26 czerwca 2013

Rozdział 40



-Jak to? Mówiłaś,że...-zaczął Zayn,ale przerwałam mu zabójczym wzrokiem.Zmieszany wcisnął się w fotel i zasłonił oczy dłonią.
-To był żart!-zawołałam szybko,widząc spojrzenia wszystkich dookoła.-Kiepski z resztą,ale żart.
-Zaczynam się poważnie bać.-stwierdziła Sam i opadła na poduszki.-Co Cię napadło?
-Nie wiem,może udziela mi się od tej nogi.-wzruszyłam ramionami i próbując zapomnieć o całej tej sytuacji przełączyłam na jakąś komedię.-O,Kac Vegas dwójka,super!
-Zaraz zaraz...-przerwał mi Lou i w zastanowieniu podparł brodę dłonią.-Harry i Niall opowiadali jak to zamknęli Ciebie i Zayna w London Eye w walentynki...czyżby upojna nocka?
-Co?-wydukałam,a serce zaczęło mi mocniej bić.
-NIE!-wrzasnął Zayn tak głośno,że aż podskoczyłam.-To znaczy...fuj.Ja jej nawet nie lubię.-wskazał na mnie palcem,a ja kiwnęłam głową.
-W życiu nie pozwoliłabym żeby On mnie dotknął.-powiedziałam pewnym głosem,ale Lou i Liam przyglądali nam się badawczo.
-Ale by były jaja!-zarechotał Niall i klasnął w dłonie.-Bo to wszystko my zorganizowaliśmy,Hazz!
Harry rozchmurzył się po raz pierwszy odkąd przyszła Sam.Poprawił loki i rozsiadł się wygodnie,dźgając mnie przy tym lekko w bok.
-Nieźle...ale żeby w London Eye?-poruszał brwiami patrząc to na mnie,to na Zayna.
-Wasze zboczenie nie zna granic.-wycedziłam i pogłośniłam telewizor.Przez następne dziesięć minut starałam się udawać,że nie słyszę jak Harry,Niall i Lou drążą ten temat tylko skupiałam się na filmie i uwagach Sam co do aktorów.Zayn siedział w jednej pozycji przygryzając w zdenerwowaniu wargę,a Liam smsował jakby nigdy nic,zapewne z Danielle,bo uśmiechał się przy tym delikatnie.Chwilę po tym jak Niall wpadł na genialny pomysł połączenia naszych zdjęć w necie i sprawdzenia jak wyglądałoby nasze dziecko,wróciła moja mama w towarzystwie Rose i Max'a.
-Przyprowadziłam Ci gości,Mary,jakby Ci ich jeszcze było mało.-zachichotała i poszła do siebie.Rose wywaliła Hazzę na ziemie i dzięki Bogu usiadła koło mnie,a Max usiadł jak najdalej Zayna.
-Rosalie,padniesz jak Ci coś powiemy!-zawołał Lou,a Niall parsknął śmiechem.-Ty z resztą wujaszku też!-te słowa skierował do Max'a,a ja miałam ochotę na niego zwymiotować.
-Cokolwiek Ci debile powiedzą,to NIE JEST prawda!-zasłoniłam mu usta dłonią,ale kretyn zaczął mnie gryźć.


-Mary?-Mama podeszła do mnie po cichu i usiadła obok mnie na kanapie.
-Hm?-podniosłam głowę znad książki i spojrzałam na rodzicielkę.
-Powiedz mi...znaczy się..kiedy odprowadzałam twoich przyjaciół do drzwi,Louis zaczepił mnie i powiedział mi coś o jakimś..rozkwitającym związku? To działo się bardzo szybko,nie zrozumiałam go do końca,wspomniał o dwóch zagubionych duszach...coś o jakimś przyciąganiu...
-Mamo..
-...przeciwieństw i...
-Mamo.-położyłam rękę na jej dłoni.-Mają te słowa jakiś sens?
-No..może mają,ale ja chyba tego nie zrozumiałam i...
-To jest Louis.Louis Tomlinson,pacan jakich mało i uwierz mi,nie warto go słuchać.-poklepałam ją po kolanie i wróciłam do książki.
-Chcesz mi powiedzieć,że ty...nie spotykasz się z nikim?
Przymknęłam książkę wzdychając.Chyba sobie jednak nie poczytam.Odłożyłam ją na stół i wyprostowałam się,patrząc na nią.
-Nie,z nikim się nie spotykam.Nadal pamiętam o Jamie'm.
-Och,skarbie...Ja wiem,że gnębi Cię poczucie winy przez to,że odszedł wtedy kiedy go zostawiłaś,ale minęło już kila miesięcy.Musisz się trochę rozerwać!
-Próbowałam się ostatnio rozerwać i zobacz jak to się skończyło.-poklepałam moją obolałą nogę a ona uśmiechnęła się lekko.-Nie martw się,wszystko jest pod kontrolą.Ruszyłam dalej,ale nie spotkałam jeszcze nikogo wartego zachodu.A o Jamesie muszę i będę pamiętać,bo to była miłość mego życia.-zarumieniłam się lekko.
-Ciekawe czy..gdyby żył,czy żylibyście razem długo i szczęśliwie.Czy może prędzej czy później,rozstalibyście się,może rozwodem,tak jak bywa to tradycją w naszej rodzinie.
-O czym ty mówisz?-zainteresowałam się i usiadłam wygodniej.
-Jak byłaś malutka to Ci o tym opowiadałam,ale pewnie nie pamiętasz.Kobiety z rodu Evansów nie mają wielkiego szczęścia w miłości.Już od twojej...-zastanowiła się chwilę-..pra-pra-pra babki.Od tamtej pory,a może i wcześniej,tego nie wiemy,pierwsze poważne związki kończą się raczej katastrofą.Najczęściej są to rozwody,bo każda z nas wychodziła za mąż dosyć wcześnie.
-Jak to? Rozwiodłaś się już kiedyś z tatą?
Mama wstała i ruszyła do kuchni,a ja poczłapałam za nią.Wyciągnęła z lodówki dwa kubeczki lodów i podała mi jeden.
-Tata jest moim drugim mężem.
Już dawno moje oczy nie wybałuszyły się aż tak bardzo.Lody,które właśnie połykałam utknęły mi w gardle.Co to ma być?
-Żartujesz?-wydukałam jak tylko odzyskałam mowę.Audrey Evans-Davies oparła się o blat i powoli pokiwała głową.
-Ale..jak to...przecież wyszłaś za tatę jak miałaś...
-21 lat,zgadza się.Zanim go poznałam,kręcił się koło mnie taki jeden,który przeniósł się do mojej szkoły w ostatniej licealnej.Później jakoś tak się potoczyło,że oświadczył mi się.Byliśmy małżeństwem zaledwie trzy miesiące.Okazało się,że kompletnie się nie znamy.
-Wow...-tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić.
-Fajną masz minę.-parsknęła i dobrała się do swoich lodów.No,mamuśka,ciekawe jaką ty miałabyś minę na moim miejscu!
-Tata wie?
-Och tak,doskonale wie.Był świadkiem na naszym ślubie.-uśmiechnęła się szeroko.No w tej chwili to po prostu się udusiłam.Mama podbiegła do mnie i zaczęła klepać mnie po plecach.Kaszląc osunęłam się na barowe krzesełko i złapałam się za serce.
-Z tego powstałby następny hit filmowy!
-Kto wie,może powinnam komuś odsprzedać scenariusz.-zaśmiała się.-Także widzisz...Nam,Evansównom nie jest w życiu tak łatwo...Co prawda nie wyszłaś za Jamiego,ale spotkało Cię coś o wiele gorszego,czego w życiu nie życzyłabym nikomu.-pogłaskała mnie po policzku.-Jest jeszcze szansa,że podałaś się na tatę.
-To jakieś przekleństwo.-mruknęłam.-Myślałam,że tylko babcia podwójnie wyszła za mąż.
-Potrójnie.-poprawiła mnie szybko.Oparłam czołem o zimny blat i westchnęłam głośno.
-Tej nocy już nic mnie chyba nie zdziwi.



