31 stycznia 2013

New!

Postanowiłam sobie,a potem mój plan wcieliłam w życie,a mianowicie założyłam NOWE OPOWIADANIE na które mam wielką nadzieję,że będziecie wpadać.Chciałabym się rozkręcić,ale wiadomo,że blog nie istnieje bez czytelników bo pisanie dla samej siebie nie ma zbytniego sensu...więc liczę,że wam się spodoba i napiszecie mi co o tym sądzicie! ;) Chętnie przyjmę krytykę,bo wtedy będę mogła się bardziej postarać.
Jeszcze raz zapraszam! xxx
http://www.alwaysgleamofhope.blogspot.com/

24 stycznia 2013

Rozdział 23

W sobotę miasto traci swoją pracowitą twarz – w sobotę miasto
ma pijaną mordę.


| Marina |
'Życie jest za krótkie żeby się zamartwiać,Marino Davies'-usłyszałam w głowie i poczułam się odrazu...better.
-Masz rację.Życie mojego braciszka mnie nie obchodzi,niech robi sobie co zechce...-dodałam jakby w odpowiedzi na własne myśli i skierowałam się do kuchni gdyż zgłodniałam.
-Cześć Mary!-zawołał Niall na mój widok.Siedział w kuchni na blacie i zajadał kanapkę.
-No tak.Kogo ja się mogłam tutaj spodziewać jak nie Ciebie.
-Jak się bawisz?-spytał jakby omijając moją wcześniejszą wypowiedź.
-Zajesuperbombaogromniaście! Było kiepsko,ale promile robią swoje.-wydukałam i usiadłam obok niego.-Masz drugą kanapkę?
Bez słowa podał mi ją a ja zjadłam ją błyskawicznie czym pobudziłam tylko brzuch,który nie jadł dziś nic prócz porannych tostów.
-Słyszałam,że imprezka wyrwała wam się lekko spod kontroli?-parsknęłam.
-Tak wyszło.-wzruszył ramionami.-Przynajmniej można się w końcu wyluzować!-rozciągnął się.-Ale niektórzy ludzie może rzeczywiście przesadzają...Jeden gościu przed chwilą przytulał się do fikusa w salonie...Momentami zastanawiam się czemu pozwoliliśmy Zaynowi i Louisowi na kupienie alkoholu...
-Wiesz jak mówią..Dla niektórych osób trzeba uzbroić się w cierpliwość...wyrozumiałość...ewentualnie dobrą patelnię.
Powiedziałam,a on dostał napadu śmiechu,który zaraził też i mnie.Gdy się uspokoiliśmy podałam mu puszkę.
-No to zdrówko,Nialler.

Dzisiaj miałam okropną chrapkę na alkohol i nie do końca wiedziałam czy to dobrze czy źle.Spojrzałam na blondyna.Zaczął się dziwnie uśmiechać,a jego uszy całe poczerwieniały.
-Dawno nikt tak do mnie nie mówił!-zawołał uradowany i przybliżył się do mnie.-Jak to ślicznie brzmi w twoich ustach...-zamknął oczy i zaczął się nade mną pochylać więc szybko zeskoczyłam aż biedak stracił równowagę i miał bliski kontakt z podłogą.
-Wybacz mi,napaleńcu,ale musisz wytrzeźwieć.-powiedziałam spokojnie i popijając piwko z powrotem wyszłam na taras.Zabrałam poncz ze stołu i podałam go Rosalie,która była chyba zniecierpliwiona.
-No nareszcie sobie o mnie przypomniałaś!-zawołała na mój widok.-Już miałam sobie pójść i olać Cię tak jak ty mnie!
-Ale jestem.-usiadłam obok.-Ja i moja...coraz to słabsza głowa...
-Pij więcej,alkoholiku.-mruknęła.
-Ok.Twoje zdrowie....hik!
Rudowłosa pokręciła głową ale uśmiechnęła się pod nosem.Oparłam się na lewej ręce i przyjrzałam się jej.
-Co tak patrzysz?
-Wiesz...myślę,że powinnaś się trochę rozluźnić.
-Ależ ja jestem rozluźniona!-zapewniła mnie niezbyt przekonująco.Zmarszczyłam brew.
-Taa...ale,ekhm,powinnaś się zabawić.Ze mną.Chodźmy trochę potańczyć,co?
-O nie nie nie,wiesz przecież,że nie umiem tańczyć...-zaprotestowała od razu,ale ja wstałam i złapałam ją za ręce.
-Kiedy się nauczysz jak nie teraz? Ja też nie umiem...-pociągnęłam ją.
-Kpisz sobie ze mnie?-parsknęła śmiechem.-Mama zapisała Cię na lekcje tańca jak skończyłaś cztery latka!

Ale ja nie słuchałam jej tylko pociągnęłam do środka do tłumu bawiących się.Muzyka,którą zapodawał Malik była tak porywająca,że Rose szybko załapała bakcyla co bardzo mnie ucieszyło,bo wreszcie mogłam się zabawić nie mając jej na sumieniu.
-No widzisz!-próbowałam przekrzyczeć muzykę.-Z alkoholem też Cię jakoś przekonam!
-W życiu!-odkrzyknęła ze szczerym uśmiechem na co ja także zachichotałam.
Po dziesięciu minutach stwierdziłam,że chyba na chwile sobie beze mnie poradzi,bo i tak ledwo co zwracała uwagę na moją obecność.

Zostawiając ją w towarzystwie jakichś chłopaków próbowałam wyśliznąć się w kierunku łazienki,ale z początku nie było mi to dane.Oprócz kilku znajomych dopadła mnie Sam,która oznajmiła,że tak szybko jej nie ucieknę.
-Pokaż mi co potrafisz,bejbe!-zawołała i okręciła się więc nie dyskutowałam tylko przyłączyłam się do niej.

-Gdzie się podziewałaś przez ten czas?!-spytałam,a ona wzruszyła ramionami.
-Byłam wszędzie po trochu! Woooooo!-pisnęła kiedy jakiś chłopak,którego jedynie kojarzyłam z widzenia,podniósł ją i zaczął okręcać.Wykorzystując tą sytuację czmychnęłam w stronę przedpokoju i uciekłam na górę gdyż kolejka do łazienki na dole była zbyt długa.
Tak jak się spodziewałam,na drugim piętrze było o wiele spokojniej,pojedyncze osoby wracały z balkonu wyrzucając za barierkę papierosy,a jedynie jakaś dziewczyna siedziała na schodach.Nagle poczułam jak zakręca mi się w głowie i upadam na tyłek tuż obok niej.
-Hohoho,spokojnie.-zachichotała.-Za dużo się wypiło,hm?
-Prawdę mówiąc to dopiero zamierzałam się upić.-wyznałam.

