9 grudnia 2012

Rozdział 17

| Marina |

Tak.Mimo,że nie znamy się długo to muszę im coś kupić.Jakby nie patrzeć,wykazywali się w stosunku do mnie dużą uprzejmością i wspierali mnie jak mało kto po tym wydarzeniu z Chrisem.Czy to możliwe żebym mogła nazwać ich swoimi....kumplami?-aż wzdrygnęłam się na samą myśl.
-Marino Davies...co się z tobą dzieje?-jęknęłam i przykryłam twarz poduszką spod której przed chwilą się wydostałam.-Jak to możliwe,że zatrzymałaś się przy towarzystwie tego...tego One Direction.Co ty zrobiłaś ze swoimi osiedlowymi przyjaciółmi?
-Brutalnie o nich zapomniała i odrzuciła na bok.-odezwał się Max oparty o framugę moich drzwi.-Nie ładnie się zachowała,prawda?
-Zdaje się,że to nie twój pokój,prawda?
-Drzwi były otwarte.Z resztą,jak zawsze! Było mówić,że boisz się sama spać!-zawołał i rzucił mi się na łóżko.Próbowałam go zrzucić,zepchnąć,targać za włosy,cokolwiek,ale bezskutecznie! Po raz dzisesiąty walnęłam się na poduszki,a w moje ślady poszedł mój brat.
-Mówisz poważnie,że ich odrzuciłam?
-Hmm...może zadaj sobie pytanie,kiedy ostatnio byłaś na rampie,w knajpie,albo na desce?
Zastanowiłam się chwilę i zajęczałam.
-Jestem okropna.
-Nie jesteś okropna...Najwyraźniej się zmieniłaś.-rzekł i zniknął zamykając przy tym drzwi.
A co jeśli Max ma rację? Jeśli na prawdę się zmieniłam? Chwyciłam za telefon.
-Och,Rose...

| Rosalie |
-Nie narzekaj.To oczywiste,że musiałaś się trochę zmienić,w końcu dużo się zmieniło od wakacji...Dużo przeszłaś.-powiedziałam gdy spacerowałyśmy po centrum handlowym.Uszu dobiegały nas świąteczne pioseneczki do których miałam ochotę tańczyć i tańczyć!
-Aż tak żebym miała prawo zapomnieć o starych przyjaciołach?
-Nie zamartwiaj się tak,nikt nie ma do Ciebie żalu,Max i ja wszystko im wyjaśniliśmy.
-Nienawidzę siebie.Stałam się taka...taka miękka...miękka klucha.Muszę z tym skończyć,muszę wrócić stara ja!-stwierdziła stanowczo.
-I to mi się podoba.A teraz chodź już bo nic nie kupimy chłopcom.
-Och,daj spokój,mamy jeszcze dwa dni do gwiazdki,lepiej chodźmy do pijalni czekolady.
-Szybko zaczęłaś z tymi swoim powrotem do siebie.-odparłam zaskoczona jej natychmiastową reakcją.-Ja nie zamierzam się nigdzie ruszać dopóki nie kupię prezentów.
-Jak chcesz.-wzruszyła ramionami i ruszyła w kierunku schodów ruchomych.
-Tylko żebyś mi potem nie jęczała,że nie masz co im kupić!-zawołałam za nią na wszelki wypadek.-W wigilię wcześniej zamykają sklepy,pamiętaj!
-Taak,taak!-machnęła ręką i tyle ją widziałam.