-One way or another...-usłyszałam stojąc jak czubek w przedpokoju apartamentu Łan Di.Po chwili po schodach bez pośpiechu złaził Louis.-...I'm gonna find you...I'm gonna get you,get...Mary! Co Cię sprowadza do nas o tak wczesnej porze?-zawołał radośnie gdy rzuciłam mu się w oczy.
-Zabaawne Tomlinson,boki zrywam!-parsknęłam,podpierając ręce na biodrach.Dziesięć minut temu zostawił mnie w drzwiach i sobie odszedł.-Może mnie ktoś w końcu odwieźć do szkoły?
-Przypomnij mi,dlaczego mamy to zrobić?-wyszczerzył zęby w uśmiechu i zeskoczył z ostatniego schodka.Czy jest na świecie ktoś bardziej irytujący od niego?
-Bo mój tata was o to prosił?-westchnęłam.Ojciec całą noc spędził w wytwórni,a mama od 7 była w pracy.Max zdołał przywieźć mnie jedynie tu,bo sam był spóźniony,a do mojej szkoły jednak jest kawałek.Nie miałam wyjścia,zjawiłam się u nich.
-Och tak,poczciwy Simon.-przypomniał sobie.-Opłaca Ci się iść? Został miesiąc z hakiem.
-Może i tak,ale w tym roku i tak pojawiałam się w szkole gościnnie.-skrzyżowałam ręce na piersi.-To jak będzie?
-Zdaje się,że tylko ja nie śpię,a więc...w drogę!


-Jesteś pewna,że chcesz tam iść?-spytał mnie,gdy podjechaliśmy pod budynek.Kiwnęłam głową i zanim wyswobodziłam się z pasów,Tommo zdążył obejść auto i otworzyć mi drzwi.Jak tylko wyszłam,pojawiło się kilka fotoreporterów.
-Macie siłę tak z raaaana?-spytałam jednego z nich,ziewając,ale on to zignorował i zamiast tego,spytał:
-Jesteś przyjaciółką zespołu,tak? A może łączy Cię coś więcej z którymś z chłopaków?-Wcisnął mi pod nos  dyktafon.Przystanęłam i prosto do urządzenia puściłam wielkiego,głośnego balona z gumy.
-A kto pyta?
-Świat chce poznać szczegóły.-odpowiedział.
-Marina jest naszą uroczą przyjaciółką.-wtrącił się Louis,objąwszy mnie ramieniem.-Która zaraz spóźni się na pierwszą lekcję.
-Racja.Hasta la vista,baby!-machnęłam do nich ręką i przecisnęliśmy się z tłumu.Ludzie ze szkoły utkwili we mnie wzrok.
-Dzięki za transport!-krzyknęłam do Tomlinsona,który odjeżdżał,a ten zatrąbił i dodał gazu.Nick,który stał pod wejściowymi drzwiami pomachał do mnie.Przeszłam więc między dziesiątkami gapiów i podeszłam do niego.
-Jak leci?-zagadnął,przepuszczając mnie w drzwiach.
-Ujdzie.A tobie?
-Ujdzie.-uśmiechnął się i odprowadził mnie na matematykę.
 


Na przerwie obiadowej,jak tylko weszłam na stołówkę,miałam wrażenie,że wszyscy o mnie gadają.Zabrałam jedzenie i wyszłam na dziedziniec,gdzie sytuacja wyglądała podobnie.Usiadłam przy wolnym stoliku i po chwili nad moją głową pojawiła się wysoka i smukła blondynka.Jej wyeksponowane nogi były tak długie,że minęło sto lat,zanim dotarłam do jej wytapetowanej twarzy.
-Na twoim miejscu nie popisywałabym się towarzystwem,bo to żałosne,skarbie.-powiedziała i odeszła bujając się na boki jak modelka.To znaczy, ''jak modelka''.Jej kumpelki zachichotały.
-Masz jakiś problem?-cisnęłam kubek z kawą na stół i spytałam głośno,ale jak się spodziewałam,nie dostałam odpowiedzi.
-Co to było?-Nick usiadł na przeciwko mnie i kładąc tacę spojrzał na mnie,a potem na nią.
-Pytaj się mnie,a ja Ciebie.-mruknęłam i zabrałam się za jagodziankę.
-Dziwne,że się Ciebie uczepiła,bo sama jest tu zaledwie tydzień.Podobno przyjechała z Paryża,ma na imię Francesca.
-Już suki nie lubię.-westchnęłam.
Po kolejnej lekcji doszłam do wniosku,że nie ma co się nią przejmować,ale ostatecznie zmieniłam zdanie,kiedy po angielskim pchnęła mnie przechodząc i strącając z rąk wszystkie moje książki.Nie wiem o co jej chodzi,ale jeśli chce wojny,to będzie ją miała.

No hej,misiaki :D Dawno się nie odzywałam,ale to długa historia o której nie będę opowiadała bo zanudziłabym was,a tego nie chcę!
Nie do wiary,że dotarliśmy do 40tki! Dopiero co kończyłam 10tkę! :o
Jak podoba wam się rozdział? Jakieś podejrzenia co do Francesci? Może jakieś skojarzenia,przebłyski? Piszcie w komentarzach,jestem bardzo ciekawa!

dziękuję za komentarze *.*

i pozdrowienia dla miśki,która zechciała wrócić na UD po dwóch miesiącach :) KOCHAM WAS!


15 czerwca 2013

Rozdział 39



Tik tak,tik tak,tik..wskazówki zegara tykały jak w jakimś koszmarze.Ta noc z pewnością była dla mnie koszmarem.Przebudziłam się około czwartej i nie mogłam zasnąć,bo ból w nodze dawał o sobie znać.A przecież starałam się nie ruszać,powinno być w porządku! Tymczasem gapiłam się w sufit i nie było nawet mowy o śnie.Harry leżał na brzuchu i cicho pochrapywał,czego nie można było powiedzieć o reszcie bandy.Najbardziej było słychać Payne'a i Tomlinsona i mogę nawet przysiąc,że raz któryś z nich pierdnął na tyle głośno,że usłyszałam to w pokoju Hazzy! Widocznie ściany w tym domu nie były wystarczająco grube.
Od kilkunastu minut bardzo bolał mnie brzuch,a teraz czułam jak zaczyna mi się robić duszno.Podniosłam się i usiadłam na łóżku,nie poruszając nogą,która i bez tego cholernie bolała.Nie tyle,iż kuło mnie w miejscu użądlenia,ale spuchnęła jeszcze bardziej i strasznie piekła.Nie mogłam złapać powietrza,ale też jak miałam podejść do okna,które znajdowało się kilka metrów od łóżka? Łzy zaczęły napływać mi do oczu i już w nosie miałam to,że powinnam być twarda.Przekręciłam się na drugi bok i szturchnęłam Harry'ego za rękę.
-Ja przed chwilą u nich byłem,teraz ty idź...-mruknął i przekręcił się twarzą do mnie.
-Co?-pociągnęłam nosem i jeszcze raz go dźgnęłam,tym razem mocniej.
-Dzieci...dzieci płaczą..twoja kolej..
-Harry,proszę Cię,wstań.-załkałam,a on uchylił powieki i podniósł się na łokciu.
-Mary? Ty...płaczesz? Co...
-Harry,możesz otworzyć okno? Bardzo źle się czuję.-powiedziałam słabym głosem,a on wstał jak oparzony i przecierając oczy zapalił światło,a potem uchylił okna.
-Co się dzieje?-przykucnął przy mnie i złapał mnie za rękę.
-Jest mi strasznie niedobrze i ta noga...-odsłoniłam kołdrę a noga w jasnym świetle wyglądała gorzej niż się tego spodziewałam.-...tak strasznie piecze...
-O mój Boże,jak ona spuchła!-jęknął i złapał się za loki.-Nie ruszaj się stąd,pójdę po kogoś...-wyleciał z pokoju i usłyszałam jak budzi ich po kolei.
-Kiepski żart,Styles,jak niby miałabym się stąd ruszyć?-zawołałam za nim i zaśmiałam się przez łzy,choć wcale nie było mi do śmiechu.Jako pierwszy przybiegł Liam,przecierając oczy podszedł do mnie i usiadł na brzegu łóżka.
-Noga?-spytał i przyjrzał się jej.-Nie wygląda to dobrze...
-Nie tylko noga...-westchnęłam w momencie kiedy Harry wrócił do pokoju w towarzystwie zaspanego Zayna i Louisa z szeroko otwartymi oczami.-Kręci mi się w głowie i czuję taki ucisk w klatce piersiowej...jakbym nie mogła złapać powietrza..-przygryzłam dolną wargę.-Naprawdę nie wiem czemu,już dawno się tak źle nie czułam...
-Chyba powinniśmy pojechać do szpitala?-odezwał się Lou.Spojrzałam po każdym z nich.Wszyscy ledwo żywi stali nade mną w samych bokserkach,brakowało jedynie Nialla,który zapewne nie dał się wybudzić.Na samo słowo szpital zakręciło mi się w głowie.Miałam z nim złe skojarzenia z dzieciństwa.
-To chyba zły pomysł pakować ją w takim stanie do auta i tarmosić przez pół miasta.-powiedział zachrypniętym głosem Zayn,a Liam się z nim zgodził.
-Zadzwonię do Paula,może załatwi nam jakiegoś prywatnego lekarza,który by tu przyjechał.-Liam wstał i ruszył do pokoju,a jego miejsce zajął Harry.
-Przynieść Ci coś?-szepnął,ale ja pokiwałam przecząco głową.Niczego bardziej nie pragnęłam,jak tylko tego żeby ten ból nogi w końcu ustał.


