam za jej długie blond włosy i uniemożliwiłem ruch,kiedy próbowała wstać i ruszyć za resztą.
-Auua,debilu!-wrzasnęła,przywalając mi z łokcia.-Mam zrobić Ci tak samo?!
-No juuż,nie denerwuj się tak.-uspokoiłem ją,muskając ustami jej szyję.-Dwaj muszkieterowie poradzą sobie w odnalezieniu dwóch pozostałych.-wyszeptałem,patrząc jak Louis i Liam oddalają się w poszukiwaniu Nialla i Rosalie.
-Aleś ty głupi.-westchnęła.-Czego chcesz?
-Cieeebiee...-zaśpiewałem cicho,a ona zmrużyła brwi,ale już widziałem,że udało mi się wywołać delikatny uśmiech na jej twarzy.-Pojedziesz z nami w resztę trasy,prawda?-spytałem,wbijając brodę w jej obojczyk.
-Myślisz,że mama mnie puści?-wyprostowała się.
-Przecież jesteś już dużą dziewczynką,nie ma prawa Cię zatrzymywać.-zauważyłem.-I do tego skończyłaś szkołę,masz wakacje...-przejechałem palcem po jej ramieniu,wywołując u niej gęsią skórkę.-Pora zwiedzić świat.
-Pogadam z nią.-odwróciła się do mnie.-A ty możesz mi pomóc,bo coś mi się zdaje,że sama sobie z nią nie poradzę.-westchnęła.

| Zayn |
-Wygląda na to,że muszę dopisać sobie dzisiejszą datę do zakładki ''Kiedy chciałam zabić Z.Malika''.-powiedziała Mary,a ja odpowiedziałem jej uśmiechem i patrząc na nią znacząco,rozpiąłem górne guziki mojej koszuli.Ona cofnęła się kilka kroków,po czym odwróciła się i patrząc na mnie,zrzuciła z siebie szary płaszcz,odsłaniając przy tym swoją krwistoczerwoną sukienkę.Przybliżyłem się do niej,poruszając brwiami,a ona złapała mnie za krawat i przygryzając dolną wargę,rozwiązała go,a potem wyrzuciła gdzieś w kąt.Uchwyciłem jej twarz w swoje dłonie i złożyłem na jej ustach długi,leniwy pocałunek.Uśmiechnęła się,kiedy moje dłonie przeszły na jej plecy i zabrały się za rozpinanie jej sukienki.
-Cholera.-syknąłem,kiedy nie mogłem się uporać z zamkiem.-Chyba będę musiał obudzić bliźniaczki,bo one są specjalistkami w rozpinaniu twoich sukienek.-westchnąłem,a ona pomogła mi,rozpinając ją jednym ruchem ręki.
-Przypomnij mi,że je też czeka męczeńska śmierć.-szepnęła a ja zachichotałem i przeniosłem ją na łóżko.