-Jesteś Marina,tak?
-Eee...powinnam Cię znać?-palnęłam.-Jeśli coś Ci dzisiaj zrobiłam...-zaczęłam a ona wybuchnęła śmiechem.-...to szczerze przyznaję,że nie świadomie bo chybabym jeszcze spamiętała.
-Nie nie nie...to nie tak.-zaśmiała się.-Znam Cię z opowieści Liama.Jestem Danielle.-podała mi rękę.
-Och! To fajnie!-przybiłam jej piątkę i żółwika a ona rozpromieniła się jeszcze bardziej.-Jesteś jego dziewczyną?
-Tak.
-Ale super...Liam to świetny gość! To znaczy,nie żebym coś...po prostu..złoty chłopak,można z nim pogadać.Uratował mnie kiedyś z doła i...no...eee...dobra,zamknę się już.-westchnęłam.
-Spokojnie spokojnie,ufam mu i nie posądzałabym go o posiadanie kogoś na boku.A o tobie i o twoim byłym chłopaku opowiedział mi...ale nikomu nie powiedziałam! Mam nadzieję,że nie jesteś zła?
-Normalnie bym pewnie była,ale że lubię Liama i polubiłam Ciebie,to jakoś to przeżyję.
Uśmiechnęła się.Po chwili po schodach wspiął się jej ukochany książę.Brakowało mu jedynie białego rumaka.
-O,widzę,że już się poznałyście! Mary,co u Ciebie?
-Jeśli masz na myśli jak się bawię to...chyba pójdę się napić.-wstałam,a on spojrzał na Danielle a potem na mnie.
-Poczekaj...może wystarczy na dziś,co? Może chcesz się położyć w moim pokoju,albo...
-Jak oni na Ciebie mówią...Daddy? Ta,chyba tak.No to,Daddy dziękuję Ci za twoją troskę..-klepnęłam go po ramieniu.-Ale potrzebuję więcej alkoholu we krwi.Może mnie nie zrozumiecie,ale złamałam komuś dwukrotnie serce rozgrzebując wszystkie rany i teraz czuję się winna.Oprócz tego jestem cholernie wściekła na mojego brata za coś co robi,a moja rodzina,która powinna już dawno wrócić do siebie nadużywa naszej gościnności więc nigdzie nie mogę czuć się swobodnie.Mam wrażenie,że jestem totalnie beznadziejną osobą i nie mogę przeboleć siebie czy też tego co robię..Powiedziałam to wszystko niemalże na jednym tchu i bezbłędnie co mnie naprawdę martwi bo już dawno powinien plątać mi się język.Zatem,pozwolicie,że odejdę i wypiję sobie drinka?
Najwyraźniej moja przemowa zamurowała ich bo dali mi wolną rękę i skierowali się do pokoju.
-Tylko nie zrób niczego głupiego!-zawołał za mną Liam.

| Rosalie |
Muszę przyznać,że Marina miała rację.Tańczenie w tłumie,te kolorowe,migające światełka,słodki zapach drinków i przede wszystkim muzyka...wszystkie te rzeczy były cudowne i momentalnie porywały.Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu gdy zauważyłam Loczka.
Jednak obiecałam sobie,że jak przyjaciółka za moment nie wróci to zacznę jej szukać,ale zauważyłam ją kątem oka jak siada na kanapie.W prawdzie mówiąc nie wiem...nie wiem dlaczego czułam,że muszę mieć ją na oku.Nie popierałam zbyt dużego picia alkoholu,szczególnie u niej bo wiem jak czasem na nią działał,ale z drugiej strony czułam jakby właśnie dzisiaj jej się należało.Wiedziałam przez co przechodzi po na nowo rozgrzebanej sprawie z Jamiem i muszę przyznać,że mimo iż go naprawdę lubiłam,byłam na niego zła.Jest świetnym chłopakiem i najlepszym jakiego Mary miała,ale ona już prawie się zregenerowała i...
...i nagle poczułam jak ktoś oblewa mnie czymś po nogach! Obróciłam się a za mną stał Max wybałuszając oczy.
-Rose! Strasznie Cię przepraszam! Ktoś mnie popchnął jak przechodziłem...Chodźmy do łazienki!-chwycił mnie za rękę a ja ostatni raz spojrzałam za Mariną.Usiadł koło niej Harry,nie ma się czym martwić.

| Harry |
-A ty co tak tutaj siedzisz sama?-spytałem brunetkę podając szklankę drinka,bo widziałem,że swojego już wypiła.Odwróciła ku mnie swoją głowę.
-Już nie sama.
-No tak,teraz możemy posiedzieć sobie razem,prawda?-uśmiechnąłem się do niej i poczułem jak robi mi się gorąco.Powinniśmy odpalić jakieś wiatraczki czy coś...
-Jak jesteś pijany to co najwyżej możemy się napić!
-O,dobry pomysł,dobry.-zgodziłem się.

Po chwili przyłączył się do nas Zayn i rozmawiając na kompletnie bezsensowne tematy,upijaliśmy się w trójkę przez dobrą godzinę.
-No ale wiesie...-zaczęła Marina.-..moi rodsise na przykład to mnie kom...komm...kompsletnie nie rosumieją!
-A so sie stało?-spytałem.
-Jak nie wiadomo o so chodsi to chodsi o nauke.-odpowiedział za nią Zayn a ona pokiwała głową.
-Ten obok dobsze gada,polej mu!-rozkazała i tak też się stało.


| Rosalie |
-I tak będzie trzeba je wyrzucić,ale przynajmniej jest sucho.-opuściłam łazienkę a Max spojrzał na mnie strapiony.-Hej,nie przejmuj się,to tylko rajtki!
-Odkupię Ci nowe!-zaproponował.-Albo dziabnę coś z szafy Mary...albo jakoś Ci to po prostu wynagrodzę,tylko powiedz jak!
-Zwykła kawa wystarczy.-szepnęłam lekko speszona.

-Kawa z ciastkiem.Okej.Nie ma sprawy.Może...może jutro?
-Może być.-uśmiechnęłam się.-Idziemy potańczyć?
-Jestem co prawda kiepski...
-Na miłość Boską czy tylko ja wiem,że ty i twoja siostra chodziliście na lekcje tańca aż skończyliście 14 lat?-wypaliłam i przez chwilę zrobiło mi się głupio,ale Max zaczął się śmiać.
-No wiesz...jak skończyliśmy 12 to tylko udawaliśmy,że chodzimy.Tak naprawdę odkrywaliśmy nieznane części miasta na deskach więc jak wracaliśmy do domu cali zdyszani,mama myślała,że to po ciężkim treningu.
-No proszę,czego ja się tutaj dowiaduję.-oparłam ręce na biodrach.-Ale do tej 12stki chyba coś tam tańcowaliście,hm? Przecież widziałam was nie raz,jesteście świetnymi tancerzami! Z resztą tak jak wasi rodzice,macie to we krwi.
-Eee tam.Trochę,to nic wielkiego...Mógłbym Cię pouczyć! Eee...oczywiście jakbyś chciała.
Zawahałam się przez chwilę patrząc na niego.Patrzył na mnie z dziwną nadzieją w spojrzeniu.Oni naprawdę świetnie tańczyli,a ja nigdy nie miałam styczności z tańcem,co jeśli się tylko zbłaźnię?
-Z chęcią.-odpowiedziałam a on się uradował.
-To jeszcze się umówimy na lekcje,a teraz chodźmy!-złapał mnie za rękę i pociągnął a ja wybałuszyłam oczy.Myślałam,że ma na myśli pokazanie mi jakichś kroków właśnie dzisiaj,tutaj.W tłumie i ciemności może nie zauważyłby moich błędów i kulfonowatych kroków..Ale co tam,będę martwić się tym później!