| Rosalie | - dzień wcześniej,zaraz po ognisku

Szliśmy w ciszy wzdłuż opustoszałej i ciemniej ulicy.Ja i Max,krok w krok,trzymając się za ręce.Szczerze mówiąc,bałam się ciemności odkąd skończyłam sześć lat,a o wszystko wina Mary,która raz zatrzasnęła mnie w swojej piwnicy.Ale kiedy szłam tuż obok Max'a ten strach znikał,tak jak dementor odpędzany przez patronusa.Patrzyliśmy przed siebie,co po chwila zerkając na siebie z ukosa i wybuchaliśmy śmiechem,gdy przyłapaliśmy się na swoim wzroku.Byłam taka szczęśliwa...jak nigdy dotąd.Nie byliśmy oficjalnie parą,w zasadzie nic z tego co robiliśmy nie było oficjalne.
-Jak się czujesz ze świadomością,że niedługo wakacje?-zagadnął mnie,delikatnie potrząsając naszymi splecionymi dłońmi.Powietrze było rześkie i przyjemne,mogłabym tak chodzić aż do rana.
-Wakacje...no cóż,wspaniale,ale zaraz po nich czeka mnie trudny rok,przygotowania do egzaminów...-przełknęłam głośno ślinę.-Tego się obawiam.
-Nie ma się czego bać,ja też bałem się swoich i zobacz..już po.-uśmiechnął się wzruszając ramionami.
-I co zamierzasz zrobić teraz? Skończyłeś szkołę,możesz ruszać w świat.
-No właśnie...-mruknął spuszczając wzrok.-Tata zaproponował mi pracę u jego przyjaciela.Miałbym zajmować się technicznymi sprawami na koncertach i jakieś tam duperele...
-To świetnie!-zawołałam.-Z tego co pamiętam,zawsze Cię takie coś kręciło! Dlaczego się nie cieszysz?
-Cieszę tyle że...ta praca miałaby być w Edynburgu.
Uśmiech zszedł mi z twarzy.
-Och...
-To jeszcze nic pewnego!-dodał szybko.-Jeszcze mu nie dałem żadnej odpowiedzi,więc...
-To nie załatwia sprawy.W końcu będziesz musiał to zrobić.-szepnęłam i przystanęłam,bo byliśmy już pod moim domem.
-Tak,wiem...-westchnął i złapał się za głowę.-To dla mnie takie trudne...Teraz,kiedy się w tobie...no wiesz,zakochałem...Nie wiem jak mógłbym stąd wyjechać.-złapał mnie za rękę i ucałował moją dłoń.
-Nie mogę stawać Ci na drodze,Max.Zawsze o tym marzyłeś,dopiero co zaczynasz naprawdę żyć.
Popatrzyłam mu prosto w oczy.Wesołe iskierki,które do tej pory błyszczały w jego brązowych tęczówkach,teraz zaczynały gasnąć.
-Nie mów tak.-oparł się czołem o moje czoło,a potem musnął moje usta.Ta chwila mogłaby trwać dla mnie całą wieczność.
-Muszę już iść.Nie zapomnij poinformować rodziców,że Mary została u nich,bo znowu będzie wojna.-przypomniałam mu i cofnęłam się,puszczając jego dłoń.-Dobranoc.-odwróciłam się na pięcie i po otworzeniu drzwi,weszłam do domu zostawiając go splątanego we własnych myślach.


| Liam |
Ostatni raz powiedziałem jej,że będzie dobrze,po czym zamknięto drzwi i karetka odjechała.Wcale nie na sygnale,bo nie był to na szczęście zagrażający życiu przypadek,ale to i tak...stało się bardzo niespodziewanie.Gdy weszliśmy do środka,już prawie pobudzeni,na podjeździe zaparkował samochód,którego nie znałem,ale szybko okazało się,że to rodzice Mary.
-Spokojnie,spokojnie! Proszę wejść do salonu.-zaprosiłem ich,kiedy Pani Davies zaczęła znęcać się nad naszym dzwonkiem.
-Gdzie ona jest? Co się stało?-zaczęły padać pytania z jej ust.
-Zabrali ją do szpitala.-odpowiedział spokojnie Louis,a mamie Mariny oczy wyszły z orbit.Dla porównania,Pan Davies widocznie ledwo kontaktował.
-Proszę się nie martwić,to nic poważnego...aż tak.-dodałem i wskazałem im aby usiedli.-To nie zwichnięcie powoduje u niej taki ból.Została użądlona przez szerszenia i co najgorsze,jest uczulona na jad owadów.-westchnąłem.
-Uczulona?-Simon jakby trochę się rozbudził.-To dziwne,nikt w naszej rodzinie nigdy nie był na nic uczulony.
-Och,to nie przechodzi w genach,Simon.-jego żona westchnęła.-Jeszcze nic ją nigdy nie ugryzło,nie mieliśmy pojęcia,że jest uczulona! Ale...ale co mówił ten lekarz?
-Że objawy wskazują na drugie,albo na trzecie stadium...-Zayn podrapał się po głowie.-Na razie jest ciężko,ale wyjdzie z tego.Będzie musiała przejść odczulenie.
-Ta dziewczyna...ciągle są z nią jakieś kłopoty.-mruknął Simon wstając.-Maxem nigdy nie trzeba było się tak przejmować,a ona jak magnez przyciąga same nieszczęścia.
-Racja.-przytaknął Zayn,ale szybko ugryzł się w język kiedy Pani Davies zgromiła go wzrokiem i Harry dał mu w bok z łokcia.
-Nic na to nie poradzimy.No nic,musimy do niej jechać.Dziękujemy wam chłopcy,że szybko do nas zadzwoniliście.Wracajcie do łóżek.-uścisnęła mnie,bo stałem najbliżej,resztę pożegnała delikatnym uśmiechem i podążyła za posępnym mężem do samochodu.Zatrzasnąłem za nimi drzwi i westchnąłem.



