-Babciu,w dzisiejszych czasach dzieci same wybierają sobie narzeczoną czy narzeczonego i bynajmniej dziewczyny nie muszą poślubiać kogoś w wieku 15 lat!-zawołałam już totalnie poirytowana.
-Niestety wiem i uważam,że to wcale nie wróży nic dobrego,moja droga.-powiedziała,a druga babcia ją poparła.
-Chciałabyś żebym paradowała przed tobą z obrączką na palcu i wywalonym,ośmiomiesięcznym brzuchem?-spytałam a mama skarciła mnie wzrokiem ale mimo to uśmiechnęła się pod nosem.Dopiero po chwili uświadomiłam sobie,że ona w moim wieku,albo jakoś rok później,urodziła Maxa.Bardzo wcześnie wkroczyła w dorosłość i nie dziwne,że ludzie czasami myślą,że jesteśmy siostrami.
-Czyli możemy się pożegnać z marzeniem,że zostaniemy młodymi babciami,Penny.-powiedziała nie udzielając mi odpowiedzi.-No chyba,że Maximilian nas zaskoczy.
-Max,babciu.-mruknął mój brat,który siedział koło mnie a gdy parsknęłam,ten kopnął mnie w nogę.
-Słucham?
-Powiedział,że uwielbia jak tak do niego mówisz.-rzekłam z wielkim uśmiechem i przez dziesięć minut śmiałam się z niego,jak próbował wytłumaczyć babci,że nikt prócz niej tak do niego nie mówi.Przynajmniej w tym babcia była kochana: że trzymała moją stronę będąc pewną,że jej nie okłamuję.
-Pożałujesz tego.-syknął mi półgębkiem.
-Też Cię kocham,braciszku.-szepnęłam i podniosłam się.-Moi kochani,czy nie będziecie mieć nic przeciwko jeśli pójdę się położyć? Padam z nóg!
-Oczywiście słoneczko.-powiedział dziadek i w tym samym czasie wstał Max.
-W zasadzie to ja też...
-Och,Max! Po prostu zero kultury! Rodzina przyjechała do Ciebie w odwiedziny,spędź z nią trochę czasu!-skarciłam go i gdy nikt nie patrzył pokazałam mu język.
-Marina ma rację,musimy jeszcze porozmawiać,siadaj Max.-rozkazał mu wujek a ja odwróciłam się i przybiłam piątkę dziadkowi,który śmiejąc się kręcił głową.Ucałowałam go w czoło i popędziłam do pokoju.
| Louis |
-Dawno nie miałem tak przyjemnej wigilii.-powiedziałem w oczekiwaniu aż Zayn znajdzie klucze od domu.
-Ja też.-parsknął.-Od jakichś...19 lat.
-Nigdy nie widziałeś jak wygląda chrześcijańska wigilia?
-Nie.-otworzył drzwi i weszliśmy do środka.Po jakiejś godzinie leżałem koło telewizora z puszką piwa w ręce,a mój wierny towarzysz na kanapie czytał jakąś plotkarską gazetę,której nazwy nie byłem w stanie przeczytać,bo wszystkie literki mi się rozmazywały.
-A..a pamiętasz,stary,jak wysadziliśmy Cię z Hazzą pod domem Mariny w tą cholerną ulewę? Hahahahaaha,to były czasy! Superowe!
-Jak dla kogo.-mruknął i przewrócił następną stronę.
-Byłeś wścieeekły...jak cholera.I tak cholernie padało! Hahaha,to był cholerny i chory pomysł Harolda!-Przestań cholerować i lepiej uważaj bo zaraz rozlejesz to piwsko.-powiedział beznamiętnie nie podnosząc wzroku z nad gazety.
-A co ty wtedy czułeś,Zayn?-podniosłem się i usiadłem obok kanapy.-Powiedz mi,mój przyjacielu.
Zerknął na mnie kątem oka,następnie na moje piwo,które trzymałem w ręce,a potem z powrotem na gazetę.
-No weź się nie wstydź.-szturchnąłem go w kolano.-Mi możesz powiedzieć.-nadal cisza.-Pewnie nie chcesz mi nic wyznać bo tak naprawdę Marina to fajna laska,co?
-Zamknij się już...albo wyjdź stąd...i daj mi czytać...-odpowiedział powoli.
-Dobrałem was do siebie w photoshopie!-krzyknąłem.-Teraz sobie przypomniałem! Chcesz zobaczyć jak wyglądalibyście razem?
W tym momencie Zayn wstał,pchnął mnie lekko swoim ramieniem i ze złością na twarzy poszedł do swojego pokoju.