| Harry |
Nasza pozycja nie zmieniła się od kolejnej godziny,nadal siedzieliśmy na kanapie coraz więcej pijąc.To niesamowite,że Marina nawet z opadającymi powiekami,poplątanym językiem i czerwonymi policzkami wyglądała...pięknie.Nie miałem pojęcia dlaczego,ale zacząłem wpatrywać się w jej usta kiedy mówiła coś,czego w tej chwili nie dosłyszałem.
-Chyba szeba polaś Hazzie bo soś przysichł chłopak...hik!-mruknął Zayn czkając i podniósł się aby nalać mi do kieliszka.Wykorzystując moment kiedy zwolnił obok niej miejsce,gdy była w pół zdania pochyliłem się nad nią i nie myśląc nad tym co robię pocałowałem ją.Miałem wrażenie,że ten pocałunek trwał bardzo długo,a jej usta całe rozpalone i wilgotne coraz bardziej mnie przyciągały.
Nagle poczułem ostry ból w okolicy czaszki i odskoczyłem łapiąc się za bolesne miejsce.
-PRZESTAŃCIE MNIE WRESZCIE WSZYSCY CAŁOWAĆ!-krzyknęła oburzona.Podziałało to na nią i na mnie,a także na osłupiałego Zayna jak nie jedno wiadro wody.
-Kto Się jeszsze sałował,Mary?-wstałem odruchowo.-Saras mu dokopie..
-Pogięło Cię do reszszty?!
-Wybaszysz mi ten niesręszny insydent?-złapałem ją za ręce.
-Nie! Jak..jak śmiesz...
-Sayn,powieds jej soś...-spojrzałem na mulata a ten pokazał,że umywa od tego ręce i lekko rozdrażniony usiadł z butelką w dłoni.-A myślałem sze jesseś moim pszyjasielem...

-Wybasz mi kobieto,bo dłuszej tego nie zniose...-złapałem się za loki,a ona wzięła zamach i strzeliła mi z liścia w policzek.
-AAUUAA! Za so to?!-wrzasnąłem a ona uśmiechnęła się cwaniacko.
-Teras Si wybaszam,ale miej się na baszności,Styles.-pogroziła mi palcem i usiadła z drugiej strony Zayna wyrywając mu butelkę z ręki.-Nie wiem szemu tu s wami siedse...-westchnęła i upiła spory łyk po czym oddała mu ją.

Hello! Nie zabijecie mnie za taki długi,co? Ale nie wiedziałam w którym momencie go skończyć.Ale chyba chcieliście długi :D Mam nadzieję,że wam się spodoba.I nie ma co,ale słowa Zayna w kończącym gifie są chyba odpowiednie do tego rozdziału xDD

21 stycznia 2013

Rozdział 22


| Marina |
Idąc przez centrum miasta zauważyłam,że ktoś  podąża za mną od pewnego czasu.No chyba,że popadłam w całkowitą paranoje bądź Bóg już zesłał seryjnego morderce aby ukarać mnie za brutalne złamanie serca niewinnemu.
Spowolniłam krok aż w końcu brutalnie przystanęłam,a osoba tuż za mną dobiła w moje plecy.
-Eee..cześć!-gdy się odwróciłam przed oczami ujrzałam owego chłopaka z centrum handlowego,którego dwukrotnie poturbowałam.
-Ach,Święty Mikołaj.
-Jak się masz? Wyglądasz na przygnębioną.
-I tak też się mam.-mruknęłam ruszając powoli.
-To bardzo kiepsko.Co się stało?-dorównał mi kroku.
-A niby czemu miałabym Ci powiedzieć? Ledwo się znamy.
-Potrafię być dobrym słuchaczem.Będzie Ci lżej,uwierz mi.
-Złamałam serce osobie,którą niegdyś mocno kochałam...-odpowiedziałam po chwili tempo wpatrując się w drogę przed siebie.
-A on nadal tak mocno Cię kocha?
Pokiwałam głową.Opowiedziałam mu to co ciążyło mi na sercu,przez całą drogę aż ku początkowi osiedla na którym znajdowała się miejscówka One Direction.
-Faktycznie jest mi lepiej.-przyznałam.-Ale TROCHĘ,nie bierz sobie tego do serca!-wskazałam na niego paluchem a on uśmiechnął się.-Dzięki,mimo wszystko.
-Nie ma sprawy.Odprowadzić Cię na tą imprezę?
-Myślę,że ten kawałek dam sobie radę.
-No to...do zobaczenia.-pochylił się i cmoknął mnie w policzek,a potem szybko odwrócił się na pięcie.-Uciekam zanim mnie zabijesz,Marino!
-I słusznie!-zawołałam za nim.Po przejściu kilku kroków zmrużyłam brwi.-Na prawdę wyglądam na taką?-spytałam samą siebie na głos a dwie dziewczynki przechodzące obok spojrzały na mnie.
-Nie odpowiadajcie!-dodałam szybko,nałożyłam kaptur i wsadzając ręce do kieszeni przyśpieszyłam.


Jeszcze nie wyszłam na odpowiednią ulicę,a już słyszałam muzykę dochodzącą z ich wielkiego domu.Stając przed drzwiami stwierdziłam,że musi być tam sporo ludzi i tak też było.Wchodząc do środka,pierwsze co zrobiłam to ściągnęłam kurtkę i rzuciłam gdzieś do szafy wyciągając stamtąd jedną butelkę szampana.Otworzyłam ją za jednym zamachem,a chłopak obok zachichotał.
-Musisz być bardzo zdesperowana.
Wystarczyło,że zmierzyłam go wzrokiem,a ten przymknął usta i odwrócił się zmieszany.Weszłam w głąb domu i zaczęłam się zastanawiać czy aby dobrze trafiłam,bo nie kojarzyłam żadnych twarzy!
Muszę przyznać,że takiego wejścia do salonu nie spodziewałam się nawet po sobie...Nie ma to jak zahaczyć stopą o kabel i wypieprzyć się polewając się przy tym szampanem.Niestety na tym się nie skończyło...moja noga pociągnęła za sobą kable wyrywając je z wtyczki i muzyka momentalnie ustała.Ktoś zaświecił światło i dopiero wtedy rozpoznałam,że jestem na dobrej imprezie.Zayn znad sprzętu kiwnął na mnie głową i jakby nie patrzeć to był ich salon.Szybko podłączono kable i impreza z powrotem poszła w ruch.
-Nie ma to jak dobre wejście,stara!-usłyszałam przy uchu i odwróciłam się zaskoczona.
-Sam? Co ty tu do licha robisz?!
-Przyjechałam!-okręciła się wokół własnej osi.-Słyszałam o Jamesie! Strasznie mi przykro!-zawołała uśmiechając się od ucha do ucha.
-Widać.-mruknęłam.
-Muszę już iść,zobaczymy się później!