Dobijcie mnie.Nie ma nic gorszego od leżenia plackiem w pokoju gdzie wszystko jest białe,wszystko ma swój specyficzny smród i podają okropne jedzenie.Poważnie,jestem tu niespełna cztery godziny,zaczyna świtać,a ja już mam dosyć! Czym ja sobie na to zasłużyłam? Okej,wiem,że może nie jestem najgrzeczniejszą dziewczyną pod słońcem i mam czasem..ciężki charakter,ale na miłość boską,żeby karać mnie w ten sposób? W ogóle...skąd u mnie ta cholerna alergia na jakiś tam jad owadów?
-Proszę,kochanie.-mama usiadła na kraju łóżka i podała mi kawę.-Jedynie taką tu dostałam,ale obiecuję,że po pracy przyniosę Ci ze Starbucks'a.
-Kiedy stąd wyjdę?-mruknęłam.Miałam ochotę wyskoczyć przez okno,bo chłopak na sąsiednim łóżku swoim chrapaniem zaczynał działać mi na nerwy.
-Może uda się jeszcze dzisiaj.-uśmiechnęła się pogodnie.-Ale wiesz,że odczulanie trwa nawet do kilku lat,jeśli chcesz uniknąć kolejnej takiej sytuacji.
-Jeśli to równa się z tym,że już tutaj nie wrócę,do bardzo chętnie!
-Wytrzymasz.-pochyliła się nade mną i ucałowała mnie w czoło.-Muszę lecieć,bo mama Rose otworzyła już zakład i zaraz mam klientkę.Dzwoń jakby co,okej?
-Jasne...-westchnęłam i pomachałam jej na pożegnanie,sztucznie się uśmiechając.Jak tylko wyszła opadłam na poduszki i zakryłam twarz dłońmi.Jeszcze chwila i wetknę temu gostkowi mojego szpitalnego papcia do gęby!
Dzięki tabletowi,którego tata podrzucił mi po drodze do pracy,i słuchawkach,czas do godziny 12 przeżyłam nawet przyzwoicie.Obejrzałam online kilka odcinków 90210,odpisałam na kilka tweetów fanek One Di ( niektóre rozwalały system - Czy to prawda,że Harry ma z rana zachrypnięty głos?  Którą kawę najbardziej lubi Liam?  Czemu lecisz na ich kasę? ) albo wysłuchałam wszystkich piosenek McFly.Facet z łóżka obok obudził się zaraz po tym jak przyniesiono nam ''śniadanie'',ale ja swojego i tak nie zjadłam,bo wcześniej napchałam się batonami,które przyniósł mi tata ( w zamian za to miałam przyrzec,że mama się o tym nie dowie ).Gdy zabrałam się za kolejny odcinek 90210,ktoś zapukał do drzwi i w sali pojawił się Zayn.
-Hej.-podszedł do łóżka tego chłopaka,ukradł mu krzesło i postawił je koło mnie,na półeczce kładąc reklamówkę z owocami.
-Cze.-wyciągnęłam słuchawki z uszów i usiadłam w pionie.-Co tu robisz?
-Przyszedłem zobaczyć jak się czujesz,czy to takie dziwne?-spytał a widząc moje uniesione brwi westchnął i oparł się na krześle.-No dobra,Liam kazał mi tu przyjść,ale poniekąd jestem tu z własnej woli.
-Czyyyżby?-skrzyżowałam ręce na piersi.
-Powiedzmy,że...czuję się trochę winny za to,że Ci wczoraj nie pomogłem.No wiesz,na schodach.
-Poczucie winy.-uśmiechnęłam się pod nosem.-No no,Malik,jestem pod wrażeniem!
-Taa...no więc,jak się czujesz?
-Noga jeszcze trochę boli,ale dali mi coś na złagodzenie.Może jeszcze dzisiaj stąd wyjdę i...Boże,oby!-jęknęłam zerkając na sąsiednie łóżko,gdzie Mick (bo tak miał na imię ten sąsiedni pacjent) włączył sobie w telefonie Modern Talking.Znowu.Słucha ich na okrągło.
-Jest aż tak źle?-podążył za moim wzrokiem i zachichotał.
-Źle? Jeszcze chwila i będę znała te wszystkie piosenki na pamięć!-jęknęłam.
-Modern Talking to całkiem przyzwoity zespół.-był naprawdę rozbawiony całą tą sytuacją,a ciekawe jak zachowałby się gdyby to on leżał na moim miejscu.
-W tym momencie czuję się najbardziej niezrozumianą kobietą świata.-opadłam na poduszki i przymknęłam powieki.
-Dobra,no to ja już zostawiam najbardziej niezrozumianą kobietę świata w samotności.-wstał i spojrzał w bok na Mick'a,który zaczął podrygiwać do rytmu.-Albo i nie.-uśmiechnął się szeroko.-Ktoś pewnie jeszcze do Ciebie niedługo wpadnie.
-Moglibyście mi przynieść jakiś przyzwoity obiad?-podniosłam się z nadzieją.-Słyszałam jak pielęgniarka mówiła,że tu podadzą jakąś grzybową...fuuj.-wzdrygnęłam się.
-Zobaczymy co da się zrobić.-zasalutował i wyszedł pozostawiając mnie z fanem Modern Talking.
-Take me home..-westchnęłam i włożyłam słuchawki do uszu,odpalając serial.

Na całe szczęście,wieczorem pozwolono mi wrócić do domu i o godzinie 20 siedziałam już wygodnie na kanapie przed telewizorem.Piękne było życie kiedy wszyscy pytali się Ciebie czy niczego Ci potrzeba,a ty z premedytacją mogłaś to wykorzystywać.Oczywiście,nie robiłam tego specjalnie,ale nie chciałam żeby było im przykro,bo może naprawdę chcieli pomóc obłożnie chorej?
W każdym bądź razie,z nogami wyłożonymi na stole i pilotem w ręku było mi bardzo wygodnie.Gdy tata musiał pojechać na noc do studia z powodu jakiejś awarii,a mama poszła do Fanning'ów żeby omówić z mamą Rose kilka spraw,do mojej dyspozycji byli chłopcy z One Direction,których wytrzasnęła moja mama.Nie żeby mi to przeszkadzało,ale przez to,że Rosalie chodziła z moim bratem (jak obydwoje twierdzą,nieoficjalnie) to właśnie z nimi częściej przebywałam.Na szczęście namówiłam Sam żeby mnie odwiedziła i obiecałam sobie,że poważnie ją spierdolę za to,że tak się od nas odcięła.
-Niall,może darowałbyś sobie tego Spongeboba?-westchnął Zayn odkładając czasopismo Cosmopolitan na stół.-Oglądnijmy coś ludzkiego.
-Spongebob jest przecie ludzi!
-Na CW leci 90210.-szepnęłam blondynowi do ucha,a ten uśmiechnął się szeroko i zmienił kanał.Przez najbliższe dziesięć minut już wszyscy byli zadowoleni.Potem sytuacja się trochę skomplikowała,bo przyszła Sam i Harry zrobił się trochę spięty.Nadal był na nią zły o ten incydent na imprezie.
-Dalibyście już sobie spokój z tymi fochami,przecież minęły chyba z trzy miesiące.-odezwał się Liam,próbując im to uświadomić już od pół godziny,ale oni nadal siedzieli jak najdalej od siebie i nie odzywali się słowem.
-Ja nie zamierzam z nią rozmawiać i lepiej się z tym pogódź.-Hazza skrzyżował ręce na piersi i wbił wzrok w telewizor.
-Ja chyba tym bardziej nie będę gadała z nim.Zapomnij.-dodała Sam,kiedy Liam znowu otwierał usta.
-No to chyba będziecie musieli czasem omówić pewne sprawy,bo zostajecie rodzicami chrzestnymi mojego dziecka.-powiedziałam głośno,a Zayn,który siedział na fotelu wypluł na Louisa wodę,którą miał właśnie w ustach.Harry wychylił się żeby sprawdzić czy mówię poważnie,a Sam zaniemówiła.Oczywiście nie mówiłam poważnie,bo wcale nie byłam w ciąży,ale to co przyszło mi do głowy było całkiem zabawne.Przynajmniej na razie.