| Mary |
Dokładnie dobę później byliśmy z powrotem w Londynie.Pożegnanie z Maxem nie było łzawe,przynajmniej dla mnie,bo moja najlepsza przyjaciółka znowu lekko to przeżyła.Nadal go kochała...
Moja mama natomiast nie mogła się oderwać od Olivii i jej brzuszka w którym mój przyszły bratanek,bądź też bratanica,bardzo dawał o sobie znać.
Zayn oznajmił,że nie wyobraża sobie reszty trasy beze mnie,więc właśnie byłam w trakcie pakowania.Rodzice nie mieli nic przeciwko,w przeciwieństwie do mamy Sam,która bardzo się z nią o to pożarła.Nie pomogła nawet interwencja uroczego Harolda Stylesa,bo ona wciąż mocno broniła swojej kwestii.Na szczęście Sam i Harry mieli jeszcze dwadzieścia cztery godziny aby ją przekonać,więc wszyscy trzymaliśmy mocno kciuki.Rosalie cieszyła się na ten wyjazd chyba najbardziej z nas wszystkich.Pragnęła zostawić wszystkie swoje problemy w Londynie i wyruszyć w świat,aby zacząć od nowa,tak jak to zrobił Max.
Następnego dnia do ostatniej minuty czekaliśmy na pojawienie się Sam.I na szczęście się zjawiła,mając ze sobą jedynie niewielką walizeczkę.
-Zdaje się,że wciąż jesteś na podium w konkursie o największy bagaż.-zachichotał Zayn,za co podłożyłam mu nogę,kiedy wchodził do samolotu.
Chłopcy nie powiedzieli nam gdzie pierwsze lecimy i jak tylko pojawiały się okazje w których mogłybyśmy się tego dowiedzieć,zatykali nam uszy,oczy,a także od kilku dni przechowywali nasze telefony,laptopy bądź też inne urządzenia zawierające internet.
Było to dla mnie miłym zaskoczeniem,kiedy wylądowaliśmy w Portugalii,bo nigdy tam nie byłam.Przez pierwszy dzień pobytu chłopcy mieli wolne aby ''porządnie się wyspać i wypoczęci rozpocząć koncertowanie'',ale oni oczywiście nawet nie myśleli o śnie.W cały dzień zwiedziliśmy chyba całą Lizbonę,co było wspaniałe,nie powiem,ale też baardzo męczące i to w takim upale.
Więc kiedy wieczorem,po kąpieli w hotelowym basenie usłyszałyśmy,że chłopcy szykują imprezę na której będziemy my i cała ekipa zespołu,baardzo się ucieszyłyśmy i prędko pobiegłyśmy się przygotować.


Pierwsza WAŻNA informacja: jest to przedostatni rozdział.
Blog zakończę na rozdziale 53,a nie 55 tak jak planowałam,bardzo was przepraszam (:
Druga,równie ważna informacja: bardzo was kocham!


1 października 2013

Rozdział 51


Jako,że nasza dzisiejsza pobudka była bardzo wczesna,bo o 6 rano (kto normalny wstaje o 6 rano w WAKACJE?!) to podróż samolotem była idealnym miejscem na odespanie.Sam zasnęła momentalnie,jak tylko usiadła w fotelu tuż obok mnie.Co po chwila zabierałam jej głowę z mojego ramienia,ale franca odruchowo na nie spadała.Zdołałabym to zdzierżyć,gdyby nie chrapała...Mogłam usiąść z Rose.
Chociaż ona chyba też nie ma luksusów,bo jakiś facet obok niej mamrocze przez sen.
Westchnęłam,bo zdaje się,że przez blondynę raczej nie zasnę.Włożyłam więc słuchawki do uszów i odpaliłam muzykę.Edynburgu,przybywam!


-Max,synku!-Mama mignęła mi przed oczami,uderzyła w twarz końcówkami włosów,nadepnęła obcasem na stopę i rzuciła się na synalka.Zaczęłam skakać na jednej nodze,sycząc z bólu.
-Jejku,jak dobrze was widzieć...-Max wyściskał rodziców i stanął przede mną.Uniosłam głowę i napotkałam jego wzrok.Nie widzieliśmy się tak długo...kiedy wyjeżdżał nadal byliśmy pokłóceni.No,może nie pokłóceni,ale pogniewani.Po tym odległym incydencie z Zaynem,awanturą pod domem,już nigdy nie było między nami tak samo.Staliśmy chwilę,patrząc na siebie niepewnie,kiedy rozłożył ręce.Westchnęłam i przytuliłam się do niego.
-Nie sądziłam,że kiedyś to powiem,ale brakowało mi zapachu twoich przepoconych koszulek zmieszanych z zapachem dezodorantu.-przywitałam się,a on wybuchnął śmiechem.Pocałował mnie w czoło i drugim ramieniem objął Sam,ściskając się z nią.Wreszcie przeniósł wzrok na Rosalie,która stała z boku,nerwowo ściskając rączkę swojej walizki.
Max uśmiechnął się do niej lekko,po czym skrępowany ''przytulił ją'' jeśli to sflaczałe coś można tak nazwać.
-Chodźcie,pokażę wam gdzie mieszkam.-zabrał dwie torby: jedną moją i jedną Sam,bo reszta była na kółkach i ruszyliśmy na parking.
-Boże,ile wy tam tego napchałyście?