I zwiała mi z oczu biegnąc gdzieś na górę.Podnosząc z ziemi butelkę,poprawiłam włosy i ruszyłam na taras gdzie nad basenem ujrzałam Rosalie i Maxa.
-Cześć gołąbeczki.-usiadłam po środku nich a oni spojrzeli na mnie.-Nie wiem czemu to powiedziałam.-przyznałam po chwili ciszy a oni od razu się rozchmurzyli.-Wy też macie wrażenie,że nikogo tutaj nie znacie?
-Niestety tak..-westchnęła Rose.-Liam mówił,że impreza trochę wyrwała się spod kontroli.Ich znajomi zaprosili swoich znajomych,a oprócz tego każdy kto słyszy muzykę po prostu wbija...
-Apropos Łan Di,gdzie oni są? Widziałam tylko Zayna.A wiedziałaś,że Sam już wróciła? Nic mi nie powiedziała,nawet sms'sa nie wysłała!
-Gonią tu i tam,za chwile się zmęczą i pewnie gdzieś przyklapną.A ją widziałam,przyleciała do nas tańcząc i śpiewając gangam style,więc nie dało się jej nie zauważyć.-skrzywiła się.-Ty wiesz,że ona śpiewa to po koreańsku?
-Hahahaa,muszę to usłyszeć.
-Mary...-zaczął Max,ale przerwałam mu jednym gestem.
-Ani słowa o Jamesie.To definitywnie skończone i nie chcę o tym rozmawiać.Dzisiaj się baaawię!-krzyknęłam i upiłam łyka z butelki a oni zerknęli na siebie znacząco.
-To ja pójdę do kumpli.-mój brat wstał i odszedł chwiejącym się krokiem.
-To u nas rodzinne.-zakpiłam patrząc za nim.-Jak tam wam się układa?
-Sama nie wiem...Max jest taki jakiś inny.Dziwnie się zachowuje jak tylko mnie zobaczy.-wzdrygnęła się.
-Eee..przesadzasz.Powinnaś się napić.-podałam jej butelkę ale ona pokiwała głową.
-Chcę coś z tej impry zapamiętać.-zachichotała.-I błagam Cię,ty też nie przesadź.I najlepiej nie bierz tego co poda lub zaproponuje Ci Zayn albo Louis,dobra?
-Dlaczemu? Mają coś mocniejszego?

-O nie nie nie,nawet o tym nie myśl!
-Rosalie,ja jestem dzisiaj w kiepskiej formie..Potrzebuję się trochę zabawić...
-Sama mi kiedyś mówiłaś,że można się dobrze bawić bez alkoholu.To twoje słowa,pamiętasz?
Podrapałam się po nosie i czknęłam.
-Kłamałam.
Przyjaciółka zrobiła facepalma a potem przeniosła się na leżak,który został zwolniony.
-Nie no,dobra,nadal tak uważam,ale nawet nie wiesz jak ja się czuję...Kurcze,łamanie komuś serca to okropne uczucie.-skrzywiłam się i upiłam spory łyk.

| Harry |
-Harry.-poczułem na ramieniu dłoń Liama.-Jak tak dalej pójdzie będzie trzeba dzwonić po Paula.
Spojrzałem na przyjaciela,który obejmował w pasie swoją dziewczynę.Zmarszczyłem czoło i pokiwałem głową.
-Niestety...niestety wiem.Przed chwilą jakieś dziewczyny przeszukiwały szuflady w moim pokoju.Pozamykałem nasze sypialnie na klucz.-westchnąłem.
-Tyle dobrze.My z Niallem wykopaliśmy tych najbardziej niewychowanych gości...
-...więc jak na razie można się rozluźnić.-dokończyła za niego Danielle.-Chodźmy się pobawić.
Liam spojrzał czy nie mam nic przeciwko,ale ja z uśmiechem dałem mu wolną rękę.

-Dawno się nie widzieliście,należy wam się!
I odeszli przytuleni zabierając ze sobą poncz.Gdy schodziłem po schodach,zauważyłem jak przed frontowymi drzwiami stoi dziewczyna uderzająco podobna do...Samanthy.Długie,blond włosy,szeroki uśmiech i pucowate policzki,tak to musi być ona.Nie podobało mi się tylko to,że z dwóch stron obejmowali ją jacyś faceci z fajkami w ustach.Podszedłem bliżej i zauważyłem,że obydwoje są nieźle wstawieni.
-Puśćcie ją.-rozkazałem ale oni tylko zarechotali.-Sam,co ty tu robisz? Z nimi?-wydukałem.
-Dobrze się baaawimy!-zawołała uradowana i wypiła to co podał jej jeden z nich.Sfrustrowany pociągnąłem ją za rękę,ale ta zaczęła mi się wyrywać.
-Czego ty chcesz?!
-Idziemy! Nie widzisz co to za typki?-wysyczałem jej prosto w twarz,a ona spoważniała.
-To moja sprawa co robię,a tobie nic do tego,Styles.Nie jestem małym dzieckiem.
Rozluźniłem uścisk i wyprostowałem się.Po tych słowach zmieniłem zdanie co do niej.
-Ale tak się zachowujesz.-syknąłem i wróciłem do środka.Wkurzony niechcący popchnąłem jakąś dziewczynę,która oblała się piwem,ale chyba nic jej nie było.
-Nigdy nie umyję tej bluzki!-pisnęła do swojej koleżanki.Odwróciłem się za nią i uświadomiłem sobie,że te dziewczyny mają może z 13,14 lat.Podszedłem do nich i wziąłem im puszki z rąk.
-Jesteście Directionerkami?-spojrzałem na nie poważnie,a one obydwie pokiwały głowami.-To proszę was,skoro już się tu znalazłyście..nie wiem jakim cudem..-westchnąłem.-nie pijcie.
-Okej!-pisnęły jeszcze głośniej a ja wywróciłem oczami ale uśmiechnąłem się delikatnie.Wypiłem ich piwa do końca i podszedłem do Zayna.
-Ty też jesteś wstawiony?-spytałem go a on tylko wzruszył ramionami i zaśmiał się.

Pokręciłem głową,ale stuknęliśmy się kieliszkami,które leżały tuż obok niego i wypiliśmy do dna.

| Marina |
-Życie jest ciężkie,Rosalie...
-Co ty nie powiesz,hm? Co masz na myśli?-odwróciła ku mnie głowę.
-Alkohol sam do Ciebie nie przyjdzie,musisz po niego zajść.Życie jest ciężkie,Rosalie...-powtórzyłam wstając a ona zachichotała.
-Możesz mi przynieść poncz,jeśli chcesz!-zawołała za mną a ja podniosłam kciuk do góry nie odwracając się.Zmierzałam pomiędzy ludźmi zastanawiając się gdzie tak długo podziewa się Max i wtedy go dostrzegłam.Siedział na murku przy jacuzzi na tyłach domu,a wokół niego było chyba z dziesięciu kumpli,których bardzo dobrze znałam.Niektórzy z nich jeździli z nami na deskach.
-Co się tak śmiejecie?-podeszłam do nich.Kilku z nich wraz z Maxem odwróciło się słysząc mój głos i wtedy zauważyłam,że trzymają w rękach coś na kształt papierosów.Tylko że coś mi nie pasowało...nie wyglądało to na papierosy,tylko na...
-Chcesz jointa,Marinko?-spytał mnie Joel wyciągając do mnie rękę,a ja spojrzałam pierwsze na niego,a potem na brata.
-Pogięło was?
-Mary...uspokój się.-Max podszedł do mnie ale ja się cofnęłam.-To co zawsze mówili Ci rodzice...to nie jest takie poważne,oni Cię tylko straszyli.
-Żartujesz sobie ze mnie? Czy wy...czy wy w ogóle wiecie,że jeden joint to jak wypalenie pięciu fajek naraz?!
-Daj spokój...-Dylan machnął ręką i razem z Joelem powrócili do reszty.
-Nie mówi nic rodzicom,okej?-poprosił mnie a ja popatrzyłam mu w oczy.Miałam ochotę...przywalić mu w twarz,kopnąć go w brzuch,albo pociągnąć za włosy ale tylko zacisnęłam pięści i uciekłam stamtąd zostawiając go z wyrzutami sumienia.