Przepraaszam,że dopiero teraz ale prawie w ogóle nie miałam laptopa i tak wyszło :D Zbliża się koniec roku,aww już po prostu nie mogę się doczekać tego słodkiego spania,leniuchowania,robienia tego co się chce...wytrzymamy te dwa tygodnie! xD Kocham was!

9 czerwca 2013

Rozdział 38


Jeszcze nigdy tak bardzo nie cieszyłam się na widok TEGO domu.Tego,w którym mieszkała piątka frajerów,których...hm,no cóż,nawet dosyć lubiłam.Ach tak,z jakim przystajesz,takim się stajesz (czyt.ja też jestem frajerką).
-Boże...Mary...myślałem,że będziesz trochę lżejsza...-wydukał Nicholas,który zaczynał być siny na twarzy.
-Och,dziękuję Ci bardzo.-skrzyżowałam ręce na piersi i spróbowałam poruszyć nogą,jednak szybko zasyczałam z bólu.
-To znaczy...wydawałaś się taka drobniutka...
-OKEJ,ZROZUMIAŁAM!-powiedziałam dobitnie i zauważyłam,że na moment przystanął.Na jego twarzy namalował się obraz wybawienia.Podążyłam za jego wzrokiem i ujrzałam Zayna Malika stojącego w oknie i kurzącego papierosa.Jak tylko nas zobaczył uniósł wysoko brew.
-Eee...przepraszam.Mógłbyś mi pomóc,bo zaraz nie wyrobię?-jęknął Nick,który chyba oczekiwał,że mulat odrazu pośpieszy mu z pomocą.Zayn powoli wyrzucił papierosa,mimo to nadal nam się przyglądał.
-Mam przerywać tak romantyczną chwilę?-nie wiedzieć czemu w jego głosie,oprócz ironii,dało się słyszeć wyraźny chłód.Wywróciłam oczami,a pod Nickiem zaczęły uginać się kolana.
-Dobra,Nick,ląduję.-klepnęłam go w plecy i  nakazałam aby mnie puścił.
-Wątpię,to wygląda naprawdę kiepsko...
-Dam radę.-przerwałam mu.-No spuszczaj mnie.
Bardzo powoli osunęłam się na ziemię.Stanęłam na zdrowej nodze i uśmiechnęłam się tryumfalnie.Jednak kiedy dla równowagi dostawiłam tą zwichniętą,pisnęłam z bólu i o mało co się nie przewróciłam,Nicholas złapał mnie w ostatniej chwili.
-Mówiłem!-zawołał i znowu wtargał mnie na ręce.Biedny chłopak,wcale nie jest mi go żal - zachichotałam w duchu.Zayn zniknął z okna i po chwili otworzyły się drzwi frontowe za którymi się pojawił.Podszedł do nas szybkim krokiem i zabrał mnie jakbym była jakimś przedmiotem.
-Co jej jest?-szepnął patrząc na moją nogę,która....okropnie spuchła.Skrzywił się na sam jej widok.Szczęściarz,że nie musi przeżywać tego co ja!
-Och,to...długa historia.W skrócie,zwichnęła ją przy skoku,a potem użądliła ją pszczoła...I nie pytaj.-dodał,kiedy Malik już otwierał usta.
-Twój chłoptaś chyba nie często odwiedza siłownię.-Zayn szepnął mi ucha i zaśmiał się cicho.Nick tego nie usłyszał.
-To nie jest mój chłoptaś.-wycedziłam.
-Chodźmy do środka.-powiedział już głośniej i skierowaliśmy się do domu.To znaczy oni,ja tkwiłam na jego rękach i czułam się jak niepełnosprawna debilka.Nie żebym miała coś do kalek,broń Boże!
-Ładne masz perfumy.-wymsknęło mi się z ust,zanim zdążyłam ugryźć się w język.Zayn nic nie odpowiedział,tylko bardzo lekko uśmiechnął się pod nosem,natomiast Nick zawołał oburzony:
-Mi tego nie powiedziałaś!
-Bo od Ciebie zajeżdża potem.Hahahahaa...-wybuchnęłam tak niekontrolowanym śmiechem iż zachrumkałam dwa razy pod rząd,POWAŻNIE.Co najlepsze,w momencie kiedy weszliśmy na taras,gdzie wszyscy to usłyszeli i odwrócili się na ten kompromitujący dźwięk.
-No wiadomo kto idzie.-odezwał się Styles,który trzymał w ręku widelec i obracał nim kiełbaski.
-Sorry...nie wiem co mi się dzieje...-złapałam się za brzuch nadal uśmiechnięta od ucha do ucha.-Wybacz,Nickuś.To był tylko kiepski żart.-rzuciłam do niego przepraszająco,a on pokazał mi język.
-A co ty taka święta krowa,że trzeba Cię na rękach nosić?-spytał Lou pojawiając się przed nami ni stąd ni zowąd.-No i Zayn...wychodzisz na moment,a wracasz z taką zdobyczą w rękach...
-Zamknij się,Lou.-parsknął i położył mnie na kocu,na którym leżały Rose i Sam.Podziękowałam mu i gestem  przywołałam ku sobie Nicka,który stanął jak kołek.Zapomniałam,że nikogo tu nie znał.
-Chodź tu,chłopie.Hej,wszyscy,to jest Nick.Nick,to są wszyscy.-przedstawiłam ich,a on uśmiechnął się lekko speszony i usiadł na wolnym krześle.
-Bardzo nam miło,że wpadliście.-odezwał się Liam,który u boku swej dziewczyny wprost promieniował szczęściem.To jest właśnie to,co miłość robi z ludźmi.Wystarczy spojrzeć na nich.Albo...na mnie i Jamiego kiedy jeszcze byliśmy razem.Kiedy jeszcze żył.
-Co Ci się stało w nogę?-usłyszałam pytanie Horana skierowane do mnie i momentalnie otrząsnęłam się z myśli.Spoglądnęłam na coraz bardziej spuchniętą nogę i skrzywiłam się.
-Długa i bolesna historia.-jęknęłam i usiadłam na ławce obok niego.
-Myślę,że powinien ją zobaczyć jakiś lekarz.-odezwała się dziewczyna siedząca pomiędzy Niall'em,a Louisem.Wychyliłam się aby ją zobaczyć i domyśliłam się,że była to Eleanor - dziewczyna Tomlinsona.Miała długie,ciemne włosy i przyjazną twarz.-Przyniosę Ci trochę lodu.-powiedziała wstając.Lou spojrzał na mnie,wyraźnie dumny ze swojej dziewczyny a ja uniosłam kciuk w górę.Po momencie wróciła i podała mi lód,uśmiechając się szeroko.