Zaparkowaliśmy pod dużym blokowiskiem prawie w samym centrum miasta.Winda zawiozła nas na 8 piętro,gdzie poczłapaliśmy do mieszkania za Maxem.Jak tylko otworzył drzwi,uderzyła nas panująca tam...ciasnota,ale nie dlatego,że mieszkanie było małe,tylko dlatego,że znajdowało się tam mnóstwo rzeczy.
-Eee.-wydukała mama i po jej minie widziałam,że zastanawiała się w jaki sposób my się tu wszyscy pomieścimy.-Piękne mieszkanie.
-Taa..szkoda tylko,że taki tu syf.-Sam strzeliła prosto z mostu,a ja parsknęłam.
-Zabrałem się już za pakowanie rzeczy do przeprowadzki.-wyjaśnił i zaprowadził nas do bardziej przestrzennego salonu.Jedna ściana była cała oszklona,dzięki temu można było podziwiać przepiękną panoramę miasta.
-No no no...-zacmokałam.-Gdyby nie ta porażająca ilość skarpet,byłabym pod wrażeniem czystości.-usiadłam na kanapie i wyciągnęłam sobie spod tyłka dwie czarne,śmierdzące skarpetki.
-To Jake'a.Albo Matty'ego.Nie wiem,mylą nam się te skarpetki.-machnął ręką.-Siadajcie,rozgośćcie się.
-Kogo?-tata zmrużył brwi,a mama zaczęła chodzić po mieszkaniu.
-Moich współlokatorów.-kiedy to powiedział,drzwi otworzyły się z głośnym hukiem,i do środka wparowało dwóch chłopaków.Jeden z nich był wysokim szatynem,a drugi,nieco niższy miał blond włosy.Jak tylko nas zobaczyli to ich rozmowa ucichła.
-Och..Dzień...-zaczął szatyn,ale jego wzrok spoczął na mnie,a dokładniej na mojej...bluzce z dekoltem.Uniosłam brew i zakryłam się swetrem.
-Dzień dobry.-dokończył ten drugi i uściskał rękę taty.-Prawie zapomnieliśmy,że to już dzisiaj państwo przyjeżdżają.-palnął.Jak mogli zapomnieć o tym od wczoraj? Palanci.-Matty,powiedz coś.-syknął do niego półgębkiem,a chłopak otrząsnął się i podniósł wzrok na moją twarz.
-Cześć.-powiedział bez mrugnięcia okiem i pomachał do mnie.Wywróciłam oczami i wydobyłam z siebie dźwięk zniechęcenia.


Jak się dowiedzieliśmy,Olivia studiowała w Edynburgu,ale w nim nie mieszkała.Pochodziła z małej wioseczki tuż POD Edynburgiem i to właśnie tam,w miejscowym kościółku miał pojutrze odbyć się ślub,a u niej w domu wesele.Do tego czasu rodzice i Max mieli pojechać właśnie tam,a my miałyśmy zostać tutaj z koleżkami Maxa,bo dom Olivii nie był w stanie pomieścić wszystkich gości.
Byłam oczywiście wkurzona,bo na samym wstępie miałam dosyć,ale musiałam się poświęcić dla większego dobra.Zanim się spostrzegliśmy nastawał wieczór,Max i rodzice pojechali,a my przeniosłyśmy swoje rzeczy do pokoju Maxa.Nie był on zbyt duży,ale zbyt mały też nie,spokojnie pomieścimy się w nim we trzy.Jako że w sypialni znajdowało się tylko jedno łóżko,to my z Sam miałyśmy rozłożony na ziemi pompowany materac.Stanowczo odmówiłyśmy kiedy zaproponowano nam pokój chłopaków,bo byłoby to równoznaczne z ciągłym naruszaniem naszej prywatności.
-Ale nieźle,Mar,ten Matty normalnie pożera Cię wzrokiem!-pisnęła Rose a ja spojrzałam na nią dobitnie.
-Błagam was,bo się porzygam.-skrzywiłam się i padłam na materac.-Idę spać i mam nadzieję,że jak jutro się obudzę,to będę daleko stąd.-zgasiłam światło i po chwili odpłynęłam,mimo że Sam i Rose do późna plotkowały.