-Ja tylko żartowałem! Nie mam waszego zdjęcia! Eeej no,to był żart!-zawołałem za nim,ale w zamian za to usłyszałem głośne trzaśnięcie drzwiami.Wzruszając ramionami wyłożyłem się na miękkich poduszkach i włączyłem MTV.
| Mary |
-JAK TO ZOSTAJĄ JESZCZE DWA DNI?!-Cicho bądź,bo ich obudzisz!-syknęła mama kiedy dowiedziałam się,że moi wspaniali goście przedłużają sobie wizytę.Było coś koło 8 rano i jak na razie tylko my byłyśmy na nogach.
-I co z tego! Już po wigilii,więc mogą się spakować i wrócić do siebie,a ja z przyjemnością pomacham im białą chusteczką.-mruknęłam siadając na barowym krzesełku.
-Daj spokój,widzimy się z nimi może dwa razy do roku,wytrzymasz.
-Ale mamo...
-Koniec dyskusji.-powiedziała lekko surowym tonem.-Boli mnie głowa i nie mam ochoty na głupie przegadywania.Zostają i koniec,a ty musisz się dostosować.
-Josh i Laura chrapią.-jęknęłam.-Dlaczego muszą spać akurat w moim pokoju?
-Chyba przed chwilą coś powiedziałam,nie słyszałaś?
-Co w nią wstąpiło...-szepnęłam,ale ona to usłyszała i zerknęła na mnie spode łba.-Okej,okej...
-Lepiej idź zobacz pod choinkę,a nie marudź z samego rana.
I wtedy uśmiech momentalnie wpełznął na moją twarz.Pobiegłam do salonu,gdzie pod zielonym drzewkiem znajdowało się mnóstwo prezentów.Odszukałam kupkę z napisem 'Mary' i zaczęłam otwierać.
-Woow...-wyrwało mi się na widok nowiuśkiego laptopa.Odkąd zepsułam swojego (naprawdę niechcący strąciłam go i wypadł z parapetu przez okno!) dostęp do internetu miałam tylko dzięki tabletowi lub notebooku,a to było nieco uciążliwe.Laptop był od rodziców.Gdy tata stanął w drzwiach tuż obok mamy,podleciałam do nich i uściskałam z całej siły.
Od Maxa dostałam śliczne,nowiuśkie vansy o których marzyłam i dołączone do nich zdjęcie oprawione w ramkę.Były to połączone ze sobą cztery malutkie zdjęcia...malutkiej mnie! Musiałam mieć wtedy z 5 lat.
Uśmiechnęłam się na widok siebie,a za sobą usłyszałam śmiech rodziców,a po chwili mlaskanie,czyli pewnie się całowali. (ugh!)
-Ekhm ekhm,demoralizujecie nieletnią...-odchrząknęłam,a oni zachichotali.
Od cioci Sharon i wujka dostałam pieniądze w kopercie,tak samo jak od rodziców mamy.Trzecia koperta była od rodziców Josha,Laury i Timmiego,a od nich dostałam kilka materiałowych bransoletek i cały worek słodyczy.Druga babcia,babcia Penny nie mogła wziąć przykładu z innych dorosłych,tylko uszyła mi...(jak co roku z resztą)...sweter.Gruby,wielki,wełniany sweter.
-Na pewno nigdy go nie założę.-powiedziałam sama do siebie i chwyciłam do ręki kartkę na której pisało: DLA MARY-NAJÓKOCHAŃSZEJ KUZYNKI a na odwrocie widniały jakieś trzy stwory:
-To miłe z ich strony,prawda kochanie?-spytała mama zaglądając mi przez ramię.
-Taa...UROCZE.
-A ty co im dałaś?
-Ja..no..ten tego...dopiero im to dam.-skłamałam i odwróciłam się szybko żeby nie widzieli mojej miny.Cholernie zapomniałam o tym żeby obdarować upominkami moją przyjezdną rodzinę.Bardziej skupiłam się na Rose,Sam,reszcie naszej osiedlowej paczki i One Direction,niż na nich.'Masz jeszcze cały dzień Mary,coś wymyślisz'-pomyślałam i zabrałam się za rozpakowywanie paczki z podpisem: Od Harry'ego,Nialla,Liama,Louiego i
W momencie moje oczy zaszkliły się,a kilka łez opadło na wierzchnią część deski.Mimo wzruszenia czułam się...wspaniale.Rzeczywiście,gdy po raz pierwszy się spotkaliśmy,miałam przy sobie moją starą,zniszczoną już deskę do której jednak miałam wielki sentyment.Przypomniały mi się niedawno wypowiedziane słowa Maxa: '' Hmm...może zadaj sobie pytanie,kiedy ostatnio byłaś na rampie,w knajpie,albo na desce? (...) Najwyraźniej się zmieniłaś. ''
-Chcę już wiosnę!-zawołałam.-Dajcie mi wiosnę bo jak nie to będę tym cudeńkiem jeździć po waszych panelach i schodach!