| Max |
-Ej,stary,chyba nie przejąłeś się swoją młodszą siostrzyczką,co?-parsknął śmiechem Dylan.
-Nie lubię mieć z nią problemów.-wyznałem szczerze i przysiadłem z powrotem na murku.
-Za łatwo dajesz się omamić kobietom.-poklepali mnie po plecach ale mnie już nie było do śmiechu.
-Napij się i rozchmurz,to tylko dziewczyna.
-Na dodatek siostra.
Słuchając ich nie potrafiłem się dłużej oprzeć więc wziąłem puszkę i wzdychając wypiłem całą za jednym zamachem.
-Myślisz,że powie twoim starym?-spytał nagle Joel.To on był moim najlepszym przyjacielem i jako jedyny znał moją rodzinę na wylot.Wiedział,że gdyby się dowiedzieli byłbym skończony.
-Nie.-odpowiedziałem po chwili zastanowienia.-Co do tego nie mam wątpliwości.


Chcieliście długi = macie długi,ale nie bijcie jeśli przesadziłam :D
 Tweetujcie na twitterze hasło:
Teraz mała sprawa: Czy byłybyście chętne do obejrzenia twitcama na którym będę? :P Bo mogę wam przesłać linka kiedy zrobię.

17 stycznia 2013

Rozdział 21


Bolesne jest tracić wszystko,w co się wierzyło...


-Albo ich nie ma,albo nie chcą nam otworzyć.-powiedziała Rosalie marszcząc czoło.
-Aaa weźmy się nie cackajmy.-pociągnęłam za klamkę.W środku był jeden,wielki chaos.Wszędzie walały się pudła,grała głośna muzyka,poprzestawiano meble,a chłopaki gonili to na górę to na dół kompletnie nas nie zauważając.
-Dziwisz się,że nie otwierali?
Weszłam wgłąb domu,konkretniej do salonu gdzie Liam majstrował coś przy kablach,Styles zawieszał balony,a Malik bawił się przy sprzęcie muzycznym.Nikt nie zwrócił uwagi na naszą obecność dopóki nie zagwizdałam na palcach.
-Jak ty to robisz...-jęknęła rudowłosa zatykając uszy.
-Ooo! Kogo my tu mamy!-zawołał Harold podbiegając do nas.
-No właśnie,co wy..już wróciliście?-zapytałam zaskoczona.
-Wiedziałem,że kto jak kto,ale ty ucieszysz się na nasz widok!-złapał nas obydwie w ramiona.
-Taa.-szybko się wyśliznęłam i podeszłam do Liama.
-Co tu się będzie działo?
-Imprezka.-uśmiechnął się szeroko.
-Mmm,na którą oczywiście jesteśmy zaproszone?
-Nazywaj to sobie jak chcesz,ale ty też zabieraj się do pomocy.-odezwał się Louis,który wszedł właśnie z wielką kulą dyskotekową w rękach.
-Jeszcze czego.-pokazałam mu język.
-A ja myślałam,że się wyprowadzacie.-powiedziała Rose.

Gdy Śniady powrócił do dj'owania złapałam garstkę balonów i wykładając się na kanapie zabrałam się za dmuchanie ich.Podczas tego Rose i Lou poszli na zakupy,Liam przykręcał kulę ze światełkami na środku sufitu,Zayn nadal robił to co robił,a Harry i Niall przesuwali meble.
-Musimy przenieść tą sofę.-oznajmił blondyn i razem z lokowatym podnieśli ją ze mną na samej górze.
-Czad.Możecie mnie tak podrzucić do domu.



| Rosalie |

-Zastanawiam się czy wszystko mamy...oo to chyba Max!-zawołał Louis wychodząc z Tesco.
-Siemanko.-przywitał się 'Marinowy' brat podchodząc do nas.
-Po co wam tyle żarcia?-zachichotał.-Wyjeżdżacie gdzieś?
-Taka tam mała imprezka.
-Zwykle określenie 'mała imprezka' nie kończą się zbyt dobrze.-zauważyłam.
-A tam,przesadzasz.Max,mam nadzieję,że wpadniesz? Twoja siostra też będzie,ktoś musi ją przypilnować,więc kto zrobi to lepiej jak nie starszy braciszek,hm?-poruszał zabawnie brwiami.
-Ty też się wybierasz,Rose?-spojrzał na mnie z nutką nadziei w głosi.
-Eee no chyba tak.-mruknęłam.
-To wpadnę.-odpowiedział od razu i uradowany pobiegł do sklepu.
-Uuuhuhuu..
-Co?
-Nie,nic.Chodźmy,chodźmy.
Po powrocie zastaliśmy już dużo kolorowszy dom.Zastanawiałam się dlaczego Harry wieszał balony skoro to nie były żadne urodziny,ale stwierdziłam,że nie będę się wtrącać-każdy ma inną wizje tego co robi.
-Co to za pudło,Liam?-zapytała Mary.
-Aaa jest tam dość fajna kula,ale za mała na to pomieszczenie więc idzie na śmietnik.
-Mogłabym ją wziąć?
-Jasne,bierz.
Szczęśliwa złapała pudełko i zaczęła się ubierać.
-A ty gdzie?!-zawołał Lou.-Jeszcze dużo roboty!
-No to dawaj,dawaj.Ja muszę pozałatwiać kilka spraw.Jeśli się uda to wpadnę...kiedyś tam.-machnęła ręką i wyszła,a wszyscy spojrzeli na mnie.
-Ona chyba...To znaczy...Jamie.
-Co Jamie?-Payne uniósł brew.
-Podejrzewam,że wciąż coś do niej czuje.



| Marina |
-Nie mogłaś tego lepiej wymyślić,siostra!-Max uściskał mnie kiedy zaproponowałam zorganizowanie w domu własnej imprezy,tyle że dla rodziny.Tata jako pracownik najpopularniejszej wytwórni zajął się nagłośnieniem i muzyką,mama i ciotki jedzeniem,babcie udekorowaniem a wujkowie oświetleniem.-Teraz spokojnie będziemy mogli zmyć się na imprezkę!
-Czy ja wiem..grunt,że nie zauważą naszej nieobecności.-wzruszyłam ramionami i spojrzałam na zegarek.-Idę się przebrać,do zobaczenia na miejscu.
Ostatecznie wyglądałam tak:

Zależało mi tylko na tym żebym czuła się wygodnie.Równo o 21 wyszłam z domu niezauważona,wymykając się przez pnącza balkonowe,choć muszę przyznać,że w zimie schodzi się po nich o wiele gorzej.
James czekał już na rampie; w miejscu gdzie nasze uczucie rozkwitało i...przekwitło.
-Myślałem,że już nie przyjdziesz.-uśmiechnął się.
-Ale jestem.-westchnęłam.-Chociaż,nie powie,to wszystko jest dla mnie trudne.
-Wiem..dla mnie też.Mary,ja...
-Dlaczego chciałeś się spotkać?-przerwałam mu.
-Właśnie chciałem o tym porozmawiać.O nas...-złapał mnie za rękę.Drugą objął w pasie i delikatnie przyciągając do siebie pocałował.Normalnie nie pozwoliłabym na to,ale w tym wypadku musiałam...musiałam sprawdzić.Jednak gdy było po wszystkim; nic nie czułam.Nic się nie działo,nie zauważyłam już tych samych iskierek,nie poczułam mnóstwa motylów w brzuchu.
Oderwał się ode mnie a na jego usta wpełzł jeszcze szerszy uśmiech.
-Nie ma już nas.-wypowiedziałam te słowa z największym bólem.Nie chciałam go ranić,ale co miałam zrobić? To chyba lepsze niż jakiekolwiek inne kłamstwo.
-Ja właśnie...
-Przepraszam Cię,Jamie..Ja tak nie mogę.Nie mogę na siłę przywrócić uczucie,które już minęło.Musisz...-tu urwałam widząc jego przybitą minę.-Musisz ruszyć dalej bo jesteś świetnym facetem.
-Gdybym był świetnym facetem nie przestałabyś mnie kochać.
-Nadal Cię kocham.Ale nie poradzę na to,że..w nieco inny sposób.I nie wolno Ci siebie obwiniać.To ze mną jest coś nie tak skoro wypuszczam z rąk kogoś takiego jak ty,i to ze mną jest coś nie tak,że tylko ty mnie rozgryzłeś.To po mnie chodzą same problemy,jeden po drugim i dlatego musisz ruszyć dalej,zapomnieć o mnie,znaleźć kogoś innego! Kogoś...lepszego niż ja.
-Nigdy nie znajdę kogoś lepszego niż ty.Zawsze będziesz moją pierwszą miłością.Zastanów się jeszcze...Nie rób mi tego,Mary.-oparł czołem o moją głowę i przymknął powieki.
-Musze Jamie.-z każdym słowem nienawidziłam siebie coraz bardziej.-Bądź silny,wiem że dasz radę.Kocham Cię.Zawsze będę.-zamykając w jego dłoni bransoletkę odwróciłam się i ruszyłam przed siebie.Światło księżyca odnalazło moje skrywane pod rzęsami łzy.Przed nim nic się nie ukryje.

Krocząc wzdłuż ciemnej ulicy uświadomiłam sobie pewną rzecz.Samotność to cena,którą płacimy za szczerość,bezkompromisowość i paskudny charakter.A przed oczami wciąż migały mi słowa: 'to ze mną jest coś nie tak.'


Końcówka lekko przygnębiająca,ale cóż,przynajmniej mniej więcej określa mój humor.Mimo to mam nadzieję,że choć trochę wam się spodoba.Dziękuję za głosy w ankiecie,na pewno wezmę je pod uwagę.A już teraz zapraszam do głosowania w kolejnej ankiecie.W zakładce 'bohaterowie' wstawiłam nowe zdjęcie Mariny,więc zapraszam do obejrzenia i lepszego wyobrażenia jej twarzyczki :) Buziaki.

Ps.Jeśli nie chcecie żebym się skompromitowała w poniedziałek to trzymajcie za mnie kciuki, xx.

7 stycznia 2013

Rozdział 20

Po pożegnaniu Louisa,Malika a także Rose z jej rodzicami,zadowolona z siebie wspięłam się po schodach udając się do swojego pokoju.Przeliczyłam się jednak,myśląc,że nareszcie będę mogła odpocząć i położyć się w swoim miękkim łóżeczku,które wzywało mnie do siebie tak zachłannie...Zostałam wezwana do salonu i przez kolejną godzinę musiałam tłumaczyć mojej rodzinie,że nic nie łączy mnie z tymi 'uroczymi młodzieńcami' a tym bardziej,że nie jestem z żadnym z nich zaręczona!
-Babciu,w dzisiejszych czasach dzieci same wybierają sobie narzeczoną czy narzeczonego i bynajmniej dziewczyny nie muszą poślubiać kogoś w wieku 15 lat!-zawołałam już totalnie poirytowana.
-Niestety wiem i uważam,że to wcale nie wróży nic dobrego,moja droga.-powiedziała,a druga babcia ją poparła.
-Chciałabyś żebym paradowała przed tobą z obrączką na palcu i wywalonym,ośmiomiesięcznym brzuchem?-spytałam a mama skarciła mnie wzrokiem ale mimo to uśmiechnęła się pod nosem.Dopiero po chwili uświadomiłam sobie,że ona w moim wieku,albo jakoś rok później,urodziła Maxa.Bardzo wcześnie wkroczyła w dorosłość i nie dziwne,że ludzie czasami myślą,że jesteśmy siostrami.
-Czyli możemy się pożegnać z marzeniem,że zostaniemy młodymi babciami,Penny.-powiedziała nie udzielając mi odpowiedzi.-No chyba,że Maximilian nas zaskoczy.
-Max,babciu.-mruknął mój brat,który siedział koło mnie a gdy parsknęłam,ten kopnął mnie w nogę.
-Słucham?
-Powiedział,że uwielbia jak tak do niego mówisz.-rzekłam z wielkim uśmiechem i przez dziesięć minut śmiałam się z niego,jak próbował wytłumaczyć babci,że nikt prócz niej tak do niego nie mówi.Przynajmniej w tym babcia była kochana: że trzymała moją stronę będąc pewną,że jej nie okłamuję.
-Pożałujesz tego.-syknął mi półgębkiem.
-Też Cię kocham,braciszku.-szepnęłam i podniosłam się.-Moi kochani,czy nie będziecie mieć nic przeciwko jeśli pójdę się położyć? Padam z nóg!
-Oczywiście słoneczko.-powiedział dziadek i w tym samym czasie wstał Max.
-W zasadzie to ja też...
-Och,Max! Po prostu zero kultury! Rodzina przyjechała do Ciebie w odwiedziny,spędź z nią trochę czasu!-skarciłam go i gdy nikt nie patrzył pokazałam mu język.
-Marina ma rację,musimy jeszcze porozmawiać,siadaj Max.-rozkazał mu wujek a ja odwróciłam się i przybiłam piątkę dziadkowi,który śmiejąc się kręcił głową.Ucałowałam go w czoło i popędziłam do pokoju.