Słyszałam go.Tak wyraźnie go słyszałam,chociaż wcale nie widziałam! Jego głos był nieco inny,ale wiedziałam,że to on.Mówił do mnie...tak ładnie do mnie mówił...
Niesamowite,że zrobił mi taką niespodziankę i przyjechał wcześniej! Pewnie od samego początku to planował,chciał być romantyczny,chciał sprawdzić czy przez ten jeden dzień za nim zatęsknię.I zgadł,tęskniłam jak cholera.
A teraz jest tuż obok,chociaż go nie widzę,i mówi do mnie swym pięknym włosem...
-Mary...-potrząsnął mną lekko,a ja otworzyłam powieki.
-Zayn..-uśmiechnęłam się i z powrotem zamknęłam oczy,łapiąc go przy tym za koszulkę i przyciągając do siebie.Nie wiem jakim sposobem wytrzymamy ze sobą kolejną długą rozłąkę,ale ważne,że był ze mną tu i teraz.
Momencik...pachniał jakoś inaczej niż zwykle.Otworzyłam oczy i wrzasnęłam,okrywając się kołdrą.
-Co ty tu robisz,zboczeńcu?!-cofnęłam się,a Matty Srati zmrużył brwi.
-Przyszedłem Cię obudzić na śniadanie.I nie jestem zboczeńcem,to ty złapałaś mnie za koszulę.
No tak.Czułam jak rumieńce wpełzają na moje policzki i robi mi się gorąco.Śnił mi się Zayn,myślałam,że to on do mnie mówi! Co za wtopa...
-Ekhm...-odchrząknęłam i uniosłam głowę do góry.-Teraz,z łaski swojej,wyjdź i pozwól mi się ubrać.Za chwilę przyjdę.
Chłopak kiwnął głową i skierował się do wyjścia,uśmiechając się na odchodnym.Rzuciłam się na materac i głośno westchnęłam.
Po kilku minutach kiedy ochłonęłam,pośpiesznie się ubrałam i skorzystałam z toalety,a potem dołączyłam do reszty.Na całe szczęście Jake i Matty byli dzisiaj zajęci,więc prędko się zebrali,zostawili nam klucze i wyszli.Sam i Rose spojrzały na mnie pytająco,kiedy tylko weszłam do kuchni.
-Nie mówcie o tym Zaynowi.-pogroziłam i palcem.


Edynburg był cudowny.Po całym dniu spędzonym na mieście wróciłyśmy do mieszkania zmordowane,ale z nowymi zakupami,a konkretniej nowymi sukienkami.
Z samego rana,w dzień ślubu,kiedy się wystroiłyśmy,stanęłyśmy i zaczęłyśmy się podziwiać,bo jeszcze żadna z nas nie widziała się w nowych sukienkach.Przymierzałyśmy je w osobnych przymierzalniach,kupowałyśmy osobno,tak żeby żadna z nas nie podglądnęła kreacji drugiej.
Rosalie wybrała skromniutką,delikatną sukienkę z kilku halek i ładnym wycięciem:

Sam postawiła na klasyczne połączenie bieli i czerni,co podkreśliło jej smukłą talię:

A ja założyłam zwykłą,czerwoną sukienkę.Prostą i obcisłą,tak jak chciał Zayn:
tak,to jest nasza Marina :D




















