| Mary |
-Maaaryy!!-usłyszałam z dołu głos mamy.Do połowy w piżamie złapałam za plecak i szybko zleciałam po schodach.
-Taak wiem!-zawołałam i podleciałam do niej-Telefon mam,klucze mam...Cholera,Max już pojechał?
-Niestety,już dwie godziny temu.No prędko,leć bo się spóźnisz!
-Już jestem spóźniona,mamo.-ucałowałam ją przelotem w policzek i pędem rzuciłam się w kierunku szkoły pomijając fakt,że normalnie miałam do niej 15 minut drogi,a dwadzieścia minut temu powinnam być na lekcji.Zdziwiona nadmierną szybkością już po sześciu minutach byłam pod budynkiem i nie czekając już na nic wleciałam do sali od chemii.
-Davies! Prawie półgodzinne spóźnienie,a to dopiero pierwszy dzień szkoły!
-Przepraszam Panie...Profesorze ale...ale zaspałam...-zadyszana złapałam się za bok a wszyscy w klasie patrząc na mnie wybuchnęli śmiechem.Spojrzałam po sobie.No tak...potargane włosy,pośpiesznie nałożony makijaż musiały wspaniale współgrać z czarną bokserką i niebieskimi spodenkami w owieczki...
-Czemu u licha masz na sobie piżamę?-spytał lekko poirytowany Pan Hughes.
-No mówiłam już chyba,że sobie zaspałam...Pozwoli Pan,że usiądę,biegłam przez całą drogę...-bez pozwolenia skierowałam się w stronę swojej ławki.Po drodze przybiłam piątkę Rose i Sam,które siedziały po moich dwóch stronach.
-Psst! Nie mogłaś po mnie przyjść?-szepnęłam do Rosalie,a ta tylko wzruszyła ramionami i notowała dalej to co zostało zapisane na tablicy,w przeciwieństwie do mnie.Całe szczęście,że siedziałam na samych tyłach,bo dzięki temu mogłam spokojnie dokończyć drzemkę.Gdy zadzwonił dzwonek podreptałam za przyjaciółkami na biologię.Po języku angielskim udałyśmy się do stołówki gdzie ja i Rose jak zwykle poszłyśmy kupić drugie śniadanie,a Sam zajęła nasz stolik.
-Co bierzesz dzisiaj?-spytała mnie rudowłosa widząc moją niezdecydowaną minę.Ona jak to zazwyczaj bywało,po minucie miała już wszystko wyłożone na tacy.
-Eee nie wiem...No to może...Albo nie...
-Hahah,Mary,to tylko śniadanie!
-No dobra...To niech będzie,poproszę dwa razy sałatkę i pepsi.Aa i jabłko jeszcze,to znaczy dwa.Nie nie,nie ta sałatka! Tą z pomidorem...oo tak,właśnie ta.
-Panna Davies jak zwykle niezdecydowana.-zaśmiała się sprzedająca tam kucharka i podała mi dwa zestawy tego o co poprosiłam i razem z Rosalie przysiadłyśmy się do Sam.
-Wcale się nie dziwię,że już Cię tu wszyscy znają,nawet kucharki...-pokiwała głową.
-A ja się dziwię...dobra,zabieraj to Sam,ale wisisz mi dwa funty.
-Znowu ta sałatka? Nie lubię pomidorów!-zmarszczyła nos
-No to mi je daj zanim zaczęłaś w tym pultać...-westchnęłam i popijając napój pogrążyłam się w zamyśleniu.
Nim się spostrzegłam zadzwonił dzwonek i wszyscy skierowali się na lekcje.Historia,następnie Wf szybko minęły i nareszcie z wolnością pokierowałyśmy swoje nogi na parking gdzie ku mojemu zdziwieniu stał samochód Louisa a w nim on i Zayn.
-Siema laski,może was podwieźć?-wyszczerzył zęby i otworzył nam drzwi a my zapakowałyśmy się do środka.Ich oczy w momencie spoczęły na moich spodenkach.
-Pozwól Mary,że spytam tak z czystej ciekawości...-zaczął Zayn-Czemu wyszłaś ze szkoły w piżamce?
-To taka nowa moda,nie wiedziałeś?-odpowiedziałam z irytacją i wywróciłam oczami.Dzisiejszego dnia każdy nauczyciel i znajomi zadawali mi to samo pytanie.
-No muszę przyznać,że jakoś nie specjalnie.
-Nie przejmuj się mała,wyglądasz strasznie sexy w tych spodeneczkach!-zawołał Lou i odjechał spod szkoły z piskiem opon.Jako pierwsze odwieźliśmy Sam, później samochód spoczął pomiędzy domem moim a Rosalie,bo jak stwierdził ten Marchewkowy Potwór (tak jakoś go nazywam) żaden nie może się obrazić.
-Dzięki za podwózkę,jakoś się odwdzięczymy.-powiedziała przyjaciółka i nie minęło pół minuty kiedy Ci uśmiechnęli się cwaniacko i spojrzeli po sobie.
-No my myślimy!-udało im się powiedzieć to w tym samym czasie.
-Woow,jestem pod wrażeniem,wy myślicie!-parsknęłam-No to czego chcecie?
-Przyjdźcie dzisiaj do nas.Możemy podjechać po was o osiemnastej.
-A co będziemy robić?
-Posiedzimy,pogadamy...
-No to nie.-odezwałam się szybko
-Dlaczego?
-Bo nie.
-Dlaczego?
-Bo nie.
-Dlaczego?