| Marina |
Niesamowite jak centrum handlowe może się zmienić w przeciągu kilku dni.Wystarczyło postawić choinki,zawiesić lampki,dobrać odpowiednią muzykę a żeby choć trochę przypominało okres świąteczny,a co dopiero gdy pomiędzy zielonymi drzewkami i zabieganymi ludźmi przechadzają się 'święci mikołajowie',lub gdy gdzieniegdzie opada sztuczny śnieg.Od dziecka kochałam tą świąteczną atmosferę i nadal mi to pozostało.W pijalni spędziłam dobre pół godziny popijając czekoladę i siedząc na moim notebooku,co po chwila uśmiechając się do klientów i pracowników,którzy musieli mnie już stąd kojarzyć.Uwielbiałam tu przychodzić.Właściciele byli bardzo przyjaźni,pozwalali przesiadywać u siebie do woli i korzystać z internetu,nawet gdy nie zamawiasz najdroższych rzeczy.
-Dla nas liczy się atmosfera.-powiedział mi kiedyś.-Wolimy,żeby ludzie kojarzyli nas z tego,że można u nas odpocząć lub spędzić mile czas w przyjemnej i sympatycznej atmosferze,a nie poprzez zrzędzącą obsługę czy drogie ceny.-uśmiechnął się.
Na twitterze szalała burza dotycząca tego czy słodki i zawadiacki Harry Styles ma kogoś na oku i jeszcze tego nie wyjawił.Rozbawił mnie post jednej dziewczyny:
,,Mój bóg seksu ma kogoś na boku? Darujcie sobie,nikomu go nie oddam!''
Nie mogąc się powstrzymać,wybuchnęłam śmiechem,zamknęłam komputer,szybko zapłaciłam i ciągle się śmiejąc wyszłam z kawiarni.
Gdy po kilku minutach zjeżdżając po ruchomych schodach,znowu sobie o tym przypomniałam,zaśmiałam się na tyle głośno,że kilku przechodniów spojrzało na mnie z uniesionymi brwiami.
-Ludzie,są święta! Trzeba się...CIESZYĆ!-zawołałam rozbawiona.Dobijając do czegoś twardego,chcąc oprzeć się o ścianę,niechcący pociągnęłam coś tuż za mną,co na pewno nie było ścianą,bo było puchate i się ruszało! Natychmiast odskoczyłam i zaskoczona odwróciłam się.
-Jeszcze nie spotkałem się z tak brutalną napaścią Świętego Mikołaja.-odezwał się melodyjny głos spod sztucznych,białych wąsów i brody.-Zazwyczaj nawet dzieciaki proszące o prezenty są grzeczniejsze.Może to przez te wąsy?
-Och...ja...STRASZNIE przepraszam...-złapałam się za nos powstrzymując śmiech.-Normalnie nie mam w zwyczaju...
-Napadać na niewinnych wcale Mikołajów?-wszedł mi w zdanie.
-Taak,mniej więcej,tak.-uśmiechnęłam się i wzruszyłam ramionami.-Jeszcze raz bardzo przepraszam...Panie Mikołaju.
-Myślę,że będę w stanie wybaczyć ten..ekhm,drobny incydent.-też się uśmiechnął i dzwoniąc dzwoneczkiem wrócił do swoich zajęć.Spoglądałam za nim jeszcze przez chwilę po czym śmiejąc się sama z siebie udałam się do Starbucks'a.Stwierdziłam iż nic nie postawi mnie na nogi,i nie przywróci do porządku jak tylko kawa,którą coraz częściej ostatnio piłam.

-Zbyt duża ilość kofeiny w organizmie powoduje nerwowość,rozdrażnienie lub problemy z zaśnięciem.-zmaterializował się ktoś przede mną w momencie kiedy przełykałam kawę.Cała czerwona na twarzy zachłysnęłam się,po czym wyplułam całą zawartość na owego Świętego Mikołaja.Momentalnie zaczęłam się krztusić i kaszleć,a on mimo,że popluty,poklepał mnie po plecach i pomógł dojść do siebie.
-Kur..kurcze...znowu przepraszam...-zaczęłam,ale on mi natychmiast przerwał.
-Tym razem to moja wina,wystraszyłem Cię!
-Daj spokój,nie powinnam od razu pluć na wszystkie strony.-zachichotałam i wyciągnęłam chusteczki.-Wybacz,strasznie mi...smutno z tego...z tego pow..powodu..-wybuchnęłam śmiechem.
-Czyżby?-uniósł brew udając urażonego,ale szybko się przełamał i dołączył do mnie.-No dobrze,uznajmy,że to wszystko to jednak twoja wina.-dodał po kilku minutach.
-Och,dzięki,to bardzo gentlemeńskie z twojej strony.
-Nie ma problemu.Więc jak mi się za to odwdzięczysz?-spytał a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
-Słucham?
-No...jak już wywnioskowaliśmy,napadłaś na mnie dwukrotnie.Mógłbym być cholernym sknerusem i kazać ci prać..lub co gorsza,odkupywać mój strój,a na dodatek zgłosić mojemu szefowi utrudnianie warunków pracy.Czy mam wymieniać dalej?-uśmiechnął się a ja wywróciłam oczami.
-Nie zapominajmy o tym,że to ja z dobrego serca przymknęłam oko na to KTO mnie przestraszył i dlaczego Cię oplułam...A teraz wybacz,ale trochę mi się śpieszy.
-Ja tylko żartowałem!-zawołał za mną.-Z tym odwdzięczaniem się...to był żart!
-Rozumiem,ale na prawdę muszę iść.
-To do zobaczenia?-zapytał,a ja pomachałam mu i wyszłam z budynku.