Gdy dojechaliśmy pod kościół,na pierwszy rzut oka zauważyłam Max'a,który z nerwowym uśmiechem witał gości.Starając się nie wypieprzyć w szpilkach,które założyłam,podeszłam do niego i położyłam mu rękę na ramieniu.
-Wyluzuj się,będzie dobrze.Jako twoja siostra świetnie wyglądam,ty też całkiem korzystnie.Poradzisz sobie.
-Dzięki.-poprawił marynarkę i rozglądnął się wokoło.-Słuchaj,wiem,że mówię to trochę za późno...
-Niee,no coś ty,ogłaszanie rodzinie,że się żenisz,dwa dni przed ślubem to wcale nie tak późno.-machnęłam ręką.
-..ale mogłabyś zostać druhną?-dokończył,a ja znieruchomiałam.-Wiem,że nie powinienem prosić tak na poczekaniu,bo druhna to jednak mała odpowiedzialność,no wiesz,sprawdzanie czy niczego nie brakuje i...
-Czy ty wiesz ile kosztowała ta sukienka?-wskazałam na soczystą czerwień.-No dobra,może zaś nie tak dużo,ale kosztowało mnie dużo sił i cierpliwości aby ją znaleźć.
-Ale co to ma z tym wspólnego?
-Too...-prychnęłam.-..że nie włożę tej samej sukienki co jakieś inne dziewuchy.Nie ma mowy.-skrzyżowałam ręce na piersi,a on spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
-Martwię się,że nie będziesz chciała zostać druhną ze względu na odpowiedzialność tej funkcji,a ty odmawiasz,bo nie włożysz tej samej sukienki co inne..dziewuchy?-uniósł brew.
-Muszę być unikatowa.
-Twoja oryginalność mnie powala...Olivia nie ma żadnej siostry,a jej kuzynki mają dopiero 11 lat.Byłabyś jedyną druhną,i będziesz mogła mieć na sobie sukienkę jaką tylko zapragniesz!
-Ouch...-oparłam ręce na biodrach.-Kuszące.
-Więc jak? Muszę lecieć,za chwile przyjedzie Olivia z jej tatą.
-Dobra,niech będzie.
-Dzięki!-pocałował mnie w policzek.-Wchodzisz tuż po dziewczynkach z kwiatkami!-zawołał,biegnąc do kościoła,a ja namierzyłam te słodkie,pucowate bachory.A kiedy jedna z nich się odwróciła,to na moment stanęło mi serce.Te słodkie,pucowate dziewczynki to były moje kuzynki: Sophie,Ellie i Marge. (wspominane jest o nich w rozdziale 18 - klik! ) Jak tylko mnie zobaczyły,to uśmiechnęły się cwaniacko i przybiegły do mnie tymi swoimi pulchnymi nóżkami.Dla małego przypomnienia: z tymi małymi potworami toczyłam wojnę odkąd pamiętam.Były słodkie,ale i wredne,jak to dzieci.Ku odrobinie szczęścia widywałam je raz do roku i tyle stanowczo wystarczało.
-Mary!-rzuciły się na mnie i wyciągnęły do mnie swoje małe rączki.Dobra,raz kozie śmierć.Schyliłam się i ze sztucznym uśmiechem objęłam je,ale kiedy mnie ściskały,wywróciłam oczami.
-Możecie mnie już puścić.-syknęłam,ale one pokiwały głowami i przykleiły się na dobre.
Zauważyłam,że ludzie wchodzili do kościółka,a Rose i Sam machnęły na mnie ręką.
-Puszczajcie,musimy wchodzić!-warknęłam,a one oderwały się i pobiegły,łapiąc do rąk swoje koszyczki z płatkami kwiatów.Rozglądnęłam się,panna młoda właśnie wysiadała z samochodu,ale nie widziałam jej twarzy,bo skupiłam się na osobach,które właśnie koło niej przebiegały.A mianowicie była to piątka chłopaków,którzy w swoich garniturach wyglądali niesamowicie przystojnie.Szczególnie jeden z nich.