-Ani mi się waż!-odezwał się tata.-Mamy już dosyć rys na podłodze.
-Doberek!-krzyknął Max wchodząc do salonu w samych bokserkach.-Ooo prezenty!
-Max,jak ty wyglądasz,ubierz się w coś i to już!-syknęłam mama.-Niech no ktoś zejdzie na dół a ty...
-Wooow,nowiuśkie PSP,dzięki tato!-zlekceważył ją i pogrążył się w rozmowie z ojcem,który kupił mu tą zabawkę chyba także pod swoim kątem.Urażona mama poszła do kuchni mrucząc pod nosem,że idzie tam gdzie jej miejsce.
W pudełeczku od Sam znajdowała się świetna koszulka z nadrukiem ze Starbucks'a + kupon na 7 darmowych kaw.Noorrrmalnie,już czułam ich zapach!
Na końcu starannie zapakowane zawiniątko było od Rosalie od której dostałam najnowszą płytę McFly i dwie wielkie paczki m&m's.
-Dzięki za słuchawki,Mar.-dobiegł mnie głos Maxa.
-Co? Aaa nie ma sprawy.Ja dziękuję za butki,są idealne.-ucieszyłam się i pomachałam mu nogami przed nosem.
-A zdjęcie jak Ci się podoba? Słodka wtedy byłaś,co?
-Przepraszam bardzo,to teraz nie jestem?-oburzyłam się.-Co Ci się we mnie nie podoba?
-Twoją słodkość zastąpiła czysta wredność.-pokazał mi język,a ja prychnęłam.-Aaa,zapomniałbym! Chodź ze mną na górę.-złapał mnie za rękę i pociągnął,a ja złapałam w ramiona paczki m&m's żeby nikt mi ich nie dziabnął.Max zaprowadził mnie do swojego pokoju gdzie zaczął rozkopywać kilka szuflad w poszukiwaniu czegoś.Pod oknem na szerokim materacu spały te małe potwory.
-Tu jest.Wybacz,że nie dałem dać pod choinkę ale nie zdążyłem,musiałem zająć się resztą twoich paczek.
-Co to?-spytałam przygryzając cukierki.
-Sama sprawdź.Ale może lepiej nie tutaj,BO ZDAJE SIĘ,ŻE NIE WSZYSCY ŚPIĄ.-powiedział głośniej gdy bliźniaczki zaczęły szeptać.Wzięłam pudełeczko i poszłam do swojego pokoju w którym była tylko rozespana Laura próbująca dojść do siebie.
-O,cześć Mary.Zastanawiałam się gdzie byłaś tak wcześnie.-rozciągnęła się.-Przeszkadzałam Ci? Chrapałam? Matko,mam nadzieję,że nie?
-Eee no coś ty,chyba nie,a przynajmniej nie słyszałam,bo....ee miałam mocny sen..Poczekaj na momencik.
W słodko zapakowanym pudełeczku znajdowało się...kilka wspomnień.Wzięłam w dłoń bransoletkę i przyglądnęłam się jej z najdokładniejszymi szczególikami.Była to ta sama bransoletka,którą kiedyś zapodziałam...w domu Jamesa,mojej pierwszej miłości.Dostałam ją od niego po powrocie z obozu (o którym wspominane jest TU) a zgubiłam dokładnie miesiąc przed naszym rozstaniem.Wtedy,gubiąc ją,nie miałam pojęcia,że to wszystko tak się potoczy.
Oprócz niej,znajdował się tam krótki liścik i nasze wspólne zdjęcie sprzed roku.
Wiem,że uwielbiałaś to zdjęcie i ten dzień w którym zostało ono zrobione.Wiem też ile znaczyła dla Ciebie ta bransoletka.Byłoby to chciwe z mojej strony gdybym zostawił ją dla siebie,żeby choć trochę przypominała mi o naszej wspólnej przeszłości.Chciałbym Ci życzyć,Mary,wszystkiego co najlepsze.To moje pierwsze święta w których czuję,że czegoś mi brakuje,a więc życzę Ci aby Ciebie nigdy nie spotkało to okropne uczucie.W tym momencie czułam jak nogi uginają się pode mną a serce staje w miejscu.Oczy momentalnie się zaszkliły,co zaczynało mnie poważnie wkurzać,bo nie lubiłam łez,tym bardziej u siebie.
Znając Ciebie,właśnie zaczynasz ryczeć,co przecież tobie nie przystoi! - przeczytałam i mimowolnie zaśmiałam się przez łzy.Laura wydobyła z siebie ciche 'czy coś się stało?'
Gdybyś zechciała spotkać się ze mną,to będę dzisiaj czekał tam gdzie zawsze,o 21.Jeśli nie będziesz mogła przyjść z jakichkolwiek przyczyn,zrozumiem.