Gdy noga pozostawała nieruchoma to siedziało mi się całkiem przyjemnie.Mogłam popijać owoce piwko (no dobra,to nie było tylko piwko,ale nie byłam pijana...aż tak),zajadać smakołyki i wygrzewać się nad ogniskiem nie czując bólu.Problem pojawił się wtedy,kiedy zachciało mi się sikać.I to całkiem bardzo! Podniosłam swój tyłek znad ławki i podparłam się na Horanie,który oburzył się,bo przeze mnie zamiast do ust,trafił sobie czipsem do nosa.Zlekceważyłam go i zaczęłam przemieszczać się na jednej nodze w kierunku domu,podtrzymując się rozstawionych krzeseł.Zauważyłam,że Danielle i Zayn przyglądają mi się i z zainteresowaniem śledzą moją drogę.
-Gdzie chcesz się dostać w taki sposób,Mary?-zachichotała Dani i łyknęła swojego piwa.Spojrzałam na nią dobitnie.
-No raczej nie idę się przejść.
Ona i Malik znowu się zaśmiali.Faktycznie,bardzo zabawne śmiać się z prawie-kaleki!
-Jeszcze trochę potrenuj i będziesz mogła wziąć udział w biegach przełajowych na jednej nodze.-parsknął mulat,a dziewczyna mu zawtórowała.Wywróciłam oczami i przygrywając wargę stłumiłam śmiech.Okej,to skakanie szło mi nieźle,ale gorsze czekało przede mną,a mianowicie: schody.Nie mogłam przystanąć na zwichniętej nodze,bo ostry ból łapał mnie jak tylko ją ruszałam,więc jak do licha mam się tam dostać? Jeszcze minuta a się posikam,przysięgam.I wtedy pojawiło się moje wybawienie.W sensie,usłyszane kroki miały być moim wybawieniem.Przekonana,że jest to Danielle westchnęłam z ulgą.
-Byłabyś tak miła pomóc mi przedostać się do łazienki? W innym wypadku za chwile się tu zleję.-wyznałam szczerze,a ktoś za moimi plecami zachichotał.Był to męski chichot.I bynajmniej nie należał do Danielle.
-Jesteś bardzo konkretna.-odezwał się Zayn i narzucił moją rękę na swoją szyję,prowadząc mnie po schodach.Czemu on zaczął się tak wszędzie plątać? Jakby innych ludzi było tu mało,a spośród nich wszystkich,to właśnie on musiał podejść mi pomóc.
-Czemu ty?-mruknęłam i poczułam jak powieki zaczynają mi opadać.Za dużo tego piwa.I tego czegoś mocniejszego.
-Co: czemu ja?-powtórzył i otworzył drzwi od tarasu.Zaprowadził mnie do łazienki w której niecałe dwa miesiące temu robiłam pierwszy test ciążowy.Załatwiłam swoją potrzebę,a potem spojrzałam w lustro i o mało co nie krzyknęłam.Oklapnięte powieki,sińce pod oczami i lekko potargane włosy.Umyłam ręce i wyszłam z toalety,bo spoglądanie w lustro i tak w niczym mi nie pomoże.Malik siedział na schodach i bawił się swoim telefonem.
-Czemu akurat ty mi pomagasz.-odpowiedziałam na jego wcześniejsze pytanie,a on podszedł i znów złapał mnie pod rękę.
-Bo już nie kontaktuję,ale nie martw się,Liam kupił świetny środek dezynfekujący,więc potem się szybko...Au!-jęknął,kiedy rąbnęłam go ręką w głowę.
-Następnym razem będę wolała się czołgać po tych schodkach niż...-zaczęłam,ale urwałam w momencie gdy on oderwał się ode mnie i wyszedł na taras.-Zaraz,co ty robisz?
-Może teraz jest ten następny raz.-uśmiechnął się cwaniacko i wrócił na swoje miejsce przy ognisku,zostawiając mnie samą u szczytu schodów.PORZUCIŁ MNIE ze spuchniętą nogą,co za tupet! Próbowałam zawołać Rosalie i Sam,które siedziały najbliżej,a potem nawet Nicka,ale wszyscy byli bardzo głośno i nikt nie miał pojęcia,że prawie-kaleka utknęła na szczycie schodów.Nikt,prócz Zayna Malika,który właśnie sobie polewał.Wściekła usiadłam na tyłku i z nogą w górze,zaczęłam zjeżdżać po jednym schodku.Gdy byłam już przy końcówce,Harry wstał i zaczął iść w moim kierunku.Napotkał mój wzrok i zdziwiony uniósł brew.
-Co ty wyprawiasz,Mary?-powiedział to na tyle głośno,że reszta się odwróciła.Super.
-Próbuję...zejść...-wysyczałam przez zaciśnięte zęby,a on podszedł i pomógł mi wstać.-To czemu nie wołasz?
-WOŁAŁAM!-jęknęłam bliska płaczu.Czułam się naprawdę okropnie i chciało mi się spać,a teraz jeszcze bolała mnie dupa!
-No już,spokojnie.-pogłaskał mnie po włosach jak małą dziewczynkę i zaprowadził na koc.Przelotem posłałam rozbawionemu Zaynowi zabójcze spojrzenie i wyłożyłam się na ziemi,dziękując Stylesowi za pomoc.Nie minęło pięć minut jak powieki zamknęły mi się na dobre i zmorzył mnie sen.Miałam wrażenie,że spałam zaledwie kilkanaście sekund,kiedy ktoś szarpnął mnie za rękę.Otworzyłam oczy i zauważyłam nad sobą Rose i Harry'ego.
-Mary,jest problem.-szepnęła rudowłosa i przywołała mnie do pionu.Chwyciłam się za obolałą głowę i zasłoniłam oczy,bo światło ogniska bardzo mnie raziło.
-Co? Jaki problem?
-Jest już prawie druga w nocy i musimy wracać do domu,ale obawiam się,że nie dasz rady iść z tą swoją nogą.
-Z jaką nogą?-mruknęłam zdziwiona,a Harry poklepał mnie po kostce.Ach tak,zapomniałam.
-Ty nie pójdziesz,a my zaś musimy wracać.-kontynuowała.-I nikt niestety nie może Cię zawieść,bo wszyscy trochę wypili...
-Zostawisz mnie tu?-powiedziałam smutno,bo jeszcze nie bardzo kontaktowałam,jednak szybko się otrząsnęłam.-To znaczy...pójdę z wami.Dam radę.-nakazałam im mnie podnieść i stanęłam na nogach,tłumiąc jęk bólu.-Widzisz?
-Słońce,znam Cię całe życie i wiem kiedy Cię coś boli.-poklepała mnie po ramieniu.
-Ale nie martw się Mary,moje łóżko jest największe w całym domu,spokojnie zmieścimy się na nim we dwóch.-Harry uśmiechnął się lekko.-Jutro rano zawiozę Cię do domu,a potem do lekarza.
-Ale...ja mam szkołę...to dopiero drugi dzień...
-Z całym szacunkiem...wątpię żeby twoi rodzice puścili Cię z tą nogą do szkoły.-odezwał się Nick podchodząc do nas.-Wyjaśnię im,że miałaś wypadek i nie będzie Cię przez kilka dni.
-A czemu wy nie możecie też tu zostać?-spytałam Rosalie,która zaczęła się zbierać.Rose spojrzała na Hazzę i Nicka,a potem z powrotem na mnie.
-No bo...Max i Zayn znowu mieli sprzeczkę i...
-CO?!
-..i to chyba niezbyt dobry pomysł żebyśmy tu zostawali.Poza tym mamy jutro szkołę.
-Jaką sprzeczkę? O czym ty mówisz?-zawiesiłam ręce na biodrach i zaczęłam szukać brata wzrokiem.
-Chyba nikt nie wie o co im poszło.-westchnął Harry,a rudowłosa wysłała mi znaczące spojrzenie.My dwie doskonale wiedziałyśmy o co mogło pójść.Popatrzyłam po wszystkich i zrezygnowana kiwnęłam głową.
-Dobra,zostanę.Ale spróbuj mnie tylko tknąć w nocy,Styles!