-Jesteś druhną!-zawołał Zayn i pocałował mnie przelotnie.-Powodzenia,kochanie!-wbiegli do kościoła,a ja odwróciłam się do panny młodej.Chyba powinnam już wchodzić,ale widziałam,że nawiązywała ze mną kontakt wzrokowy.Spoglądałam to na drzwi kościelne,to na nią,aż w końcu postanowiłam chrzanić moje teatralne wejście tuż za bahorami,podbiegłam do Olivii.
I jakże się zdziwiłam kiedy zobaczyłam,że jej śnieżnobiała sukienka opina się na okrągłym brzuszku...Olivia była w ciąży! Może nie była najchudszą dziewczyną na świecie,ale ten idealnie okrągły brzuch na pewno nie był wałem tłuszczu.
-Ty pewnie jesteś Mary.-uściskała mnie jak tylko ''przybiegłam'' o mało się nie zabijając w tych butach.-Jesteś damską wersją Maxa.-zachichotała.-Wiem,że na pewno jesteś zaskoczona tym widokiem..-wskazała na swój brzuch.-Ale błagam,nie myśl sobie,że bierzemy ślub tylko dlatego.Naprawdę go kocham.-spojrzała na mnie swoimi zielonymi oczami,a ja poczułam,że zaraz się rozpłaczę.
Ta dziewczyna wychodziła za mąż za kilka minut,kościół był już zapełniony gośćmi,na pewno cholernie się denerwuje,a tymczasem po wyjściu z samochodu pierwsze co robi,to wyznaje mi,że bardzo kocha mojego brata.Bez słowa przytuliłam ją i zaszlochałam w jej ramię.
-Już Cię nienawidzę,jeszcze nigdy przy nikim się nie rozkleiłam.-pociągnęłam nosem i uśmiechnęłam się lekko,a ona wybuchnęła perlistym śmiechem.
-To twój bukiecik.-podała mi bukiet kremowych róż.-Powinnaś już iść,druhenko.
Złapałam za bukiet i pognałam do kościoła,o mało co nie zabijając się na schodach.Wszyscy ludzie wychylili głowy z ławek i kiedy mnie zobaczyli,obrócili się przodem do obsypanego kwiatami dywanu,po którym za chwile miała przejść panna młoda.Zaczęłam iść pewnym krokiem,ale czułam,że coś jest nie tak...Czułam się tak jakby...luźno.Kiedy byłam na samym środku drogi,moja czerwona sukienka osunęła mi się do połowy brzucha i zanim spadła jeszcze niżej,złapałam ją w ostatnim momencie.Zdziwieni goście wydobyli z siebie krótkie: 'Och!',mama i dziewczyny zasłoniły usta dłońmi,One Direction dławiło się śmiechem,a Sophie,Ellie i Marge chichocząc przybiły sobie piątkę.Czułam jak wściekłość napływa do mnie z każdego zakątka świata.Biorąc powietrze w płuca,podwinęłam sukienkę,przeszłam na bok i stawając w ławce przed przyjaciółkami,kazałam im się zapiąć.Jak tylko wzrok wszystkich przeniósł się na wchodzącą pannę młodą i jej ojca,wskazującym palcem przejechałam sobie po szyi i bezgłośnie szepnęłam do dziewczynek:
-JUŻ NIE ŻYJECIE.


Jak tam czujecie się ze świadomością,że Unusual zbliża nam się do końca? Niesamowicie ten czas przeleciał,nie wiem gdzie to wszystko tak szybko się podziało.
Czy są tu jakieś fanki Awkward.? :D Jeśli tak to na pewno wiecie skąd wzięły się imiona Jake i Matty xD
I hope you'll like it!

Bardzo proszę o oddawanie głosów w ankiecie!