| Louis |
-Widziałeś ostatnio Rosalie albo Marinę?-spytałem Zayna,który układał swoją fryzurę przy lustrze.Widząc jego mimikę i ruchy miałem ochotę za każdym razem wybuchać śmiechem.
-Nie.Albo...Marina mi się kiedyś napatoczyła pod nogi.-powiedział zaczesując je do góry.
-Co to znaczy napatoczyła?
-No...jak wracałem z zakupów kilka dni temu to szła do domu...Weź mi nie przeszkadzaj.
-I nie zaprosiłeś jej do nas?
-Zapraszałem...ale nie chciała przyjść,mówiła,że się śpieszy.
-Zależy w jaki sposób to zrobiłeś.Jeśli w taki jaki rozmawiasz teraz ze mną to wcale jej się nie dziwię.
-Daj spokój,normalnie to powiedziałem! Z resztą...jak chcesz to sam do niej zadzwoń.I wypad mi z łazienki!-popchnął mnie w stronę drzwi i zatrzasnął je za sobą.
Wziąłem głęboki wdech i już miałem wejść na górę,kiedy w oknie ujrzałem dziewczynę podobną do Mariny,która wolnym krokiem przechodziła tuż pod naszym domem.
-Mary?-zawołałem uchylając drzwi,a dziewczyna odwróciła głowę w moim kierunku.
-Och...cześć Loui.
-Dawno się nie odzywałaś,może wejdziesz na chwilę?
-Wiesz...nie dam rady...trochę mi się śpieszy...-zaczęła się tłumaczyć.
-Nie znajdziesz dla mnie nawet pół godzinki?-spytałem z nadzieją w głosie,ale ta się skrzywiła.
-Na prawdę bardzo bym chciała,ale nie dzisiaj...Obiecuję,że wpadnę jutro,dobra?
-Trzymam Cię za słowo.-powiedziałem,a ona uśmiechnęła się i podreptała dalej.Za moimi plecami usłyszałem kroki Zayna.
-'Zależy w jaki sposób to zrobiłeś.Jeśli w taki jaki rozmawiasz teraz ze mną to wcale jej się nie dziwię'-powiedział,a ja spoglądnąłem na niego dobitnie i poszedłem do swojego pokoju.
-Już kilka razy wam mówiłem,że ta dziewczyna jest dziwna!