@czara mara - follow back :)

zapraszam was bardzo na moje drugie opowiadanie w którym właśnie zaczyna się akcja,a to raczej wszyscy lubią :D tamta historia wiele dla mnie znaczy i chciałabym ją kontynuować,ale bez waszego wsparcia nie dam rady! xx kocham!
http://www.alwaysgleamofhope.blogspot.com/

Standard: 10 kom = nowy rozdział :)

4 czerwca 2013

Rozdział 37

Miesiąc później...
A więc to już.Pierwszy dzień w nowej szkole.Pierwszy dzień 'nowego życia'.Wraz ze starą szkołą opuszczałam za sobą wszystkie dotychczasowe smutki i problemy z którymi się tam spotkałam.Zamierzam teraz czerpać z życia jak najwięcej.
Lekko zdenerwowana,na nogach byłam już o 7.Jako że szkoła znajdowała się niedaleko wytwórni muzycznej taty,to on miał mnie do niej zawieść,ale obiecał,że będę mogła niedługo zrobić kurs na prawo jazdy.Pół godziny poświęciłam nad szukaniem ciuchów,które by mnie zadowoliły.Na początku wybrałam bluzkę,która miała praktycznie cały wycięte plecy,bo dzisiaj jest naprawdę ciepło,ale jak mama zobaczyła mnie schodzącą po schodach,kazała mi wrócić do pokoju i się przebrać.No gdzie tu sprawiedliwość?! Ostatecznie włożyłam TE ubrania i nie robiłam już nic z włosami,bo nie starczyło mi na to czasu.Na miejscu znalazłam się po około 10 - 15 minutach,bo budynek mieścił się w samym centrum.Nałożyłam na nos czarne ray bany i odetchnęłam głęboko.
-Dasz radę,kotek.-tata puścił mi nieudolne oczko i wyciągnął rękę w celu przybicia piątki.Spojrzałam na niego z politowaniem.-To jest,cool,nie?
-To nie było cool.-szepnęłam przybijając mu ją.-Utknęło na granicy między żenadą a siarą.-odpięłam pas i wysiadłam z samochodu.-Ale to i tak słodkie,że się starasz.-dodałam,a on musnął palcem mój nos i odjechał.Odwróciłam się,westchnęłam i poprawiając okulary ruszyłam do szkoły.


Jak to zwykle bywa,na samym początku udałam się do sekretariatu,gdzie dostałam mój nowy plan lekcji,oraz informacje iż moim wychowawcą jest wuefista.No no,może być ciekawie.
Od razu skierowałam się do sali od włoskiego,gdzie miałam pierwszą lekcję.
-Bosko się zaczyna.-powiedziałam pogodnie sama do siebie.Uczniom nie trudno było rozpoznać,że jestem tu nowa,ale ja nie zwracałam na to najmniejszej uwagi,tylko ruszyłam z wysoko uniesioną głową.Zastałam otwartą salę więc weszłam do niej i już na wstępie spytałam jakiejś dziewczyny,które miejsce jest wolne.Ona wskazała mi ławkę pod oknem,w której podobno przesiaduje jakiś Nick,ale jeszcze go nie było,więc wyłożyłam się na krześle,wyciągnęłam stary zeszyt i włożyłam słuchawki do uszu.
Jak tylko zadzwonił dzwonek,do sali wszedł śniady mężczyzna średniego wzrostu,na oko dawałam mu 40stkę.
-Bongiorno.-przywitał się i usiadł przy biurku.Gdy napotkał w dzienniku kartkę z informacją o nowej uczennicy,rozejrzał się po klasie i jego wzrok spoczął na mnie.
-Och! Ciao,come ti chiami?-uśmiechnął się do mnie zachęcająco i wskazał abym wstała.Niechętnie podniosłam się z ławki i wszystkie pary oczu wlepiły się we mnie.
-Mi chiamo Marina.
-Piacere di conoscerti!
-Piacere.-westchnęłam lekko,ale mimo to odwzajemniłam uśmiech.Przez następne pięć minut musiałam w skrócie opowiedzieć coś o sobie i dlaczego się przeniosłam.Gościu był zachwycony moją płynnością i dopytywał czy aby i na pewno nie jestem spokrewniona z Włochami i mimo,że zapewniłam go o tym,że wcale nie,on ze śmiechem upierał się,że musiałam zostać podmieniona w szpitalu.Już go lubię.
Gdy do końca lekcji zostało jakieś 10 minut,do sali,cały zadyszany wbiegł wysoki blondyn z rumieńcami na twarzy.Pan Bernasconi (bo jak się okazało ta jego opalenizna nie była przypadkowa-sam był włochem) przerwał swój monolog i spojrzał na niego zawieszając ręce na biodrach.
-Na litość boską,Nicholas,kiedy w końcu przestaniesz się spóźniać na moje lekcje?
Chłopak przeprosił go trzy razy pod rząd,obiecując,że to nie prędko się powtórzy i zaczął błądzić wzrokiem po całej klasie,aż w końcu popatrzył na mnie.Uśmiechając się szeroko usiadł obok mnie,a Bernasconi kontynuował.
-Wszędzie Cię szukałem,Mary!-szepnął pochylając się ku mnie.Przecież to był ten Nick! Ten święty mikołaj,którego poturbowałam w święta,a potem dwukrotnie spotkałam w centrum! I to jemu zwierzyłam się o śmierci Jamiego.
-Jak to szukałeś? W ogóle...nie miałam pojęcia,że chodzisz tu do szkoły.-powiedziałam szczerze zdziwiona.
-A no szukałem,bo nasz wychowawca,Anderson,kazał mi zająć się nową uczennicą,czyli tobą,ale nie miałem pojęcia że to ty dopóki nie dowiedziałem się jak się nazywasz i skąd się przenosisz.-rozpogodził się.-Trafiłaś do mojej klasy.
-To świetnie,ale...-nie dokończyłam bo tuż nad naszą głową rozległo się głośne chrząknięcie.
-Scuza.-przeprosiłam szybko i uśmiechnęłam się do nauczyciela przepraszająco.



-Teraz kierunek: biologia.-Nick klasnął w dłonie jak tylko wyszliśmy na korytarz.-Na niej zawsze są nudy.Potem mamy angielski...potem chyba ty masz chemię,ja matmę i na końcu informatyka wspólnie,dzisiaj mamy dość krótko..
-Zaraz zaraz,chyba musisz mi coś wyjaśnić.-złapałam go za łokieć i przygwoździłam do ściany.-Skąd wiesz jak się nazywam i o tym skąd się przeniosłam?
-Och,to proste.Z internetu.-wyswobodził się spod mojej ręki i zaczął szukać czegoś w plecaku.
-Jak to z internetu?-uniosłam wysoko brew.
-Widzę,że mało wiesz.-westchnął nie przerywając poszukiwań.-To,że często pojawiasz się u boku tego..One Direction,sprawiło,że można znaleźć kilka istotnych informacji na twój temat.O,jest!-wyciągnął mały kluczyk i pomachał mi nim przed nosem.-To klucz do twojej szafki,masz ją obok stołówki.
-Zabiję ich.-mruknęłam pod nosem.
-Chodź,pokażę Ci ją.-popchnął mnie w kierunku drzwi wyjściowych,bo niby tak mieliśmy tam dotrzeć jakimś jego skrótem.Po lekcjach (na każdej z osobna musiałam mówić coś o sobie!!!!) pożegnałam się z Nickiem i pobiegłam na parking,gdzie czekał już tata.