| Louis |
-Dawno nie miałem tak przyjemnej wigilii.-powiedziałem w oczekiwaniu aż Zayn znajdzie klucze od domu.
-Ja też.-parsknął.-Od jakichś...19 lat.
-Nigdy nie widziałeś jak wygląda chrześcijańska wigilia?
-Nie.-otworzył drzwi i weszliśmy do środka.Po jakiejś godzinie leżałem koło telewizora z puszką piwa w ręce,a mój wierny towarzysz na kanapie czytał jakąś plotkarską gazetę,której nazwy nie byłem w stanie przeczytać,bo wszystkie literki mi się rozmazywały.
-A..a pamiętasz,stary,jak wysadziliśmy Cię z Hazzą pod domem Mariny w tą cholerną ulewę? Hahahahaaha,to były czasy! Superowe!
 -Jak dla kogo.-mruknął i przewrócił następną stronę.
-Byłeś wścieeekły...jak cholera.I tak cholernie padało! Hahaha,to był cholerny i chory pomysł Harolda!
-Przestań cholerować i lepiej uważaj bo zaraz rozlejesz to piwsko.-powiedział beznamiętnie nie podnosząc wzroku z nad gazety.
-A co ty wtedy czułeś,Zayn?-podniosłem się i usiadłem obok kanapy.-Powiedz mi,mój przyjacielu.
Zerknął na mnie kątem oka,następnie na moje piwo,które trzymałem w ręce,a potem z powrotem na gazetę.
-No weź się nie wstydź.-szturchnąłem go w kolano.-Mi możesz powiedzieć.-nadal cisza.-Pewnie nie chcesz mi nic wyznać bo tak naprawdę Marina to fajna laska,co?
-Zamknij się już...albo wyjdź stąd...i daj mi czytać...-odpowiedział powoli.
-Dobrałem was do siebie w photoshopie!-krzyknąłem.-Teraz sobie przypomniałem! Chcesz zobaczyć jak wyglądalibyście razem?
W tym momencie Zayn wstał,pchnął mnie lekko swoim ramieniem i ze złością na twarzy poszedł do swojego pokoju.
-Ja tylko żartowałem! Nie mam waszego zdjęcia! Eeej no,to był żart!-zawołałem za nim,ale w zamian za to usłyszałem głośne trzaśnięcie drzwiami.Wzruszając ramionami wyłożyłem się na miękkich poduszkach i włączyłem MTV.

| Mary |
-JAK TO ZOSTAJĄ JESZCZE DWA DNI?!
-Cicho bądź,bo ich obudzisz!-syknęła mama kiedy dowiedziałam się,że moi wspaniali goście przedłużają sobie wizytę.Było coś koło 8 rano i jak na razie tylko my byłyśmy na nogach.
-I co z tego! Już po wigilii,więc mogą się spakować i wrócić do siebie,a ja z przyjemnością pomacham im białą chusteczką.-mruknęłam siadając na barowym krzesełku.
-Daj spokój,widzimy się z nimi może dwa razy do roku,wytrzymasz.
-Ale mamo...
-Koniec dyskusji.-powiedziała lekko surowym tonem.-Boli mnie głowa i nie mam ochoty na głupie przegadywania.Zostają i koniec,a ty musisz się dostosować.
-Josh i Laura chrapią.-jęknęłam.-Dlaczego muszą spać akurat w moim pokoju?
-Chyba przed chwilą coś powiedziałam,nie słyszałaś?
-Co w nią wstąpiło...-szepnęłam,ale ona to usłyszała i zerknęła na mnie spode łba.-Okej,okej...
-Lepiej idź zobacz pod choinkę,a nie marudź z samego rana.
I wtedy uśmiech momentalnie wpełznął na moją twarz.Pobiegłam do salonu,gdzie pod zielonym drzewkiem znajdowało się mnóstwo prezentów.Odszukałam kupkę z napisem 'Mary' i zaczęłam otwierać.
-Woow...-wyrwało mi się na widok nowiuśkiego laptopa.Odkąd zepsułam swojego (naprawdę niechcący strąciłam go i wypadł z parapetu przez okno!) dostęp do internetu miałam tylko dzięki tabletowi lub notebooku,a to było nieco uciążliwe.Laptop był od rodziców.Gdy tata stanął w drzwiach tuż obok mamy,podleciałam do nich i uściskałam z całej siły.
Od Maxa dostałam śliczne,nowiuśkie vansy o których marzyłam i dołączone do nich zdjęcie oprawione w ramkę.Były to połączone ze sobą cztery malutkie zdjęcia...malutkiej mnie! Musiałam mieć wtedy z 5 lat.

Uśmiechnęłam się na widok siebie,a za sobą usłyszałam śmiech rodziców,a po chwili mlaskanie,czyli pewnie się całowali. (ugh!)
-Ekhm ekhm,demoralizujecie nieletnią...-odchrząknęłam,a oni zachichotali.
Od cioci Sharon i wujka dostałam pieniądze w kopercie,tak samo jak od rodziców mamy.Trzecia koperta była od rodziców Josha,Laury i Timmiego,a od nich dostałam kilka materiałowych bransoletek i cały worek słodyczy.Druga babcia,babcia Penny nie mogła wziąć przykładu z innych dorosłych,tylko uszyła mi...(jak co roku z resztą)...sweter.Gruby,wielki,wełniany sweter.
-Na pewno nigdy go nie założę.-powiedziałam sama do siebie i chwyciłam do ręki kartkę na której pisało: DLA MARY-NAJÓKOCHAŃSZEJ KUZYNKI a na odwrocie widniały jakieś trzy stwory:

-To miłe z ich strony,prawda kochanie?-spytała mama zaglądając mi przez ramię.
-Taa...UROCZE.
-A ty co im dałaś?
-Ja..no..ten tego...dopiero im to dam.-skłamałam i odwróciłam się szybko żeby nie widzieli mojej miny.Cholernie zapomniałam o tym żeby obdarować upominkami moją przyjezdną rodzinę.Bardziej skupiłam się na Rose,Sam,reszcie naszej osiedlowej paczki i One Direction,niż na nich.'Masz jeszcze cały dzień Mary,coś wymyślisz'-pomyślałam i zabrałam się za rozpakowywanie paczki z podpisem: Od Harry'ego,Nialla,Liama,Louiego i Zayna (którego imię było najwyraźniej zmazane,następnie z powrotem napisane,potem przekreślone i napisane jeszcze raz nad poprzednią wersją) Parsknęłam śmiechem i otworzyłam pudełko w którym znajdowała się nowa,lśniąca deskorolka.Była do niej przyklejona mała karteczka z napisem: Taką Cię poznaliśmy i taką zapamiętamy.
W momencie moje oczy zaszkliły się,a kilka łez opadło na wierzchnią część deski.Mimo wzruszenia czułam się...wspaniale.Rzeczywiście,gdy po raz pierwszy się spotkaliśmy,miałam przy sobie moją starą,zniszczoną już deskę do której jednak miałam wielki sentyment.Przypomniały mi się niedawno wypowiedziane słowa Maxa: '' Hmm...może zadaj sobie pytanie,kiedy ostatnio byłaś na rampie,w knajpie,albo na desce? (...) Najwyraźniej się zmieniłaś. ''
-Chcę już wiosnę!-zawołałam.-Dajcie mi wiosnę bo jak nie to będę tym cudeńkiem jeździć po waszych panelach i schodach!
-Ani mi się waż!-odezwał się tata.-Mamy już dosyć rys na podłodze.
-Doberek!-krzyknął Max wchodząc do salonu w samych bokserkach.-Ooo prezenty!
-Max,jak ty wyglądasz,ubierz się w coś i to już!-syknęłam mama.-Niech no ktoś zejdzie na dół a ty...
-Wooow,nowiuśkie PSP,dzięki tato!-zlekceważył ją i pogrążył się w rozmowie z ojcem,który kupił mu tą zabawkę chyba także pod swoim kątem.Urażona mama poszła do kuchni mrucząc pod nosem,że idzie tam gdzie jej miejsce.
W pudełeczku od Sam znajdowała się świetna koszulka z nadrukiem ze Starbucks'a + kupon na 7 darmowych kaw.Noorrrmalnie,już czułam ich zapach!