| Max |
-Teraz zastanów się,Max,jak jej to powiedzieć...
-A wytyka mnie,że gadam sama do siebie.-usłyszałem za sobą głos Mariny wchodzącej do domu.Wybałuszyłem oczy,miałem nadzieję,że nie słyszała tego co mówiłem przed chwilą!
-Och...Mary,co tak długo?
-Nie udawaj,że tęskniłeś.-uśmiechnęła się cwaniacko i zaczęła się rozbierać.-Gdzie jest mama?
-U...-zacząłem,ale czułem pojawiające się rumieńce na mojej twarzy.-u...u Rose..w sensie,u jej mamy.
-Dobra...a tobie co? Źle się czujesz? Masz gorączkę?-przyłożyła dłoń do mojej twarzy.-Uch,jakiś ty ROZPALONY!-zawołała.-Ciekawe dlaczego...
-Nie wiem o czym mówisz.-powiedziałem szybko.
-Daj spokój,znam Cię od 17 lat,więc wiem kiedy kłamiesz.I doskonale wiem w jaki sposób patrzysz na naszą sąsiadkę...a moją najlepszą przyjaciółkę.
-Co?-czułem,że jeszcze bardziej się rumienię.-Ja...to znaczy...jak długo o tym wiesz?
-Od samego początku.-usiadła na blacie i włożyła lizaka do ust.-Szczerze Cię podziwiam,długo to w sobie tłumiłeś.Nie bałeś się,że ktoś sprzątnie Ci ją sprzed nosa? Rose to świetna dziewczyna,chciałabym mieć taką siłę i cierpliwość jak ona.I w dodatku jest strasznie śliczna,czym matka natura nie raczyła obdarzyć i mnie...
-Ja też siebie podziwiam.-mruknąłem pod nosem i opadłem na fotel wzdychając.-Sam nie wiem...to chyba nie dla mnie.
-Co nie dla Ciebie? Miłość?-zapytała a jak kiwnąłem głową.
-Pierdoły opowiadasz.Miłość jest dla każdego,niezależnie od tego jakim jest człowiekiem.A ty..no cóż,muszę przyznać,że mój brat jest idealny i mogę tylko pozazdrościć twojej wybrance serca.-zeskoczyła.-Jesteś na prawdę świetnym chłopakiem,Max.-Uśmiechnąłem się do niej.Przez chwilę znowu zrobiła się miła i chyba to zauważyła.-O tak,masz rację,znowu wracam do starej...no! w każdym bądź razie,jesteś świetny,choć czasem mnie wkurzasz!-zawołała i z lekkim uśmieszkiem zaczęła wspinać się po schodach.
-A ty Mary jesteś na prawdę śliczną dziewczyną!
-Tak taak...

Taki tam słodki Harry w czapeczce Mikołaja ;) Przyznajcie się,Mikołaj jeszcze o was pamiętał czy może uznał,że jesteście za duże na prezenty? :D

6 komentarzy:

  1. Oczywiście, że pamiętał i przyniósł prezenty :3
    Już czekam na kolejny rozdział, wkręciłam się nieźle w twoje opowiadanie :)
    + zapraszam do mnie jeżeli masz czas, dopiero zaczynam :) http://iamvoguelover.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dla mnie ten rozdział jest najlepszym prezentem od mojego Mikołaja! <3 powiało miłością ..no i świętami oczywiście. bardzo milutki! M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mary dziwna ? może trochę ,ale jakże wspaniała , nie rozumiem Zayna ,powinien z nią porozmawiać a nie osądzać , może kiedy ona wpadnie w najbliższym czasie do chłopaków coś sie rozwinie,poznają sie lepiej , zaprzyjaźnią ? mam ogromną nadzieję . Dopinguje też Rose i Maxowi ,chcę żeby byli razem,ale to i tak Ty o tym zdecydujesz . Czekam z niecierpliwością na następny rozdział . Zapraszam do siebie : http://wszystkootobiekochanie.blogspot.com/
    Z góry dziękuję i przepraszam za spam . Jeśli będziesz miała czas i ochotę , zaglądnij i zostaw po sobie komentarz .

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej, jak miło było przeczytać miłosne wyznanie Max'a.;)
    Świetny rozdział! Jeeny, powtarzam się już 1054235 raz, ale nic innego nie mogę napisać.;P
    Święty Mikołaj nie zapomniał o mnie, w sumie jak co roku.;D
    Czekam na następny!
    Gajane.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pojawił się kolejny rozdział http://wszystkootobiekochanie.blogspot.com/
    zapraszam :) !

    OdpowiedzUsuń
  6. awwwww. GENIALNY! CZEKAM NA KOLJENYY ;3

    OdpowiedzUsuń