-''Wróciłeś z krainy umarłych.Nie wiesz,co to znaczy dla nas wszystkich,co znaczy dla mnie''-jak tylko Nala powiedziała to do Simby,łzy ciurkiem poleciały mi po policzkach.
-Hej hej!-ktoś zapukał mocno w drzwi i wszedł bez zaproszenia do salonu.Gdy Louis i Liam pojawili się w pokoju wybałuszyłam oczy i wytarłam łzy.Jeszcze tego brakuje żeby zobaczyli jaki ze mnie mięczak!
-Czemu beczysz?-Lou klapnął na kanapie obok mnie,a Liam na fotelu.Przeniósł wzrok na telewizor.-Aaa,wszystko jasne.
-Nie beczę,mam uczulenie.-odpowiedziałam szybko a on spojrzał na mnie unosząc brwi.Liam zachichotał pod nosem.-No co? Na pyłki.-wzruszyłam ramionami i przyciszyłam dialog lwów.
-Tsaa.-mruknął i oparł się wygodnie,nakładając nogę na nogę.Wibracja telefonu w mojej kieszeni mnie uratowała,spojrzałam szybko na wyświetlacz gdzie pojawił się numer Nicka,który wbił mi dzisiaj rano.
-Hej,mała,co powiesz dzisiaj na wypad do skateparku?
Nie słuchając rozmowy między Tomlinsonem i Paynem wystukałam:
-Hej duży,powiem że nawet mogę wywlec dupe z domu.
-Świetnie,spotkamy się na miejscu o 5?
-Do zobaczenia.
-...wcale nie dawałem jej do zrozumienia,że właśnie to chcę dostać,ale ona się uparła i jest święcie przekonana,że właśnie to robiłem.-powiedział z wyrzutem Louis,a Liam zza gazety pokręcił głową.
-To jest dziewczyna,Lou,na dodatek twoja,więc chcąc nie chcąc musisz jej czasem przytakiwać,a już na pewno w kwestiach prezentu.-poradził mu,a ja poszłam do kuchni po truskawki i gdy wróciłam skończyli rozmowę i zapatrzyli się w Króla Lwa.
-Tak w ogóle,to co wy tu robicie?-spytałam siadając na starym miejscu i wciskając truskawkę do ust.
-Przyszliśmy zaprosić Cię na ognisko,które dzisiaj organizujemy.W prawdzie to...-Payne spojrzał na zegarek.-...za trzy godziny.Tylko nasza paczka,rozumiesz,my,ty,Rose,Max,Sam i Danielle z Eleanor.Nie widzieliśmy się ponad miesiąc czasu,trzeba to nadrobić.
-W zasadzie to już się umówiłam...-skrzywiłam się.Rzeczywiście fajnie byłoby się znowu zobaczyć.Do tej pory widywałam tylko Maxa,który wciąż trochę nadąsany,mieszkał ze mną pod jednym dachem,no i z Rose,która była tuż obok.
-Ty? Ty...um..umówiłaś się?-Lou zakrztusił się trzema truskawkami,które wepchał sobie na raz do pyska.
-Boże,z kolegą!-poklepałam go po plecach,a on zrobił się cały czerwony po twarzy.Brakowało mu tylko zielonej czupryny,mnóstwa piegów i byłby wykapaną truskaweczką!
-No to weź go ze sobą i będzie git.-Liam uśmiechnął się i wstał.-Musimy już iść.Nie wiem czy dobrym pomysłem było zostawić ich samych z tym prowiantem.Znając życie Niall zeżarł już wszystkie kiełbaski,a Harry i Zayn kupili alko,którego kategorycznie im zabraniałem.-westchnął.Lou,którego twarz przybrała już naturalny kolor,zabrał kilka truskawek do ręki i podążył za nim do drzwi.
-Postaram się przyjść.-odprowadziłam ich i oparłam się o framugę.-Tak w ogóle,Sam przyjdzie? Ostatnio podobno jest bardzo ''zabiegana''.
-Udało nam się ją namówić.-odwrócił się Lou poruszając brwiami.-Osobisty urok,czaisz?
-Czaję.-zachichotałam i pomachałam im na pożegnanie.Postanowiłam,że na godzinkę wyskoczę do skateparku,a potem zabiorę Nicka na ognisko,na co on sam się zgodził.


Przed piątą wzięłam szybki prysznic,przebrałam się i ruszyłam do skateparku,gdzie na miejscu czekał już Nick.Posiedzieliśmy na rampie przyglądając się skejtom,a jeden z nich okazał się tak miły,że użyczył mi swoją deskorolkę.Był całkiem niezły,ale nie znał kilku trików,które z resztą mu zdradziłam.
-Hej,dobra jesteś!-zawołał zdumiony,kiedy już mu ją oddałam.Zaśmiałam się i dumnie i skłoniłam głowę.-Czemu nigdy Cię tu nie widziałem?
-Już nie jeżdżę.-wyjaśniłam,chowając ręce do kieszeni.-Nie mam kiedy,moje życie trochę...trochę się poprzewracało.Ale tęsknię za tym.-westchnęłam.
-To widać.-przyznał przyglądając mi się.-Czy ty nie jesteś przypadkiem tą nową w naszej szkole?-spytał,a ja kiwnęłam głową.Wystukał swój numer w moim telefonie,który dałam mu do potrzymania i podał mi go.-Gdybyś chciała kiedyś jeszcze pojeździć,to dzwoń.-uśmiechnął się i zjechał po rampie.
-Okej...Jacob.-odczytałam imię z numeru i rozglądnęłam się za Nickiem.Siedział na barierce i z utęsknieniem spoglądał na ławkę kilka metrów dalej,na której siedziała trójka dziewczyn.Podeszłam do niego powoli i oparłam się o barierkę.-A więc..która to?
Moje pytanie kompletnie wybiło go z pantałyku.
-Co?-wydukał,ale dobrze wiedział co,bo zrobił się cały czerwony.
-No ta dziewczyna w którą gapisz się jak zakochany kundel z wywalonym jęzorem!
-Wcale nie gapię się jak kundel!-zaperzył się.-I nie mam wywalonego jęzora.
-No w ogóle.-dźgnęłam go łokciem w brzuch i poruszałam zabawnie brwiami.-To która to?
-Ta środkowa.-westchnął i podparł brodę dłonią.-Jessica.Chodzi do naszej szkoły.
Spojrzałam na roześmianą brunetkę,której włosy sięgały niewiele za ramiona.Miała przyjemny wyraz twarzy i wyglądała zwyczajnie,w przeciwieństwie do jej koleżanek siedzących po jej obu stronach.Tamte wyglądały jak typowe pustaki.
-Nie dziwi mnie,że Ci się podoba.Jest bardzo ładna.-skrzyżowałam ręce na piersi i zerknęłam na niego.-Ale chyba towarzystwo ma źle dobrane.
-Taa,wiem.Cloe i Megan to straszne lansiary,nie wiem czemu ona się z nimi kumpluje.
-Jak chcesz to ją zawołam i posiedzi z nami.-zaproponowałam,a on wybałuszył oczy.Wyglądał jakby moje słowa brzmiały mniej-więcej jak: na obiad zjadłam dwa ślimaki bez skorupy,chcesz pójść do mnie skosztować?
-Zwariowałaś? Ja jestem dla niej nikim,a Ciebie w ogóle nie zna.
-No to co,właśnie o to chodzi żeby mnie poznać,nie?-powiedziałam,ale on pokiwał przeczącą głową i złapał mnie za rękę,ciągnąc w dół po rampie.-Już kumam dlaczego chciałeś spotkać się akurat tutaj.
-Lepiej już chodźmy na to twoje ognisko.
-Och,Nick!-zawołałam zdumiona i uśmiechnięta,a on poprowadził nas do wyjścia z parku.
-Co?
-Ty jesteś strasznie nieśmiały!-zaśmiałam się,a on zmierzył mnie wzrokiem i nic nie odpowiedział.



Bardzo was przepraszam,że nie dodałam rozdziału zgodnie z obietnicą,po pojawieniu się 10 komentarzy (jest aż 17 WOW! Dziękuję bardzo!) miałam to zrobić w weekend,ale byłam na Lednicy,wyjechałam już w piątek i wróciłam w niedzielę w nocy,bo byłam też na kempingu.Może ktoś z was też był w tym roku na Lednicy? Ja wróciłam bardzo zadowolona i wam też polecam wybrać się za rok :)
Jeszcze raz serdeczne Bóg Zapłać za te komentarze i wyświetlenia! Teraz już jestem w domu,więc następny rozdział wystartuje jak znów będzie 10tka :) Całuję! xx