I pamiętaj o tym żeby się nie zmieniać,bo właśnie będąc sobą jesteś wspaniała i niezastąpiona.
Wesołych Świąt! Jamie.
-Na miłość Boską,Marina,zaczynasz mnie przerażać.-usłyszałam głos Laury,która stanęła koło mnie.-Co się dzieje?
-Nic się nie dzieje.-wytarłam łzy do rękawa od piżamy.-Wcisnęłam niechcący palucha do oka i teraz łzawią oba.Przepraszam Cię,pójdę się już ogarnąć.
I wyszłam,zostawiając ją lekko zdezorientowaną.Szybko ubrałam się,pomalowałam i uczesałam,po czym zleciałam na dół.Max spojrzał na mnie i kiwnął głową czy wszystko w porządku.
-Tak,jest okej.-szepnęłam półgębkiem.
-Siadaj koło mnie,Mary.-odezwał się wujek,a ja wcisnęłam się pomiędzy niego a dziadka Briana.
Po zjedzeniu góry tostów z jajkiem,pożegnałam się ze wszystkimi,ubrałam na siebie płaszcz i wyszłam na zaśnieżoną doszczętnie ulicę (strój Mary).Rosalie czekała już przed moim domem (jej strój).Zwołałam ją bo musiałam...a raczej chciałam powiedzieć jej o prezencie od Jamiego.Po opowiedzeniu jej o wszystkim szczerze mi ulżyło,ale jej mina nie była zbyt wesoła.
-No wiesz,Mary...Widocznie jemu nadal zależy.Bardzo.
Bardzo.To słowo nagle nabrało innego znaczenia.Do tej pory bardzo to ja chciałam iść na koncert McFly,albo żeby bliźniaczki rodem z piekła już sobie pojechały.
-Muszę napić się kawy.-wypaliłam i w pobliskiej kawiarence kupiłam ją na wynos,a Rose czekoladę.
-Teraz Ci lepiej?
-Jeszcze nie bardzo się wchłonęło...ale trochę.
-To może pójdziemy do Ciebie?
-Wybacz,ale nie chcę na razie wracać do mnie.Jest tam koniecznie za dużo członków mojej rodziny.
-To do mnie.
-Niee,to za blisko.
-No to kobieto,zdecyduj się!
-Wszędzie,tylko minimum 50 metrów od naszych domów.
-Okej,w takim razie idziemy do Louisa i Zayna.-ruszyła żwawo a ja zostałam na tyłach.
-Nieee too miałam na myśli.-jęknęłam i pobiegłam za nią.
No i okrągła 20 przed nami.Mam nadzieję,że się spodoba,odzywajcie się ludzie! ;p
Z ankiety wynika,że directionerki pragną miłości,a więc postaram się wziąć sprawę w swoje ręce,ale wy nadal głosujcie.Pozdrawiam xx
super rozdział. I ten moment jak Lou wkurza Zayna.
OdpowiedzUsuńTylko pytanie czy Mary pójdzie sie spotkać z Jamesem?
Nie jestem za wątkiem miłosnym, ale i tak będę się cieszyła jak bobas kiedy napiszesz następny rozdział! M.
OdpowiedzUsuńCudo.!!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny ;D
Pozdrawiam :)
Ale namieszałaś! Płacząca Mary?! Nie spodziewałam się tego po niej! A teraz najlepiej w kolejnym rozdziale zmajstruj coś między Mariną a Zaynem, bo jak nie ... ;D
OdpowiedzUsuńWww.catsbooksandally.blogspot.com
Czekam aż coś zadzieje się pomiędzy Mariną, a Zaynem :D piękny rozdział jak zawsze, do kolejnego! :)
OdpowiedzUsuńxx
Super .jestem bardzo ciekawa co wyniknie ze spotkania Mary i Jamesa, coś podejrzewam ,ale nie jestem pewna,czy się nie mylę. Chciałbym znowu poczytać jak to Mary śmiga na desce ,ale muszę poczekać do wiosny ,niestety . Chyba nie muszę wspominać ,że rodzina Davies'ów (nie wiem jak to się odmienia ) działa mi okropnie na nerwy tak jak głównej bohaterce.Do następnego ! xx
OdpowiedzUsuńawww. wreszcie się coś zadzieję pomiędzy Zaynem i Mary ;3 czekam na kolejnyy! Pola x
OdpowiedzUsuńWspaniały jest! Jak czytałam ten list od James'a to mi samej aż się oczy zaszkliły...Ja również czekam na rozwój miłości pomiędzy Mary, a Zayn'em!
OdpowiedzUsuńPoozdrawiam Cię serdecznie!
Gajane.