-Kuźwa Malik,nie to nie!-trzasnęłam drzwiami i pobiegłam do domu.
| Rose |
-Co ona taka drażliwa?-Lou i Zayn spojrzeli za nią ze zdziwieniem,a później przenieśli się na mnie.
-Może przez Chrisa...Podobno pisał coś do niej,ale nie wiem bo nie chciała nam nic powiedzieć.Dowiedzieliśmy się od jego kumpla na Wf-ie.-wzruszyłam ramionami.
-Czego znowu ten dupek chce?-zapytał Zayn a ja tylko pokiwałam głową.
-Dobra chłopaki,ja już uciekam,jak mamy się później widzieć to muszę się trochę pouczyć na jutro...
-Dobrze,że chociaż ty będziesz.Jak coś to zgarniemy po drodze Samanthę,a Daviesowa może jeszcze zmieni zdanie.-oznajmił Lou,zatrąbił ostatni raz i zniknęli za rogiem.Szczerze mówiąc zmarszczka zmartwienia,która pojawiła się na twarzy chłopaków uświadomiła mi,że coś jest nie tak.Jak tylko przekroczyłam próg domu to pobiegłam do swojego pokoju jak najszybciej odpalając skype'a.
-Dobrze,że jesteś...-przywitałam się z Sam,której blond czupryna majaczyła po drugiej stronie ekranu.
-A co ty robisz o tej porze przy tym pudle? Do nauki dziecko,jak ty zaczynasz pierwsze dni szkoły?!-zawołała naśladując jej mamę i muszę przyznać,że nieźle jej to wychodziło.
-Zaśmiałabym się,ale nie mogę...Sam,martwię się o Mary.
-No więc słucham...-westchnęła,wyłożyła nogi na biurko i patrzyła na mnie zajadając chipsy.
-Ale ja nie wiem...no,czy ciebie nie dziwi fakt,że była dzisiaj taka drażliwa i nie miła?
-Eee...nie? Btw.myślałam,że będzie więcej użalanka,tak jak zwykle,no więc się przygotowałam.Mam chipsy,soczek,paluszki...o,gdzieś tu miałam jeszcze żeeeeel....-w tym momencie spadła z krzesła-....ki.Znalazłam,były pod biurkiem!
-Rzeczywiście Cię to nie martwi.-stwierdziłam widząc jak zajada jakąś starą żelkę.
-No bo nie ma mnie co martwić.Marina zawsze była dziwna,często nie miła i czasami drażliwa więc nie masz się co przejmować.Mało to razy miała kary za jakieś odzywki? Albo te wasze kłótnie przez jej zachowanie...To jest wszystko...nołmą ęc ówię si,wyuzuj i epiej iś ę połucz.
-Może i masz rację...
-Pewno,że mam.Mówię Ci,z nią jest jak najbardziej w porządku,ja bym się zaczęła dziwić dopiero wtedy kiedy ona strzeliłaby komplementem do Pana Hughesa,ubrała skarpetki do sandałów albo spędziła godzinę bez śpiewania.Wtedy byłoby z nią źle...
-No dobra,powiedzmy,że mnie przekonałaś.Bądź gotowa o 18.I lepiej zrób to zadanie z anglika bo ani ja ani Mary w tym roku nie dajemy Ci odpisać,pamiętaj!
-Maruś mi da,zobaczysz.-wyszczerzyła zęby i bez pożegnania rozłączyła się a ja tylko głośno westchnęłam.Prawie gdy odrobiłam lekcje,a było to jakoś po 17,do domu wróciła mama więc pomogłam jej przy obiedzie.Zaraz po zjedzeniu usłyszałam,że Lou wjeżdża na podjazd więc żegnając się nałożyłam na siebie sweter i wgramoliłam się do samochodu.
| Liam |
14 godzin później...
Takie siedzenie w ciszy od kilkudziesięciu minut nie jest niczym przyjemnym.Niall obgryza ze stresu paznokcie,Zayn siedzi jakby głęboko o czymś rozmyślając,Harry i Lou chodzą tam i z powrotem,w te i we w te,Rose tępo wpatruje się w telefon co po chwila zerkając drzwi i jedynie Sam była oazą spokoju gdyż siedziała wyłożona na fotelu oglądając telewizor bez głosu i zajadając krakersy.
-A co jak jej się coś stało?-spytała po raz kolejny Rosalie,a ja nie wiedząc co odpowiedzieć tylko poklepałem ją delikatnie po plecach.Nikt z nas nie wiedział co odpowiedzieć.Było już grubo po północy,a Mary nie wracała do domu,nie odbierała telefonów i nie odpisywała na sms'y.
-Na pewno niedługo wróci.My siedzimy tutaj,Max z rodzicami w domu,musi się gdzieś pojawić.
Po kolejnej godzinie bezczynnego siedzenia postanowiliśmy się zebrać i pojechać do domu Daviesów.Gdy tylko podjechaliśmy,Max zleciał na dół i zaprosił nas do środka.Mijając salon i wspinając się po schodach usłyszeliśmy rozmowę jego rodziców.
-Audrey,uspokój się,nic nie mogło jej się stać,rozumiesz? Ile już razy tak późno wracała?
-Ale w wakacje,nie w trakcie szkoły,Simon! Jestem jej matką,muszę się martwić o swoje dziecko! Mary jeszcze nigdy nie robiła nam takich numerów,zawsze przynajmniej odpisywała na smsy...
Nie mogąc już tego słuchać Max otworzył przed nami drzwi do swojej sypialni,a my wzdychając rozsiedliśmy się na jego łóżku z niespokojnymi sercami.