Na końcu starannie zapakowane zawiniątko było od Rosalie od której dostałam najnowszą płytę McFly i dwie wielkie paczki m&m's.
-Dzięki za słuchawki,Mar.-dobiegł mnie głos Maxa.
-Co? Aaa nie ma sprawy.Ja dziękuję za butki,są idealne.-ucieszyłam się i pomachałam mu nogami przed nosem.
-A zdjęcie jak Ci się podoba? Słodka wtedy byłaś,co?
-Przepraszam bardzo,to teraz nie jestem?-oburzyłam się.-Co Ci się we mnie nie podoba?
-Twoją słodkość zastąpiła czysta wredność.-pokazał mi język,a ja prychnęłam.-Aaa,zapomniałbym! Chodź ze mną na górę.-złapał mnie za rękę i pociągnął,a ja złapałam w ramiona paczki m&m's żeby nikt mi ich nie dziabnął.Max zaprowadził mnie do swojego pokoju gdzie zaczął rozkopywać kilka szuflad w poszukiwaniu czegoś.Pod oknem na szerokim materacu spały te małe potwory.
-Tu jest.Wybacz,że nie dałem dać pod choinkę ale nie zdążyłem,musiałem zająć się resztą twoich paczek.
-Co to?-spytałam przygryzając cukierki.
-Sama sprawdź.Ale może lepiej nie tutaj,BO ZDAJE SIĘ,ŻE NIE WSZYSCY ŚPIĄ.-powiedział głośniej gdy bliźniaczki zaczęły szeptać.Wzięłam pudełeczko i poszłam do swojego pokoju w którym była tylko rozespana Laura próbująca dojść do siebie.
-O,cześć Mary.Zastanawiałam się gdzie byłaś tak wcześnie.-rozciągnęła się.-Przeszkadzałam Ci? Chrapałam? Matko,mam nadzieję,że nie?
-Eee no coś ty,chyba nie,a przynajmniej nie słyszałam,bo....ee miałam mocny sen..Poczekaj na momencik.
W słodko zapakowanym pudełeczku znajdowało się...kilka wspomnień.Wzięłam w dłoń bransoletkę i przyglądnęłam się jej z najdokładniejszymi szczególikami.Była to ta sama bransoletka,którą kiedyś zapodziałam...w domu Jamesa,mojej pierwszej miłości.Dostałam ją od niego po powrocie z obozu (o którym wspominane jest TU) a zgubiłam dokładnie miesiąc przed naszym rozstaniem.Wtedy,gubiąc ją,nie miałam pojęcia,że to wszystko tak się potoczy.
Oprócz niej,znajdował się tam krótki liścik i nasze wspólne zdjęcie sprzed roku.

Wiem,że uwielbiałaś to zdjęcie i ten dzień w którym zostało ono zrobione.Wiem też ile znaczyła dla Ciebie ta bransoletka.Byłoby to chciwe z mojej strony gdybym zostawił ją dla siebie,żeby choć trochę przypominała mi o naszej wspólnej przeszłości.Chciałbym Ci życzyć,Mary,wszystkiego co najlepsze.To moje pierwsze święta w których czuję,że czegoś mi brakuje,a więc życzę Ci aby Ciebie nigdy nie spotkało to okropne uczucie.W tym momencie czułam jak nogi uginają się pode mną a serce staje w miejscu.Oczy momentalnie się zaszkliły,co zaczynało mnie poważnie wkurzać,bo nie lubiłam łez,tym bardziej u siebie.
Znając Ciebie,właśnie zaczynasz ryczeć,co przecież tobie nie przystoi! - przeczytałam i mimowolnie zaśmiałam się przez łzy.Laura wydobyła z siebie ciche 'czy coś się stało?'
Gdybyś zechciała spotkać się ze mną,to będę dzisiaj czekał tam gdzie zawsze,o 21.Jeśli nie będziesz mogła przyjść z jakichkolwiek przyczyn,zrozumiem.
I pamiętaj o tym żeby się nie zmieniać,bo właśnie będąc sobą jesteś wspaniała i niezastąpiona.
Wesołych Świąt! Jamie.

-Na miłość Boską,Marina,zaczynasz mnie przerażać.-usłyszałam głos Laury,która stanęła koło mnie.-Co się dzieje?
-Nic się nie dzieje.-wytarłam łzy do rękawa od piżamy.-Wcisnęłam niechcący palucha do oka i teraz łzawią oba.Przepraszam Cię,pójdę się już ogarnąć.
I wyszłam,zostawiając ją lekko zdezorientowaną.Szybko ubrałam się,pomalowałam i uczesałam,po czym zleciałam na dół.Max spojrzał na mnie i kiwnął głową czy wszystko w porządku.
-Tak,jest okej.-szepnęłam półgębkiem.
-Siadaj koło mnie,Mary.-odezwał się wujek,a ja wcisnęłam się pomiędzy niego a dziadka Briana.
Po zjedzeniu góry tostów z jajkiem,pożegnałam się ze wszystkimi,ubrałam na siebie płaszcz i wyszłam na zaśnieżoną doszczętnie ulicę (strój Mary).Rosalie czekała już przed moim domem (jej strój).Zwołałam ją bo musiałam...a raczej chciałam powiedzieć jej o prezencie od Jamiego.Po opowiedzeniu jej o wszystkim szczerze mi ulżyło,ale jej mina nie była zbyt wesoła.
-No wiesz,Mary...Widocznie jemu nadal zależy.Bardzo.
Bardzo.To słowo nagle nabrało innego znaczenia.Do tej pory bardzo to ja chciałam iść na koncert McFly,albo żeby bliźniaczki rodem z piekła już sobie pojechały.
-Muszę napić się kawy.-wypaliłam i w pobliskiej kawiarence kupiłam ją na wynos,a Rose czekoladę.
-Teraz Ci lepiej?
-Jeszcze nie bardzo się wchłonęło...ale trochę.
-To może pójdziemy do Ciebie?
-Wybacz,ale nie chcę na razie wracać do mnie.Jest tam koniecznie za dużo członków mojej rodziny.
-To do mnie.
-Niee,to za blisko.
-No to kobieto,zdecyduj się!
-Wszędzie,tylko minimum 50 metrów od naszych domów.
-Okej,w takim razie idziemy do Louisa i Zayna.-ruszyła żwawo a ja zostałam na tyłach.
-Nieee too miałam na myśli.-jęknęłam i pobiegłam za nią.
 No i okrągła 20 przed nami.Mam nadzieję,że się spodoba,odzywajcie się ludzie! ;p
Z ankiety wynika,że directionerki pragną miłości,a więc postaram się wziąć sprawę w swoje ręce,ale wy nadal głosujcie.Pozdrawiam xx